Bohaterowie odchodzą w zapomnieniu - pogrzeb jednego z ostatnich obrońców Westerplatte - ppor. Aleksego Kowalika

avatar użytkownika Maryla

Ani Bogdan Klich, ani żaden z jego zastępców nie pofatygowali się na pogrzeb jednego z ostatnich westerplatczyków

Bohaterowie odchodzą w zapomnieniu

FOT. M. BORAWSKI

Na pogrzeb jednego z ostatnich obrońców Westerplatte - ppor. Aleksego Kowalika, nie pofatygował się ani minister obrony narodowej, ani żaden z jego zastępców. W 2009 roku pogrzeb Harry´ego Patcha, ostatniego brytyjskiego weterana I wojny światowej, zgromadził tysiące osób, rząd zaprosił dyplomatów z krajów europejskich, mowę pożegnalną wygłosił gen. Richard Dannatt, szef sztabu generalnego brytyjskiej armii. - Kowalik był w moim wieku. Służył w innej jednostce, która później przyjechała na Westerplatte. Na jego pogrzebie powinien być ktoś z ministerstwa - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" kpt. Ignacy Skowron, obrońca tranzytowej składnicy broni na Westerplatte w wojnie obronnej 1939 roku.

W krajach zachodnich weteranów wojennych traktuje się jak bohaterów, a ich pogrzeby są ogromnymi uroczystościami patriotycznymi, z udziałem władz państwowych. Aleksy Kowalik przed wybuchem II wojny światowej pracował na roli. W czasie mobilizacji został przydzielony do 77. Pułku Legionów w Lidzie. Stamtąd 31 lipca 1939 roku skierowano go na Westerplatte. Podczas wrześniowych walk obsługiwał działko przeciwpancerne. Zniszczył m.in. cysternę, za pomocą której Niemcy chcieli spalić obrońców. Po wojnie otrzymał nominację na podporucznika w stanie spoczynku. Został również odznaczony m.in.: Krzyżem Walecznych, Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł 10 lipca w wieku 96 lat. Pogrzeb odbył się dwa dni później w Blachowni na cmentarzu przy parafii Najświętszego Zbawiciela.
"Nasz Dziennik" ustalił, że na uroczystości żałobnej zabrakło przedstawicieli Ministerstwa Obrony Narodowej. Nie przyjechał ani szef resortu Bogdan Klich, ani żaden z jego zastępców. Jak wynika z informacji udzielonej nam przez Janusza Sejmeja, rzecznika MON, na pogrzebie ppor. Kowalika obecna była tylko wojskowa asysta honorowa wraz z posterunkami honorowymi, wystawionymi przez żołnierzy 1. Pułku Specjalnego Komandosów z Lublińca. Zażenowany tym faktem jest Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej. - Jest to co najmniej nietakt, chociaż nazwałbym to ostrzej - skandalem. Dlatego że obrona Westerplatte jest pewnym symbolem, jeśli chodzi o tradycję wojskową. To był wielki, bohaterski czyn - mówi Szeremietiew.
W opinii Romualda Szeremietiewa, sprawa upamiętnień żołnierzy z Westerplatte jest o tyle ważna, że od pewnego czasu mamy do czynienia z próbami obniżenia rangi tego wydarzenia, poczynając od dowódcy tej placówki mjr. Henryka Sucharskiego. - Komuś co najmniej nie wystarczyło wyobraźni, ponieważ odejście jednego z ostatnich obrońców Westerplatte jest również pewnym zdarzeniem w wymiarze symbolicznym. Odchodzą ludzie zasłużeni dla Ojczyzny i Polska powinna o nich pamiętać - zaznacza Szeremietiew.
Wskazuje jako przykład pogrzeb w 2009 roku szeregowego Harry´ego Patcha, ostatniego w Wielkiej Brytanii weterana I wojny światowej, który zgromadził tysiące ludzi, dyplomatów z krajów europejskich, a przemówienie wygłosił wówczas m.in. gen. Richard Dannatt, szef sztabu generalnego armii brytyjskiej. - To było wielkie wydarzenie. Jakiś czas temu uznałem jednak, że nic mnie nie może już zaskoczyć w postępowaniu polskiego ministra obrony narodowej, ale po raz kolejny zostałem zadziwiony - podkreśla Szeremietiew. Według niego, jeżeli na pogrzeb w Blachowni nie był już w stanie przyjechać sam minister Bogdan Klich, to mógł chociaż wydelegować któregoś z wiceministrów.
W opinii kombatantów, obecność wysokiego urzędnika MON lub oficera wyższej rangi byłaby jak najbardziej wskazana. - Kowalik był w moim wieku. Służył w innej jednostce, która później przyjechała na Westerplatte. Powinien ktoś przybyć z ministerstwa na jego pogrzeb - przyznaje kpt. Ignacy Skowron, obrońca Westerplatte.
Generał Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, określa sytuację absencji reprezentantów MON w Blachowni jako przykrą. - Ministerstwo to ogromna instytucja. Jest tam departament społeczno-wychowawczy i ludzie, którzy się tym zajmują. Ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność. Nie potrafię zrozumieć, że na pogrzebie nie było odpowiednich przedstawicieli. To bardzo przykre. Westerplatczyków można policzyć na palcach jednej ręki - zaznacza gen. Polko. Wskazuje na szacunek, jakim są otoczeni weterani w Stanach Zjednoczonych. - Podczas świąt, uroczystości wojskowych czy na przykład mojej promocji kursu "Rangersów" zawsze głównym zaproszonym nie był wizytujący generał, ale właśnie bohaterowie z dawnych czasów. Myślę, że w Polsce również powinniśmy o nich pamiętać - mówi gen. Roman Polko.
Posłowie opozycji z ubolewaniem przyjmują informację o braku przedstawicieli resortu na uroczystościach. - Smutne jest dla nas wszystkich, że minister nie widział potrzeby obecności w tak ważnej chwili. Bo przede wszystkim o takich ludzi należy dbać. Resort obrony powinien pokazać, że jest razem z rodziną zmarłego, ostatnimi westerplatczykami, tamtym i nowym, młodym pokoleniem - ocenia poseł Marek Opioła (PiS) z sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W jego opinii, to bardzo ważny problem, bo odchodzi pokolenie obrońców Ojczyzny z 1939 roku. - Jeżeli nie będziemy o nich pamiętać i znać swojej historii, grozi nam zagłada - kwituje Opioła.
O pogrzebie Kowalika trudno znaleźć jakąkolwiek informację na stronach internetowych MON. Pod datą 12 lipca znajduje się tylko depesza, że Klich pożegnał reprezentantów Wojska Polskiego lecących na V Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe w Rio de Janeiro. Druga natomiast wiadomość z tego dnia dotyczy wizyty w Sztabie Generalnym WP generała broni Davida Rodrigueza, dowódcy Połączonego Dowództwa Międzynarodowych Sił Wspierania Bezpieczeństwa w Islamskiej Republice Afganistanu.

Jacek Dytkowski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110722&typ=po&id=po03.txt

 

Zmarł obrońca Westerplatte

ek
11.07.2011 aktualizacja: 2011-07-14 09:52

We wtorek Blachownia pożegna Aleksego Kowalika, jednego z ostatnich obrońców Westerplatte. To on celnym trafieniem doprowadził do eksplozji cysterny, którą Niemcy chcieli przepchnąć na polskie pozycje

Aleksy Kowalik urodził się 23 lipca 1915 roku we wsi Łobodno. Służbę wojskową odbywał w latach 1938-1939 w 77. Pułku Piechoty Legionów w Lidzie. Stamtąd został skierowany na Westerplatte 31 lipca 1939 roku. Był starszym strzelcem. To on celnym trafieniem doprowadził do eksplozji cysterny, którą Niemcy chcieli przepchnąć na polskie pozycje. Został ranny.

Jako jeniec pracował w niemieckich gospodarstwach. Podczas mroźnej zimy z przełomu 1940 i 1941 roku dała o sobie znać zadawniona rana z Westerplatte. Kula pozostawiona po zranieniu nogi została usunięta dopiero przez lekarza obozowego, którym był kpt. Mieczysław Słaby, lekarz z Westerplatte. Po kuracji Aleksy Kowalik został odesłany do pracy w majątku niedaleko Luksemburga. Tam przebywał aż do wkroczenia armii amerykańskiej w kwietniu 1945 roku.

Na początku 1947 roku powrócił do Polski. Po trzech latach ożenił się i zamieszkał w Blachowni. Do 1971 roku pracował na dwuhektarowym kawałku ziemi. Potem został zatrudniony w zakładach "Blachownia" jako wartownik straży przemysłowej. W 1981 roku przeszedł na emeryturę. Osiem lat później otrzymała nominację na stopień podporucznika w stanie spoczynku.

W 1999 roku wręczono mu tytuł honorowego obywatela Gdańska za obronę Westerplatte. Decyzję o nadaniu honorowego obywatelstwa dla wszystkich obrońców półwyspu podjęto rok wcześniej. Większości to wyróżnienie przyznano pośmiertnie, bo żyjących żołnierzy majora Henryka Sucharskiego było wówczas zaledwie 23. Do ubiegłego roku z blisko 200-osobowej załogi Westerplatte żyło jeszcze trzech obrońców, w tym Aleksy Kowalik.
 
Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa


Więcej... http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,9930136,Zmarl_obronca_Westerplatte.html#ixzz1SqtttJsC

10 lipca w wieku 96 lat zmarł Aleksy Kowalik, jeden z obrońców Westerplatte 1939 roku. Mieszkał w Blachowni w województwie śląskim. "Miał świetny wzrok i celne oko. Nawet kiedy skończył 80 lat, zawsze trafiał w dziesiątkę" - powiedziała jego córka Jadwiga Bucz.

Urodził się 23 lipca 1915 roku we wsi Łobodno w powiecie częstochowskim. Zanim w 1939 roku trafił do wojska, pracował na roli. "Najpierw został przydzielony do 77. Pułku Legionów w Lidzie. Dopiero stamtąd 31 lipca 1939 roku skierowano go na Westerplatte" - wspominała w poniedziałek prezes Klubu Obrońców Westerplatte w kraju i za granicą, Stanisława Górnikiewicz-Kurowska z Gdańska, autorka książki "Lwy z Westerplatte".

W czasie walk o Westerplatte Kowalik obsługiwał działko przeciwpancerne. Został ranny. "Dostał się do niewoli niemieckiej w Prusach Wschodnich, gdzie pracował na gospodarstwie rolnym" - poinformowała Górnikiewicz-Kurowska. Tam po ponad roku odezwała się stara rana, z której usunięto kulę. Kiedy wyzdrowiał, został odesłany do pracy przymusowej na terenie Luksemburga, gdzie pracował do końca II wojny światowej.

Do Polski wrócił w 1947 roku. Ożenił się i zamieszkał w Blachowni w powiecie częstochowskim (woj. śląskie). W 1981 roku przeszedł na emeryturę, a dziewięć lat później otrzymał nominację na stopień podporucznika w stanie spoczynku. Aleksy Kowalik został odznaczony m.in.: Krzyżem Walecznych, Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Górnikiewicz-Kurowska kilkadziesiąt lat życia poświęciła zbieraniu informacji o obrońcach i spisywaniu ich relacji. Świadków szukała także poza Polską. Wielu dawnych westerplatczyków odnalazła m.in.: w Niemczech, USA i na Białorusi. Często z nimi podróżowała po kraju, chciała, żeby inni - zwłaszcza uczniowie szkół - także mogli poznać ich historię.

W swojej książce "Lwy z Westerplatte" Górnikiewicz-Kurowska wymienia 206 nazwisk, podaje także biogramy, opracowywane m.in. na bazie rozkazów dziennych, w których komendant powoływał żołnierzy do służby. Źródłem była także jej korespondencja z biurem Polskiego Czerwonego Krzyża oraz relacje zbierane w trakcie powojennych zjazdów byłych obrońców, którzy każdego roku spotykali się na Wybrzeżu.

Aleksy Kowalik, podobnie jak wielu innych byłych obrońców, często odwiedzał szkoły. "Opowiadał, jak działkiem, które obsługiwał, zestrzelił cysternę z benzolem, którą Niemcy wysłali w ich stronę, żeby ich wypalić" - opowiadała Jadwiga Bucz, najmłodsza z czterech córek Kowalika. Dodała, że "miał świetny wzrok i celne oko". "Nawet kiedy skończył 80 lat, zawsze trafiał w dziesiątkę" - wspominała Bucz.

Córka Kowalika powiedziała PAP, że przez kilkadziesiąt lat jej ojciec się nie ujawniał, dlatego uznawano go za nieżyjącego. "Został odnaleziony przez panią Górnikiewicz-Kurowską za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża dopiero pod koniec lat 70. Wolał spokojne życie, zawsze był skromny" - tłumaczyła jego córka.

Pogrzeb odbędzie się we wtorek w Blachowni na cmentarzu przy parafii Najświętszego Zbawiciela. O godz. 15 odprawiona zostanie msza św. w kościele św. Michała Archanioła.

Aleksy Kowalik był jednym z ponad dwustu obrońców Westerplatte z września 1939 roku. Obecnie żyje jeszcze dwóch westerplatczyków.(PAP)
 
Źródło: PAP
Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Machała znów pisze noty dyplomatyczne

"Good bye, old soldier. Glad you lived to see Poland free and safe"
(Żegnaj stary żołnierzu. Dobrze, że przeżyłeś, by zobaczyć Polskę wolną i
bezpieczną) - tymi słowami 12 lipca szef MSZ Radosław Sikorski pożegnał Aleksa Kowalika na Twitterze.



Jak pisze Tomasz Machała w serwisie kampanianazywo.pl, to jedyne państwowe pożegnanie, jakiego doczekał się podporucznik Kowalik.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. tak PRL i III RP dba o swoich Bohaterów

nie znalazłam NIGDZIE zdjęcia ppor. Aleksego Kowalika.
Krótkie notki, żadnego zdjęcia. Przez 21 lat nikt nie zadbał.


Zmarł jeden z ostatnich obrońców Westerplatte

Dodaj komentarz »

W
wieku 96 lat odszedł Aleksy Kowalik. Był jednym z ponad dwustu obrońców
Westerplatte z września 1939 roku. Obecnie żyje jeszcze dwóch
westerplatczyków.

O ile pozwalało mu na to zdrowie, tak
jak inni obrońcy odwiedzał szkoły, gdzie opowiadał o swoich przeżyciach
podczas walk na Westerplatte. – Działkiem, które obsługiwał, zestrzelił
cysternę z benzolem, którą Niemcy wysłali w ich stronę, żeby ich wypalić
– opowiadała Jadwiga Bucz, najmłodsza z czterech córek Kowalika.
Dodała, że „miał świetny wzrok i celne oko”. – Nawet kiedy skończył 80
lat, zawsze trafiał w dziesiątkę – wspominała Bucz.

Zmarł jeden z ostatnich obrońców Westerplatte

fot. Gdańska Organizacja Turystyczna

Aleksy Kowalik urodził się 23 lipca 1915
r. we wsi Łobodno w powiecie częstochowskim. Za młodu ukończył cztery
oddziały szkoły powszechnej. Przed powołaniem do wojska zajmował się
pracą na roli.

Służbę wojskową odbywał w latach
1938-1939 w 77. Pułku Piechoty Legionów w Lidzie. Stamtąd został
skierowany na Westerplatte 31 lipca 1939 r. W czasie obrony obsługiwał
działko ppanc. Został ranny. Podczas niewoli w Prusach Wschodnich
pracował w niemieckich gospodarstwach rolnych. W czasie mroźnej zimy z
1940/1941 r. dała o sobie znać rana z Westerplatte. Kula pozostawiona po
zranieniu nogi została usunięta dopiero przez lekarza obozowego, którym
był kpt. Mieczysław Słaby, lekarz z Westerplatte. Po wyzdrowieniu
Aleksy Kowalik został odesłany do pracy na majątku rolnym niedaleko
Luksemburga. Został tam do końca wojny.

Zmarł jeden z ostatnich obrońców Westerplatte

Polscy oficerowie z załogi walczącej na Westerplatte (fot.arch. PAP/CAF)

Do Polski wrócił na początku 1947 r. Po
trzech latach ożenił się i zamieszkał z teściami. Po pewnym czasie
podjął pracę zarobkową w Zakładzie Elektro-Metalurgicznym „Blachownia” w
Blachowni jako wartownik straży przemysłowej. W 1981 r. przeszedł na
emeryturę. Rentę inwalidy wojennego otrzymał dziewięć lat później.

W 1989 r. otrzymał nominację na stopień
ppor. w stanie spoczynku. Został odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem
Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Krzyżem Orderu VM (1989),
Odznaką Honorową Związku Kombatantów RP i BWP. W 1999 roku wręczono mu
tytuł honorowego obywatela Gdańska za obronę Westerplatte.

http://www.gazetakaszubska.pl/15126/zmarl-jeden-z-ostatnich-obroncow-westerplatte

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. Westerplatte 1/10

Ostrzał Westerplatte z pancernika Schleswig-Holstein - 1 września 1939

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Westerplatte 7 dni chwały

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Sierota

5. Niestety,

odchodzą w zapomnieniu, podobnie jak i w zapomnieniu i pogardzie żyli po zakończeniu wojny nierzadko do śmierci.
Ironicznie, ich wrogowie często oddawali im większe honory przy okazji międzynarodowych spotkań kombatantów aniżeli władze własnego kraju i tak było m.in. w przypadku asa lotnictwa myśliwskiego II WŚ, Stanisława Skalskiego, którego kombatanci w Niemczech przyjmowali z honorami zarezerwowanymi jedynie dla bohaterow.

avatar użytkownika Maryla

6. w temacie pogardy dla Narodu

Nie przepraszam za Jedwabne   2011-07-21
 

Podpisuję się pod tym, co na portalu Frondy napisała Marta Brzezińska.

Podczas
gdy w Polsce dzieci na lekcjach historii nie usłyszą o Wołyniu i
mordercach z OUN-UPA, ukraińskie dzieci (a potem dorośli Ukraińcy) czczą
zbrodniarzy jak bohaterów. Skoro tak chętnie przepraszamy za nasze
wyolbrzymione winy, to czemu nie domagamy się także przeprosin za nasze
krzywdy?  

 

Czytaj cały felieton

http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/nie_przepraszam_za_jedwabne__14428


http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=4557

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

7. Byłem w domu ppłk. Kowalika

dwa lata temu.
Był cięzko schorowany, z trudem się poruszał, długoletnia choroba uniemozliwiała mu mówienie.
Wymagał stałej opieki, rodzina skarżyła się na brak zainteresowania ze strony lokalnych władz. Młodzież szkolna też nie pamietała o Bohaterze tak, jak jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej.
Niestety, nie mogłem pojechac do Blachowni na pogrzeb, aby oddac Mu cześć.