Eurokotki, czyli Eurokryzys a szanse wyborcze Pisu.
Przeczytałem w „Uważam rze” wywiad z panem Balaszem, w którym on powiedział, że pod wpływem propagandy ludzie boją się PiS, że media nastraszyły ludzi Kamińskim i CBA. Wysnuł on też przypuszczenie, że jak ludzie bardziej przestraszą się kryzysu niż Pisu to zagłosują na Pis. Ja mam duże wątpliwości, tak co do skuteczności reklamy politycznej jak i przekazów propagandowych bo ... pod oknami znalazłem truchła dwóch kotków.
Okazało się , że wypadły one z okna na VI piętrze mimo, że sąsiedzi założyli w oknach atestowane moskitiery. Kotki jednak moskitierę przegryzły, wyszły na parapet i spadły. Nie było by w tym zdarzeniu nic dziwnego, gdyby nie to, że do kotków przyjechało pogotowie weterynaryjne, policja i jacyś dziwni ludzie w garniturach. Jak przyjechała taka ekipa to i sąsiedzi zainteresowali się co się stało. Co to za kotki, do których przyjechało naraz tyle osób.
Zapytali się więc sąsiadki, co to za kotki . W odpowiedzi usłyszeli, że to były eurokotki.
Jeszcze nie dawno sąsiadka miała psa- takiego zwykłego wielorasowego i dwoje dzieci a mieszkanko małe. Zgadała się jednak w sklepie warzywnym ze swoją sąsiadką, która miała podobne problemy. Postanowiły sobie na wzajem pomóc. Otóż moja sąsiadka sprzedała jej swojego pieska znajomej za 1 milion euro i w zamian kupiła dwa kotki po pół miliona każdy. Następnie wezwała agenta ubezpieczeniowego mającego prowizję od sprzedaży polis i ubezpieczyła te kotki na kwotę zakupu, czyli po pół miliona euro każdy. Następnie poszła do Banku z tą polisą i w zamian za przewłaszczenie kotków i cesję praw z polisy uzyskała dwa kredyty, po 100 tyś euro każdy, za które kupiła dwa mieszkania dla dzieci.
Aczkolwiek nie miała ona zdolności kredytowej, bo nie miała wystarczających zarobków by spłacać kredyty, ale wobec tego, że zgodziła się przewłaszczyć na rzecz banku zastaw pięciokrotnej wartości kredytu, to urzędnik bankowy (mający prowizję od sprzedaży kredytów) z łatwością przekonał swojego szefa, że bank na tym kredycie lepiej zarobi jak go kredytobiorca nie spłaci niż jak go spłaci. Brak zdolności kredytowej jest więc w tej sytuacji zaletą a nie wadą.
Trudno się więc w takiej sytuacji dziwić, że nad kotkami zawisło straszne fatum, które jak widać zadziałało. Nie muszę też dodawać, że na osiedlu, na każdym drzewie wywieszone jest bardzo gustowne zdjęcie pieska uprzednio należącego do Pani od Kotków z adnotacją, że szczęśliwy znalazca proszony jest o odprowadzenie zwierzątka, albo pod wskazany adres nowej właścicielki, albo do oddziału banku „Pomocna Dłoń” na końcu ulicy, albo do Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Pierwsi Naiwni”. Nikt by na te zdjęcia nie zwrócił uwagi, gdyby Towarzystwo Ubezpieczeniowe „Pierwsi Naiwni” nie wyznaczyło nagrody w wysokości 10 000 euro.
Jest chyba dla każdego rzeczą oczywistą, że każdy kto przedkłada świadectwo swoich oczu nad dokumenty urzędowe i tym świadectwem je weryfikuje jest wrogiem zarówno obu pań, ich dzieci oraz pracowników sektora finansowego i ich rodzin. Oni nie tyle wierzą propagandzie, co się nią posługują do usprawiedliwienia swoich działań. Mówią oni, że niby to nie z nikczemności i chciwości robią swoje kanty a z łatwowierności żyją tak jak im mówią autorytety. Oczywiście jest to bzdura.
Jest również oczywiste, że nikt z grona osób, które czerpały zyski z opisanej powyżej transakcji nie uzna, ze istnieje jedna prawda obiektywna, że kot dachowiec to kot dachowiec, że kundelek to kundelek. W takim świcie nie tyle nie chcą oni żyć, bo się go rzekomo boją ile nie chcą żyć, bo mniej by zarabiali.
Czy przytoczony powyżej przykład z zamiany psa na dwa koty jest czystą fikcją w warunkach współczesnej ekonomi. Oczywiście, że nie.
Każdy z nas widział w hipermarketach bawełniane t-shirt,y po 5-15 zł za sztukę. Tyle, że kupuje się je w hurcie na Dalekim Wschodzie w cenie od 30 do 50 centów amerykańskich na bazie dostawy CIF porty Europy Północnej. Czyli jeden T-shirt w Gdyni, w bazie kontenerowej ( po jego wyładunku ze statku) ma wartość ok 1 zł, a remanencie hipermarketu ma wartość nawet 10 – 15 zł. Ta wartość jest umieszczana w bilansie hipermarketu jako jego dochód ( naprawdę – przyrost remanentu jest dochodem!) . Czyli, wystarczy, że po drodze z Gdyni będzie jeden pośrednik, który zakupione w Chinach bluzeczki sprzeda po hipermarketowi po 4 – 8 zł i wtedy nikt się już nie będzie mógł przyczepić, że hipermarket zawyża swój remanent ( T-shirta za 1 zł księguje za 4 do 8!), bo nie może go wycenić taniej niż koszt zakupu ( zaniżał by wtedy dochód i podatek dochodowy!). Czy z tego wynika, że wartość T-shirta rzeczywiście tak wzrosła na przestrzeni 1 km dzielącego bazę kontenerową od najbliższego hipermarketu? Oczywiście, że nie. Analogia między realnym handlem a transakcją obu sąsiadek jest oczywista. Ta więc podany przykład wcale nie jest z kosmosu. On jest z życia. Dlaczego więc jest, jak jest.
Otóż nawet w tym T-shircie z Chin koszty robocizny to mniej niż 20% jego wartości- czyli 6-10 centów. Jeśli więc zrobilibyśmy go w Europie i płacili ludziom nawet 8 razy więcej niż w Chinach, to o ile wzrosły by koszty jego zakupu? - o nie więcej niż o 80 centów, czyli o o mniej niż 3 zł. Wychodzi więc na to, że cena zakupu przez hipera nie zmieniła by się wcale i transakcja dalej była by dochodowa! Uwzględniając fakt, że zarobek robotnika w Chnach to ok 400 usd miesięcznie uproszczenie struktury handlowej i przeniesienie produkcji z powrotem do Europy jest możliwe, o ile znajdzie się pracowników gotowych pracować na stanowiskach robotniczych za 3200 usd miesięcznie - czyli za ok 9 tysięcy brutto. W Polsce nie byłoby z tym żadnego problemu a co więcej wielu ludzi bardzo podniosło by swój standard życia! Przecież w tej chwili na stanowiskach robotniczych nie zarabia się tyle! Dodatkowo były też oczywiste oszczędności na transporcie składowaniu itp.
Czemu więc prowadzi się taką obłędną politykę gospodarczą?
Dlatego, że o ile operator interloka (maszyny robiącej T-shirty) w Europie np. w Polsce mógłby zarabiać 9 tyś zł brutto miesięcznie, to nauczyciel dalej zarabiał by swoje 4 tysiące brutto i czułby się nie komfortowo.
Ja nie sądzę, by wszyscy zwolennicy PO potrafili przeprowadzić powyższe rozumowanie, bo skąd by znali ceny, ale że jest ono prawdziwe to na pewno przeczuwają, że gdyby formacja Pis zdobyła władzę, to zmieniła by się struktura społeczna i tego się boją.
Czy widmo kryzysu wystarczy by uznali, że są nikczemni – tego nie wiem, ale wiem jedno, że jeżeli wszyscy będą mieli świadomość ich kondycji, tego że z zawiści świadomie niszczą kraj, że w ich zachowaniu nie ma nic pozytywnego, żadnej nowoczesności, żadnego postępu i że ich działania są wręcz przestępcze to wtedy może liczba ich zwolenników spadnie. W końcu nie wszyscy jeszcze mamy psy.
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz