Bohaterowie , Stanisław Frączysty "Sokół"
- Niedługo potem, prawdopodobnie 25 lub 26 października 1941 r. - wspomina Stanisław Frączysty - przyjechali po mnie na kwaterę: Piasecki*, Józef Lebedowicz, płk Jan Ziętarskl. Pojechaliśmy samochodem w kierunku Budy do zamku węgierskiej hrabiny Marengy. Wprowadzono mnie do jednego z pokojów, gdzie za biurkiem siedział starszy mężczyzna w kapeluszu, w grubych okularach, z sumiastym wąsem. Obecni odnosili się do niego z wielkim szacunkiem tytułując go profesorem. Początkowo nasza rozmowa była dosyć luźna. Profesor pytał co słychać w kraju, ile razy przechodziłem już granicę itp. Następnie poprosił o zapoznanie go z trasą przerzutu do Polski. Powiedziałem wówczas, że najlepiej można by to wszystko pokazać na mapie. No, ale skoro jej nie ma... W tym momencie, z jednej z szuflad, profesor wyjął doskonałą sztabówkę obejmującą teren od Budapesztu aż do Warszawy. Zdziwiło mnie, skąd u naukowca taka doskonała mapa. W trakcie omawiania trasy profesor wtrącał uwagi, pytał o najdrobniejsze szczegóły posługując się przy tym fachowym słownictwem wojskowym. Zacząłem uważniej przyglądać się mojemu rozmówcy. Twarz wydawała mi się znajoma. Tylko te okulary, wąsy... Patrzę raz jeszcze... Powoli zaczynam sobie kojarzyć twarz profesora z postacią, którą znała cała Polska. Profesor jakby odgadując co myślę, unika mojego wzroku. Czyżby to był...
- Następnego dnia około godziny 14 wyruszamy z Budapesztu koleją z biletami wykupionymi do Rożniawy. Oprócz profesora jechali jeszcze: Piasecki, Rogowski i córka hrabiny Marengy, która w razie komplikacji po drodze miała interweniować, wykorzystując swoje rodzinne koligacje z regentem Horthy'm. Podczas podróży dyskretnie obserwuję profesora. Teraz w dziennym świetle, rysy twarzy tego człowieka są wyraźniejsze. Moje poprzednie przypuszczenia przeradzają się w pewność. Jest to marszałek Edward Śmigły-Rydz, do niedawna Naczelny Wódz. Jestem tym mocno poruszony...
Marszałek Polski, Edward Rydz-Śmigły
Stanisław Frączysty w niemieckim obozie śmierci, Auschwitz przebywał do jesieni 1944 roku.
W listopadzie popędzono kilkusetosobową grupę więźniów w której znalazł się Stanisław Frączysty do obozu śmierci w Auschwitz II-Birkenau . Po trzech tygodniach kwarantanny, na początku grudnia w dużym transporcie wywieziono Pana Frączystego do Buchenwaldu, gdzie otrzymał numer 28678. Po paru dniach otrzymał przydział do podobozu w Weimarze, który mieścił się przy fabryce broni. Pracował tam do pierwszych dni lutego 1945 r. W lutym uciekł z tego podobozu wraz z dwoma innymi więźniami: Czechem i Rosjaninem.
Zostali złapani i jako obywatele Czech ponownie trafili Buchenwaldu.
Stanisław Frączysty w obozie w Buchenwaldzie nazywał się Jan Żiżka i otrzymał tym razem numer 133652.
Obóz Buchenwald wyzwolili 11 kwietnia 1945 roku Amerykanie.
Natychmiast o Panu Frączystym przypomnieli sobie UB-ecy, Został aresztowany i osadzony w więzieniu przy Placu Inwalidów w Krakowie.
W dniu 28 maja 2006 roku Stanisław Frączysty był wśród 32 byłych więźniów, którzy spotkali się pod Ścianą Śmierci w byłym obozie Auschwitz I z papieżem Benedyktem XVI
W dniu 28 maja 2006 roku Stanisław Frączysty pod Ścianą Śmierci w byłym niemieckim obozie masowej zagłady Auschwitz I z papieżem Benedyktem XVI.
Polaków
"Powstałe w 1998 roku Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich* corocznie jest głównym organizatorem uroczystości w dniu 14 czerwca, daty, obchodzonej od 2006 roku w Polsce uchwałą Sejmu RP jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. W 70. Rocznicę Deportacji do KL Auschiwitz Pierwszego Transportu 728. Polskich Więźniów Politycznych wraz ze świadkami tamtych wydarzeń oddamy ponownie hołd wszystkim Ofiarom tego miejsca…"
W dniu 14 czerwca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci o Polskich Ofiarach Niemieckich obozów Koncentracyjnych i zagłady. Uroczystości organizują członkowie Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Rodzin Oświęcimskich. Uroczystości są obchodzone przed blokiem numer 11, blokiem śmierci.
Tego dnia przyszedł z Tarnowa pierwszy transport, 728 / 828 / więźniów politycznych, członków ruchu oporu z więzienia w Tarnowie.
Głownie to polska inteligencja,ziemiaństwo, duchowieństwo, które nigdy nie mogło się pogodzić z agresją i mordami zdziczałych, patologicznych plemion germańskich.
Niemiecki obóz koncentracyjny i zagłady w Auschwitz, został stworzony dla eksterminacji Polaków i podboju Polski.
Wśród więźniów byli żołnierze wojny obronnej, inteligencja, studenci, uczniowie.
"13 cze"rwca 1940 roku z więzienia w Tarnowie hitlerowcy wyprowadzili 753 więźniów. W trakcie pobytu w łaźni, w drodze na dworzec kolejowy oraz z samego dworca uciekło lub zostało wycofanych z tej grupy 25 osób.
14 czerwca 1940 roku hitlerowcy deportowali do nowo utworzonego niemieckiego obozu Auschwitz pozostałą grupę 728 Polaków, głównie młodych ludzi, harcerzy, studentów, członków podziemnych organizacji niepodległościowych, żołnierzy kampanii wrześniowych 1939 roku, którzy próbowali się przedrzeć na Węgry do powstającej tam Armii Polskiej.
Pociąg z pierwszym transportem Polaków wyjechał w godzinach porannych z Tarnowa. Gdy pociąg zatrzymał się na peronie w Krakowie, więźniowie usłyszeli z megafonów informację o zdobyciu Paryża przez armię hitlerowską. W godzinach popołudniowych 14 czerwca 1940 roku pociąg wjechał na rampę w pobliżu budynków monopolu tytoniowego w Oświęcimiu. Wśród bicia zapędzono pierwszych więźniów KL Auschwitz do pomieszczeń w podziemiach, ponieważ obóz nie był jeszcze przygotowany na przyjmowanie transportów."
Uczestnik pierwszego transportu. Pan Roman Trojanowski, numer obozowy 44
Wojenne losy Pana Stanisława Frączystego przedstawiam w formie Jego rozmowy z Panem Markiem Giżyckim
Panie Stanisławie! Przez dwa lata działalności kurierskiej nie opuszczało pana szczęście. W końcu jednak Niemcy pana dopadli...
- Od pewnego czasu gestapo zakopiańskie węszyło za mną i moim bratem Frankiem. Rzadko wówczas nocowałem w domu. W ten feralny dzień 22 lutego 1942 roku, przebywałem w domu mojej siostry Zofii w wiosce Czerwienne niedaleko Chochołowa. Samo aresztowanie nastąpiło w wyniku zdrady.
Czy są znane panu jakieś bliższe szczegóły dotyczące samego aresztowania ?
W nocy z 20/21 lutego 1942 roku gestapo z Zakopanego urządziło w Chochołowie dużą obławę. Obstawiona została cała wioska. Po szczelnym zablokowaniu całego terenu, patrole niemieckie chodziły po chałupach, nakazując wyjść wszystkim obecnym na plac zborny w miejscu dzisiejszej szkoły. Nad ranem przyjechali szefowie gestapo z Zakopanego i zaczęli sprawdzać dane personalne każdej osoby. Mieli dokładną listę wszystkich mieszkańców. Kto według nich był podejrzany lub na tej liście nie figurował, a znajdował się w wiosce, był natychmiast aresztowany. Ładowano ich na samochody i odwożono do Zakopanego. Wśród aresztowanych był również młody chłopak, członek naszej organizacji, który wiedział gdzie ja przebywam. W trakcie śledztwa zaczęto go pytać m.in. o mnie. Nie wytrzymał bicia i powiedział, że ukrywam się u swojej siostry w wiosce Czerwienne. Niemcy wsadzili go na sanie, obstawa na drugie i jazda po mnie. Po przyjeździe do wioski, chłopak pokazał dom w którym nocowałem. Nie miałem żadnych szans. Wraz ze mną aresztowano także siostrę. Przewieziono nas do osławionej siedziby zakopiańskiego gestapo „Pałace".
Jaki zarzut lub zarzuty panu postawiono?
- Przede wszystkim zarzucano mi działalność konspiracyjną przeciwko państwu niemieckiemu oraz działalność kurierską. Mimo strasznego śledztwa do konspiracji się nie przyznałem. Przyznałem się natomiast, że rzeczywiście chodziłem przez granicę, ale tylko ze szmuglem. Przesłuchiwano także moich rodziców. Potwierdzali moje zeznania. Zresztą zaprzeczać nie było sensu, bo Niemcy mieli niestety bardzo dobre rozeznanie.
Jak długo był pan więziony w Zakopanem?
- W „Pałace" przebywałem około 3 tygodni. Później osobowym samochodem zawieziono mnie do Krakowa do więzienia na Montelupich. Po około 8 dniach w grupie 60 więźniów, dwoma samochodami ciężarowymi tzw. budami, przewieziono mnie do KL Auschwitz. Było to 26 marca 1942 roku. Otrzymałem numer 27235 i przydział do komanda pracującego na dworcu kolejowym, głównie przy pracach rozładunkowych. Później cale nasze komando skierowano na budowę zakładów Buna-Werke. Do pracy wożono nas pociągiem z dworca w Oświęcimiu do Dworów. Pracowałem tam przy budowie toru kolejowego w kierunku wschodnim. Był to równoległy tor do istniejącej linii kolejowej Oświęcim - Kraków. Po około dwóch miesiącach zachorowałem na zapalenie płuc, ale nie zostałem przyjęty do obozowego szpitala. Z ambulatorium odesłali mnie z powrotem do bloku. Tam spotkałem znajomego ze Starego Bystrego Olka Leję, który jako „stary" więzień miał w obozie chody. Załatwił mi przeniesienie do pracy w obozowych stajniach, które znajdowały się tuż za bramą obozową. Dwa dni później dołączył do mnie brat Franciszek, którego przywieziono do obozu kilka dni przed moim przybyciem. Byliśmy razem tylko kilka dni. Z polecenia obozowego gestapo Franek został zebrany do karnej kompanii, która w tym czasie zakwaterowana była w Birkenau. Jak się później dowiedziałem od kolegów Franka, zginął on prawdopodobnie w dniu 10 czerwca 1942 r. w trakcie zbiorowej ucieczki więźniów tej kompanii. W połowie lipca gestapo obozowe przypomniało sobie także i o mnie. Zostałem skierowany do osławionego bloku 11.
Jaki był tego powód?
- W trakcie aresztowań na Słowacji wpadł Józek Chudziec z Twardoszyna. A z jego pomocy jako kurier wielokrotnie korzystałem. W śledztwie pojawiło się moje nazwisko. Wzywano mnie z bloku 11 do obozowego gestapo i pytano czy znam takich, a takich ludzi. Później te zeznania sprawdzano w Zakopanem. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że znam go dobrze. Przed wojną byłem przewodnikiem tatrzańskim i chodziłem w góry z turystami, których Józek często do mnie przywoził. On zeznawał tak samo. Chociaż nasze wyjaśnienia pokrywały się, coś w nich Niemcom nie pasowało. Były zbyt zgodne. Śledztwo trwało jeszcze dosyć długo, a ja cały czas przebywałem w bloku 11. Wreszcie jesienią 1942 r. przewieziono mnie z powrotem do Zakopanego. W „Pałace" siedziałem ponad 3 miesiące. Ciągle chodziło o sprawę Józka i kilku innych. Wcześniejszych zeznań jednak nie zmieniłem. W marcu 1943 roku odesłano mnie z powrotem do obozu.
Czy przebywając w bloku 11 był pan świadkiem masowych egzekucji?
- W tym czasie kiedy byłem w bloku 11 tzn. od lipca do listopada 1942 egzekucje odbywały się z reguły dwa razy w tygodniu. Najczęściej we wtorki i piątki. Prawie zawsze rozstrzeliwano grupy około kilkudziesięciu skazańców. Samych egzekucji nie widziałem. Przed egzekucją więźniów z sal od strony bloku 10 przenoszono do sal z zachodu, po drugiej stronie bloku 11. Ponadto okna były szczelnie zasłonięte kocami. Egzekucje trwały do kilkunastu godzin. Zależało to od liczby skazańców. Pamiętam, że najdłuższa akcja zabijania odbyła się w październiku 1942 roku, kiedy to rozstrzelano 280 Polaków z transportu lubelskiego.
Czy w obozie w Oświęcimiu przebywał pan aż do samego wyzwolenie?
- Tylko do jesieni 1944 roku. W listopadzie popędzono kilkusetosobową grupę więźniów w której i ja się znalazłem do obozu w Brzezince. Po trzech tygodniach kwarantanny, na początku grudnia w dużym transporcie wywieziono mnie do Buchenwaldu, gdzie otrzymałem numer 28678. Po paru dniach otrzymałem przydział do podobozu w Weimarze, który mieścił się przy fabryce broni. Pracowałem tam do pierwszych dni lutego 1945 r. W lutym uciekłem z tego podobozu wraz z dwoma innymi więźniami: Czechem i Rosjaninem. Zresztą dołączyłem do nich przypadkowo. Od pewnego czasu wiedziałem, że obaj coś kombinują. Chyba chcą uciekać - pomyślałem. Powiedziałem, że idę z nimi. Początkowo nie chcieli o tym słyszeć, ale w końcu się zgodzili.
W jaki sposób uciekliście?
- Podobóz weimarski to w sumie 4 baraki więźniarskie tuż obok fabryki w której pracowaliśmy. Całość była otoczona naelektryzowanym drutem kolczastym i strzeżona przez wartowników na zwyżkach. Zauważyliśmy, że kiedy wracamy z pracy do obozu, budki wartownicze są puste. Wszyscy strażnicy z reguły stali przy bramie i liczyli wchodzących więźniów. Dopiero po wejściu wszystkich, obstawiano wieżyczki. W tym upatrzyliśmy naszą szansę. Plan był następujący. Wchodzimy do obozu jako pierwsi z popołudniowej zmiany, kiedy jest już ciemno. Biegniemy w narożnik obozu. Tam są ukryte wcześniej deski. Podkładamy je pod druty i w nogi. Do porannego apelu zyskamy kilka godzin. I tak też zrobiliśmy. Jednak zbyt długo nie cieszyliśmy się wolnością. Złapano nas na granicy czesko-niemieckiej. Wożono z aresztu do aresztu i w końcu trafiliśmy z powrotem do Buchenwaldu. Na szczęście nie zostaliśmy rozpoznani. Wraz z Czechem skierowano mnie do bloku czeskiego, bowiem nie przyznałem się, ze jestem Polakiem, a język czeski znałem bardzo dobrze. Zostałem zarejestrowany jako Jan Żiżka i otrzymałem tym razem numer 133652.
Miał pan przecież na przedramieniu wytatuowany oświęcimski numer obozowy. Nikt tego nie zauważył?
- Miałem dużo szczęścia. W tym czasie panował już w obozie duży bałagan. Jedne transporty przyjeżdżały, inne opuszczały Buchenwald. Jednak gdyby ktoś zobaczył mój numer oświęcimski, to przypuszczam, że Niemcy szybko by się zorientowali kim jestem naprawdę. A to mogłoby się dla mnie skończyć tragicznie.
Kiedy wrócił pan do kraju?
- Amerykanie zajęli Buchenwald 11 kwietnia 1945 roku. Weszli jednak za daleko na wschód. Po paru dniach mieli się wycofać, a na ich miejsce mieli wejść Rosjanie. Były komunikaty, że kto chce wracać do Polski niech pozostanie w obozie. Będą organizowane transporty do kraju. Kto natomiast z jakichś powodów nie chce lub nie może wracać, to niech zabiera się z Amerykanami. Ja wybrałem tę drugą ewentualność. Do rodzinnej wioski powróciłem dopiero w grudniu 1946 roku.
Czy po powrocie do kraju był pan represjonowany?
Przypomniał sobie o mnie Urząd Bezpieczeństwa w 1949 roku. Przez kilka tygodni siedziałem w ich więzieniu przy pl. Inwalidów w Krakowie. Było codzienne maglowanie i pytanie, dlaczego wróciłem do Polski, co robiłem u Amerykanów. Próbowano mi wcisnąć, że jestem agentem obcego wywiadu i takie tam różne głupoty. W końcu wypuścili mnie. Od tego czasu nie byłem już niepokojony.
Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę
*Major dyplomowany, inżynier Julian Marian Piasecki "Bogusław" "Legionista", były wiceminister komunikacji, Uczestnik Powstania Warszawskiego. Umiera 3 sierpnia 1944 roku w Szpitalu Maltańskim.Pochowany w zbiorowej mogile przy szpitalu.
Dwa dni później, 5 sierpnia, Niemcy zamordowali jego brata Józefa Mariana Piaseckiego – dyrektora Szpitala Wolskiego
od lewej: Józef, Julian i Henryk Piaseccy
- Michał St. de Zieleśkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
11 komentarzy
1. Szanowny Panie Michale
Cześć pamięci Bohaterom!
Spijćie mężni, niezwyciężeni ! Pamietamy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Ostatnie pożegnanie Józefa Hordyńskiego i Stanisława Frączystego
10 lutego na zakopiańskiej ziemi odbyły się dwa pogrzeby - Józefa Hordyńskiego i Stanisława Frączystego.
JÓZEF HORDYŃSKI do KL Auschwitz trafił 14 czerwca 1940 roku z pierwszym transportem Polaków. Pracował jako sanitariusz w szpitalu obozowym. Po wojnie aktywnie włączył się w odbudowę Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" w Zakopanem. Był skoczkiem narciarskim.
STANISŁAW FRĄCZYSTY był legendarnym kurierem tatrzańskim, który w 1941 roku przeprowadził z Węgier do Polski marszałka Rydza-Śmigłego; więzień Palace - zakopiańskiej katowni Gestapo, Montelupich, KL Auschwitz i Buchenwaldu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
My pamiętamy. Czy inni będą pamiętać mam wątpliwości. Administratorzy Polski robią więcej niż wszystko, by młode pokolenie zapomniało.
Administratorzy zmniejszyli o połowę liczbę godzin historii w szkołach.
To droga, by Polska w najbliższym czasie stała się kolonią obcych mocarstw
Cześć i chwała Bohaterom
Wyrazy szacunku
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
4. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Pięknie dziękuję za uzupełnienie mego tekstu.
Józef Hordyński, numer obozowy nr obozowy 347 i Stanisław Frączysty byli wśród 32 byłych więźniów, którzy 28 maja 2006 r. spotkali się pod Ścianą Śmierci w byłym obozie Auschwitz I z papieżem Benedyktem XVI.
Wyrazy szacunku
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
5. Szanowny Panie Michale
Na wieczny spoczynek odchodzą ostatni
Okrutnych, niemieckich zbrodni Świadkowie...
Kto, jak nie My... o PRAWDZIE POWIE
Dzisiaj i Jutro...następnym pokoleniom...?
W obłudzie i kłamstwie tonie Świat i Polska Ziemia...
Cześć i Chwała Polskim Bohaterom!
Daj im, o Panie, wieczne odpoczywanie...
***
Dziękuję, że Pan MÓWI ...
Serdecznie Pozdrawiam.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
6. Pani Intix,
Szanowna Pani Joanno,
Pięknie dziękuję
Daj Im Panie wieczne odpoczywanie
Ukłony moje najnizsze
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
7. Szanowny Panie Michale
Wielu Polaków zasłużyło się na wiele sposobów
Dlatego tak wiele mamy dzisiaj zasłużonych grobów
Jedni zginęli zamordowani przez czerwone hordy zbrodniarzy
Z zachodu , wschodu nazwę ich bezwzględnie rakarzy
Bo nie mieli uczuć żadnych godnych człowieka
Na szczęście niejeden z ich łap ucieka
Komu się udało ten przeżył długie lata
Kogo złapały te bestie oddawały dla kata
Szczęście mieli niektórzy , a inni niestety nie
Dlatego musimy wspominać wszystkie noce i dnie
Gdy byli wyrywani z domów jak stali
Ważne że duchem mocni i Polską wspierali
Pozdrawiam
8. Pan Jacek Mruk,
Szanowny Panie Jacku,
Pięknie dziękuję.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
9. Szanowny Panie Michale
kustosze historii odchodzą...
Kolejny odszedł na wieczną wartę w Domu Pana.
Józef Uznański, legendarny kurier tatrzański Armii Krajowej
zmarł w nocy z poniedziałku na wtorek w Zakopanem. Miał 87 lat.
Józef Uznański wsławił się brawurową ucieczką przed Niemcami, skacząc z wagonika kolejki linowej na Kasprowy Wierch.
Józef Uznański urodził się 30 marca 1924 r. w Zakopanem. Jako dziecko podziwiał i uczył się "białego szaleństwa" od legendarnych sportowców tamtych czasów: Bronisława Czecha, Heleny Marusarzówny i jej brata Stanisława. W wieku szesnastu lat startował w narciarskich Mistrzostwach Polski. Na nartach skakał również na Wielkiej Krokwi.
W czasie II wojny światowej walczył w oddziałach partyzanckich w Gorcach. Jadąc kolejką na Kasprowy, dowiedział się od kolejarza, że na górnym peronie czekają na niego Niemcy. Dojeżdżając do pośredniej stacji kolejki na Myślenickich Turniach, postanowił wyskoczyć z wagonika. Kiedy wagonik dojeżdżał do stacji przesiadkowej Uznański zapiął narty i wyskoczył do stromego żlebu uciekając przed Niemcami.
Po wojnie Uznański powrócił do sportu. Od 1957 r. był ratownikiem tatrzańskim, taternikiem, członkiem Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem, instruktorem narciarskim PZN, a i przewodnikiem tatrzańskim.
Uznański jako pierwszy polski ratownik górski dokonał zjazdów na linie z użyciem zestawu Grammingera, tzw. szelek. Jak pierwszy również wytresował psa tropiącego ludzi w lawinie śnieżnej. Brał udział w kilkuset wyprawach ratowniczych w Tatrach. Był członkiem honorowym Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Pogrzeb Józefa Uznańskiego odbędzie się w czwartek na cmentarzu przy ul. Nowotarskiej w Zakopanem.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Smutna wiadomość
To już Ostatni, z ostatnich
wieczne odpoczywanie,racz MU dać Panie
gość z drogi
11. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
ózef Uznański na Kasprowym Wierchu, 1944 r.
Józef Uznański i inny ratownik TOPR, Jan Krupski. W tle stare zdjęcie ze wspinaczki Uznańskiego na Kancie Mnicha
Cześć Jego pamięci
Wyrazy szacunku
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz