72. rocznica masowej egzekucji w Wawrze
W nocy z 26 na 27 grudnia 1939 r. okupanci niemieccy w odwecie za śmierć 2 podoficerów z niemieckiego batalionu budowlanego nr. 538 dokonali egzekucji 107 cywilnych mieszkańców warszawskiej dzielnicy Wawer(nie będącej wówczas częścią miasta).
Była to pierwsza masową zbrodnia na ludności cywilnej Warszawy i okolic, oraz w Generalnym Gubernatorstwie.
W reakcji na wiadomość o śmierci Niemców, wbrew międzynarodowemu prawu okupanci zastosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Policja niemiecka postawiona w stan pogotowia aresztowała 120 mężczyzn.
Mężczyźni liczyli od 16 do 70 lat, wśród nich byli zarówno rzemieślnicy, kupcy i robotnicy, pracownicy umysłowi, dziennikarz oraz oficer Wojska Polskiego. Część zatrzymanych przebywała w Wawrze jedynie tymczasowo.
Jan Bijata, autor książki "Wawer" pisze: "Obydwie kompanie policyjne liczące około 300 ludzi dotarły do Wawra przed godziną 22.30. Samochody zatrzymały się przy stacji kolejki wąskotorowej. Stąd kompanie udały się marszem do komendy placu w Aninie przy ulicy Drugiej Poprzecznej nr 3. Tutaj dowódca batalionu wysłuchał meldunku Oberleutnanta Stephana, po czym wydał rozkaz dowódcom kompanii: Aresztować wszystkich mężczyzn i sprowadzić do komendy placu"
Mężczyzn postawiono przed tzw. sądem doraźnym pod przewodnictwem mjr. policji Wilhelma Wenzla i w obecności dowodzącego akcją ppłk. Maxa Daume.
Sąd rejestrując tylko personalia skazał 114 osób na śmierć.Antoni Bartoszek, właściciel restauracji w której zginęli dwaj Niemcy, został dotkliwie pobity i powieszony u wejścia do lokalu, przed zapadnięciem "wyroku" sądu doraźnego.
Egzekucja odbyła się na niezabudowanym placu pomiędzy ulicami Błękitną a Spiżową (obecnie ul. 27 grudnia) w Wawrze o godzinie 6 rano. Mężczyźni zostali rozstrzelani przy użyciu karabinów maszynowych. W czasie przeprowadzania na miejsce kaźni, jednemu z mężczyzn udało się zbiec. Samą egzekucję, mimo odniesionych ran, przeżyło 7 osób.
Po wojnie Max Daume i Wilhelm Wenzl zostali skazani na karę śmierci.
http://niezalezna.pl/20899-72-rocznica-masowej-egzekucji-w-wawrze
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Zbrodnia w Wawrze 27 grudnia
Zbrodnia w Wawrze 27 grudnia 1939 r.
27
grudnia 1939 r. w Wawrze pod Warszawą Niemcy rozstrzelali 107 cywilnych
mieszkańców, wyciągniętych z mieszkań w trakcie nocnej obławy. Była to
pierwsza, masowa zbrodnia dokonana przez hitlerowskiego okupanta na
ludności cywilnej Warszawy.
W mroźny, zimowy wieczór
w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 26 grudnia 1939 roku do baru
prowadzone przez Antoniego Bartoszka przy ul. Widocznej 85 w Wawrze
weszło dwóch mężczyzn: Marian Prasuła i Stanisław Dąbek. Byli to dobrze
znani wawerskiej policji kryminaliści zbiegli w czasie działań wojennych
z więzienia świętokrzyskiego.
Mężczyźni zachowywali się
agresywnie. Domagali się wydania jedzenia pomimo, iż lokal w święta był
zamknięty. Bartoszek postanowił zawiadomić pobliski posterunek policji.
Kiedy przybyły na miejsce polski policjant rozpoznał w mężczyznach
zbiegłych kryminalistów wezwał na pomoc niemieckich żołnierzy. Gdy ci
pojawili się w lokalu podczas legitymowania zbiegłych z więzienia
przestępców padły w ich kierunku strzały... Jeden z Niemców zginął na
miejscu, drugi zmarł w drodze do szpitala. Prasuła i Dąbek zdołali
uciec.
Około godziny 21.30 szczegółowy meldunek o zastrzeleniu niemieckich podoficerów z batalionu budowlanego
dotarł do 31. pułku policji porządkowej stacjonującego w Warszawie
(Polizei-Regiment Warschau). Zawierał on dokładne informacje na temat
przebiegu zdarzeń i dane sprawców zabójstwa.
Na rozkaz
podpułkownika Maxa Daume - zastępcy dowódcy pułku policji porządkowej
w Warszawie do Wawra i sąsiedniego Anina wysłano natychmiast 2 i 3
kompanię VI batalionu policyjnego pod dowództwem majora Friedricha
Wilhelma Wenzla z zadaniem przeprowadzenia specjalnej akcji
pacyfikacyjnej.
Nocna obława rozpoczęła się około godziny 23.
Niemcy zabierali z domów mężczyzn w wieku 16-70 lat. Jeden z ocalałych,
mjr Bronisław Janikowski, składając w 1945 r. zeznania przed sędzią
śledczym, wspominał: "Około północy obudziło mnie walenie w drzwi.
Usłyszałem krzyk po niemiecku, więc wstałem i otworzyłem drzwi. Wpadło
kilku żołnierzy, splądrowali dom i zabrali mnie do komendy. Na ulicy
przed komendą stało już kilkadziesiąt osób w trzech szeregach. Noc była
jasna. Pełnia księżyca. Mróz koło 20 st. Co pewien czas brano po kilka
osób do domu na przesłuchanie. Szło to bardzo szybko. Po obydwu stronach
schodków prowadzących do domu stali żołnierze. Każdy wychodzący
z przesłuchania był kopniakiem wyrzucany na schodki, a stojący obok
żołnierze bili go kolbami, kopali. Na podwórzu, z boku, a nie razem
z nami, stał jakiś człowiek bez czapki i bez butów. Ktoś powiedział mi,
że to właściciel kawiarni". (J. Bijata "Wawer").
Łącznie podczas
obławy Niemcy wyprowadzili z domów około 120 mężczyzn. Byli wśród nich,
poza stałymi mieszkańcami obu miejscowości, także goście spędzający u
rodziny czy przyjaciół święta Bożego Narodzenia.
Około godziny 5
rano "sąd" doraźny działający pod przewodnictwem mjr. Wenzla i w
obecności ppłk. Daume zakończył "proces", skazując 114 mężczyzn na
śmierć. Wyrok wygłosił z ganku domu przy ul. II Poprzecznej 3 mjr
Fryderyk Wilhelm Wentzel. Żaden z nich nie miał prawa do obrony. Na nic
zdały się ich prośby, protesty i modlitwy. Ograniczono się jedynie do
spisania ich danych personalnych.
Stanisław Piegat, cudem ocalały
z egzekucji, tak opisywał ten moment: "Wyszedł major i podoficer. Major
po niemiecku, a podoficer po polsku powiedzieli, że za zabicie dwóch
żołnierzy niemieckich jesteśmy wszyscy skazani na śmierć". (J. Bijata
"Wawer").
Antoni
Bartoszek, właściciel restauracji, w której zginęli dwaj Niemcy, został
dotkliwie pobity i powieszony u wejścia do lokalu, jeszcze przed
zapadnięciem "wyroku" sądu doraźnego.
Pod eskortą poprowadzono skazanych tunelem pod torami na drugą stronę linii kolejowej. Skazanych ustawiano dziesiątkami w szeregu, na niezabudowanym placu pomiędzy ulicami Błękitną a Spiżową. Nakazywano odkryć głowę, stanąć twarzą do twarzą do płotu i uklęknąć.
Wtedy padały strzały z broni maszynowej. W drodze na miejsce kaźni, jednemu z mężczyzn udało się zbiec. Ostatnią dziesiątkę ułaskawiono, aby pogrzebali pomordowanych. Egzekucję, mimo odniesionych ran przeżyło 7 osób. Zginęło 107 osób.
Wśród
rozstrzelanych znalazło się 85 mieszkańców Wawra i Anina oraz 22 osoby
z innych miejscowości. Byli wśród nich Polacy, Żydzi, Rosjanin i dwóch
obywateli USA.
Stanisław Piegat wspominał: "Wprowadzili nas na
nie zabudowany plac, na którym obecnie jest krzyż. Tam ustawiono nas
w szeregu, kazano zdjąć kapelusze i uklęknąć. (...) Na dworze było
jeszcze ciemno. Oświetlono nas reflektorami samochodowymi. Gdy w pewnym
momencie posłyszałem strzały z karabinu maszynowego i zobaczyłem, że mój
sąsiad, Wieszczyk, pada naprzód, upadłem i ja twarzą na ziemię.
Posłyszałem z obu stron rzężenie. Po chwili zorientowałem się wciągając
powietrze głębiej, że nic mnie nie boli. Nie ruszyłem się jednak
i leżałem dalej spokojnie. Po chwili usłyszałem, że ktoś idzie,
i usłyszałem pojedyncze strzały. Zorientowałem się, że ktoś idzie
i dobija strzałami rannych. (...) Nadmieniam, że w tym momencie, kiedy
nas wprowadzono na ten plac, to już była sprowadzona następna dziesiątka
i ona także uklękła niedaleko od nas. Słyszałem, że następnie strzelano
z karabinu maszynowego do nich. I my, i oni - klęczeliśmy twarzą
zwróceni w kierunku Zastowa. Co kilka minut słyszałem serie z karabinu
maszynowego, pomiędzy zaś seriami pojedyncze strzały. Tak trwało chyba
ze dwie godziny". (J. Bijata "Wawer").
Janina Przedlacka, która
w Wawrze straciła męża i syna, tak opisywała to, co zobaczyła po
przybyciu na miejsce masakry: "Leżeli obok siebie. Twarz męża była
zmasakrowana nie do poznania. Oko wybite, nos spłaszczony. Kołnierz
futrzany od palta podarty w strzępy. Leżał skurczony, jak w okropnym
bólu. Był już zimny. Wiedziałam, że nie żyje. Za to syn leżał
wyprostowany, z czapką na głowie, oczy otwarte, jakby za chwilę miał
wstać. Zdawało mi się, że żyje. Rozpięłam mu koszulę, ciało było jeszcze
ciepłe i spocone. Zaczęłam je wycierać i rozcierać. Chciałam za wszelką
cenę przywrócić go życiu. Czekałam na cud Zaczęli schodzić się ludzie.
Niewypowiedziana rozpacz ogarnęła wszystkich. Ludzie biegali, jak
obłąkani. Płakali, wyli z bólu i bezradności, przysięgali odwet Chcieli
zabierać zabitych do domu. Stawiali ich na nogi, zaklinali, by ożyli, by
się odezwali. Twarda konieczność jednak kazała opanować się. Ktoś
powiedział, że na razie nie można zabierać zwłok, trzeba pochować na
miejscu. Składaliśmy więc do dołu mężów, synów, ojców, jednego obok
drugiego. Przykrywaliśmy im twarze - czym kto mógł - kapeluszami,
szalikami, chustkami, aby im się do oczu piasku nie nasypało Zostałam
sama. Zbolała i zrozpaczona, skrzywdzona w sposób, którego żadna mowa
ludzka nie jest w stanie wyrazić". (H. Pawłowicz "Wawer, 27 grudnia 1939
r.")
Władze niemieckie miały całkowitą świadomość tego, iż
w Wawrze rozstrzelano niewinnych ludzi, potwierdza to m.in. sprawozdanie
naczelnego dowódcy wojsk niemieckich na Wschodzie gen. Johannesa
Blaskowitza z lutego 1940 r. Stwierdzał on w nim m.in.: "VI batalion
policji, wysłany przez administrację na wiadomość o morderstwie, kazał
powiesić właściciela szynku przed jego lokalem, gdzie miało miejsce
morderstwo oraz rozstrzelać 114 Polaków z willowej kolonii Anin, którzy
ze zbrodnią nie mieli nic wspólnego. (...) To rozstrzelanie wzburzyło
bardzo Polaków, ponieważ morderstwo nie miało żadnego związku
z ludnością, była to zbrodnia dokonana z motywów wyłącznie kryminalnych.
Poza tym ludność wskazała sama tych zbrodniarzy batalionowi budowlanemu
538, usiłowała więc pomóc przy ich ujęciu". (J. Bijata "Wawer").
Początkowo
pochowano ich na prowizorycznym cmentarzu w ogólnych grobach. Po
ekshumacji przeprowadzonej w czerwcu 1940 r. 76 zwłok pochowano na nowym
cmentarzu przy ul. Kościuszkowców w Wawrze, część przewieziono do
Warszawy do grobów rodzinnych, a zwłoki 11 Żydów do Warszawy zabrało
Towarzystwo "Wieczność".
Pamięć o zbrodni wawerskiej nie wygasła
do końca wojny, mimo dziesiątków późniejszych egzekucji masowych
i innych głośnych aktów terroru. Jednym z dowodów na to było nadanie
nazwy "Wawer" powstałej w grudniu 1940 r. Organizacji Małego Sabotażu,
której komendantem głównym został Aleksander Kamiński. W latach 1940 - 1945, wykonała ponad 170 akcji sabotażowych przeciw okupantowi. Na warszawskich murach harcerze pisali: „Wawer pomścimy”.
W
miejscu egzekucji, przy ul. 27 grudnia w Wawrze, wystawiono pomnik ku
czci ofiar egzekucji według projektu Ewy Śliwińskiej. Podobny monument
wystawiono także na Cmentarzu Wojskowym przy ul. Kościuszki, gdzie
spoczywają ofiary. Pomnik upamiętnia także 14 mieszkańców Anina,
rozstrzelanych w podobnej egzekucji dnia 29 kwietnia 1942 r. oraz
żołnierzy Wojska Polskiego poległych podczas Obrony Warszawy w 1939
roku.
Po wojnie, sądy polskie osądziły współodpowiedzialnych za
Zbrodnię w Wawrze, Najwyższy Trybunał Narodowy skazał Maxa Daume,
wyrokiem z dnia 3 marca 1947 r., na karę śmierci. Wilhelm Wenzl otrzymał
karę śmierci wyrokiem Sądu Wojewódzkiego dla miasta stołecznego
Warszawy w 1951 r.
W latach 1976-80 w Aninie wybudowano kościół-pomnik zbrodni w Wawrze.
Jednym z rozstrzelanych mężczyzn był Daniel Gering, którego
przodkowie przybyli z Niemiec. Mieszkał przy ul. I Poprzecznej i czuł
się Polakiem i mimo nalegań sądu nie chciał potwierdzić swojego
niemieckiego pochodzenia.
http://www.twoja-praga.pl/praga/historia/1301.html
Cmentarz-Pomnik Rozstrzelanych w Wawrze 27 grudnia 1939
Cmentarz-Pomnik
upamiętnia miejsce publicznej egzekucji 107 mieszkańców Wawra i Anina
znajduje się przy ulicy 27 grudnia w dzielnicy Wawer.
Ofiary
śmiertelne, w sumie 107 osób, zostały początkowo pochowane
w tymczasowej zbiorowej mogile. Pomiędzy 25 a 27 czerwca 1940 roku,
decyzją niemieckiego starosty na powiat warszawski, dokonano ekshumacji.
76 wydobytych zwłok pochowano na cmentarzu przy ul. ul.
Kościuszkowców, a pozostałych pomordowanych, złożono w grobach
rodzinnych na terenie Warszawy. 11 Żydów pochowano na cmentarzu
żydowskim w Warszawie.
W 1944 roku, po zajęciu Pragi, w miejscu
egzekucji przy ul. 27 grudnia wystawiono pomnik mauzoleum według
projektu Ewy Śliwińskiej.
Przy wejściu na teren cmentarza, tabliczka z napisem:
rozstrzelanych przez zbrodniarzy hitlerowskich w dniu 27 grudnia 1939
Cześć ich pamięci.
W środkowej części cmentarza znicz z napisem: Poległym a Niezwyciężonym
Po
bokach znajdują się dwie monumentalne rzeźby Józefa Gazego
przedstawiające "Polonię" i "Bojownika z faszyzmem". Na obu cokołach
zostały wymienione imiona i nazwiskami wszystkich ofiar zbrodni.
W tylnej części cmentarza znajduje się 96 krzyży i 11 macew.
Cały teren symbolicznego cmentarza zajmuje obszar ok. 70x80 metrów.
Cmentarz Ofiar Wojny przy ul. Kościuszkowców
Cmentarz
Ofiar Wojny przy ul. Kościuszkowców powstał w listopadzie 1939 roku na
skraju Rezerwatu Przyrody im. Króla Jana III Sobieskiego.
Przy wejściu na teren tablica z napisem „Cmentarz
wojenny z okresu 1939-1945 r. na którym pochowani są żołnierze WP
polegli w obronie Warszawy 1939 r. Rozstrzelani przez hitlerowców
w Wawrze 27 XII 1939 r. Rozstrzelani w Aninie 29 IV 1942 r. Radziccy
i Polscy artylerzyści polegli w walce o wyzwolenie Warszawy. Ofiar wojny
i okupacji.”
Pierwszym pochowanym był Kazimierz Grauzynius z Wilna. Jego pogrzeb zmienił się w uroczystość patriotyczną.
W
latach 60-tych teren cmentarza uporządkowano a na grobach postawiono
betonowe krzyże. Został wystawiony postawiono pomnik rozstrzelanych
w Wawrze z wykutą w czerwonym piaskowcu sylwetką człowieka trafionego
serią z karabinu - dłuta Stanisława Zielińskiego.
Duże wrażenie
robi też pomnik nagrobny z postaciami matki i syna - Janiny Mateckiej
i Witolda Leopolda Mateckiego. Oboje byli harcerzami, mieszkali
w Aninie. Ona zginęła w sierpniu 1944 r. w swoim domu, na który spadła
bomba. On - w maju 1945 r. w lesie od eksplozji niewybuchu. Miał 16 lat.
http://www.twoja-praga.pl/praga/historia/1345.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Dziekuje za przypomnienie o tej juz jakby wymazanej z pamieci zb
Ja co prawda urodzilem sie na Woli,ale mam rzeklbym takie metafizyczne/i nie tylko zwiazki z Wawrem/.Przez szesc lat jako mlody czlowiek,spotykalem sie z dziewczyna z Wawra,a Ona byla takim lokalnym patryjota .Mieszkala troche w innej czesci Wawra/przy Barborki/to tak blizej Goclawka,ale angazowala sie we wszystkie akcje,wtedy w ramach parafialnych/bo inaczej to trzeba bylo gdzies nalezec/.Cmantarz ofiar przy Kosciuszkowcow wtedy juz/koniec lat siedemdziesiatych/nalezal administracyjnie do Marysina Wawerskiego.A pamietam go dobrze,bo juz wtedy mlodziez ze szkol i parafii,pamietala o grobach zamordowanych i to byly takie moje pierwsze zwiazki z czyms co zostalo dla mnie wazne.
Jeszcze raz dziekuje za przypomnienie.
Mam tak samo jak ty
3. Legionista
kto wychował się w Warszawie , ten rozumie, że ocalałe jeszcze na murach niektórych budynków dziury w tynkach to ślady po kulach, a nie usterki budowlane . My wychowaliśmy się z tą świadomością, a każde podwórko i parafia miały swoją pamięć .
Pamiętamy. A pamięć niosą kolejni młodzi wychowani na ulicach Warszawy.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl