Koledzy nazywali go "Szalonym Mikiem". O Bolesławie Michale Gładychu przypomina Franciszek Grabowski
W czasie II wojny światowej zestrzelił 17 samolotów wroga, 1 uszkodził, a zestrzelenie 2 dodatkowych samolotów można przypisać mu z dużym prawdopodobieństwem, co powinno zapewnić mu 2. miejsce na liście polskich asów myśliwskich, za Stanisławem Skalskim. Jednak część jego zwycięstw zaliczonych przez Amerykanów nie znalazła się w zestawieniach polskiego dowództwa, a w oficjalnych wykazach Gładych zajmuje 5. pozycję z 14 zestrzeleniami. Za zasługi wojenne odznaczony został Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, trzykrotnie Krzyżem Walecznych, brytyjskim Distinguished Flying Cross oraz amerykańskimi: Silver Star, dwukrotnie Distinguished Flying Cross i czterokrotnie Air Medal.
Bolesław Michał Gładych urodził się 17 maja 1918 r. w Warszawie. Po ukończeniu szkoły powszechnej dostał się do Korpusu Kadetów nr 1 we Lwowie. Po uzyskaniu w maju 1937 r. świadectwa dojrzałości zdecydował się na dalszą karierę w lotnictwie wojskowym i po szkoleniu unitarnym 2 stycznia 1938 r. został przyjęty do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. Zakwalifikowany do grupy myśliwskiej, szkolił się wraz z późniejszymi wybitnymi pilotami: Tadeuszem Anderszem, Stanisławem Bochniakiem, Bolesławem Drobińskim, Eugeniuszem Horbaczewskim, Bolesławem Kaczmarkiem, Witoldem Retingerem (bratankiem Józefa) czy Stanisławem Wandzilakiem, by wymienić najważniejszych.
Wojna zastała ich w Ułężu na kursie wyższego pilotażu. Z dniem jej wybuchu zostali promowani na oficerów. Była to ostatnia, 13. promocja szkoły orląt w wolnej Polsce. Gładych nie wziął udziału w walkach wraz z grupą "podchorążych" - w chaosie wojny nie dotarły informacje o promocji. Skierowany został do Rumunii, gdzie miał się przeszkolić na dostarczonych do Konstancy samolotach francuskich i z całą grupą wrócić do Polski. Internowany, uciekł z obozu i wraz z innymi lotnikami drogą morską dotarł do Marsylii.
Dywizjon fiński
Kiedy na przełomie 1939 i 1940 r. Francja i Wielka Brytania zdecydowały o udzieleniu pomocy militarnej Finlandii przeciwko Armii Czerwonej, Gładych był jednym ze szczęśliwców, których przyjęto do specjalnie sformowanego we Francji dywizjonu myśliwskiego zwanego fińskim, a właściwie finlandzkim, gdyż taka błędna nazwa figurowała w dokumentach...
Ostatecznie, w wyniku zakończenia sowiecko-fińskiej wojny zimowej, nie doszło do interwencji i dywizjon został we Francji, gdzie wziął udział w walkach z Niemcami. Wyposażony w niespełniające wymogów taktyczno-technicznych samoloty Caudron Cyclone, nie wykorzystał w pełni swych możliwości, a do wymiany sprzętu na lepszy z powodu upadku Francji już nie doszło. Lotnicy ewakuowali się na "wyspę ostatniej nadziei".
Wśród najlepszych
Po przybyciu do Anglii, ze względów organizacyjnych związanych z rozdysponowaniem tysięcy polskich lotników oraz niezbędnym szkoleniem, w tym nauką języka angielskiego, do 303. Dywizjonu Myśliwskiego Warszawskiego im. Tadeusza Kościuszki trafił dopiero w kwietniu 1941 roku. Wraz z kolegami z Dęblina - Drobińskim i Horbaczewskim - godnie dołączyli do doświadczonych weteranów Bitwy o Anglię.
Wkrótce przyszedł czas na pierwsze zwycięstwo. 23 czerwca w pierwszym, południowym locie nad Francję Gładych zestrzelił jednego Messerschmitta 109 i prawdopodobnie drugiego. W drugim, wieczornym locie, w ponownym starciu z wrogiem, zestrzelił trzeciego messerschmitta, a z czwartym się zderzył podczas ataku. Ranny, trafiony w głowę kawałkiem niemieckiego samolotu, zdołał wrócić do Anglii, gdzie podczas przymusowego lądowania wpadł na słup telegraficzny. Został ciężko ranny i po kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu i rekonwalescencji powrócił do lotów bojowych, odnosząc kolejne sukcesy. Niecały rok po swoim pierwszym zwycięstwie 5 czerwca 1942 roku zestrzelił piąty samolot wroga, Focke Wulfa 190, tym samym zostając asem myśliwskim.
W lipcu 1942 r. Gładych przeniesiony został do 302. Dywizjonu Myśliwskiego Poznańskiego, w którym odniósł kolejne dwa pewne zwycięstwa i został awansowany do stopnia kapitana. Służbę w jednostce zakończył na początku stycznia 1944 roku.
U Amerykanów
Francis Gabreski, dowódca amerykańskiego 61. Dywizjonu Myśliwskiego, był częstym gościem w Northolt, gdzie odwiedzał swoich kolegów z czasów służby w 315. Dywizjonie Myśliwskim Dęblińskim. Zaproponował, by kilku pilotów przyszło do jego jednostki. Szybko załatwiono wszelkie formalności i wkrótce na stażu pojawił się Bolesław Gładych, w kolejnych miesiącach dołączyli Tadeusz Andersz (kolega z 13. promocji), Zbigniew Janicki, Kazimierz Rutkowski i Tadeusz Sawicz, a także latający w innej amerykańskiej jednostce Witold Łanowski.
Mając znowu okazję do spotkania wroga, Gładych zaczął odnosić kolejne sukcesy. Szczęście mu dopisywało. 8 marca 1944 r. podczas eskorty amerykańskich bombowców, w trakcie walki odłączył się od formacji i został osaczony przez kilka maszyn Focke Wulf. Kiedy desperacko próbował je zgubić, zauważył niemieckie lotnisko i niewiele myśląc, zaatakował stojące tam samoloty, niszcząc jeden z nich. Chroniąca lotnisko artyleria przeciwlotnicza otworzyła huraganowy ogień, który pomieszał szyki jego prześladowcom i odstraszył ich. Korzystając z zamieszania, polski pilot uciekł na pełnym gazie. Jakby tego było mało, w drodze powrotnej skończyło mu się uszczuplone długą walką paliwo i musiał skakać na spadochronie. Na szczęście było to już nad Anglią i skończyło się tylko na zniszczeniu samolotu.
Wraz z rosnącą liczbą zestrzeleń pozycja Polaka w dywizjonie rosła, podobnie jak jego sława. Koledzy nazywali go "Szalonym Mikiem". Krążyły opowieści o różnych jego wyczynach, także o tym, że Gładych zgłaszał wyłącznie zestrzelenia, których był pewien, w związku z czym jego konto zwycięstw było w rzeczywistości znacznie większe. Znane są też opowieści o "sprzedawaniu zestrzeleń" mniej doświadczonym pilotom amerykańskim, co pozwalało podreperować budżet pozbawionym żołdu zbuntowanym lotnikom.
Gładych sam również dbał o swój wizerunek. Samolot w ciemnoniebieskim kolorze, biała pilotka, stanowiące szczyt ówczesnej mody spadochroniarskie buty, a do tego szrama w poprzek przystojnej twarzy rodziły skojarzenia z mitycznym pruskim asem pokroju Manfreda von Richthofena. Nic dziwnego, że wielu młodych lotników czuło wobec niego respekt.
Bolesław Gładych dożył 93 lat i zmarł w Issaquah koło Seattle 12 lipca br.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110914&typ=my&id=my07.txt
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz