Czym my różnimy się od nich, czyli o Ks. Natanku , naszych potrzebach politycznych, i materialnych.
Ostatnio uczestniczyłem w kilku dyskusjach dotyczących naszej sytuacji politycznej i o wynikających z niej …. potrzebach politycznych. Zwracam uwagę na użyte przeze mnie a powszechnie nie używane sformułowanie “potrzeba polityczna”, bo żaden z dyskutantów nie opisywał tymi słowami swojej motywacji. Wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie, że fakt niezaspokojenia potrzeb politycznych jest skrzętnie przez ludzi ukrywany, analogicznie do tego, jak ludzie nie chwalą się swoją biedą i tym jak ona im doskwiera. Ale jest to postępowanie tak samo złe w wymiarze materialnym jak i politycznym.
Oczywiście, że mówienie o niezaspokojonych potrzebach może być bliskie biadoleniu, czego słusznie staramy się unikać. Ta nasza skłonność do ukrywania biedy to późna reakcja zarówno za wysadzanie porządnych ludzi z siodeł już dwa wieki temu , na II wojnę światową w zeszłym stuleciu, na dolegliwości związane z walką z komunizmem i późniejszym doświadczeniem libertynizmu państwowego. Unikaliśmy egzemplifikacji naszych potrzeb, by nie dawać satysfakcji naszym przeciwnikom, by nie podnosić ich morale pokazując nasze trudności. W zamian za to nauczyliśmy się mówić o tym czego chcemy, formułować postulaty jako elementy pozytywnego programu działania i twardo się ich domagać. Chodziło o to, by nasi przeciwnicy mieli przeświadczenie, że np niszcząc naszą gospodarkę męczą się a nie zyskają naszej akceptacji dla naszego poddaństwa w zamian za parę groszy, bo my zawsze tak ograniczymy nasze potrzeby, by nic od nich nie chcieć. To samo dotyczyło kwestii politycznych i społecznych.
Ale obecnie okazało się, że jest to nieskuteczny sposób uzgadniania naszych poglądów. Po pierwsze, teraz nie mamy obcych okupantów a mamy swoich łobuzów, których by móc pokonać musimy nie tylko oznaczyć ale i skutecznie skrytykować. Bez tego nie uda się nam usunąć ich ze struktur społecznych a bez tego nie damy rady się utrzymać, ani w sensie politycznym, ani materialnym. Poza tym musimy mieć silne argumenty moralne dla zdecydowanych działań wobec tych łobuzów.
Bo najpierw, jeśli chodzi o kwestie materialne, ukrywanie potrzeb w tym wymiarze stwarza fałszywy obraz życia społecznego i fałszywy obraz ekonomii a przez to skłania zwykłych ludzi do podejmowania błędnych decyzji, które w swej masie sumują się powodując niemożność zaspokojenia najistotniejszych potrzeb. Mówiąc obrazowo wszyscy przez to stajemy się aktorami fabularnego filmu propagandowego, takiego współczesnego “Świat się śmieje” i to na żywo!
Nie mówiąc o swoich niezaspokojonych potrzebach ludzie udają zamożniejszych niż są , jeżdżą samochodami marek , na które ich nie stać, za to bardzo starymi. Mieszkając w za drogich na ich możliwości mieszkaniach a przez to godzą się na de facto na patologie gospodarcze uniemożliwiające rozwój ekonomiczny. Zamiera przez to produkcja i handel artykułami najpotrzebniejszymi, podstawowymi. Żywność w handlu zamienia się na przemysłową paszę dla ludzi, bo ci muszą mieć pieniądze na za drogi samochód, a gdy go już mają to budują sobie dom, z którego, ani nie umieją korzystać, ani nie mają na to pieniędzy, ani czasu. W rezultacie nie można racjonalnie działać w gospodarce, bo rynek stał się irracjonalny!
Gdybyśmy mówili o naszych potrzebach to np norma mówiąca, że by być “kimś” należy posiadać rezydencję nie upowszechniła by się tak szybko. W znacznie bogatszej Francji norma mieszkania dla ministra to 80 m kwadratowych. Ich zdaniem minister wraz z żoną nie potrzebuje więcej. Jeśli z nimi mieszkają dzieci, to na każde z nich rząd przewiduje jeszcze 20 metrów. A u nas ?
Przecież po to by kierownictwo np banku miało domy, z których , ani nie ma czasu, ani umiejętności korzystać, czyli są mu niepotrzebne, bank musi utrzymywać niezwykle wysokie marże swoich usług kosztem biednych ludzi. Spotkałem ze trzy lata temu członka zarządu jednego z dużych banków, który na spotkanie w hotelu znajdującym się nie dalej niż 300 m od siedziby banku przyjechał służbowym samochodem mimo pięknej pogody. Gdy zorientowałem się, że po spotkaniu wraca z powrotem do biura, zapytałem się go po co wziął kierowcę. On zaś odpowiedział mi, że tak rzadko może korzystać z luksusów związanych ze stanowiskiem, że jak ma okazję to korzysta! Normalny pajac, prawda!
Tylko oczywiste, że jeśli klient banku cierpi z powodu biedy, to współsprawcą tego cierpienia jest prezes banku, który potrzebuje niebotycznych pieniędzy by móc dla zabawy korzystać z luksusu. To jest powód, dla którego nikomu tej biedy nie wolno mu ukrywać! Jeśli bowiem człowiek ukrywa dolegliwość swojej biedy, to jego bieda nie jest podstawą moralną do roszczenia praktycznego np o zmniejszenie kosztów bankowych a szerzej o naprawę systemu ekonomicznego. Po co naprawiać coś co odpowiada wszystkim! Dzięki dyskrecji ludzi biednych prezes banku może więc twierdzić, że jego wynagrodzenie to nic złego. Wszak nikomu nim nie robi krzywdy! Ci zaś co twierdzą inaczej, to przebrzydli socjaliści i nieudacznicy z zazdrości krytykujący ludzi sukcesu! Nie ma więc nawet moralnego uzasadnienia do zmian strukturalnych w państwie! Może on mówić, że przecież wszyscy klienci banku zawierają z nim umowy dobrowolnie i nikt nie skarży się na to, że popadł w biedę skutek obowiązujących zasad interesów z bankiem. Może więc prezes-pajac powiedzieć: chcący nie ponosi szkody.
Tyle, że to nie prawda. Bo po pierwsze, każda osoba prowadząca działalność gospodarczą ma obowiązek korzystania z banku, każdy utarg z handlu ma być codziennie odprowadzany do sytemu bankowego i nie może być wpuszczony w rynek bezpośrednio jako gotówka. Na rynku nie ma więc innych pieniędzy jak te z systemu bankowego a bank można założyć tylko za zgodą władz państwowych i prowadzić go tylko pod nadzorem państwa. A rebus więc powstaje w ten sposób obowiązek korzystania z banku przez wszystkich uczestników życia gospodarczego, bo każdy potrzebuje pieniędzy. Nie prawdą więc jest, że chcący nie ponosi szkody. Bo klient banku to nie jest osoba “chcąca” a “zobowiązana” i ta jak najbardziej może ponosić szkodę! Ale jak się nie skarży to znaczy, że nie chce zmian.
A jest oczywiste, że obciążenia bankowe wcale nie muszą być tak wysokie i nie powinno być tak, że tylko klient banku ponosi ryzyko nieudanego przedsięwzięcia, które finansował bank, bo zgodnie z wolą państwa ma innego źródła pieniędzy. Czyli w rezultacie milczenia o własnej biedzie, patologie życia gospodarczego pogłębiają się z każdym dniem.
Podobnie jest ze sprawami politycznymi.
Otóż my nie tylko nie mamy uzgodnionej takiej listy naszych “niezaspokojonych potrzeb politycznych”, ale co więcej nie mamy jej w ogóle, w żadnym z naszych “odłamów”. Mówimy tylko o tym, co chcemy zrobić a przez to wytwarzamy bałagan po naszej stronie sceny politycznej. Kłócimy się i dzielimy na odłamy nie wiadomo po co i dlaczego. Zilustruje to przykładem.
Jedni, np. Pani Rozwadowska, pisząca jak Circ oraz poseł Górski i sporo innych ludzi chce intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Mają taki postulat i ja to szanuję. Nie znajdują jednak zbyt wielu zwolenników a na pewno mają ich za mało by go zrealizować. Ja również ich w tym postulacie nie popieram.
Aczkolwiek zakłócę teraz ciągłość wywodu to dla jasności, moje wątpliwości biorą się z tego, że nie wiem, czy gdy szatan, kusząc Chrystusa na pustyni i pokazywał Mu wszystkie królestwa (państwa) świata, to pokazywał Mu również i obecną Polskę, czy też ograniczył się on do królestw ówcześnie istniejących. Moim zdaniem jak pokazywał wszystkie, to wszystkie a nie tylko te, które istniały ówcześnie. Nie wiem więc, czy taka intronizacja nie byłaby, mówiąc eufemistycznie, “mocno niestosowna” w świetle bardzo jasnych deklaracji Chrystusa znanych z Ewangelii, że odrzuca on panowanie ziemskie, że jego królestwo jest nie z tego świata.
Ale pomijając takie zwykłe wątpliwości religijne i wracając do głównej myśli, to nie sposób nie zauważyć, że pomysł intronizacji Chrystusa na Króla Polski jest pomysłem na wskroś politycznym. Wszak Król to Król.
Jak się nad tym pomysłem dobrze zastanowić, to jest on wyrazem pewnej potrzeby, może tęsknoty politycznej, która i mnie jest bliska! Nie widzę więc powodu dlaczego nie mieli byśmy wspólnie dążyć do jej zaspokojenia. W sensie politycznym nie mamy się ze zwolennikami intronizacji o co kłócić!
Ja bowiem pomysł intronizacji Chrystusa na Króla Polski rozumiem tak, że jednej strony wskazuje on na to, że jego autorzy mają potrzebę podporządkowania życia publicznego moralności chrześcijańskiej - co cenne i z czym się zgadzam, a z drugiej na potrzebę całkowitego spłaszczenia struktur społecznych- z czym też się zgadzam.
Bo przecież w sensie politycznym istota tego pomysłu polega na tym by był Król, ale bez dworu. Nie będzie miał Chrystus Król Polski, ani dworzan na tym świecie, ani nie będzie też związanych z dworem intryg, podstępów i machinacji. Nikt też nie mógłby się wywyższać bezpośrednim dostępem do władcy.
Czyli z punktu widzenia skutku politycznego, pomysł intronizacji polega na tym, że jego zwolennicy dążą do zrównania osób sprawujących władzę państwową z osobami tej władzy podległymi, czyli do zastąpienia państwa hierarchicznego państwem organicznym, w którym każdy człowiek ma poczucie swej niezbywalności. Oczywiście można powiedzieć, że nawet w organizmie są organy ważniejsze i mniej ważne, że jest to też struktura hierarchiczna, bo bez serca nikt nie przeżyje a bez ślepej kiszki to i owszem. Więc serce jest ważniejsze od wyrostka. To prawda, ale nikt nie usuwa nawet tylko wyrostka robaczkowego by się odchudzić, albo ma dlatego, że ma taką fantazję, bo to wymaga zawsze ryzykownej operacji.
Natomiast jak to pokazałem na przykładzie prezesa-pajaca w naszym społeczeństwie można wykluczać ludzi tylko po to by ktoś mógł się bawić luksusem, czyli dla zabawy!. Nie przypuszczam, by duży bank chcąc sfinansować limuzynę prezesa nie dorobił się całego cmentarzyka “ofiar systemu bankowego i sądowniczego”, czyli nie wykluczył z życia wielu osób, nie pozbawił ich dorobku dla zachcianki. To w społeczeństwie organicznym nie mogło by mieć miejsca a obecnie ma co i mnie i zwolennikom intronizacji bardzo się nie podoba.
Analizując dalej spór między zwolennikami intronizacji Chrystusa, a osobami do tego nie przekonanymi można dojść do wniosku, że w wymiarze politycznym nie jest sporem o istotę potrzeb politycznych, bo przynajmniej w zarysie mamy je bardzo podobne. Dyskutując między sobą dokładnie na temat naszych potrzeb zapewne byśmy je całkiem uzgodnili, bo spór miedzy nami dotyczy tylko kwestii technicznych, kwestii metody osiągnięcia celu. O tym dyskutuje się łatwiej i kompromis w zakresie metody jest bardziej oczywisty. To co można szybciej użyć i posunąć się w kierunku przez nas akceptowanym jest uznane za dobre dla wszystkich. Czyli rozmowa o potrzebach jednoczy. Rozmowa o pomysłach na ich zaspokojenie, o pomysłach na działania, bez uzgodnienia listy potrzeb dzieli.
Z innej strony życia politycznego mamy np. Pana Aleksandra Ściosa, który nie jest akceptowany przez środowisko reprezentowane przez Panią Rozwadowską ( Circ), bo ta ma pretensje o Bp Wielgusa. W sprawie bp. Życimskiego i Pieronka mówią jednym głosem a w sprawie bp Wielgusa są w sporze.
Zastanawiam się, czy miałby A. Ścios coś przeciwko oparciu zasad życia społecznego o Prawdę, czego domaga się Pani Rozwadowska? Myślę, że nie bo … cały czas o prawdę walczy! Trudno więc przypuszczać by miał coś przeciwko Prawdzie.
A teraz pomyślmy w “drugą stronę”.
Czy ci, którzy chcą wypłaszczenia struktur społecznych dążąc do intronizacji Chrystusa na Króla Polski , mieli by coś przeciwko temu, by Ruscy w Polsce nie wywyższali się ponad zwykłych ludzi, nie twierdzili , że mają prawo do dorobku zwykłych ludzi a my mamy obowiązek ich utrzymywać przez finansowanie między innymi wyżej wspomnianego dla przykładu systemu bankowego, czy przez zagwarantowanie stałej płacy, przy braku jakichkolwiek wymagań, pracownikom administracji powszechnej i gospodarczej oraz sądowniczej, czyli sfer życia przez Ruskich opanowanych, z czym zmaga się Pan Aleksander Ścios? Skoro chcą płaskiej struktury społecznej, to myślę, że nie. Czemu więc się kłócimy. Bo się nie rozumiemy, bo nie mówimy wprost o tym, co nas boli!
Wydaje się więc, że jeśli uda się nam przenieść dyskusje na poziom naszych potrzeb, tak materialnych jak i politycznych a dopiero z nich będziemy wywodzić, to czego chcemy pamiętając, że to co chcemy to tylko jedna z metod zaspokojenia naszych potrzeb, to o wiele łatwiej będzie nam się dogadać co do … programu politycznego a przez to przezwyciężyć podziały między nami.
Myślę, że gdy był nawyk dyskusji o potrzebach o dążeniu do płaskiej struktury społecznej to nikt by niw pokłócił się bp, Wielgusa, bo co różnica, czy człowiek godny jest biskupem czy zwykłym księdzem jeśli jest godny, jeśli w swej godności nie musi podpierać się stanowiskiem? Ponieważ jednak zwolennicy intronizacji nie mówili o swoich potrzebach i tęsknotach a my mówiliśmy o swoich obawach i o swoich marzeniach dotyczących godności kościelnych więc osoba bp. Wielgusa nas podzieliła. Nie można uzgodnić kto ma rację, jeśli jedna strona gra w salonowca a druga w szachy.
I do tego wszystkiego ks. Natanek.
Miałem wczoraj dwa doświadczenia. Jedno rano, gdy podczas mszy weszli do kościoła turyści prowadzeni przez starszego pana, jak się później okazało posługującego się również językiem polskim, więc pewnie tutejszego i drugie wieczorem, gdy wysłuchałem w internecie kazania ks Natanka wygłoszonego 17 lipca.
Otóż rano w Kościele ośmieliłem się turystom zwrócić uwagę, że miejsce dla niewierzących jest tylko w pierwszej części kościoła i że za drugie drzwi powinni wchodzić tylko chrześcijanie. Ponieważ z mojej wypowiedzi wynikało, że jest to zasada prawna więc turyści zatrzymali się i chcieli zawrócić. Na co starszy pan - przewodnik odpowiedział mi już po polsku, ze oni chcą się pomodlić w kaplicy znajdującej się bliżej ołtarza. Oczywiście turyści nie rozumieli tego co on mówi. Więc im to przetłumaczyłem i bardzo się dziwili, co było widać po ich minach. Pan przewodnik jednak zdecydowanie ruszył do przodu postanawiając zlekceważyć skupienie modlitewne. Być może przyprowadzając turystów do Kościoła chodziło mu o pokazanie również i mojej osoby jako eksponatu muzealnego, co by go dowartościowało jako człowieka nowoczesnego? Nie wiem.
Ks Natanek zaś w swym kazaniu, które wysłuchałem wieczorem, mówił również o tym, że jesteśmy już kościołem katakumbowym, że nie mamy gdzie modlić się w spokoju. Trafność jego spostrzeżenia w świetle tego czego doświadczyłem rano była oczywista.
W dalszej części swego kazania Ks Natanek mówił o bolączkach naszego życia społecznego o patologiach w życiu rodzinnym, o fatalnej sytuacji politycznej i ekonomicznej naszego kraju, sytuacji przypominającej czasy tuż przed rozbiorami. Trudno mi było zaprzeczyć choćby jednemu jego zdaniu. I jeszcze ta bardzo dobrze mi znana i lubiana przeze mnie forma wypowiedzi zbliżona do proroctw ze Starego Testamentu. Zarówno w formie jak i treści Ks Natanek mówi podobnie do Izajasza, czy Jeremiasza.
Niestety, ci Wielcy Prorocy wtedy, tak samo jak obecnie ks. Natanek mówili prawdę, ale nic to nie dało. Nie udało się im odwrócić nadchodzących nieszczęść spowodowanych osłabieniem społeczeństwa, narodu Izraela. Boję się tego i obecnie.
Dlatego piszę o tym byśmy przynajmniej w internecie starali się mówić konkretniej, co nie znaczy, że dosadniej. Boję się, że jeżeli nie będziemy mówić otwarcie o naszych potrzebach zarówno politycznych jak i materialnych, to dalej będziemy żyć w świecie złudy, a to musi zakończyć się tragicznie. Jeśli natomiast ośmielimy się mówić o tym, że przegrywamy procesy sądowe, w których wydaje się nam, że mamy rację dlatego iż nasz sposób rozumowania jest inny niż ruskiego sądu i będziemy domagać się zmiany obowiązującej logiki, jeżeli będziemy pokazywać związki między idiotyczną konsumpcją a biedą innych, jeżeli będziemy mówić każdemu urzędnikowi, nauczycielowi czy lekarzowi że zjada śniadanie jakiegoś biednego dziecka i powinien mu to jakoś wynagrodzić, to wtedy dość szybko mamy szanse na poprawę naszej kondycji społecznej. My po prostu musimy wyjść z naszego kręgu do nich, do obcych nam i mówić im zrozumiale czego chcemy.
Oczywiście najpierw musimy to uzgodnić miedzy sobą. Jak będziemy im mówić czego chcemy to oni nie będą mogli się temu sprzeciwić- na prawdę i oni to wiedzą. Dlatego chcą cenzury, dla tego zabierają nam możliwości wypowiedzi w przestrzeni publicznej, byśmy nie uzgodnili katalogu potrzeb. A my powinniśmy mimo to spróbować to zrobić.
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. Co znaczy intronizacja Chrystusa
To po prostu znaczy wprowadzenie państwa wyznaniowego taki katolicki Iran.
Jeden z pokolenia JP II
Blogi 24
2. Kazanie Ks. Piotra Natanka 17 lipca 2011 roku
http://gloria.tv/?media=176256
ciociababcia
3. 1. Co znaczy intronizacja Chrystusa
DLACZEGO! CZESC WŁADZY narzuca chrześcijanom jak mają żyć i wyznawać swoją wiarę?Do tego ubierają to w ramy prawne!?
Dlaczego godzimy się na dyskryminację?
A może nakazać SLD, PO itp. wyznawanie wiary chrześcijańskiej?
A może poprostu szanować czyjeś poglądy i nie używać spraw osobistych do polityki?
ciociababcia
4. @UPARTY
To chyba dzieje sie z przyczyny takowej, iż piszący starają się oddać sedno sprawy w osobie trzeciej. Niejako z zewnątrz. tak jak to robią dziennikarze. Wiec sama przyczyna nie-zrozumienia tkwi w podstawie przekazywanej treści. Personalizowanie sprawy powoduje wpisy typu "PLK" czyli niczym nieuzasadnione wycieczki i ośmieszanie samej wartości jako takiej. Relatywizm powszechnie dominujący poparty niewiedzą i nieświadomością lub co gorsza złą intencją rodzi zawsze konflikt i nie prowadzi do porozumienia czy ustanowienia stanowisk. Choćby różnych.
Ja mam Króla w sercu i jest mi bez różnicy czy będzie ogłoszony oficjalnie czy nie, dla mnie króluje. A to przekłada sie na zasady według których żyję i funkcjonuję w społeczeństwie.
Ja nie widzę zagrożenia w obwołaniu CHRYSTUSA KRÓLEM POLSKI, jak to zrobiono z Maryją Panną. Boją sie tylko ci którym by to zaszkodziło... i to jest chyba jednoznaczne i nie wymaga wyjaśnień. Co by to było gdyby politycy uznali że powinni być moralni i żyć uczciwie. Toż to był by cyrk prawda PLK?
A tak na marginesie, PLK to znaczy - w prawo, w lewo, którędy bądź?
Bo sprowadzenie tego tekstu do problemu Intronizacji stawia cokolwiek duży znak zapytania o intencję ale też o stan zdrowia.
Poza tym PLK powinieneś się zastanowić nad samym swoim wpisem
..." prostu znaczy wprowadzenie państwa wyznaniowego taki katolicki Iran."
Jeśli nie widzisz nonsensu w tym stwierdzeniu, to współczuję, jest mi naprawdę ciebie żal.
Goethe..."Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest...",JVG
5. @Goethe
Kto powiedział że ja jestem taki głupi i myślę o Iranie to co mi media wmawiają?
Kto powiedział że Iran to coś złego? Ja nie, ja bardzo szanuję Iran!
A intronizacja oznacza wprowadzenie państwa wyznaniowego tu nie ma najmniejszej wątpliwości. To co Pan opisuje to pseudo intronizacja, nic tylko pusty gest.
Jeden z pokolenia JP II
Blogi 24
6. @PLK
... Tak samo wpisanie odniesienia do BOGA w preambule Konstytucji... a czy przez to jesteśmy państwem wyznaniowym...
Co do szczegółów nie miałem na myśli Iranu, a porównanie. Raczej zrównanie na które nie ma zgody. Porównywałeś może islam z katolicyzmem?
A moze wymienisz parę reguł, zasad, doktryn które są niewłaściwe i wykażesz co im zrzucasz i dla czego? Które prawa i zasady obowiązujące Katolików są nie do przyjęcia? Które kłócą się z powszechnie uznanymi zasadami.
I przestań straszyć Katolików Kościołem. Bo to jakbyś nie był z pokolenia JPII a z Timura i jego drużyny...
Goethe..."Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest...",JVG