Sewek Blumsztajn nadaje: w tym roku zamiast gwizdków manify przeciw świętu Niepodległości.

avatar użytkownika Maryla
Tegoroczny Marsz Niepodległości w Warszawie już tylko nieoficjalnie organizują Młodzież Wszechpolska i ONR. Emblematy przedwojennych organizacji polskich faszystów schowano i może nie będą już straszyły na ulicach stolicy. Wszystko będzie więc poprawne i grzeczne, bo to już nie jest marsz nacjonalistów, tylko patriotów. Może nawet nie będą już skandowali: "Polska cała tylko biała" czy coś na Żyda albo pedała. Choć właściwie co mieliby skandować, idąc z posłem Górskim, którego tak przeraził kolor skóry prezydenta USA?

Oczywiście ci, którzy zbezcześcili pomnik w Jedwabnem, podpalali mieszkania muzułmanów w Białymstoku, zamalowywali dwujęzyczne nazwy ulic w okolicach Sejn czy w Opolskiem, nic z tym nie mają wspólnego. 11 Listopada, w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, zobaczymy w Warszawie godną, prawdziwie patriotyczną manifestację.

No i dobrze, niech maszerują. Może uświadomią ludziom, jak są silni, liczni i groźni. Polski patriotyzm miał zawsze i taką twarz.

Ale mogą być też inne. 11 Listopada to świetna okazja do debaty o twarzach polskiego patriotyzmu. Warto spytać, jaka ta nasza Niepodległa ma być.

Z deklaracji organizatorów Marszu Niepodległości trudno to wydedukować. Mówią, że zapraszają wszystkich, którzy są dumni z Polski. W tradycji, z której się wywodzą, to miała być przede wszystkim Polska nieżydowska i bez innych dodatków - taka "tylko biała" właśnie.

Zapraszam do innej Niepodległej: kolorowej.

Jest taka Polska przyjmująca Białorusinów czy Czeczenów, którzy schronili się u nas, uciekając przed dyktaturami, i życzliwa wobec tych, którzy tylko szukają u nas lepszego losu, bez względu na to, skąd przybywają i jaki mają kolor skóry.

Polska, w której bezpiecznie czują się wszelkie mniejszości: narodowe, rasowe, religijne i seksualne.

Polska dumna z różnorodności swoich korzeni, kraj poetów i bohaterów "z matki obcej". Ojczyzna Mickiewicza, Miłosza i Edelmana. Polska Piłsudskiego, a nie Dmowskiego.

Kraj otwarty na świat i Europę, dumny ze swojej historii i gotowy do rozmowy o grzechach przodków.

11 listopada zobaczymy na ulicach Warszawy tę "białą" Niepodległą. Będzie szła w zwartym szyku, bo ona tak maszeruje, będzie dużo biało-czerwonych flag i kibicowskich szalików.

Zapraszam na spotkanie z moją kolorową Niepodległą. Będzie pewnie więcej różnokolorowych sztandarów, a ci, którzy przyjdą, też będą kolorowi - różnych ras, religii i przekonań. Zapraszam wszystkich, którzy o takiej Polsce marzą: tych z manif i z marszów tolerancji, Oburzonych i entuzjastów wolnego rynku i takich, którym po prostu zwarte szyki marszowe źle się kojarzą.

Nie wiem jeszcze, gdzie spotka się tego dnia kolorowa Niepodległa i o której godzinie, ale apeluję: - Nie zostańcie tego dnia przed telewizorami! To będzie ważny plebiscyt w sprawie naszej wspólnej Niepodległej.
 
Źródło: Gazeta Wyborcza
Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. marzenia marginesu i ich guru Baumana

- Jednym z obciążeń Tuska jest obecny koalicjant. Sojusz z PSL jest egzotyczny, nielogiczny i myślę, że nie będzie kontynuowany - mówi "Gazecie Wyborczej" autor badania "Diagnoza społeczna" prof. Janusz Czapiński. Psycholog prognozuje, że za kilkanaście lat krajem będzie rządził Janusz Palikot.

Palikot jest nowocześniejszy niż Tusk, inaczej uprawia politykę. Zygmunt Bauman pisał o płynnej nowoczesności, Palikot realizuje tę tezę. Nie buduje tradycyjnych struktur, tworzy mosty między różnymi grupami. Umie łączyć różne środowiska - wyjaśnia profesor. I podkreśla, że były poseł PO "rozbetonował scenę w parę miesięcy".

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,10516810,Prof__Czapinski...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Europa między chrześcijaństwem a lewicą

Genua 22 lipca 2001 r. - Rzym 16 października 2011 r. - te daty
łączy czerwono-czarna nić. Kolor czerwony - od przelanej krwi, kolor
czarny - od dymu pożarów wznieconych przez rebeliantów związanych z
grupą Black Block.

W Genui, przy okazji spotkania grupy G8 w
lipcu 2001 r., rewolucjoniści podpalili miasto, co spowodowało straty
liczone w milionach euro. Przemoc manifestantów, nienawiść członków
grupy Black Block, ich destrukcyjny szał zmusiły Włochów do stanięcia
oko w oko z rzeczywistością. A jest ona twarda i niepokojąca: po "latach
ołowiu" (1968-1980), kiedy walczący komunizm na próżno próbował
zniszczyć "system burżuazyjny", rewolucja na nowo "wyszła na ulice".
Dziesięć
lat później, dokładnie 16 października 2011, w święto św. Małgorzaty
Alacoque - zostało podpalone inne miasto włoskie. Podczas manifestacji
tzw. Oburzonych w Rzymie rewolucjoniści zdewastowali całe dzielnice.
Wtargnęli także do kościoła świętych Marcelina i Piotra, gdzie
zniszczyli niektóre przedmioty kultu religijnego, między innymi
krucyfiks i figurę Madonny z Lourdes. W ten sposób szał rewolucyjny
znalazł ujście w działaniach świętokradczych.
Reakcja świata
katolickiego była natychmiastowa. Po proteście wikariusza generalnego
Rzymu ks. kard. Agostino Valliniego zareagował Watykan. Jego rzecznik,
ojciec Federico Lombardi, określił te wydarzenia jako "obrazę wiary". Na
terenie parafii, w której doszło do profanacji, została podjęta
wynagradzająca modlitwa różańcowa, która trwała przez cały tydzień. Na
ręce proboszcza, ojca Giuseppe Ciucciego, napłynęło tysiące listów z
wyrazami wsparcia i solidarności.
Nie wystarcza jednak modlić się i
naprawiać szkody, musimy także wyciągnąć z tego wydarzenia wnioski. I
dlatego powinniśmy zastanowić się, z jakiego rodzaju zjawiskiem mamy tu
do czynienia.

Nowa rewolucja?
Bunt antyglobalistów, w
ramach którego mieszczą się epizody przemocy w Genui, stanowił pierwszą
na wielką skalę manifestację tego, co brazylijski myśliciel katolicki
Plinio Corrůa de Oliveira nazywał "neorewolucją".
Właśnie przedrostek
"neo" jest punktem wyjścia do refleksji. Mylił się ten, kto widział w
antyglobalistycznej kontestacji jedynie późną manifestację
marksizmu-leninizmu. Mylił się także ten, kto dopatrywał się w tym ruchu
spontanicznego przejawu niezadowolenia manifestowanego wobec pewnych
współczesnych tendencji. Mamy do czynienia z nowym cyklem procesu
rewolucyjnego, zawierającego pewne innowacje, ale kontynuującego w
istocie idee poprzedników.
Mimo ogromnej różnorodności jądro
ideologii rewolucyjnych jest zawsze to samo. Jest nim idea "wyzwolenia" z
jakiejś "opresyjnej" sytuacji. W marksizmie opresją był głównie czynnik
ekonomiczny, z pomocą którego burżuazja zapewniała sobie sprawowanie
władzy nad proletariatem. Opresje polityczne i społeczne były
postrzegane jako konsekwencje tego zjawiska.
Już od lat 30.
myśliciele tacy, jak Antoni Gramsci, oraz przedstawiciele Szkoły
Frankfurckiej zaczęli rozwijać teorię dużo szerszą i bardziej
wyrafinowaną, to znaczy opresję kulturową. Zgodnie z tą teorią,
burżuazja stosuje opresję wobec proletariuszy nie tylko dlatego, że jest
posiadaczem środków produkcji, ale także dlatego, że stwarza ona
dominującą kulturę. Nie zdając sobie z tego nawet sprawy, proletariusze
zmuszani są do życia w obrębie tkanki kulturowej stworzonej przez klasy
sprawujące władzę. Dotyczy to całego systemu wartości, kryteriów i stylu
życia, zorientowanych na utrzymanie status quo. W ten sposób, jako że
przedstawiciele burżuazji są "posiadaczami" proletariuszy w sensie
fizycznym - ponieważ korzystają z ich pracy - podobnie poprzez kulturę
stają się także "posiadaczami" ich umysłów. Kultura została zatem
przekształcona w instrument opresji sięgającej dużo głębiej i
groźniejszej niż opresja ekonomiczna, ponieważ ujarzmia samego ducha.
Zgodnie
z tą perspektywą, "wyzwolenie" nie będzie pełne dopóty, dopóki
proletariat nie weźmie rozwodu z dominującą nad nim kulturą. A to może
nastąpić dopiero wraz z głęboką zmianą mentalności. Odrzucenie kultury
opresyjnej i nabranie wobec niej "świadomości krytycznej" w sposób
naturalny będzie dążyło do znalezienia ujścia na drodze rewolucji.
Kilka
lat później teoretycy ruchów rewolucyjnych - tacy jak Wilhelm Reich i
Herbert Marcuse - zaczęli rozwijać ideę opresji moralnej. Zainspirowani
najbardziej radykalnym freudyzmem utrzymują, że człowiek ma prawo do
zaspokajania każdego swojego impulsu bez konieczności poddawania się
jakimkolwiek ograniczeniom. Są to tak zwani freudomarksiści.
Freudomarksistom
nie wystarcza "wyzwolenie się" ze struktur ekonomicznych, politycznych,
społecznych i kulturowych. Stawiają sobie oni za cel przeprowadzenie
innej, dużo głębszej rewolucji: zniszczenia w człowieku całej jego
wewnętrznej hierarchii wartości, w świetle której wiara oświeca umysł,
który kieruje ludzką wolą, która z kolei sprawuje kontrolę nad sferą
uczuciową. Rewolucja ta postuluje radykalne wyzwolenie uczuciowości i
instynktów z wewnętrznych hamulców nałożonych im przez wieki kultury i
cywilizacji, postulujących dominację intelektu i woli nad instynktami.
Stawia sobie zatem za cel przeprowadzenie rewolucji, której zadaniem
byłoby doprowadzenie do zniszczenia instytucji reprezentujących w
społeczeństwie ten porządek moralny - począwszy od rodziny monogamicznej
i nierozerwalnej, uważanej za źródło wszystkich nerwic współczesnych
czasów.
W konsekwencji jednym z głównych postulatów rewolucjonistów
jest niczym nieograniczona wolność seksualna. Ze swojej natury eksplozja
uczuć, która realizowanie tej wolności powoduje, wciąga w wir walki z
każdą formą autorytetu i "represji" wszystkie aktywności i stosunki
międzyludzkie: w rodzinie, w pracy, w szkole, w świecie ekonomii,
kultury, polityki itd.
Ostatnio wiele mówi się o innej idei, szerszej
i bardziej jeszcze mglistej: opresji psychologicznej. Według niej,
nawet w dobrobycie materialnym człowiek współczesny jest dotknięty
głębokim i przybierającym rozmaite formy bólem. Przyczyn tego bólu można
upatrywać w przesyceniu industrialnego społeczeństwa techniką, która
zaczęła naruszać naturalną równowagę, tworząc w konsekwencji środowisko
wrogie człowiekowi. Związane z tym są: stres, strach przed genetycznie
modyfikowaną żywnością, zniszczenie środowiska naturalnego czy rozmaite
formy nerwic, na które cierpią mieszkańcy wielkich miast.
Chęć
"wyzwolenia się" z kolei z tego rodzaju cierpień prowadzi do
rozprzestrzeniania się praktyk wschodnich - takich jak np. joga. Ideom
tym ulegają np. przedstawiciele ruchów Zielonych, którzy w swoich
najradykalniejszych formach proponują wprost koniec nowoczesnej
cywilizacji i powrót do prymitywnych form życia, w celu odnalezienia na
nowo równowagi umysłowej i ekologicznej.

Wiele twarzy nowego "proletariatu"
Neorewolucja
przekracza schematy marksistowskie, które do tej pory obejmowały pole
ekonomiczne, a zatem także polityczne i społeczne, aby radykalnie
kontestować wszystkie formy autorytetów i ich działań na polu prawa,
moralności i psychologii. W ten sposób wybucha rewolucja totalna.
Według
scenariusza marksistowskiego, siłą napędową rewolucji powinni być
przede wszystkim proletariusze występujący przeciwko opresyjnemu
społeczeństwu kapitalistycznemu. W neorewolucji do tegoż proletariatu
dołącza się pewien rodzaj nowych "proletariuszy" socjo-kulturowych
składających się z ludzi, którzy - niezależnie od ich sytuacji
ekonomicznej i społecznej, utożsamiają się z którąś z grup
dyskryminowanych na jakimś polu: moralnym, kulturalnym, psychologicznym,
rasowym, religijnym etc.
Zgodnie z tą filozofią, feministki będą się
czuły dyskryminowane przez "zmaskulinizowaną kulturę", homoseksualiści
będą się czuli dyskryminowani przez moralność chrześcijańską, imigranci
przez "ksenofobię", osoby uzależnione od narkotyków - przez prawo
zakazujące ich posiadania, prostytutki - przez odrzucenie ich przez
społeczeństwo, mniejszości etniczne - przez "rasizm", libertyni będą z
kolei czuli się prześladowani przez społeczeństwo pełne reguł, nudyści -
przez "uprzedzenia burżuazyjne" itd.

"Oburzeni"
Obecnie,
po kilku latach względnego spokoju, stajemy oko w oko z nową falą
rewolucji: tzw. ruchem "Oburzonych", od hiszpańskiego terminu:
"indignados". Nazwa ruchu pochodzi z opublikowanej w 2010 roku we
Francji broszury zatytułowanej "Oburzajcie się!" ("Indignez-vous!"),
napisanej przez starego komunistę Stéphana Hassela, byłego bojownika
francuskiego Ruchu Oporu.
Myślę, że nie przypadkiem ruch ten po raz
pierwszy pojawił się w Hiszpanii, gdzie już od lat 80. Hiszpańska
Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) angażuje się bardzo głęboko w
opisaną wyżej "neorewolucję". Wiele złego powiedziano i napisano o José
Luisie Rodríguezie Zapatero, od 2004 roku premierze rządu hiszpańskiego.
I jest to uzasadnione. Jego rządy były destrukcyjne dla katolickiej i
tradycyjnej Hiszpanii. Zapomina się jednak, że prawdziwa rewolucja w
Hiszpanii dokonała się za sprawą jego poprzednika, socjalisty Felipa
Gonzáleza, sprawującego rządy w latach 1982-1996.
W momencie
powierzania rządów w ręce konserwatysty José Maríi Aznara, który okazał
się zwycięzcą wyborów w roku 1996, socjaliści szczycili się
"przeprowadzeniem w Hiszpanii absolutnie wyjątkowej rewolucji. Dziś
Hiszpanii nie poznałaby nawet własna matka, która wydała ją na świat.
Odwróciliśmy Hiszpanię na drugą stronę - tak jak skarpetkę". Słowa te są
dość ordynarne, doskonale opisują jednak sytuację.
Ta kontestacyjna
subkultura postulowana przez socjalistów z lat 80., stanowi glebę, na
której rozwija się obecnie fala "oburzenia".
Pomiędzy ruchami z lat
80. a tymi, z którymi mamy do czynienia dzisiaj, istnieje jednak spora
różnica. Jak zauważył na zorganizowanym w Wenecji przez ks. kard. Angelo
Scolę kongresie hiszpański teolog, ojciec Javier Prades López,
"Oburzeni" zwrócili się przeciwko Kościołowi katolickiemu, by w
konsekwencji wystąpić także przeciwko Papieżowi i Światowym Dniom
Młodzieży. Jest to duża różnica - niegdysiejsi działacze ruchów
antyglobalistycznych nie byli rzecz jasna filokatolikami, ale pośród
swoich głównych celów działania z pewnością nie umieścili walki z
Kościołem.
Ten antykatolicki szał zamanifestował się także ostatnio w
Rzymie, w czasie ataku na kościół św. Marcelina i Piotra.
Obserwowaliśmy z okien parafii wybuch protestu - opowiada ks. Walter
Insero, rzecznik wikariatu rzymskiego. - Zakapturzona młodzież
sforsowała drzwi do salki katechetycznej. Weszli, powiesili manifest i
zniszczyli to, co znajdowało się w sali. Następnie wzięli figurkę
Madonny z Lourdes i krucyfiks, wynieśli je na ulicę i tam roztrzaskali.
Próbowali także dostać się do wnętrza kościoła, jednak im się to nie
udało.
W tym kontekście warto przypomnieć analizę socjologa Massimo
Introvignego: "Antyglobaliści - w części: ludzie wyspecjalizowani w
sianiu zniszczenia, w części - przejawiający nostalgię za archaicznymi
formami marksizmu - reprezentują formę przejściową między rewolucją typu
komunistycznego a neorewolucją. "Oburzeni" wydają się jednocześnie
przyczyną i skutkiem neorewolucji, której konsekwencjami są rozbicie
tkanki społecznej, samotność wszystkich wobec wszystkich i przeciwko
wszystkim, odmowa przyjęcia jakiejkolwiek odpowiedzialności, absolutny
brak perspektyw i - w głębi - także brak nadziei. Potrzeba było
kolejnych czterdziestu lat neorewolucji, żeby place znowu wypełniły się
"Oburzonymi"".

Polityczna rola katolików
Do tego
wszystkiego dochodzi we Włoszech w momencie, kiedy nieuchronny wydaje
się zmierzch rządów Silvio Berlusconiego. Utrzymuje się on na czele
rządu z jednego tylko powodu - nie ma dla niego alternatywy, ani na
prawicy, ani na lewicy. W powszechnej opinii analityków Berlusconi
stanowi "anomalię polityczną" - jako osoba apodyktyczna, która
wytworzyła wokół siebie pustkę. Na przestrzeni ostatnich piętnastu lat
włoska debata publiczna została niemal zupełnie zdominowana przez
polemiki za i przeciw Il Cavaliere. Bardzo niewiele miejsca poświęca się
dyskusjom na temat programów politycznych, idei czy szerszych planów.
Po
swoim odejściu - prędzej czy później każde rządy się kończą -
Berlusconi pozostawi po sobie ogromną pustkę. Na scenie politycznej,
zarówno na prawicy, jak i na lewicy, nie istnieje żadna siła zdolna
wyłonić stabilny rząd. Nie powiodła się do tej pory także żadna próba
stworzenia koalicji.
I to właśnie świadomość, że ktoś musi przecież
zapełnić w końcu tę ogromną pustkę, w ostatnich tygodniach wzbudza
wielką debatę publiczną na temat roli, jaką powinni przyjąć katolicy w
polityce po odejściu Berlusconiego. Prawie wszyscy rozmawiają o "nowej
roli politycznej katolików". Mówi się o tym na najwyższych szczeblach
włoskiej władzy kościelnej - temat ten poruszył ks. kard. Angelo
Bagnasco, przewodniczący Konferencji Episkopatu. Największa włoska
gazeta codzienna - "Corriere della Sera", opublikowała ostatnio artykuł,
w którym pojawia się konstatacja: "Nasz kraj potrzebuje katolików".
Ciekawe, że to właśnie ten dziennik, znany ze swojej laickości, nawołuje
teraz do powrotu katolików do świata polityki...
Właśnie w chwili,
kiedy piszę ten artykuł, w Todi odbywa się spotkanie zatytułowane
"Chrześcijanie i polityka" z udziałem 62 liderów włoskiego katolicyzmu,
zarówno kościelnych, jak i świeckich. Zgromadzili się oni, aby
dyskutować na temat przyszłej roli politycznej katolików. Chodzi tu o
znalezienie formuły, dzięki której katolicy będą mogli wypełnić
instytucjonalną pustkę w ramach nowego przedsięwzięcia politycznego,
które jeszcze nie zostało zdefiniowane. W ten sposób wróciliby do
odgrywania znowu ważnej roli na włoskiej scenie politycznej.
I
właśnie tutaj manifestują się słabości pewnego nurtu włoskiego
katolicyzmu. Do tej pory najwięcej propozycji oscyluje wokół pomysłu
wskrzeszenia starej Demokracji Chrześcijańskiej (DC), możliwe, że pod
inną nazwą, ale z tymi samymi postulatami, elektoratem i programem.
Inni, jak np. minister Maurizio Sacconi, chcieliby wziąć przykład z ojca
Luigi Sturzo (1871-1959) i jego Partii Ludowej (Partito Popolare),
dziedzica idei "katolicyzmu demokratycznego", mocno podważanej przez św.
Papieża Piusa X - np. w jego encyklice "Il fermo proposito" (1905). To
właśnie w czasie długich rządów Chrześcijańskiej Demokracji w latach
1948-1994 - czasem większościowych, kiedy indziej - koalicyjnych, Włochy
przeszły najgorszy okres dechrystianizacji w całej swojej historii. To
właśnie Chrześcijańska Demokracja wprowadziła prawo zezwalające na
rozwód i dopuszczające aborcję. Założyciel Chrześcijańskiej Demokracji,
Alcide de Gasperi, definiował ją jako "centrum, które patrzy w lewo". I
rzeczywiście, tak patrzyło w lewo, że samo się tam znalazło...
Wskrzeszona
na nowo Chrześcijańska Demokracja byłaby najgorszą z możliwych form
obecności katolików w życiu publicznym, jaką można sobie wyobrazić. Moim
zdaniem, nie tylko nie udałoby jej się wzbudzić entuzjazmu wśród
aktywnych katolików - mam tu na myśli np. młodzież - lecz także nie
stanowiłaby ona adekwatnej odpowiedzi dla neorewolucji. Tym panom trzeba
powiedzieć, że czasy się zmieniły. Odpowiedzią nie są stare formuły,
ale raczej odwaga zaprezentowania krajowi alternatywy, która byłaby
opozycją wobec neorewolucji. A taką alternatywą byłoby stworzenie
społeczeństwa katolickiego, apostolskiego i integralnego - na każdym
poziomie, zarówno instytucjonalnym, jak i w zagadnieniach dotyczących
najdrobniejszych spraw życia ludzkiego.

tłum. Agnieszka Żurek




Autor jest publicystą, członkiem zespołu redakcyjnego włoskiego miesięcznika "Radici Cristiane".




Neorewolucja
radykalnie kontestuje wszystkie formy autorytetów i ich działań na polu
prawa, moralności i psychologii. W ten sposób wybucha rewolucja
totalna

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111022&typ=my&id=my15.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

3. Zanim wybuchła Solidarność w Polsce,pewnego roku,o póżnej porze

maszerowaliśmy ze świecami w dłoniach,towarzysząc Świętemu Obrazowi
Wtedy
nie wiedzieliśmy,że to nasze pierwsze lekcje nieposłuszenstwa,tak tłumnie manifestowane,
ale to był początek,
poczatek, obserwowany przez nienawistne grupy funkcjonariuszy i zomo i
nasz pochód,jeden obok drugiego ze świecami,z pieśnią na USTACH
i ich strach w oczach, bo
tego nie znali,bo nieprzyzwyczajeni by ulicami duzego Miasta szedł modlący sie pochód
bez strachu
ale z detrminacją
Wszak dawno juz zabliżniły sie plecy Studentek i Studentów,minął wszak rok 68
i LUD miał sie bać,bać jedynej ,słusznej WADZY
a ON sie nie bał,tylko czcił świety OBRAZ
tak sie rodzą BUNTY

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Sojusz PO i PSL, to taki sam sojusz jak PZPR i ZSL.
PSL, jako partia chłopska nie ma racji bytu, bo towarzystwo z obory przeniosło się na salony warszawki.
Hofmann miał rację, tyle , że nie umiał tego tak powiedzieć aby wilk był syty i owca cała.
PiS wygrał z PSL w ostatnich wyborach.
Dziś PSL, za parę miejsc przy korycie jest maszynka do głosowania PO. W ostatnich wyborach za mało mówiono o gazie, Pawlaku, Gazpromie, Lotosie.
To tam leży pies pogrzebany.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

5. Szanowny Panie Michale

zrobiłam specjalną notkę - o co pytać Pawlaka - nikt z niej nie skorzystał. Pawlak siedział cichutko i bawił się nowinkami elektronicznymi.

PiS nie zadawał podstawowych pytań ani PO ani PSL. Mysleli, ze Jarosław Kaczyński, który cała kampanię jeździł po Polsce, zrobi kampanię bez zadawania pytań niewygodnych.

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. patron nowej lewicy, był oficerem i agentem komunistycznej bezpi

Medal Gloria Artis prof. Zygmunt Bauman otrzymał z rąk ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego (fot. PAP/Grzegorz Jakubowski).

– Sztuką jest uprawianie refleksji – w obszarze filozofii, socjologii, szeroko rozumianego dyskursu intelektualnego – tak jak pan to czyni. To naprawdę sztuka i chcę panu za nią podziękować – powiedział minister kultury Bogdan Zdrojewski wręczając medal Baumanowi.

– Jestem, rzecz jasna, wdzięczny, bo trudno mi sobie wyobrazić wyróżnienie mogące większej radości przysporzyć niż uznanie mojej służby dla kultury – bo jej przecież większość mojego karygodnie długiego życia usiłowałem poświęcić. Z jakim powodzeniem i czy z jakimkolwiek – nie mnie tu ferować – mówił Bauman.

Profesor Zygmunt Bauman, TW "Semjon" intelektualny patron nowej lewicy, był oficerem i agentem komunistycznej bezpieki.
Życiorys profesotra ma wyraźne luki.
Lukę w życiorysie znanego filozofa mogą wypełnić dokumenty w archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. Wynika z nich, że w latach 1945-1953 Zygmunt Bauman był oficerem komunistycznych organów bezpieczeństwa. Służbę rozpoczynał w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego w czerwcu 1945 r. Jednostka ta, choć ubrana w mundury wojskowe, z wojskiem miała niewiele wspólnego. Była bowiem zbrojnym ramieniem partii utworzonym na wzór NKWD i służącym ujarzmieniu polskiego społeczeństwa. Wedle peerelowskiego historyka Mieczysława Jaworskiego, "Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego powołany został do ochrony państwa ludowego przed wewnętrznym wrogiem (...). Władza ludowa musiała podjąć określone działania polityczno-militarne. W ich realizacji znaczną rolę odegrał KBW. W ścisłym współdziałaniu KBW z UBP, MO i wydzielonymi jednostkami MON doprowadzono do rozbicia kontrrewolucji, a następnie likwidacji podziemia". To właśnie jednostki KBW ścigały po wojnie najsłynniejsze oddziały polskiej partyzantki: V Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" na Białostocczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory" na Lubelszczyźnie oraz Józefa Kurasia "Ognia" na Podhalu. Z podziemiem walczył też Bauman. "Jako szef Wydziału Polityczno-Wychowawczego (...) bierze udział w walce z bandami. Przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów. Odznaczony Krzyżem Walecznych" - pisano w 1950 r. we wniosku uzasadniającym awansowanie Baumana.

Kolejne dokumenty z archiwum IPN dotyczą innego nieznanego fragmentu biogramu Zygmunta Baumana. Wynika z nich, że wspomniany był w latach 1945-1948 agentem (kategorie: informator i rezydent) Informacji Wojskowej o pseudonimie "Semjon". Działalność "Semjona" nie jest bliżej znana - jego teczka była "czyszczona" jeszcze w latach 40. Dziś znajduje się w niej kilkanaście dokumentów opisujących jego współpracę z Informacją Wojskową. W większości są to pochwały za wydajność i ofiarność. Pisano, że informator "Semjon" jest dobrze wyszkolony, a jego materiały są cenne - to dokładna analiza pracy aparatu polityczno-wychowawczego.

W wypowiedzi dla brytyjskiego dziennika The Guardian z 28 kwietnia 2007 Bauman potwierdził podane wcześniej informacje o swojej służbie w 4 Dywizji Piechoty, oddziałach KBW oraz o trzyletniej współpracy z Informacją Wojskową.
Swoją pracę w KBW Bauman opisał jako niezwykle nudną,polegającą na pisaniu ulotek propagandowych dla żołnierzy[6]. Stwierdził, że za swoją ówczesną działalność bierze pełną odpowiedzialność, zaznaczając, że podejmowane decyzje uważał w tamtym czasie za słuszne.
Zwrócił jednocześnie uwagę na swoje wieloletnie przywiązanie do ideałów komunizmu i socjalizmu, z którego nigdy nie czynił tajemnicy. Jego zdaniem w okresie powojennym program polityczny partii komunistycznej stanowił najlepsze wówczas rozwiązanie krajowych problemów. Porównał również walkę komunistycznych władz z podziemiem w powojennej Polsce z walką z terroryzmem prowadzoną współcześnie. Bauman przypomniał również, że w późniejszych latach sam był represjonowany przez władze PRL oraz że był inwigilowany przez tajne służby.
W wypowiedzi dla Ozonu Bauman potwierdził również, że podpisał zobowiązanie do współpracy z Informacją Wojskową (kontrwywiadem) (zakończoną według niego w 1948).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Bauman na froncie międzynarodówki w Przekroju

"Nowym redaktorem naczelnym został
Roman Kurkiewicz, dotychczasowy felietonista tygodnika. Nie byłoby w tym
może nic nadzwyczajnego. Ludzie odchodzą i przychodzą, gdyby nie fakt,
że oto szefem tygodnika opinii zostaje człowiek, który chyba jako
pierwszy w Polsce otwarcie afirmował lewacki terroryzm" — pisze red.
Artur Bazak[i] na portalu polityka.pl.
 
Kurkiewicz nie był pierwszym lewakiem
w PRL-bis, który "otwarcie afirmował lewacki terroryzm" — bo różnych
komunistyczno-lewackich oraz anarchistycznych i stalinowskich,
terrorystycznych grup jest w PRL-bis sporo. Włączając w to bandytów z
tzw. Antify, a także i takich, jak grupa neostalinisty Michała
Nowickiego, który pochwala stalinowskie mordy katyńskie oraz zapowiada
wprowadzenie siłą w Polsce sowieckiej rewolucji i "dyktatury
proletariatu" oraz krwawe mordy Polaków.[ii] Bez żadnych przeszkód działa także działająca na rzecz "dyktatury proletariatu" Komunistyczna Partia Polski.
 
Jak pisze red Bazak: "W listopadzie
2010 r. w udzielonym Robertowi Mazurkowi wywiadzie Kurkiewicz
przedstawił scenariusz, według którego miałoby w nieodległej przyszłości
dojść w Polsce do wybuchu społecznego młodej inteligencji. (…) Oto
fragment rozmowy:"
 
"Roman Kurkiewicz.:
Z radością przyjąłbym jakieś poważne naruszenie iluzorycznego ładu tych
uprzywilejowanych i bogatych beneficjentów polskiej transformacji. (…)
Frakcja Czerwonej Armii[iii] zaczynała w Niemczech od podpalania domów handlowych.
Robert Mazurek.: Jest pan chyba pierwszym polskim publicysta, intelektualistą, dość otwarcie afirmujacym terroryzm.
R.K.: Proszę pana, Frakcja Czerwonej Armii to była mała grupa, kilkadziesiąt osób, ale sprzyjały im dwa miliony Niemców.
R.M.: Pan byłby wśród nich?
R.K.: Chyba tak, rozumiem ich racje i gniew, rozumiem ich bezradność."

http://blogmedia24.pl/node/54906

fejgniątka wspierają się wzajemnie i stąd sie dowiadujemy o ideologu Baumanie , guru Przekroju:


Spis treści tygodnika Przekrój (NR 9 (3478) / 27 LUTEGO 2012)



źródło: Przekrój
Czas bezkrólewia



Bauman: Czas bezkrólewia |

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl