Powstanie Warszawskie
Ostatnio na kanale Discovery Historia oglądałem program o Bułhakowie. Dopiero wtedy dowiedziałem się jakie było pierwsze autorskie zakończenie „Mistrza i Małgorzaty”.
Otóż Woland opuszczając Moskwę mówi do swoich towarzyszy: „Wyjeżdżamy. Nic tu już po nas. Zrobiliśmy wszystko co do nas należało. Resztę załatwi on sam – Stalin”.
Kiedy Bułhakow napisał to zdanie? Ostatnią kropkę pod ostateczną wersją rękopisu postawił podobno 28 maja 1938 roku, ale poprawki wprowadzał jeszcze w lutym 1940, a umarł 10 maca tegoż roku. Nikt chyba nie ma złudzeń, że to zakończenie zostało w tamtych czasach w jakiś sposób opublikowane.
Czy ważna jest ta data. Może idę za daleko w „myśleniu magicznym” ale 38 rok świadczyłby o tym, że bułhakowowski Woland przewidział II wojnę światową.
Ale dlaczego łączę Wolanda z Powstaniem? Nie Wolanda – proszę państwa, tylko tego, któremu szatan dał wolną rękę – żeby załatwił resztę.
Ostatnio trochę się mówi o tym, że Hitler wydał rozkaz, że Warszawa ma być zrównana z ziemią, a jej mieszkańcy wybici do nogi. Ja już dawno słyszałem o tym rozkazie, ostatnio wzbogaciłem moją wiedzę o datę. Podobno gaulajter Warszawy ogłosił dyspozycję wodza w dniu 1 sierpnia. Taka data enuncjacji gaulajtera niesie prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że zamiary Hitlera dotyczące losu Miasta i Warszawiaków były znacznie wcześniejsze.
Jeżeli tak miało być z woli Hitlera (a dlaczego nie, jeśli w wyniku jego rozkazów zamieniono w perzynę wiele niemieckich miast.) No więc w takim przypadku wszelkie dywagacje – czy polski zryw był potrzebny – czy nie – tracą sens. Liczebnie – AK w Warszawie to siły trzech dywizji, bardzo słabo uzbrojonych – to fakt, ale taka masa nawet najgorzej uzbrojonego wojska nie mogła patrzeć spokojnie na zagładę miasta. Ale to ciągle jest uproszczenie.
Tak sądzę, bowiem Hitler mógł wydać taki rozkaz – świadom zbliżającej się klęski powodowany jedynie uczuciem nienawiści do Polski i Polaków. Dla Stalina to bardzo ważne posunięcie polityczne.
Wtedy – 1 sierpnia w Warszawie niemal z pierwszymi strzałami – pojawiły się w oknach i na budynkach biało-czerwone flagi. Wydobywano je ze schowków, lub szyto naprędce, Mnóstwo ludzi płakało ze szczęścia. W dwa miesiące później – drugiego października – tłumy ludzi wychodziły ze zgładzonego miasta bez środków do życia, pozbawione dachu nad głową, niepewne życia. Dziś ludzie nie są w stanie tego zrozumieć. Dziś się pytają – czy rzeczywiście konieczna była ta hekatomba, czy musiało dojść do zagłady miasta?
Nikt – nawet najlepszy historyk – nie może na to odpowiedzieć w sposób zadawalający, bowiem zupełnie nie wiemy jak potoczyłyby się wypadki gdyby nie wybiła „godzina zero”.
Ale dywagować można. Żadne powstanie nie było konieczne. Od 1 sierpnia do chwili wejścia armii czerwonej do Warszawy minęło niemal pół roku. Gdyby ludzie szli na rzeź bez żadnego oporu Niemcy zdążyliby wypełnić wolę wodza.
Otóż – uważam – że gdyby nie było powstania Warszawa zostałaby totalnie zniszczona tak czy inaczej. Białe plamy w moim rozumowaniu być może historycy w sposób przekonujący zabarwią, na podstawie dokumentów, za następne pół wieku, ale główna teza jest widoczna od dawna i jakoś słabo eksponowana.
Otóż po wybuchu powstania front na wschodzie zamarł. Według posiadanej przeze mnie wiedzy po prostu pancerne jednostki sowieckie nie zostały zaopatrzone w paliwo i stanęły. Tę wersję znam od kilkudziesięciu lat. Ostatnio przeczytałem w Internecie opracowanie chyba mojego równolatka, że po wschodniej stronie Wisły w dn. 5 sierpnia zaczęła się wielka bitwa pancerna, którą armia czerwona przegrała i dlatego do Warszawy przestały docierać odgłosy zbliżającego się frontu. Autor ponadto nie wierzy, że Rokossowski już w połowie sierpnia meldował Stalinowi, że jest gotów do zajęcia Warszawy.
Fakt powolnego zamrażania frontu musiał być widoczny jak na dłoni nie tylko dla niemieckich oddziałów frontowych, ale i dla całego sztabu generalnego wermachtu – a nie siedzieli tam głupcy. Jeżeli nawet założymy, że Niemcy opierali się jedynie na obserwacjach, to tak prawidłowo ocenili intencje i przyszłe ruchy przeciwnika, że aż dziw bierze. W końcu przyczółek magnuszewski powstał dokładnie w dniu 1 sierpnia i to w godzinach porannych a od połowy sierpnia praktycznie się nie rozszerzał i tak dotrwał do stycznia.
Powstanie trwa dwa miesiące i kapituluje. Przez ten czas front na terenie Polski nie przesunął się w żadnym miejscu w sposób znaczący. Płyną następne dni, tygodnie, miesiące. Na zachodzie alianci przeszli już nieomal przez całą Francję. Powstanie się skończyło, a front wschodni nadal tkwi w miejscu. Warszawa opustoszała, ale jest nadal intensywnie rabowana i burzona. Są jednak korekty w stosunku do planów Hitlera – w każdym razie do tej wersji jaką znałem od lat. Mianowicie – nie całą ludność wymordowano a i z substancji budowlanej zostało około 15%.
Od października armia czerwona wojuje na Węgrzech i dalej na Bałkanach. A przecież Stalin ma swoje ambicje. Chce być pierwszy w Berlinie. Front jednak ani drgnie. Co go broni? Otóż tak naprawdę bronią go jedynie niewielkie oddziały saperów niszczących Warszawę. Dopóki słychać odgłosy wybuchów świadczących, że w mieście walą się resztki domów, nikt nie zabiera się do forsowania Wisły, mimo że przyczółek na lewym brzegu jest już od dawna.
Po kilku tygodniach od upadku powstania niemiecki sztab generalny decyduje się na ofensywę w Ardenach. Przygotowywana jest starannie. Atak zaczyna się dopiero w dniu 16 grudnia 44 roku. W operacji bierze udział 25 dywizji w tym 7 pancernych. Część sił ściągnięto z oniemiałego frontu w Polsce. Planując tę operację wermacht liczy na jeszcze co najmniej miesiąc spokoju na wschodzie, ale się przelicza. Wprawdzie w ostatnich tygodniach z opustoszałej Warszawy dobiegają już tylko dźwięki fortepianu, na którym gra Szpilman, ale w niecały miesiąc po ustaniu walk powstańczych czyli w październiku Rosjanie wkraczają na Węgry. W grudniu oblegają Budapeszt. Bardzo krwawe walki toczą się tam równolegle z ofensywą w Ardenach. Sztab Armii Czerwonej planuje ofensywę na kierunku berlińskim dopiero na 20 stycznia 45 roku. Jedynie na osobistą prośbę Churchilla Sowieci wyruszają o 8 dni wcześniej. Ale już wówczas wiadomo, że ofensywa w Ardenach dogorywa i Niemcy żadnych znaczących sukcesów już nie osiągną. Zanim jednak to nastąpiło wermacht pokazał jeszcze zachodnim aliantom swoje zęby.
Pytanie – które się nasuwa – po co ta awantura w Ardenach. Już przecież co światlejsi stratedzy i politycy niemieccy rozmyślali nad tym jak powstrzymać armię czerwoną, a jeśli się poddać to Amerykanom i Anglikom.
Wszyscy dowódcy niemieccy operujący na froncie wschodnim musieli sobie zadawać pytanie – co po odkryciu niemieckich zbrodni na terenie Rosji zrobi armia czerwona kiedy wejdzie na teren Niemiec. Ofensywa na zachodnim froncie była potrzebna jedynie Stalinowi. Dawała mu czas i głęboki spokój, że nikt nie ubiegnie go w zdobyciu Berlina. Opóźniła posuwanie się aliantów o dobry miesiąc.
Jakie wnioski można wyciągnąć z tak obnażonego z wszelkich aneksów schematu? Pierwszy, który się nasuwa – to aż strach pomyśleć – że była jakaś tajna umowa pomiędzy Niemcami i Stalinem, że dopóki Warszawa nie zostanie doszczętnie zniszczona – to front nie drgnie. Taki domysł jest z punktu widzenia historycznego nieuprawniony, bowiem dotychczas nie odkryto żadnych śladów takiej zmowy, ale bo to jeden spisek nie znalazł żadnego potwierdzenia na piśmie? Jak już pisałem odkryto ślady hitlerowskich zamiarów zniszczenia Warszawy przed jej oddaniem. Rzecz w tym, że Hitler – poza nienawiścią do tego miasta – nie miał żadnego interesu w jego unicestwieniu i to jeszcze przy użyciu deficytowych (zwłaszcza w rejonach przyfrontowych) środków burzących, natomiast Stalinowi musiało na tym bardzo zależeć. Miasto, które przez pięć lat nie poddało się jednemu okupantowi mogło – gdyby zostało nienaruszone – strasznie dokuczyć następnemu. Wyszkoleni ludzie, magazyny broni, cała infrastruktura podziemna – to była jedna wielka mina podłożona sowietom. Oni musieliby to wszystko niszczyć, jeszcze długo po wojnie, jednocześnie tłumacząc zachodowi, że w Warszawie „tiszyna”.
Będzie bardzo dobrze, jeśli czytelnicy zechcą nie przyznać mi racji. Niech się ze mną kłócą – tu w blogu, czy w myślach. Ilekroć będą starali się w swoich intelektualnych rozważaniach udowodnić sobie, że powstanie nie miało sensu – o coś się potkną. Dlatego kończę jakby w pół zdania nie roztaczając infernalnych obrazów niszczenia miasta wraz z bezbronną ludnością przez niemieckiego okupanta w przypadku gdyby nie było powstania, czy też rozpraw z podziemną Warszawą dokonywanych przez sowieckiego okupanta, gdyby materialne i ludzkie struktury miasta nie ucierpiały podczas przejścia frontu.
Proszę tylko w swoich dywagacjach nie ruszać frontu. Front w Polsce stanął w pierwszych dniach sierpnia i tak stał niemal przez pół roku i taka jest prawda historyczna, a przecież Stalinowi bardzo zależało na zdobyciu Berlina. Miał wprawdzie umowę w tej sprawie z zachodnimi sprzymierzeńcami, ale – jak sądzę – nie specjalnie im ufał. Taki Patton na przykład był zupełnie nieobliczalny.
Andrzej Wilczkowski
P.s
Do tematu chyba jeszcze wrócę, bo chciałbym dorzucić jeszcze kilka słów o rozmowach, które prowadziłem na ten temat z płk. Szostakiem na początku lat ’80.
AW.
- Andrzej Wilczkowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Szanowny Panie Andrzeju
„Wyjeżdżamy. Nic tu już po nas. Zrobiliśmy wszystko co do nas należało. Resztę załatwi on sam – Stalin”.
Tak, Niemcy zrobili swoje, resztę załatwił towarzysz Stalin...
w temacie notka :
http://blogmedia24.pl/node/50944
"książki rosyjskiego historyka Nikołaja Iwanowa "Powstanie Warszawskie widziane z Moskwy" (Iwanow dotarł do rozkazu dla radzieckiego lotnictwa, w którym jednoznacznie zakazano wykonywania lotów bojowych nad Warszawą, dając tym samym wolną rękę znacznie słabszej Luftwaffe, dzięki czemu mogła on bezkarnie bombardować i ostrzeliwać powstańcze pozycje.) . Autor penetrując sowieckie archiwa dotarł m.in. do meldunków i rozkazów 16.Armii Lotniczej operającej w sierpniu i wrześniu’44 nad Wisłą. Znajdują się tam rozkazy i meldunki dotyczące zwiadów, bombardowań i walk powietrznych samolotów tej armii odbytych na wschód od Warszawy, na północ i południe, a nawet na zachód od niej. Nie ma natomiast żadnych materiałów, ŻADNYCH powtarzam, o powietrznych operacjach tej armii nad Warszawą między 1 sierpnia a 10 września 1944 roku. Nie ma, bo ich nie może być. Z prostej przyczyny – takich operacji powietrznych nad powstańczą Warszawą nie było.
Takich operacji powietrznych nad powstańczą Warszawą być nie mogło. Dlaczego? Bo w armii wszystko wykonywane jest na rozkaz. Skoro takiego rozkazu nie było, operacji być nie mogło. Bo na taki rozkaz nie pozwolił Głównodowodzący siłami zbrojnymi ZSRR. Był za to zupełnie inny rozkaz …"
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Pan Andrzej Wilczkowski,
Szanowny Panie,
I Hitler i Stalin przygotowywali się do wojny od 1935 roku. Polska o tym wiedziała jeszcze za życia pana Marszałka
Poza tym, Powstańcy nie skapitulowali
O godzinie 2 w nocy we wtorek dnia 3 października 1944 roku w Ożarowie, dworku Rejchertów
Przedstawiciele Naczelnego Wodza, generała Bór Komorowskiego:
Legionista, pułkownik dyplomowany,cichociemny, Kazimierz Wincenty Iranek-Osmecki "Heller" kawaler złotego Orderu Wojennego Virtuti Militari, czterokrotnie odznaczany Krzyżem Walecznych.
podpułkownik dyplomowany, Zygmunt Dobrowolski "Zyndram" kawalerzysta, ułan. Wykładowca w Wyższej Szkole Wojennej.
podpułkownik dyplomowany Franciszek Kwiryn Herman "Bogusławski", z-ca Pułkownika Iranka Osmeckiego
podpisali z , SS-Oberguppenfuhrererem, generałem Von dem Bach,
"układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie" gdzie uczestniczy Powstania Warszawskiego otrzymali od Niemców prawa kombatanckie.
Pozdrawiam
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. Porozumienie Niemiecko - Rosyjskie w/s Polski?
Otóż jestem pewien, że w czasie działań wojennych były kontakty dyplomatyczne między Niemcami i Rosją i jest pewnie, że miały one charakter ciągły. Są domysły, że przynajmniej raz w 1944 doszło do spotkania na szczeblu ministrów spraw zagranicznych.
Najważniejszą wskazówką są wspomnienia naukowców niemieckich publikowane w latach 80 - tych we wszystkich przewija się jeden motyw. W 1944, ale dopiero pod koniec roku zaczęli się zastanawiać , dla którego "wroga Rzeszy" będą oni pracować po wojnie a o tym, że wojna jest przegrana wiedzieli już pod koniec 1943 roku. Jednak do lata 1944 roku byli przekonani, że będą pracować dla Rosji w Niemczech.
Co do zemsty Rosjan na Niemcach i związanych z tym ewentualnych obaw. Nie jest to takie proste. W Jałcie Stalin proponował aliantom rozstrzelanie 50 tyś Niemców jako represje za przegranie wojny. Wydaje się to dużo, ale wbrew pozorom jeżeli miał y to być całkowite represje to wcale ta liczba nie jest imponująca. Churchill domagając się ukarania wszystkich zbrodniarzy wojennych chciał szerszych represji nie węższych! Poza tym z punktu widzenia elit niemieckich rozwiązanie zaproponowane przez Stalina zapewniało im całkowitą bezkarność. Jeśli tylko jakaś dama nie zostałby przypadkowo zgwałcona przez rosyjskiego żołnierza, to praktycznie elity zostały by nienaruszone. Czy elity mogły mieć w tym interes by Niemcy Były Republiką Rad. Tak, mogły mieć w tym interes. Stalinizm był ustrojem oligarchicznym, więc oligarchia niemiecka była by w tym ustroju bezpieczna! Wbrew pozorom konsumpcjonizm i poziom życia elit stalinowskich był bardzo wysoki, niewiele odbiegał od poziomu życia elit zachodnich a myślę, ze nawet przewyższał. Nasi władcy korzystali z całego majątku naszego państwa i że była to cecha sytemu stalinowskiego było widać już przed II wojną światową.
Pokaże to na przykładzie płk. Kuklińskiego. Otóż po 1992 roku, gdy mówiło się o jego powrocie do Polski, to on skromnie stwierdził, że niczego nie chcę tylko mógłby wrócić do domu, który miał w Warszawie. Z kolei Urząd Miejski wyjaśnił, że płk. Kukliński nigdy nie był właścicielem żadnego domu w Warszawie, że w domu na Nowym mieście mieszkał na podstawie nakazu kwaterunkowego wydanego przez Garnizonową Admnistrację Mieszkań- czy jak ten wojskowy kwaterunek się wtedy nazywał. I teraz ciekawostka. Po jego emigracji dom ten został przejęty przez administrację cywilną i służył jako rezydencja premiera Messnera! Bo był tak duży, że nie mógł być ani sprzedany na wolnym rynku ani przekazany żadnej osobie prywatnej! Okazało się, ze wystarczy iż ktoś był w strukturach armii rosyjskiej to nawet jak był polskim oficerem, to nie obowiązywały go żadne ograniczenia majątkowe, któremu podlegali wszyscy w Polsce. W Rosji po prostu takich ograniczeń nie było a rosyjski pułkownik miał apanaże takie jak polski premier!
Po drugie w Stalinowskiej Rosji osoby z establishmentu miały podobnie jak "wybitni Polacy" w tym czasie otwarty w banku rachunek o stałym saldzie. Było to coś takiego, że bank gwarantowal stałą ilość środków na koncie na koniec dnia rozrachunkowego bez względu na to ile dysponent konta z niego wydawał. W Polsce takie konto w latach 50-tych i na pocztaku 60-tych miał na pewno Dunikowski. Ilość środków na takim koncie mogła być mała - nawet 100 zł, ale wiecznie istniejące oznacza brak ograniczeń finansowych. Gomułka chciał to ukrócić i stwierdził pewnego dnia, ze dysponent takiego rachunku musi wpisywać na co chce przeznaczyć pobierane pieniądze. Dunikowski podobno się zdenerwował i powiedział, do urzędniczki na tyle głośno, że świadkowie mogli to usłyszeć: jak pani chce to może zapisać, że pieniądze biorę "na kulwy" - nie wymiał głoski "r" .
Wiem również, ze jeszcze w latach 70-tych podobny mechanizm był w ZSRR i dotyczył "akademików" a zapewne i innych.
Tak więc elity w socjalizmie żyły nawet swobodniej niż na zachodzie. Trudno się więc dziwić, że dążyły do socjalizmu jak mogły. Myślę, ze wśród elit niemieckich taki styl życia mógł być atrakcyjny i to był powód dla którego wolałyby poddać się Rosji niż Ameryknom.
uparty