"Argumenty" przeciwko lustracji

avatar użytkownika Unicorn
http://prawy.pl/r2_index.php?dz=felietony&id=30309&subdz= "Nie przez przypadek wielu polityków i popierające ich media od lat sprzeciwiają się lustracji. Używają przy tym tych samych argumentów. 1. Lustracja jest niekonstytucyjna Ten antylustracyjny mit zrobił ostatnio największą karierę, czemu nie należy się dziwić, bo w zasadzie da się podciągnąć pod niego wszystkie pozostałe. „Niezgodność z konstytucją” jest jak z gumy, jak słowo-wytrych. Trybunał Konstytucyjny wykorzystuje tą zasadę prawną śpiesząc na odsiecz kapusiom, jak w październiku 2005 roku, czy w maju roku w niespełna dwa miesiące od wejścia w życie znowelizowanej ustawy lustracyjnej. Tymczasem według senatora Romaszewskiego, orzeczenie TK jest „bełkotem”, ponieważ nie jest jasna jego koncepcja, a ponadto powstają tam sprzeczności między poszczególnymi uregulowaniami oraz z poprzednim orzecznictwem. Bo jak na przykład miałoby się odnosić do konstytucyjnej zasady wolności słowa i wolności badań naukowych. 2. Lustracja to „polowanie na czarownice” W powielaniu tego antylustracyjnego kłamstwa powtarzanego niezmiennie od pamiętnej „nocy teczek” w 1992 roku największe zasługi ma bezwzględnie „Gazeta Wyborcza”, która walkę z lustracją wypisała na swoich sztandarach i której redaktor naczelny Adam Michnik straszył właśnie polowaniem na czarownice, rozlewem krwi, stawianiem szubienic i błotem pomówień („Lustracja błotem się toczy”). „Wyborcza” Rzecznika Interesu Publicznego sędziego Bogusława Nizieńskiego nazwała „funkcjonariuszem państwa totalitarnego”, porównywała go do Robespierre’a. A Ewa Milewicz z „GW”, nazwała sędziego Nizieńskiego „politycznym sojusznikiem UB i SB”. Mówienie o lustracji jako o polowaniu na czarownice, tzn. nagonce na sztucznie wykreowanych wrogów, nie świadczy jednak o oryginalności „Wyborczej” – wręcz przeciwnie, jest w byłych demoludach typową formą samoobrony byłych agentów. Według Joachima Gaucka, byłego szefa Urzędu ds. Dokumentacji Służb Bezpieczeństwa Państwa byłej NRD, „ci, którzy mieli lub mogli mieć kłopoty z powodu współpracy ze służbami bezpieczeństwa, oczywiście lamentowali, że urządzono polowanie na czarownice. Tak twierdzili członkowie Socjalistycznej Partii Jedności (SED) i tak uważają ich następcy z Partii Demokratycznego Socjalizmu (PDS). Polowania nie było” – wyjaśniał Gauck. 3. Teczki były fałszowane Kłamstwo, jakoby teczki miały zostać sfałszowane – a co za tym idzie, są niewiarygodne – jest powtarzane niezmiennie od lustracyjnej burzy w 1992 roku. Gromosław Czempiński, weteran służb PRL, twierdził przykład, że teczki fałszowano, i to w wielu przypadkach. Jako koronny przykład podawał tu rzekome sfałszowanie teczki Wiesława Chrzanowskiego. Mimo, że Chrzanowski nigdy tego potwierdził. Profesor Hanna Świda-Ziemba, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, potrafiła w jednym z wywiadów powiedzieć, że „Materiały, które są podstawą badań pracowników IPN-u, nie są w pełni wiarygodne. Przecież w latach 60. i 70. w PRL-u wszyscy oszukiwali wszystkich. (...) Ja nie usłyszałam dotąd ani jednego argumentu za wiarygodnością wszystkich teczek” (sic!). Tymczasem mający wgląd w akta historycy IPN i pracownicy Biura Rzecznika Interesu Publicznego, byłego rzecznika Nizieńskiego nie wyłączając, zgodnie twierdzą, że nie jest znany dotąd ani jeden przypadek takiego fałszerstwa. Jedynym udowodnionym przypadkiem już w latach 90. było sfałszowanie „lojalki” Jarosława Kaczyńskiego. Jak zresztą mógłby funkcjonariusz wymyślać sobie agentów, skoro w każdej chwili musiał się liczyć ze sprawdzeniem, a w razie wykrycia oszustwa – z końcem kariery. Fałszowanie teczek uniemożliwiał już przecież sam sposób rejestrowania tajnych współpracowników. W jednostce terenowej SB zakładano dwie kartoteki: Terenową Kartotekę Czynnych Zainteresowań oraz Terenową Kartotekę Ogólnoinformacyjną, a dane z terenu przesyłano jeszcze do kartotek w centrali, od 1984 do Zintegrowanego Systemu Kartoteki Ogólnoinformacyjnej. Jak więc przy tej wielokrotności rejestracji danych o TW można było fałszować teczki? Nic dziwnego, że sędzia Bogusław Nizieński, zapytany przez Monikę Olejnik: „Panie sędzio, czy w czasie pana pracy, sześcioletniej pracy, spotkał pan przypadki fałszowania dokumentów przez SB?”, sprowadził to pytanie do absurdu: „Ja takich nie kojarzę, nie widzę takich teczek, które miałyby być sfałszowane. Niby, dla kogo, sami dla siebie fałszowali?”. 4. Lustracja to zemsta esbeków zza grobu JE ks. abp Józef Życiński określił swego czasu jako „pośmiertny triumf UB” projekt LPR, zgodnie z którym IPN miałby ujawnić nazwiska pracowników i tajnych współpracowników SB. Owszem, lustracja byłaby zemstą esbeków zza grobu na ludziach dawnej opozycji, ale tylko wtedy, gdyby teczki były sfałszowane. Ponieważ jednak teczki mówią prawdę, bo sposób rejestracji danych w MSW wykluczał możliwość ich fałszowania to, jeśli esbecy triumfują, to właśnie w rezultacie zapóźnienia Polski pod względem przeprowadzenia lustracji, w porównaniu np. z Czechami i byłą NRD. Wiadomo bowiem, że funkcjonariusze kopiowali dla siebie akta, i nieprzeprowadzenie lustracji otwiera ogromne możliwości szantażu uwikłanych we współpracę z peerelowską bezpieką polityków. 5. Lustracja jest niebezpieczna Przeciwnicy lustracji ostrzegają, że ujawnienie teczek będzie wybuchem bomby, niebezpiecznym w skutkach, prowadzącym do destrukcji państwa. Jeśli przyjąć za dobrą monetę to, że lustracja to polowanie na czarownice, gra teczkami, to stąd już faktycznie prosta droga do uznania, że lustracja jest niebezpieczna. Prowadzi więc do rozlewu krwi i szubienic nie wyłączając, czym zresztą straszył Adam Michnik: „Gdyby w 1992 roku Macierewicz wygrał operację lustracyjną, bez – symbolicznie mówiąc – szubienic by się nie obeszło”. Jeśli jednak lustracja czemukolwiek zagraża, to głównie karierom, bo według sędziego Nizieńskiego, aż 588 osób, które piastowały ważne urzędy w momencie zakończenia jego kadencji pod koniec 2004 roku miało powiązania z SB. Biorąc pod uwagę, że ludzie tacy narażeni są na szantaż, bo są na nich „haki”, nietrudno sobie wyobrazić skalę paraliżu państwa. 6. Agenci to ofiary „Stoję po stronie pokrzywdzonych przez służby specjalne PRL. I apeluję: nie dopuśćmy do powstania nowej grupy pokrzywdzonych” – powiedział Leon Kieres jeszcze jako prezes IPN, odnosząc się do projektów autorstwa LPR i Samoobrony nowelizacji ustawy o IPN, przewidującej odtajnienie archiwów. W ten sposób miałoby bowiem, zdaniem ówczesnego prezesa IPN, dojść do pokrzywdzenia tych, którzy nie zdecydowali się na donoszenie dla pieniędzy, ale zostali pozyskani szantażem. PRL - państwo komunistyczne było państwem policyjnym, ale zwerbowania do współpracy można było uniknąć. Ceną jednak była rezygnacja z dodatkowych pieniędzy, wyjazdu za granicę. Joachim Gauck wielokrotnie powtarzał, że po lustracji w byłej NRD okazało się, iż z policją polityczną współpracowała znacząca liczbowo, ale jednak tylko grupa, i że większość była w stanie tej współpracy odmówić. 7. Lustracja nie uderzy w postkomunistów Byłaby to prawie prawda, gdyby SLD w trosce o ratowanie własnej skóry udało się w 2002 roku przeforsować nowelizację ustawy lustracyjnej, w myśl, której lustracji miały nie podlegać wywiad i kontrwywiad. Trybunał Konstytucyjny stwierdził jednak, że znowelizowana ustawa jest niezgodna z Konstytucją. Toteż za kłamców lustracyjnych zostali uznani Józef Oleksy, Jerzy Jaskiernia i Marek Wagner, wszyscy trzej z powodu zatajenia współpracy z wywiadem. Zasada niepozyskiwania członków PZPR do współpracy dotyczyła SB, ale wywiadu i kontrwywiadu już nie. Na tzw. liście Kurtyki są nazwiska Jacka Piechoty, Zbigniewa Siemiątkowskiego, Longina Pastusiaka. Wymieniona trójka figurowała już wcześniej, zapewne „czystym przypadkiem”, na tzw. liście Nizieńskiego. 8. Akta są niekompletne Teczki były bezkarnie niszczone w okresie od 4 czerwca 1989 roku do 30 stycznia 1990 roku, to jest do czasu zarządzenia generała Czesława Kiszczaka zakazującego niszczenia dokumentów znajdujących się w zasobie archiwalnym MSW i jednostkach terenowych tego resortu. Jak wynika z tzw. raportu Macierewicza przygotowanego w maju 1992 roku w związku z uchwałą lustracyjną Sejmu, dokumenty niszczono też później, gdy ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Mazowieckiego był Krzysztof Kozłowski, który zresztą nie krył się z poglądem, że najlepiej byłoby zniszczyć akta. Prawdą jest więc niszczenie teczek, niemniej – biorąc pod uwagę zbiurokratyzowanie działalności MSW, wielokrotne rejestrowanie danych na temat TW oraz całą charakterystyczną dla systemu komunistycznego manię reprodukcji akt – nie znaczy to wcale, że możliwe było pełne „wyczyszczenie” teczek i brakujące ogniwa są nie do odtworzenia. 9. Lustracji nie można sprawnie przeprowadzić Patrząc na „najdłuższy proces lustracyjny nowoczesnej Europy” Józefa Oleksego, rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Na przekór antylustracyjnym przekłamaniom w Czechach nie do pomyślenia byłby przypadek Oleksego. W Niemczech, Czechach i na Słowacji nie było sądów lustracyjnych, tam po prostu zostały powołane instytucje, które dekonspirowały agentów. Dopiero delikwent uznany za agenta mógł się odwołać do sądu, z tym, że sąd zajmował się już tylko kwestią, czy instytucja, która wydała taki werdykt, działała zgodnie z prawem, czy nie. 10. Polsce grozi „dzika lustracja” Owszem, tyle, że już była. Gdy ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Mazowieckiego był Krzysztof Kozłowski – w sposób sprzeczny z prawem została powołana, rzekomo w celu zbadania „zasad zorganizowania archiwum MSW”, czteroosobowa komisja w składzie: Adam Michnik, Andrzej Ajnenkiel, Bogdan Kroll i Jerzy Holzer. Czwórka ta od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 roku miała dostęp do Centralnego Archiwum MSW i nie wiadomo, czy na penetrowaniu teczek się skończyło. Premier Jan Olszewski stwierdził później, że tzw. komisja Michnika „pozostawiła zaledwie dwustronicowy dokument (...) sprawiający wrażenie robionego dosyć pośpiesznie i nie wskazującego na to, czym się naprawdę zajmowano”. „Pierwszymi jej [komisji Michnika] ofiarami, w formie swoistego szantażu stali się dziennikarze «Tygodnika Mazowsze»“ – przypomniał później w „Głosie” Antoni Macierewicz."
Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika konserwatystka

1. Lustracja

To,że przeciwnicy lustracji wyciągają wszystkie te bzdurne argumenty to mnie nie dziwi.. to jest ich i ich mocodawców interes. Ale dlaczego to PIS jako partia gorących zwolenników nic.. nic nie zrobiła w tej sprawie to.. może jeszcze niektórych dziwić.
avatar użytkownika Unicorn

2. Tak naprawdę nie chodzi o

Tak naprawdę nie chodzi o ujawnienie archiwów. Ujawnienie oznacza ostateczne spalenie agenta. Można też spalić jednego by chronić innych wyżej postawionych, widoczne przez ostatnie 4 lata... A nuż jeszcze kogoś można szantażować? Dlatego chodzi o PRZEJĘCIE...Ewentualnie zniszczenie. Lustracja nie skończy się wraz z wymarciem esbeków czy kapusiów. Za proste. Rosjanie długo po wojnie wykorzystywali agenturę zdobytą w latach 20.tych czy 30.tych XX wieku. Niemcy do późnych lat 70.tych ludzi zwerbowanych (szantażem głównie, trudno mówić tutaj o sposobie "na ideę") w...Powstaniu Warszawskim.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'