Prowokacja kielecka

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

 

         W dniu 4 lipca 1946 roku, w Polsce Ludowej rządzonej przez komunistów z nadania Moskwy, celem pozbycia się biedoty  żydowskiej ze związku sowieckiego i Polski, służby specjalne Moskwy i Warszawy, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, dokonały prowokacji, by nią obarczyć polskie zbrojne podziemie, popsuć raz na zawsze stosunki z Żydami, którzy w Polsce żyli jak we własnym domu od XIII Wieku.
 
Odsunać na tor boczny zbrodnie katyńską, którą omawiano w toczącym się   Procesie Norymberskim.
"Proces i Wyrok w Norymberdze"
 
Żydzi nigdy w Polsce nie byli prześladowani, dyskryminowani jako 'naród' plemię w większości przybyłe do nas z Niemiec, Hiszpanii, Rosji zajmując sie handlem, posredictwem, zbieraniem podatków.
 Żydzi w wiekszości wypadków posługiwali się jezykiem jidysz Iidysz to jezyk żydowski?niemiecki? powstały na bazie języka niemieckiego/.
  Mimo , ze mieszkali w Polsce wieki, polskiego nie nauczyli się. Nie asymiliwali się  ze społeczeństwem polskim, tak jak to robili w Niemczech czy Rosji, gdzie zajmowali wysokie stanowiska urzędnicze.Począwszy od początku istnienia państw niemieckich po III Rzeszę !.
 
  W czasie kiedy Hitler rozpoczynał walkę z biedotą żydowską, komunistami pochodzenia żydowskiego, Polska tych wypędzanych Żydów z Europy przyjmowała pod swoje skrzydła.
 
Prowokacja  kielecka, została przygotowana przez oficera sowieckiego wywiadu Michaiła Aleksandrowicza Diomina i Lune Bristigerową, dyrektor departamentu w ministerstwie bezpieczeństwa publicznego. Notabene, ludzi o żydowskim rodowodzie
 
Bezposrednim wykonawcą prowokacji kieleckiej był
 Szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, major Władysław Subczyński, agent NKWD.
Swoje informację opieram na książce byłego oficera WP żydowskiego pochodzenia Michaela Chęcińskiego, ""Poland. Communism - Nationalism - Antisemitism",
  

Raport biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka przekazany ambasadorowi USA w Warszawie Arthurowi Bliss Lane'owi

Zajścia kieleckie z dnia 4 lipca 1946 r.

 

           Raport księdza biskupa Czesława Kaczmarka powstał niedługo po zajściach antyżydowskich 4 lipca 1946 r. w Kielcach, stanowi więc pierwszorzędne źródło do poznania obrazu tragicznych wydarzeń. Do tej pory znany był tylko we fragmentach, po raz pierwszy ukazał się w najnowszej publikacji Instytutu Pamięci Narodowej "Wokół pogromu kieleckiego" (Warszawa 2006). Raport powstał dla amerykańskiego ambasadora w Polsce, Arthura Bliss Lane'a, przeznaczony był więc dla wolnej opinii świata zachodniego, gdyż tylko tam mogła przebić się prawda o niezafałszowanym przez propagandę tle, przebiegu i inspiratorach zbrodni w Kielcach. Raport powstał na polecenie księdza biskupa Czesława Kaczmarka (1895-1963), ordynariusza kieleckiego, szczególnie brutalnie atakowanego przez komunistyczne władze. W dniu zajść antyżydowskich księdza biskupa nie było w Kielcach, ponieważ przebywał na kuracji w Polanicy Zdroju.

 

Kieleccy księża usiłowali uspokoić nastroje wśród ludzi zgromadzonych na Plantach 7, ale nie zostali przez siły porządkowe dopuszczeni w pobliże domu zamieszkałego przez Żydów. Tym bardziej zastanawiające były kłamliwe oskarżenia Kościoła o bierność, a nawet o akceptację zbrodni. Liczne manipulacje władz i prasy komunistycznej przybrały postać nagonki na księży biskupów, szczególnie na księdza kardynała Augusta Hlonda i księdza biskupa Czesława Kaczmarka. Ordynariusz kielecki zapłacił olbrzymią cenę za swoją postawę wobec prowokacji kieleckiej i za swój obiektywny raport. W 1951 r. został aresztowany pod zarzutem rzekomej współpracy z Niemcami w czasie okupacji, a także szpiegostwa na rzecz Watykanu i Stanów Zjednoczonych. Po brutalnym śledztwie i wyrafinowanych torturach otrzymał w 1953 r. wyrok 12 lat więzienia. Zwolniony został dopiero w 1957 roku. Ale to nie był koniec męczeńskiej drogi księdza biskupa Kaczmarka. W latach 1959-1963 był ponownie represjonowany przez władze. Został w pełni zrehabilitowany dopiero po 1989 roku.

 

Wstęp

 

W dn. 4 lipca 1946 r. zaszedł w Kielcach fakt zamordowania 39 Żydów i 2 Polaków oraz poranienia 40 osób pochodzenia żydowskiego (liczba podawana przez urzędowy akt oskarżenia i przez prasę), mordowali mieszkańcy Kielc, akcja ich trwała zdaniem urzędowego aktu oskarżenia od godziny dziesiątej rano z przerwami do godziny prawie szóstej po południu. Cała polska prasa rządowa poświęciła temu faktowi mniejsze lub większe ustępy, zgodnym chórem stwierdzono, że chodziło tu o przygotowany przez organizacje podziemne, których nici sięgają aż generała Andersa, pogrom Żydów, że był to ruch o charakterze faszystowskim. Nikt jednak z tego obozu nie starał się o odpowiedź na pytanie, dlaczego ów "pogrom" trwał tak długo, nikt w prasie rządowej nie próbował przekonywająco wyjaśnić, dlaczego pogrom stał się możliwy w mieście wojewódzkim, w którym są silne oddziały milicji, służby bezpieczeństwa i wojska. Przy uważnym czytaniu prasy rządowej czytelnikowi krytycznemu narzuca się szereg innych jeszcze pytań, powstaje mnóstwo niejasności, samo nawet ujęcie sprawy w prasie rządowej jest nieco dziwne. Mamy olbrzymie komentarze o charakterze politycznym, powtarza się stale slogany o demokracji, faszyzmie, milczeniu kleru, półsłówkami lub jak najkrócej omawia się sam przebieg wypadków, zeznania świadków, nie wspomina o obronie, o zachowaniu się milicji, urzędu bezpieczeństwa, wojska itp. Z lektury tej powstaje nieodparte wrażenie, że prasie rządowej chodzi nie tyle o wyjaśnienie konkretnego wypadku, jaki miał miejsce, ile raczej o jego wyzyskanie dla celów propagandowych, o użycie go jako argumentu wobec przeciwników ideowych w kraju i za granicą. W tych warunkach staje się koniecznością wyjaśnienie przyczyn, przebiegu i następstw zajść w Kielcach nie poprzez pryzmat korzyści, jaką ma z nich obóz rządzący w Polsce, lecz jedynie w imię prawdy, o ile da się ją tutaj uchwycić. Opieramy się przede wszystkim na zeznaniach świadków naocznych, a nawet aktorów tej sprawy. Pochodzą oni z różnych sfer: inteligencja i ludzie prości, tacy, którzy nienawidzą Żydów i tacy, którym Żydzi są obojętni. Zeznania te nie były składane dla sądu, nie mają charakteru ani obrony, ani oskarżeń, robione były jako wspomnienia, piszący lub mówiący zwykle nie wiedzieli, do jakiego celu mają one służyć. Opieramy się nadto na akcie oskarżenia, sporządzonym przez prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej 6 lipca 1946 r., na świadkach procesu i na prasie.

 

Geneza wypadków kieleckich 4 lipca 1946 r.

 

Pierwsze pytanie, które się nasuwa przy omawianiu zajść kieleckich, to pytanie, dlaczego do nich doszło. Prasa rządowa podkreśla sadyzm zabijających i powtarza za aktem oskarżenia, że tłum był podjudzany przez "reakcyjnych" zbrodniarzy, przez podżegaczy, podobno nawet przez umundurowanych andersowców. Jest to tłumaczenie zbyt symboliczne. Polacy nie mają opinii sadystów, poza tym w świetle doświadczenia historycznego widać, że narody stają się sadystyczne dopiero po dłuższym przygotowaniu propagandowym. Z Niemców na przykład robiono sadystów przez dziesiątki, o ile nie setki lat. Odpowiedź na postawione tu pytanie utrudnia i to, że w Kielcach nie było przedtem żadnych wystąpień antyżydowskich, że mieszka tu ludność spokojna, bądź co bądź katolicka, że mordowali - według urzędowego aktu oskarżenia - nie jacyś rozgoryczeni życiem bezrobotni lub nędzarze, lecz przedstawiciele drobnego mieszczaństwa, ludzie biedni, ale nie nędzarze. Bezpośrednią przyczyną zajść miało być według aktu oskarżenia i prasy opowiadanie 9-letniego Henryka Błaszczyka, którego jakoby Żydzi mieli zamknąć w piwnicy, z której uciekł. Błaszczyk miał opowiadać na ulicy, że Żydzi go chcieli zabić. Ale rzecz jasna, że samo to tylko opowiadanie nie mogło sprowokować tak okrutnego zachowania się tłumu. Dlaczego więc miało ono miejsce? Odpowiedź może być tylko jedna. Dlatego, że tłum nienawidzi Żydów. Ta nienawiść mogła sprawić, że uwierzono opowiadaniu chłopca, że stało się ono ostatnią kroplą, która spowodowała wylew tej nienawiści w formie niesłychanie drastycznej. Rzecz jasna, że nie czuje się nienawiści do ludzi obojętnych, nieszkodliwych, nienawidzi się tylko wrogów czy też tych, których się za wrogów uważa i to z przyczyn, jeśli chodzi o tłum, konkretnych, jasnych, wyraźnych. W Kielcach przyczyny tej nienawiści były dwojakiego rodzaju. Jedne miały charakter ogólny, były jak gdyby koniecznym tłem dla przyczyny specyficznej, wzburzającej szczególnie szerokie masy. Zanim jednak przejdziemy do ich omówienia, musimy tu podkreślić bardzo ważne zjawisko. Oto po olbrzymich mordach Żydów w roku 1943 dokonywanych przez władze niemieckie w Polsce ówczesnej, a więc i w Kielcach, nie było wrogiego nastawienia do Żydów i nie było antysemityzmu.

Wszyscy współczuli Żydom, nawet ich najwięksi wrogowie. Wielu Żydów ocalili Polacy, boć przecież bez pomocy polskiej nie ocalałby żaden. Ratowano ich, choć były za to surowe kary, aż do kary śmierci włącznie. Tak było w roku 1944 i na początku roku 1945. Po wejściu wojsk sowieckich, po rozciągnięciu władzy rządu lubelskiego na całą Polskę ten stan rzeczy zmienił się gruntownie. Zaczyna się niechęć do Żydów, szerzy się szybko, ogarniając szerokie masy społeczeństwa polskiego - wszędzie, a więc i w Kielcach, Żydzi są nielubiani, a nawet znienawidzeni na całym obszarze Polski. Jest to zjawisko nieulegające najmniejszej wątpliwości. Nie lubią Żydów nie tylko ci Polacy, którzy nie należą do żadnej partii lub też są w opozycji, ale nawet wielu spośród tych, którzy oficjalnie należą do partii rządowych. Powody tej niechęci ogólnej są powszechnie znane, w każdym razie nie wynikają one ze względów rasowych. Żydzi w Polsce są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli. Każdy Żyd ma poza tym dobrą posadę lub nieograniczone możliwości i ułatwienia w handlu i przemyśle, Żydów jest pełno w ministerstwach, na placówkach zagranicznych, w fabrykach, urzędach, w wojsku i to wszędzie na stanowiskach głównych, zasadniczych i kierowniczych. Oni kierują prasą rządową, mają w ręku tak surową dziś w Polsce cenzurę, kierują urzędami bezpieczeństwa, dokonują aresztowań.

Niezależnie od szerzenia komunizmu, nie odznaczają się oni taktem, zwłaszcza w stosunku do ludzi o przekonaniach niekomunistycznych. Są często aroganccy i brutalni. Wielu z nich nawet nie pochodzi z Polski. Przybywszy z Rosji, słabo mówią po polsku, jeszcze słabiej orientują się w stosunkach polskich. Na podstawie powyższych powodów powiedzieć zatem można, że sami Żydzi ponoszą lwią część odpowiedzialności za nienawiść, jaka ich otacza. Przeciętny Polak sądzi (mniejsza o to, słusznie czy niesłusznie), że prawdziwymi i szczerymi zwolennikami komunizmu w Polsce są tylko Żydzi, bo olbrzymia większość komunistów Polaków - to zdaniem ogółu - ludzie interesu, bezideowi, którzy są komunistami tylko dlatego, że im się to sowicie opłaca.

Tak się przedstawia tło ogólne wypadków kieleckich. Omówienie tej sprawy jest dlatego ważne, że rzuca ona światło na zachowanie się milicji i wojska podczas zajść kieleckich.

Obok tej przyczyny działała jednak na masy w Kielcach przyczyna druga, którą by można nazwać bezpośrednią. Już na parę miesięcy przed dniem 4 lipca 1946 r. rozchodziły się po Kielcach wersje o ginięciu dzieci obu płci. Księża z parafii kieleckich byli od czasu do czasu proszeni przez stroskanych rodziców o ogłaszanie z ambon wezwań, by ci, którzy mogą udzielić informacji o pobycie dzieci, powiadomili o tym rodziców. Ogłoszenia takie umieszczano i na słupach. Nie była to jakaś propaganda, bo dzieci ginęły rzeczywiście. Parę wypadków znanych jest z całą pewnością. Szeroki ogół uważał, że sprawcami ich są Żydzi, którzy na dzieciach popełniają mord rytualny, toteż skargi rodziców dzieci wpływały bardzo podniecająco przeciwko Żydom, zwłaszcza na ludzi prostych. Te niewątpliwe fakty ginienia dzieci oburzały nawet wielu ludzi z inteligencji. Niektórzy z nich informowali na przykład piszącego, że Żydzi dokonują transfuzji krwi z dzieci, a ofiary, z których pobrano krew, mordują.

Fakty tu opisane były meldowane milicji, która jednak okazywała wobec nich zupełną obojętność, nie przeprowadzając śledztwa, ale i nie dementując otrzymanych wiadomości. Ta bezczynność władz policyjnych utwierdzała szerokie masy w przekonaniu, że Żydom w Polsce wszystko wolno, że wszystko może im uchodzić bezkarnie.

Urzędowy akt oskarżenia, a za nim prasa rządowa wiążą wypadki kieleckie z referendum odbytym 30 maja 1946 r. Istotnie wiadomy z relacji tysięcy i dziesiątków tysięcy ludzi fakt, że co najmniej 90% uprawnionych głosowało "nie", a tymczasem władze rządowe ogłosiły, że było na odwrót, mógł wpłynąć na zwiększenie podniecenia mas ludowych, łatwiej ulegających podnietom uczuciowym. Nie wydaje się jednak, by ten czynnik odegrał poważniejszą rolę przyczynową w zajściach kieleckich.

Tenże akt oskarżenia, a za nim cała prasa rządowa piszą, bez żadnych dowodów co prawda, zupełnie gołosłownie, że "pogrom" ludności żydowskiej w Kielcach był specjalnie przygotowany przez WiN, NSZ i elementy wsteczne. Chodzi tu o dwie kwestie: specjalne przygotowanie pogromu i przygotowanie go przez WiN i NSZ. Tego wyjaśnienia zajść kieleckich przyjąć jednak nie można. Jest rzeczą znaną, zarówno z prasy z licznych procesów, jak i z opowiadań świadków, że organizacje podziemne rozporządzają sporą ilością broni wojskowej wszelkiego rodzaju, że potrafią staczać z komunistami prawdziwe bitwy. Jeżeli zatem one przygotowały i to specjalnie, a więc jako tako starannie wypadki kieleckie, to musieli brać w nich udział ludzie uzbrojeni i połowa przynajmniej Żydów padłaby od kul pistoletowych, wśród dowodów rzeczowych winny się znaleźć jakieś rewolwery czy pistolety automatyczne. Te rzeczy chyba nie ulegają wątpliwości. Prokurator rządowy, który tak dużo mówił o winie andersowców i NSZ, na pewno by i na mordowanie Żydów bronią tych czynników nie omieszkał zwrócić uwagę.

Tymczasem jeden ze sprawozdawców procesu, niepodejrzany, bo piszący w gazecie komunistycznej[1], tak pisze o rozprawie sądowej: "Przed stołem sędziowskim postawiono stolik, na którym zostały złożone dowody rzeczowe: kamienie, cegły zbroczone krwią, kije, sztachety z płotów, rura od kaloryfera poplamiona krwią i rower damski". Potwierdzają to uczestnicy procesu sądowego, nawet prokurator w akcie oskarżenia mówi, że Żydzi byli "wyrzucani i wypychani" na bruk, gdzie rzucały się na nich grupy osób, masakrując ich "uderzeniami rur żelaznych, sztachet, cegieł itp." Nie ma tu mowy o broni palnej, zatem gdzie dowody o specjalnym przygotowaniu tych zajść i o przygotowaniu ich przez NSZ czy WiN? Owszem, rzeczywiście 2/3 Żydów zostało zamordowanych bronią wojskową, ale nawet prokurator nie przypisał za to winy tym organizacjom. Dalej, aktem oskarżenia objęto 12 osób, tymczasem nawet tenże prokurator nie zarzucił ani jednej z tych osób przynależności do NSZ lub WiN. Twierdzenie zatem aktu oskarżenia o przygotowaniu wypadków kieleckich przez te organizacje należy uznać za pozbawione jakichkolwiek dowodów. Chyba że chodzi o przygotowanie moralne, ale to przecie - w świetle tego, co powiedziano wyżej - byłoby niemożliwe, gdyby w masach nie było nienawiści do Żydów z innych powodów, już przedtem nagromadzonej. Akt oskarżenia podaje na dowód swej tezy tylko to, że w tłumie usłyszano okrzyki: "Bić Żydów, niech żyje rząd sanacyjny, niech żyje Anders i niech żyje [fragment tekstu nieczytelny] Żydów". Pierwszy z nich jest zrozumiały, bo nie tylko nawoływano do bicia, ale i bito naprawdę. Drugi okrzyk jest już a priori zupełnie niemożliwy. Gdyby autor aktu oskarżenia był Polakiem, a przynajmniej jako tako orientował się w tym, co działo się w Polsce od roku 1939, to wiedziałby, jak jest niepopularny rząd sanacyjny i jeśli ktoś wzniósł taki okrzyk istotnie, to chyba dla zabawy lub po pijanemu, a w akcie oskarżenia nie wypadało tego powtarzać[2]. Co ważniejsze jednak, to to, że nikt, absolutnie nikt ze świadków zajść kieleckich tych trzech ostatnich okrzyków nie słyszał, nawet podczas procesu zapytywani o to świadkowie faktowi temu przeczyli. Dlatego też z całą stanowczością trzeba stwierdzić, że aczkolwiek okrzyk: "niech żyje Anders" - byłby zupełnie zrozumiały ze względu na dużą popularność tego generała w Polsce, to jednak okrzyk ten wraz z drugim o rządzie sanacyjnym i o Hitlerze są po prostu wymysłem prokuratora, aczkolwiek powtórzyła ten fakt za nim prasa rządowa. Jest to kłamliwy trick propagandowy i nic więcej.

Akt oskarżenia mówi także, że "ustalono niezbicie, że wśród podżegaczy i zabójców znajdowali się nawet umundurowani andersowcy". Chodzi tu chyba o żołnierzy, którzy wrócili z armii polskiej na Zachodzie, innych przecież mundurów nie ma. Ci istotnie mogli być w tłumie i mogli brać udział w zabijaniu, ale akt oskarżenia sam obala wypowiedziane tu twierdzenie, jeżeli bowiem prokurator twierdzi, że coś ustalił "niezbicie", to daje na to dowody albo na podstawie zeznań oskarżonych, tymczasem - to dziwne - żadnego umundurowanego andersowca nie aresztowano, albo na podstawie zeznań świadków, tymczasem i tych nie zacytowano. I to zdanie zatem należy uznać za niezgodny z prawdą wymysł aktu oskarżenia, przeznaczony chyba dla własnych zwolenników i dla zagranicy. Tak się przedstawia tło i przyczyny pośrednie zajść kieleckich w dniu 4 lipca.

 

Sprawa Henryka Błaszczyka, bezpośredniego sprawcy zajść kieleckich

 

Nie mamy zamiaru opisywać szczegółowo wypadków dnia 4 lipca, bo nie chodzi nam o to, którego Żyda w jakim czasie zamordowano. Przedstawienie tak dokładne byłoby niemożliwe, gdyż nie rozporządzamy odpowiednim materiałem dowodowym. Zresztą czynów tłumu, dokonywanych często równocześnie w paru naraz miejscach, odtworzyć się nie da. Tu zeznania świadków są i muszą być chaotyczne. Toteż ograniczymy się tylko do tego, co z tych zeznań da się wydobyć niewątpliwie, a co dotyczy rzeczy dla nas istotnej. Należą do nich trzy sprawy: początek zajść, główne ich fazy i kto mordował. Te trzy zagadnienia dadzą się wyjaśnić z całą pewnością.

Początek zajść wiąże się z osobą 9-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Według urzędowego aktu oskarżenia i prasy rządowej sprawa ta przedstawiała się następująco. W dniu 1 lipca chłopiec znikł "w nieustalonych na razie okolicznościach" z domu rodzicielskiego. "W toku śledztwa niezbicie ustalono", mówi tenże akt, że "chłopak znalazł się w odległej o 25 km od Kielc wsi Pielaki powiatu końskie i tu przebywał kolejno u trzech gospodarzy. W tym samym czasie na terenie Kielc rozpuszczono pogłoski o ginięciu dzieci, uprowadzanie których przypisywane było Żydom. W dniu 3 lipca wieczorem chłopiec powrócił do domu. Później, podczas procesu ojciec chłopaka zeznawał, że nie pytał syna o to, gdzie był, lecz kazał mu się udać na spoczynek. Zainteresował się jednak tą sprawą sąsiad, a wtedy chłopiec - wracam do urzędowego aktu oskarżenia - "opowiedział wyuczoną i nieodpowiadającą prawdzie historię, jakoby spotkał na ulicy jakiegoś nieznajomego mężczyznę, który dał mu do niesienia paczkę i 20 zł na drogę. Mężczyzna jakoby zaprowadził go do domu zamieszkanego przez Żydów, gdzie odebrano mu paczkę i pieniądze, a jego samego wsadzono do małej i ciemnej piwniczki, nie dając mu jedzenia. Z piwnicy wydostał się on podobno potem przy pomocy jakiegoś chłopca, który podał mu przez okienko stołek, na który wszedłszy, uciekł oknem. Rodzice chłopca na [podstawie] takiej opowieści, podmówieni przez osoby postronne, ustalone w śledztwie, tego samego dnia wieczorem zameldowali o tym Milicji Obywatelskiej, a wersję o zatrzymaniu i powrocie chłopca szerzono celowo po mieście. Rano dnia następnego rodzice chłopca, podmówieni, poszli znów z chłopcem na milicję, prowadząc go przez most i opowiadając o wypadku znajomym. Chłopak po drodze wskazał dom przy ul. Planty 7, gdzie rzekomo go więziono, i pokazał pierwszego napotkanego przypadkowo Żyda jako na sprawcę tego. W tym samym czasie na ul. Planty gromadził się już tłum. Po przyjściu rodziców z chłopakiem na komisariat MO wysłany został patrol 6 milicjantów celem ujęcia rzekomo podejrzanego osobnika, który na skutek wskazania chłopca został ujęty i osadzony w komisariacie MO. Z komisariatu MO powtórnie wysłano patrol złożony z kilkunastu milicjantów celem przeprowadzenia rewizji i ustalenia miejsca, gdzie podobno miał siedzieć zatrzymany chłopak. Doraźne dochodzenie milicji ustaliło natychmiast ponad wszelką wątpliwość,

Przebieg zajść

Początek zajść wiąże się z osobą 9-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Według urzędowego aktu oskarżenia i prasy rządowej sprawa ta przedstawiała się następująco. W dniu 1 lipca chłopiec znikł "w nieustalonych na razie okolicznościach" z domu rodzicielskiego. "W toku śledztwa niezbicie ustalono", mówi tenże akt, że "chłopak znalazł się w odległej o 25 km od Kielc wsi Pielaki powiatu końskie i tu przebywał kolejno u trzech gospodarzy. W tym samym czasie na terenie Kielc rozpuszczono pogłoski o ginięciu dzieci, uprowadzanie których przypisywane było Żydom. W dniu 3 lipca wieczorem chłopiec powrócił do domu. Później, podczas procesu ojciec chłopaka zeznawał, że nie pytał syna o to, gdzie był, lecz kazał mu się udać na spoczynek. Zainteresował się jednak tą sprawą sąsiad, a wtedy chłopiec - wracam do urzędowego aktu oskarżenia - "opowiedział wyuczoną i nieodpowiadającą prawdzie historię, jakoby spotkał na ulicy jakiegoś nieznajomego mężczyznę, który dał mu do niesienia paczkę i 20 zł na drogę. Mężczyzna jakoby zaprowadził go do domu zamieszkanego przez Żydów, gdzie odebrano mu paczkę i pieniądze, a jego samego wsadzono do małej i ciemnej piwniczki, nie dając mu jedzenia. Z piwnicy wydostał się on podobno potem przy pomocy jakiegoś chłopca, który podał mu przez okienko stołek, na który wszedłszy, uciekł oknem. Rodzice chłopca na [podstawie] takiej opowieści, podmówieni przez osoby postronne, ustalone w śledztwie, tego samego dnia wieczorem zameldowali o tym Milicji Obywatelskiej, a wersję o zatrzymaniu i powrocie chłopca szerzono celowo po mieście. Rano dnia następnego rodzice chłopca, podmówieni, poszli znów z chłopcem na milicję, prowadząc go przez most i opowiadając o wypadku znajomym. Chłopak po drodze wskazał dom przy ul. Planty 7, gdzie rzekomo go więziono, i pokazał pierwszego napotkanego przypadkowo Żyda jako na sprawcę tego. W tym samym czasie na ul. Planty gromadził się już tłum. Po przyjściu rodziców z chłopakiem na komisariat MO wysłany został patrol 6 milicjantów celem ujęcia rzekomo podejrzanego osobnika, który na skutek wskazania chłopca został ujęty i osadzony w komisariacie MO. Z komisariatu MO powtórnie wysłano patrol złożony z kilkunastu milicjantów celem przeprowadzenia rewizji i ustalenia miejsca, gdzie podobno miał siedzieć zatrzymany chłopak. Doraźne dochodzenie milicji ustaliło natychmiast ponad wszelką wątpliwość,

Urzędowy akt oskarżenia, a za nim prasa rządowa, opisuje początek i przebieg zajść kieleckich w trzech zdaniach: z komisariatu milicji wysłano kilkunastu milicjantów, którzy mieli sprawdzić, czy Błaszczyk był rzeczywiście przetrzymany w domu Planty nr 7; po przybyciu na miejsce dochodzenie milicji "ustaliło natychmiast ponad wszelką wątpliwość", że oświadczenie chłopca jest fałszywe i zmyślone, "niemniej jednak podburzony tłum, widząc chłopaka i ulegając szerzonej przez agitatorów propagandzie, rozpoczął pogrom Żydów zamieszkałych przy ul. Planty 7".

Tyle ów akt urzędowy. Nie odpowiada on wcale na dwa budzące się przy tym pytania: w jaki sposób milicja ustaliła "ponad wszelką wątpliwość", że chłopiec mówił nieprawdę? Czy badano piwnicę domu i przesłuchiwano zamieszkałych w nim Żydów? I drugie pytanie: dlaczego milicjanci nie powstrzymali tłumów, choć było ich kilkunastu i choć akcja odbywała się na schodach, gdzie z braku miejsca tłum nie mógł być duży?

Te pytania okażą się zbędne, jeżeli przedstawi się przebieg tej sprawy ze szczegółami, które urzędowy akt oskarżenia prawdopodobnie celowo przemilcza.

Wszyscy świadkowie zeznają zgodnie, że wypadki zaczęły się około godz. 10. Do domu przy ul. Planty 7 przybył w towarzystwie tłumu mały oddział milicji, który zażądał otwarcia drzwi mieszkania na pierwszym piętrze w celu przeprowadzenia w nim rewizji. Żydzi odmówili, mówiąc, że otworzą tylko na rozkaz UB, to jest Urzędu Bezpieczeństwa. Ta odmowa rozjątrzyła zarówno milicjantów, jak i tłum, gdyż UB jest to organizacja analogiczna do niemieckiej Gestapo i kierowana przez Żydów. Wyglądało na to, że Żydzi chcą się tylko przed Żydami tłumaczyć, że nie mają zaufania do polskich milicjantów. Zgromadzony przed domem tłum szemrał, nastrój podniecały kobiety, między innymi jedna z nich, która zawodziła głośno: "Moja droga dziecina... Tu ją zamordowali". Kobiecie tej rzeczywiście miało zaginąć dziecko. Ktoś z tłumu, w cywilnym ubraniu, rzucił z ulicy kamieniem w szybę mieszkania żydowskiego, za tym posypały się inne kamienie. Wobec tego milicjanci znajdujący się na ulicy zaczęli nawoływać do spokoju, a jeden z nich czy też paru strzeliło w górę dla postrachu. Jedna z kul oderwała gzyms nad oknem mieszkania żydowskiego. Wśród tłumu zaczął się popłoch. I wtedy właśnie dano serię strzałów z okien domu zamieszkanego przez Żydów. Parę osób zostało rannych. Tłum zaczął uciekać, po chwili jednak zawrócił, gdy strzały umilkły.

To działo się na ulicy. Tymczasem w samym domu milicja wyważyła mieszkania na pierwszym piętrze, ale gdy drzwi zawaliły się pod naporem cisnących, posypała się nań seria strzałów. Zostało rannych parę osób i zabity jakiś oficer. Atakujący wycofali się z części schodów.

Fakt ten, że Żydzi zaczęli pierwsi strzelać do milicji i tłumu, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Stwierdzają to wszyscy bez wyjątku świadkowie. Pierwszymi ofiarami podczas zajść kieleckich byli zatem Polacy. Nawiasem mówiąc, posiadanie broni palnej jest w Polsce zakazane pod karą śmierci. Te strzały żydowskie sprowokowały dalszy bieg wypadków. Gdyby nie one, skończyłoby się prawdopodobnie wszystko na wybiciu szyb Żydom i milicjanci potrafiliby uchronić ich od linczu. Zaatakowani milicjanci odpowiedzieli jednak strzałami i zamiast rozpędzać tłum, stanęli po jego stronie. Świadkowie mówią, że wewnątrz domu Żydzi bronili się i granatami.

Na ulicy przed domem stał tłum coraz gęstszy. Około godz. 10 min 30 na ulicy zjawili się funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, ale zachowali się biernie, przyjmując tylko postawę obserwatorów. Zjawił się też silny oddział wojska i zaczął otaczać dom, usuwając z ulicy tłumy. Obserwatorzy stwierdzają, że był wówczas moment, gdy można było zlikwidować całe zajście, gdyby ze strony służby bezpieczeństwa padły odpowiednie po temu rozkazy, gdyby ktoś z nich wykazał należytą energię, gdyby służba bezpieczeństwa, milicja i wojsko chciały rzeczywiście działać. Tymczasem milicja i żołnierze prowadzili głośne rozmowy z tłumem. Widać było, że wojsko zwłaszcza podziela nienawiść do Żydów. Z tłumu wołano zresztą: "Niech żyje armia polska!". Jeden ze świadków naocznych opowiadał, że jeden z oficerów usłyszawszy, że Żydzi mordują "naszych", wyciągnął rewolwer i pobiegł do wnętrza domu. Tam również udała się i część żołnierzy. Milicjanci i żołnierze mordowali Żydów w mieszkaniach lub też bijąc ich kolbami, wyprowadzali na ulicę, a tu w obecności innych żołnierzy i milicjantów masakrowały ich zhisteryzowane jednostki. Nawet przewód sądowy stwierdził, że 2/3 Żydów zginęło z ran postrzałowych, a tylko 1/3 została zamordowana przez jednostki z motłochu. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i teraz zachowywali się bezczynnie.

Gdyby Żydzi nie bronili się w swych mieszkaniach, byliby wymordowani lub pobici w ten sposób wszyscy w ciągu godziny. Tymczasem toczyła się walka o każde mieszkanie i powtarzało się zabijanie ich lub wywlekanie na ulicę.

Około godz. drugiej po południu zaczęła się druga faza zajść. Przyszli tłumem, przebywając przestrzeń około kilometra, a jednak nie powstrzymywani przez nikogo po drodze robotnicy z fabryki "Ludwików" i z tartaku państwowego, uzbrojeni w drągi, klucze francuskie itd. Robotnicy ci należą prawie wyłączali do dwóch partii rządowych, PPR i PPS. Zaczęło się jeszcze szybsze wyciąganie Żydów z domów i mordowanie ich na miejscu lub na ulicy, która została zasiana trupami. Dopiero po południu, około godziny trzeciej, tłum, nie mając już nic do roboty, zaczął się rozchodzić, atakując tu i ówdzie napotkanych po drodze Żydów. Stwierdza to i akt oskarżenia, pozwalając jednak w ten sposób na wniosek, że skoro zajścia trwały tak długo, to wynika z tego alternatywa: albo władze nie chciały przerwać mordowania Żydów, albo nie zostały usłuchane przez własnych ludzi. Jeśli przyjąć ten drugi wniosek, to wynika z niego inny. Widać mianowicie, jaki posłuch w wojsku, a nawet w milicji ma rząd obecny i jak wielka jest w masach nienawiść do głównych tego rządu zwolenników, tj. do Żydów.

 

Proces sądowy

 

Piętą achillesową urzędowego przedstawienia wypadków kieleckich jest niewątpliwie proces sądowy w tej sprawie. Rzuca on cień na szczerość tych, którzy go prowadzili i zdradza ich istotne tendencje. Do odpowiedzialności pociągnięto 12 osób, w tym tylko 6 spośród tych, którzy brali udział w zajściach. Jeśli się zwróci uwagę na to, że zamordowanych było 39 osób, a ranionych 40, to liczba oskarżonych jest wysoce niewspółmierna do liczby zabitych i rannych. Prokurator rządowy jednak inaczej postąpić nie mógł, gdyż istotnie spośród osób cywilnych zabijających było niewielu, 2/3 Żydów wymordowali i poranili milicjanci, żołnierze i robotnicy, a tych jako ludzi rządowych do odpowiedzialności prokurator pociągnąć nie chciał.

W celu zwiększenia, choćby sztucznego, liczby oskarżonych, a zarazem zapewne, aby bardziej zohydzić tych, którzy zabijali przy ul. Planty 7, połączono ich proces ze zwykłą sprawą bandycką, która rozgrywała się wprawdzie w tym samym dniu, ale miała zupełnie inny charakter. Oto milicjant Mazur wraz z trzema swymi towarzyszami wywiózł za miasto z ulicy Leonarda, odległej o prawie 1/2 kilometra od domu Planty 7, troje Żydów w celu rabunkowym, jak to stwierdza sam akt oskarżenia. Dwoje z tych Żydów bandyci zamordowali, jeden z Żydów uciekł. Sprawa ta nie miała nic wspólnego z antysemityzmem, gdyż ofiarą bandytów padają przecież i Aryjczycy, nie pozostawała też w żadnym związku z zajściami przy ul. Planty 7.

Na proces przyjechał najwyższy sąd wojskowy, choć według prawa nie jest on kompetentny do sądzenia spraw w pierwszej instancji ani do sądzenia spraw osób cywilnych, o ile ich czyn nie pozostaje w bezpośrednim związku z przestępstwem osób wojskowych. Władzom rządowym chodziło, zdaje się, o dobór takich sędziów, którym by można było zaufać. Byli też nimi niejacy Marian Barton, Antoni Łukasik i Stanisław Baraniuk. Pierwszy z nich miał wybitne cechy mongolskie, nie wyglądał na Polaka, dwaj pozostali mieli wygląd semicki. Innym zupełnie dziwnym pogwałceniem prawa był fakt, że o zajściach w dniu 4 lipca nie powiadomiono wcale prokuratora miejscowego, nie on też oskarżał przed tym sądem, lecz również specjalnie przysłany prokurator sądu najwyższego major Szponderski oraz miejscowy prokurator sądu wojskowego, Żyd Golczewski. Do obrony powołano z urzędu pięciu adwokatów, w tym tylko dwóch obrońców wojskowych, trzech zaś cywilnych. Gdy ci ostatni podnieśli zarzut, że nie są kompetentni do stawania w sądach wojskowych, sąd odpowiedział, że istotnie mógłby wyznaczyć na obrońców nawet żołnierzy, ale kieruje się dobrem oskarżonych. Nawiasem mówiąc, spośród tych trzech obrońców cywilnych jeden z nich, Zenon Wiatr jest znany jako żyjący b[ardzo] dobrze z kołami PPR, w ten sposób dwaj pozostali byli zmajoryzowani. Rola ich była tym trudniejsza, że nie występowali nigdy w sądach wojskowych, a co więcej, ze sprawą nie zdążyli się nawet zapoznać. Oto 8 lipca po południu zawiadomiono ich, że mają występować w sprawie zajść kieleckich dnia następnego o godzinie dziewiątej rano.

W ten sposób nie dano im nawet 24 godzin do przygotowania obrony, co więcej, uniemożliwiono im porozumienie z oskarżonymi. Na widzenie się z tymi ostatnimi dano im dosłownie niecałą godzinę czasu i to bezpośrednio przed samym procesem, gdy na dyskusje, na przygotowanie wspólnej linii postępowania ławy obrończej, a nawet na dokładne zapoznanie się z aktem oskarżenia było już stanowczo za późno. Zresztą akt oskarżenia przeczytano i podsądnym dopiero na godzinę przed zaczęciem rozprawy, wbrew kodeksowi postępowania karnego wojskowego, który daje oskarżonym 5 dni czasu od wręczenia lub odczytania aktu oskarżenia do rozprawy, wprawdzie podsądni podpisali oświadczenie, że zrzekają się tego przysługującego im okresu 5 dni, ale dziwne jest, że zgodzili się w ten sposób na utrudnienie zadania obrony, że nie porozumieli się w tej sprawie uprzednio z obrońcami, dziwniejsze, że zrobili to wszyscy, jeszcze dziwniejsze, że pozwolił na to sąd. Ten zupełnie niezrozumiały krok oskarżonych można wytłumaczyć jedynie tym, że tak im zrobić kazano i to prawdopodobnie w sposób, jaki jest praktykowany w polskich więzieniach. Jeden z oskarżonych miał świeże rany na głowie, inny wyraźnie powiedział na rozprawie, że go bito podczas śledztwa.

W procesie tym były jednak rzeczy jeszcze dziwniejsze. W ataku na Żydów brali udział i milicjanci, podczas zajść zabito paru Polaków (dwóch wylicza akt oskarżenia), którzy przecie nie padli z rąk polskich, a więc musieli być - sądząc nawet z aktu oskarżenia - zabici przez Żydów, wszyscy świadkowie stwierdzają, że pierwsi zaczęli strzelać do Polaków Żydzi, poza tym zajściom towarzyszyło zrozumiałe podniecenie. To wszystko powinno było być wzięte w rachubę przez sąd i wyjaśnione, bo rzucało światło na sprawę. Działanie w afekcie zawsze zmniejsza winę, zwłaszcza wtedy, gdy przestępca jest jednym z tłumu przestępczego, gdy jest przez tenże podniecany, niejako zachęcany. Sąd jednak z góry zastrzegł, że tych rzeczy poruszać obronie nie wolno. Obrońcy wiedzieli, co to znaczy, toteż ograniczyli się tylko do wysunięcia zarzutów natury czysto proceduralnej i do rzeczy drugorzędnych. Sąd nie zgodził się też na wysłuchanie świadków, których proponowali obrońcy.

Z tego wszystkiego widać, że sądowi chodziło tylko o demonstrację, o skazanie jak największej liczby ludzi, nie zaś o ustalenie istotnego przebiegu wypadków i w związku z tym prawdziwego stopnia winy oskarżonych.

Jeżeli urzędowy akt oskarżenia twierdzi, że w związku z osobą Błaszczyka tłum pod wpływem agitatorów rzucił się na niczego nieprzeczuwających, spokojnych mieszkańców domu przy ul. Planty 7, to jest zupełnie niezrozumiałe postępowanie sądu, bo przecież gdyby to było prawdą, to sąd nie zakazywałby prowadzenia tej sprawy, przeciwnie, położyłby na nią nacisk. Skoro jednak sąd nie dopuścił do rozprawy na temat początku zajść, to znaczy, że [mu] na tym zależało, że miał w tym jakiś interes. A z tego wynika jednak, że urzędowe wyjaśnienie początku zajść nie odpowiadało prawdzie. Obawiano się niewątpliwie usłyszenia od świadków takich faktów jak ten, że Żydzi nie chcieli wpuścić do swego mieszkania milicjantów, że pierwsi zaczęli strzelać, prowokując w ten sposób milicję i tłum, oraz faktu, że większość Żydów została zamordowana przez milicjantów, żołnierzy i robotników i że milicjanci państwowi wywlekali Żydów z mieszkania i oddawali ich na pastwę rozwścieczonego tłumu.

Uderzają w tym procesie poza tym dwie jeszcze niezwykle ciekawe okoliczności. Pierwsza to wygląd oskarżonych i ich zeznania. Prawie wszyscy mieli wygląd ludzi przestraszonych, jeden z nich powiedział, że go bito w więzieniu, innemu, który chciał odwołać swe zeznania uczynione w śledztwie, prokurator groził, że spotka go... - choć, zorientowawszy się, nie dokończył zdania. Sprowadzony na rozprawę ojciec Błaszczyka wyglądał jak człowiek niezupełnie normalny, był mocno nastraszony. W zeznaniach swych większość oskarżonych przyznawała się do wszystkiego, niektórzy mówili więcej nawet na swoją niekorzyść, niż powiedzieli podczas śledztwa, a wszyscy podawali to, czego od nich żądano. Słowem był to typowy proces, taki, jakie się często odbywają na Wschodzie, a które są tajemnicze dla ludzi Zachodu.

Prokurator Golczewski w swym oskarżeniu obszernie opowiadał o faszyzmie i reakcji, choć na omówienie tła i początku zajść sąd nie pozwolił, ubliżał obrońcom, choć byli przecie naznaczeni z urzędu, obrzucał błotem patriotyzm i honor Polaków, choć to miało miejsce w polskim sądzie. Napadał na Kościół katolicki, choć przedstawicieli tego Kościoła nie pytali wcale, co sądzą o wypadkach kieleckich. Bez żadnego dowodu, bez przytoczenia choćby jednego świadectwa przyjął za pewnik, że chodziło o pogrom zorganizowany przez podżegaczy spod znaku Andersa i że tłum pierwszy wpadł na spokojnych, niewinnych Żydów. Sąd nie zajął się sprawdzeniem prawdy tych powiedzeń, nie przeprowadził na ten temat śledztwa, nie dopuścił proponowanych przez obronę świadków, odrzucił wszystkie wnioski obrony. Nie pozwolił na omawianie genezy zajść i udziału w nich milicji, bezpieczeństwa i wojska. Rozprawie nie przewodniczył żaden z sędziów, lecz sam prokurator udzielał głosu obrońcom i oskarżonym. Zamiast stwierdzić tylko winę oskarżonych, skoro na inne tematy mówić nie pozwolono, sąd w wyroku swym przyjął bez dowodu łączność zajść kieleckich z zagranicą, uznał wypadki za dzieło agentów generała Andersa. Zabawił się też w propagandę, twierdzącą, że Polska Ludowa musi walczyć z pozostałościami faszyzmu.

Fakt, że sąd przyjął za pewnik te rzeczy, co do których nie było żadnych absolutnie dowodów, których nawet nie pozwolił poruszać, wskazuje na to, że sąd ten działał na rozkaz z góry, że cały proces był tylko parodią. Sądowi nie chodziło widać o zbadanie przyczyn zbrodni, lecz o wyzyskanie jej dla celów propagandowych, o użycie jej na korzyść polityki rządu.

W związku z tym pozostaje druga ważna okoliczność. Wypadki kieleckie niezależnie od ich tła, niezależnie od tego, że były sprowokowane, niezależnie od tego, że władze rządowe mogły, lecz nie chciały do nich nie dopuścić, były jednak zbrodnią zostawiającą plamę na społeczeństwie polskim. Wiadomo było, że czynniki wrogie Polsce będą się starały atakować ją z tego powodu. Każdy uczciwy rząd polski, tak jak każdy rząd na świecie, z obowiązku starałby się przedstawić wypadki kieleckie jak najsumienniej, podać wszystkie okoliczności łagodzące, bo takie były niewątpliwie, zabijający w Kielcach nie byli przecież zawodowymi zbrodniarzami. W tym wypadku zaniechano tego jednak, a nawet z góry zabroniono poruszać te okoliczności łagodzące, nie dopuszczono do omawiania prawdziwego początku zajść, starając się w ten sposób o ułatwienie roboty czynników zohydzających społeczeństwo polskie. Sąd kielecki, odbyty w dniach 9-11 lipca, wykazał niezbicie, że tymczasowemu rządowi polskiemu chodziło o przedstawienie wypadków kieleckich z 4 lipca w świetle możliwie jak najgorszym.

Oprócz powyższych danych potwierdzeniem tego jest fakt, że rozprawie sądowej starano się nadać możliwie jak najsilniejszy rozgłos, że ściągnięto na nią nie tylko tłum sprawozdawców polskich pism rządowych, ale i sprawozdawców cudzoziemskich. Rząd nie miał czasu na to, by go udzielić obrońcom na zapoznanie się z materiałem oskarżenia, otrzymali tylko parę godzin, ale miał czas na zawezwanie i sprowadzenie całego tłumu korespondentów pism zagranicznych. Liczono widać na to, że nie znając stosunków polskich, a specjalnie kieleckich, nie zorientują się w tym, że proces był z góry wyreżyserowany, że usunięto zeń wszystko, co mogło być niewygodne rządowi, a pokazano tylko to, o co rządowi chodziło. Zdaje się, że zamiar ten na ogół się udał.

 

Prasa rządowa o wypadkach kieleckich. Rola Kościoła

 

Prasa rządowa, a niestety także informowana przez nieuczciwych lub naiwnych korespondentów część prasy zagranicznej, zaczęła wyprowadzać z wypadków kieleckich następujące wnioski:

 

1) Agenci faszystowscy, agenci generała Andersa organizują w Polsce pogromy Żydów.

2) Ci, którzy nie chcą potępić wypadków kieleckich w ten sam sposób, jak to robi prasa rządowa polska, są związani z faszyzmem i z generałem Andersem. Takimi są w Polsce członkowie PSL Mikołajczyka i dlatego należy stronnictwo to rozwiązać.

3) Ponieważ zabijający Żydów w Kielcach byli katolikami i ponieważ Kościół katolicki nie chce również potępić wypadków kieleckich w sposób wymagany przez rząd, Kościół zatem odpowiada za te wypadki, jest antysemicki i faszystowski, dlatego też uzasadnione jest podjęcie z nim walki i osłabienia jego wpływów.

4) W społeczeństwie polskim jest jeszcze wiele wpływów faszystowskich, czego dowodem jest okazany w Kielcach antysemityzm, a zatem całkowicie uzasadnione jest postępowanie tymczasowego rządu polskiego.

 

Wnioskom tym trzeba się przypatrzyć z bliska. Co do pierwszego z nich, to abstrahując w tej chwili od zagadnienia, co robią w Polsce agenci faszystowscy i agenci generała Andersa, bo to nie należy do omawianej przez nas sprawy, powiedzieć trzeba, że proces sądowy nie dostarczył ani jednego dowodu, by wypadki kieleckie były przygotowane przez andersowców. Jeden tylko świadek Henryk Witelis mówił, że 4 lipca w Piekoszowie pod Kielcami bił Żydów tłum ludzi, wśród których był mężczyzna w mundurze armii gen. Andersa. Sprawa ta jednak nie wiąże się z wypadkami kieleckimi, wyżej wykazaliśmy, że zajścia kieleckie nie mogły być dziełem andersowców i że większość Żydów wymordowali żołnierze, milicja rządowa i członkowie partii rządowych.

Co do stanowiska PSL, to potępiła ona niedwuznacznie mordy kieleckie, ale znając metody postępowania tymczasowego rządu polskiego i znając, zdaje się, prawdziwy przebieg wypadków kieleckich, chciała widać zgodzić się na sposób potępienia wymagany przez rząd, aby wbrew prawdzie nie zohydzać własnego społeczeństwa.

 

Najcięższe zarzuty z racji wypadków kieleckich spadły na Kościół katolicki i jego hierarchię, dlatego też sprawę tę należy omówić obszernie. Chodzi tu o odpowiedź na pytania:

 

Czy Kościół w Polsce szerzył antysemityzm?

Czy księża kieleccy mogli, lecz nie chcieli powstrzymać mordu kieleckiego?

Czy Kościół odmówił potępienia zbrodni kieleckiej?

 

Pierwsze z tych pytań właściwie nie wymaga odpowiedzi. Nauka Kościoła, głosząca że każdy człowiek jest bliźnim i że zabijać ani krzywdzić nikogo nie wolno, jest zupełnie wyraźna. Kościół potępia skrajny nacjonalizm i walkę klas. Postępowanie księży nie było i nie jest odmienne. Najlepszym tego gwarantem jest sama prasa rządowa, która choć zajmuje się tym problemem niezwykle obszernie, nie potrafiła zacytować ani jednego orędzia biskupiego o charakterze antysemickim, nie potrafiła przytoczyć żadnego nazwiska księdza katolickiego, który by do napadania i bicia Żydów zachęcał. Prasa rządowa zgodnym chórem atakuje kardynała Hlonda za jego wywiad udzielony sprawozdawcom pism zagranicznych na temat wypadków kieleckich, choć nigdy w całości go nie przedrukowała, lecz operowała zawsze powyrywanymi z kontekstu, a często poprzekręcanymi zdaniami. Prymas Polski dał w tym wywiadzie krótki, lecz prawdziwy obraz wypadków kieleckich. Stwierdził więc, że w Polsce istnieje niechęć do Żydów, gdyż zajmują oni wybitne stanowiska rządowe i starają się zaprowadzić ustrój komunistyczny. Na tym tle stają się zrozumiałe wypadki kieleckie, które jednak kardynał uważa za opłakane, które też jego zdaniem Kościół jako zabójstwo potępia. Ale jeżeli należy ubolewać nad tym, że na froncie politycznym w Polsce giną Żydzi, to trzeba ubolewać również i nad tym, że giną, i to w znacznie większej ilości, Polacy. Oświadczenie to jest tak zgodne z prawdą, że prasa rządowa w Polsce nie ośmieliła się podać go w całości, zrozumiałe jest jednak, że musiało ono wywołać jej wściekłość, bo trudno inaczej nazwać ataki na czczonego przez 90% Polaków prymasa.

Prasę rządową zabolały dwie prawdy: jedna o roli Żydów, druga o mordowaniu Polaków. A przecie obydwie są niewątpliwe. Mówiliśmy już wyżej o pierwszej. Co do drugiej, to podkreślić należy, że codziennie niemal giną z rąk członków partii rządzących, z rąk milicji i służby bezpieczeństwa działacze PSL, działacze opozycji.

W jednym tylko powiecie miechowskim ludzie rządowi wymordowali 260 chłopów polskich w ciągu 7 tygodni. A jednak choć zabójcy są znani, nie aresztuje się ich, nie wytacza się im procesów. Milczy na ten temat prasa polska, nic o tym nie wie prasa zagraniczna. Stąd nic dziwnego, że gdy prymasa Polski zapytano, co sądzi o jednej zbrodni, zbrodni kieleckiej, odpowiedział, że potępia wszystkie, zarówno tę, której rząd nadal rozgłos, jak i te, o których mówić nie pozwala. Żaden biskup katolicki, żaden uczciwy człowiek nie mógłby się w tej sprawie wyrazić inaczej. Odmiennie sądzą tylko ludzie nieorientujący się w sytuacji lub ci, którzy uważają, że zabójstwo może być niedozwolone, ale może też być godne polecenia.

 

Czy księża kieleccy mogli, lecz nie chcieli powstrzymać mordów kieleckich?

W sprawie tej należy stwierdzić, co następuje. Biskup kielecki ks. Czesław Kaczmarek był wówczas w Kielcach nieobecny, gdyż od 4 czerwca do 24 lipca przebywał na Dolnym Śląsku. Zastępował go p.o. wikariusza generalnego ks. Piotr Dudziec. O zbiegowisku tłumu i mordowaniu Żydów przy ul. Planty 7 nikt nikogo z księży nie zawiadamiał. Przypadkiem dowiedział się o tym proboszcz parafii katedralnej ks. Zelek około godziny jedenastej i natychmiast udał się na miejsce wypadków. Zatrzymali go jednak żołnierze, mówiąc, że wszystko się już skończyło i że cywile muszą ulicę opuścić. Istotnie, przed domem Planty 7, jak to stwierdzają świadkowie, osób cywilnych wówczas nie było.

Około godz. 2 minut 20 po południu na wiadomość, że zabijanie Żydów zaczęło się na nowo, 5 księży udało się w dwóch grupach na ulicę Planty 7. Przybyli około godz. 3, ale i tym razem tłumu na ulicy nie było. Dom był otoczony kordonem wojska, a żołnierze poinformowali księży, że są niepotrzebni, bo wszystko się już skończyło. Rzeczywiście, jak to stwierdzają wszyscy świadkowie, zajścia przy ulicy Planty zakończyły się około godz. ósmej. Niewątpliwie gdyby księża zjawili się na ulicy Planty o godzinie 10 minut 15, może by ich rola mogła być aktywniejsza, ale milicja i Urząd Bezpieczeństwa nie uważały widać za wskazane wezwać ich na miejsce, tak jak i nie sądziły, by należało wezwać prokuratora. Oczywiście obecnie łatwiej jest za to na księży napadać.

 

Czy Kościół odmówił potępienia zbrodni kieleckiej?

Nasz Dziennik, wtorek, 4 lipca 2006, Nr 154 (2564)http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060704&id=my11.txtDalszy ciąg w drugiej notce.  

 

 

Dalszy ciąg w drugiej notce.

 

 

 

 

Etykietowanie:

34 komentarzy

avatar użytkownika gość z drogi

1. Witam Panie Michale

przyznam,ze czekałam bardzo na ten Esej,wydarzenia kieleckie znam tylko z opowiadań
szeptem mówionych przez dorosłych,kilka lat po Fakcie
Czytam więc z zapartym tchem,bo było to pierwsze Wielkie wydarzenie o jakim sie dowiadywałąm siedząc pod Babcinym stołem
bardzo Panu dziękuję za Ten przekaz
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Bardzo mi miło. Jeszcze będą dwa lub trzy odcinki. Jeden pana Profesora Nowaka.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

3. Panie Michale,czekam

jak zawsze,serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika kajka

4. Polacy wiedzą, że to była prowokacja

A niejakie Stowarzyszenie im.Jana Karskiego obchodzi rocznicę "pogromu kieleckiego" Tfu.
Kto w tym Stowarzyszeniu jest?

avatar użytkownika Maryla

5. @kajka pytaj wujka gugla, on wszystko wie :)

Stowarzyszenie im. Jana Karskiego powstało w marcu 2005 roku. Głównym jego celem jest działanie na rzecz upowszechniania postaw otwartości i poszanowania dla osób i grup o odmiennej identyfikacji rasowej

http://www.jankarski.org.pl/

Z Michałem Jaskulskim rozmawia Paweł Jędrzejewski
2 maja 2009

„Nie dla umarłych” - to tytuł filmu dokumentalnego o tym, jak kielczanie radzą sobie dzisiaj z pamięcią o pogromie Żydów w ich mieście. Film ten będzie wspólnym dziełem Michała Jaskulskiego i Lawrence'a Loewingera.

Poniżej fragment rozmowy:

(...) Ale najważniejszym w tym wszystkim powodem do ukończenia tego filmu, jest to najmocniejsze światło, którego szukaliśmy z Larrym. Światło, które odkryliśmy dość późno, chociaż mieliśmy je przed nosem od pierwszej sceny jaką zarejestrowaliśmy. Rozpoczęliśmy zdjęcia od konferencji prasowej Jacka Sala w 2006 roku prowadzonej przez redaktora naczelnego czasopisma psychologicznego „Charaktery”, założyciela Stowarzyszenia im. Jana Karskiego w Kielcach, Bogdana Białka. Przyjeżdżaliśmy do Kielc wiele razy, filmując wydarzenia i różne osoby. Dopiero po czasie zorientowaliśmy się, że Białek łączy wszystkie te momenty, a to, co mówi i co robi jest warte całego filmu.

Może Pan scharakteryzować poglądy Białka?

Poglądy to nie jest właściwe słowo. Tu chodzi o coś więcej: o stosunek, do historii, do sposobu rozmowy o niej i do dnia dzisiejszego. Bogdan Białek - mówiąc o przeszłości - potrafi ją rozdzielać, nie wkładając wszystkich spraw dotyczących tematyki polsko-żydowskiej do jednego worka. Umie wybierać działania, powodujące, że rozmowa o przeszłości nie pozostaje jedynie jej rozgrzebywaniem. Te działania choć w dużej mierze odnoszą się do upamiętniania śmierci, mówią przede wszystkim o życiu i powodują rozkwit życia między Polakami i Żydami. Najlepiej charakteryzuje Białka sam sposób robienia naszego filmu. Białek jest Polakiem, kochającym miejsce, w którym żyje i ludzi tam mieszkających, któremu równocześnie bardzo bliscy są Żydzi. Zawsze powtarza, że zniknięcie Żydów z Polski, było jak wyrwanie jej jednego płuca. Białek swoją działalnością sam stawia się między młotem a kowadłem. Mamy wiele takich ujęć, kiedy w czasie uroczystości, dyskusji, Białek słucha wielu powtórzonych po raz tysięczny wypowiedzi i przytłoczony ciężarem tych słów siedzi spocony, czerwony, trzymając się za głowę. Dla człowieka, który nosi w sobie miłość zarówno do Żydów, jak i Polaków aktywne funkcjonowanie w epicentrum sporu jest niezmiernie ciężkie. Białek na wspomnianej wcześniej dyskusji w 2006 roku, uspokajał tłum takimi słowami: „Proszę o spokój! Proszę spokojnie, cierpliwie wysłuchać! Każdy ma swoją historię. Nikt tutaj nie ma patentu na jedyną objawioną prawdę. Każdy ma prawo wypowiedzieć swój głos. Miejcie cierpliwość wysłuchać. Nie musicie się zgadzać”.

Pracujemy z Larrym nad filmem już trzeci rok. Nieraz kłóciliśmy się o zawartość poszczególnych scen w zwiastunie, myśląc przede wszystkim o tym, czy to, co prezentujemy, będzie czytelne zarówno dla polskiej publiczności, jak i międzynarodowej. Kiedy skończyliśmy montować zwiastun i musieliśmy stworzyć pierwsze dokumenty pisane dotyczące filmu, w tym tzw. „note of intent” - każdy pisał o czym ten film jest dla niego, zaczęliśmy zastanawiać się także nad przebiegiem naszej współpracy. Zdaliśmy sobie sprawę, że nasze spory w przeważającej części wynikają z 40 lat różnicy wieku, a przede wszystkim z pochodzenia. Serdecznie uśmialiśmy się, kiedy powiedzieliśmy sobie po raz pierwszy na głos, że ten film robią razem „młody polski katolik i stary amerykański Żyd”.

Mimo wielu sporów między nami przez te trzy lata staliśmy się świetnymi kumplami. Zawdzięczamy to w dużym stopniu temu, że razem obserwujemy i uczymy się nawzajem od siebie. Im nasze wnioski stawały się bardziej wspólnymi, tym bardziej przypominały słowa naszego głównego bohatera. Można więc powiedzieć tak: Jeżeli Polak z Żydem chcą zobaczyć historię i dzisiejszą rzeczywistość wspólnymi oczami, wychodzi im to, co mówi Białek.

Czy mógłby Pan powiedzieć więcej o jego postawie i działaniach? Co dokładnie robi Bogdan Białek? Co z tego jest w filmie?

Film obraca się wokół wydarzeń w latach 2006-2009 w dużej części komentowanej przez media. W każdej z nich uczestniczył Bogdan Białek. Punktem wyjścia dla filmu będą materiały różnych stacji telewizyjnych, które pokażą widzowi, jak intensywną debatę zarówno w mediach, jak i wielu środowiskach wywołała książka Jana T. Grossa „Strach”. Po trwających blisko miesiąc codziennych wiadomościach w programach informacyjnych i publicystycznych o tym, co zawiera książka i czy autor stanie przed sądem za „oskarżanie Polaków o udział w zbrodniach nazistowskich lub komunistycznych” oczekiwanie na rozpoczęcie promocji książki z udziałem profesora Grossa było ogromne, biorąc pod uwagę, że premiera miała mieć miejsce w Kielcach. Właśnie, to spotkanie z Grossem prowadził Białek. Nasze materiały filmowe pokażą widzowi to, czego nie pokazała telewizja, wydarzenia widziane i komentowany od wewnątrz.

W filmie będą materiały z tego spotkania?

Samo spotkanie, niezmiernie emocjonalne zwłaszcza dla Białka, stanowi kulminację naszego filmu. Dla Białka był to test dla jego całej działalności w Kielcach. Była to tym samym próba dla całego miasta. Zanim dojdziemy do finału, zobaczymy cały dzień, jaki prof. Gross spędził z Bogdanem Białkiem w Kielcach przed wieczornym spotkaniem. Poszczególne momenty tego dnia będą przywoływać przeszłość; najpierw sam pogrom opowiedziany ustami ocalałych, świadków i historyków. Zależy nam - jak wcześniej nadmieniłem - żeby pogrom przedstawić przede wszystkim jako ludzkie doświadczenie.

Potem zobaczymy, jak Kielce zmieniały się przez poprzednie dwa lata. Są to wydarzenia związane z 60. rocznicą pogromu i ówczesny Marsz Pamięci i modlitwy, który był rozwiniętą wersją Marszu, który Bogdan Białek organizuje 4 lipca co roku. Skupimy się tutaj na powstawaniu pomnika ufundowanego przez Komisję do Spraw Dziedzictwa Narodowego USA za Granicą, który wywołał wiele kontrowersji, którego tworzenie ujawniało uprzedzenia, a który w końcu stoi w Kielcach opuszczony przez mieszkańców miasta i niezauważany przez Żydów przyjeżdżających do Kielc, bo swoją estetyką nie przemawia do nikogo. Zobaczymy też, jak Kielczanie spierali się wtedy o pogrom.

Kolejne wydarzenie mają miejsce rok później. Bogdan Białek wraz z innymi funduje Menorę, która staje przy głównej przelotowej ulicy Kielc. Jej odsłonięcie połączone jest z 65. rocznicą likwidacji getta kieleckiego i premierą książki „Listy z Getta” Hany Goldszajd wydanej przez Stowarzyszenie im. Jana Karskiego. Proces powstawania Menory, będzie także opowieścią o przyjaźni między Bogdanem Białkiem i autorem rzeźby - Markiem Cecułą. Przywoła także niezwykłą historię rodziny Cecułów i samego Marka. Jego ojciec przeżył getto kieleckie, a cała rodzina cudem ocalała z pogromu. Marek przez wiele lat podróżował po świecie, stając się międzynarodowym artystą ceramikiem. Niedawno powrócił do Kielc, stał się głównym twórcą, kształtującym obecnie wizerunek miasta. Jego historia to przykład tego, że będąc Żydem, można wrócić, zamieszkać w Polsce i odnieść tutaj wielki sukces. To także przepiękna historia miłości jego żydowskiego ojca i polskiej matki, która – jak twierdzi Marek – ma jakiś wpływ na jego powrót. Porównanie historii powstawania pomnika autorstwa Jacka Sala White Wash II i Menory autorstwa Cecuły, to ważna lekcja, mówiąca z jednej strony o odpowiedzialności za sztukę związaną z upamiętnianiem przeszłości, a z drugiej strony o języku, który warto przy upamiętnianiu przeszłości wybierać.

Na koniec zobaczymy w czasie spotkania kielczan z Janem Tomaszem Grossem, jak miasto się zmieniło. Zobaczymy wiele innych działań Białka w Kielcach, które mają nadal miejsce. Opowieść o Kielcach i działalności Białka nie kończy się z premierą książki Grossa. Gdybyśmy chcieli ciągle rejestrować dalszą jego działalność, musielibyśmy realizować zdjęcia pewnie jeszcze przez wiele lat.

I tak, z tego, co Pan opowiada, wynika, że film będzie zawierał wiele rozbudowanych wątków.

Bogdan Białek mówił w 2006 roku tak: „Za każdym razem kiedy angażuję się w jakiekolwiek działanie, takie jak 60. rocznica pogromu kieleckiego, mówię sobie to już koniec. Ostatni raz”. Prawie po każdym ważniejszym zdarzeniu słyszeliśmy od Białka to samo. Ale jest mało prawdopodobne, żeby w najbliższych latach zakończył swoją działalność. Wysiłek, jaki wkłada w otwieranie ludziom oczu, stał się już dawno częścią jego życia. Motywujące dla niego są widoczne efekty jego pracy. Najważniejsze jest to, że Białek nie tylko nakłania kielczan do pamięci o śmierci Żydów w mieście, ale także o ich życiu. Polacy w okolicach Kielc sami, poza jakimikolwiek organizacjami, zaczęli zajmować się kultywowaniem pamięci o życiu Żydów w ich miasteczkach. To ogromny krok do przodu.

Film nie pozostawi widza samemu sobie. Te burzliwe, bardzo emocjonalne wydarzenia przez cały czas komentowane będą przez samego Białka, historyków, pisarzy, artystów, itd. Będziemy mogli zobaczyć Kielce i ich ewolucję, nie oczami ludzi z zewnątrz, lecz oczami ludzi żyjących w Kielcach, rozumiejących problemy i wagę każdego drobnego kroku.

Połączenie fragmentów programów telewizyjnych z naszymi materiałami, powinno dać nam wszystkim wiele do myślenia. Film powinien nabrać wymiaru uniwersalnego. Wielu z nas ocenia wydarzenia na całym świecie, na podstawie informacji medialnych. Zanim, zaczniemy wygłaszać poglądy, warto zdać sobie sprawę, że media podają nam fakty widziane z zewnątrz. Nie pozwalają nam często zrozumieć prawdziwych problemów czy procesów ludzi rzeczywiście żyjących w danym miejscu, więc samemu nie doświadczając tego, o czym chcemy mówić, nie powinniśmy stawać się kategoryczni w swoich ocenach.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. ze strony stow.

Książka wydana w 2007 roku przez Stowarzyszenie im. Jana Karskiego w Kielcach.
Kilkadziesiąt
cudem ocalałych w wojennej zawierusze kart pocztowych, listów i
fotografii, to dziś jedyny materialny ślad po żyjących w Kielcach
przed wojną członkach rodziny Goldszajdów.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. 04 lip 2005 Marsz

04

lip

2005

    
4 lipca w 59. rocznicę pogromu kieleckiego Stowarzyszenie
zorganizowało Marsz Pamięci. Jest to uroczystość o ekspiacyjnym
charakterze. Ma przypominać tragiczną przeszłość, ale także symbolizować
pojednanie. W roku 2005 organizatorem marszu po raz pierwszy było
Stowarzyszenie imienia Jana Karskiego, choć nie pierwszy raz przeszedł
on ulicami Kielc. W latach poprzednich były to prywatne inicjatywy
Bogdana Białka.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. współpraca -Stowarzyszenie


współpraca

-Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita

-Urząd Miasta Kielce


-Polska Rada Chrześcijan i Żydów

- Centrum Badań Holokaustu Uniwersytetu Jagiellońskiego

-Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita

Społeczeństwo przeciw nienawiści

Otwarta
Rzeczpospolita w okresie od 1 maja 2010 do 30 kwietnia 2011 r. będzie
realizować projekt "Społeczeństwo przeciw nienawiści".

 

W ramach projektu będziemy:

 

- badać działalność organów ścigania
oraz wymiaru sprawiedliwości w zwalczaniu, przejawiającej się w słowach i
czynach, nienawiści etnicznej, rasowej i religijnej;

 

- rejestrować akty nienawiści i
dyskryminacji wobec przedstawicieli mniejszości narodowych, etnicznych,
religijnych, kulturowych, seksualnych i innych, a także wobec
materialnych tworów ich kultury (np. akty wandalizmu na cmentarzach);

 

- nieustannie badać, czy odpowiednie władze właściwie reagują na wyżej wymienione akty nienawiści;

 

- interweniować wszędzie tam, gdzie
pojawi się nienawiść przede wszystkim o podłożu narodowościowym,
etnicznym, religijnym i kulturowym.

 

Wszelkie niepokojące zjawiska prosimy zgłaszać do biura Otwartej Rzeczpospolitej: otwarta@otwarta.org bądź bezpośrednio do naszego prawnika: piotrtomaszewski@otwarta.org

 

Projekt "Społeczeństwo przeciw
nienawiści" jest realizowany dzięki wsparciu udzielonemu przez Trust for
Civil Society w Europie Środkowej i Wschodniej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Pani Gośćc z Drogi

Szanowna Pani Zofio,

Bardzo mi miło.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

10. Pani Kajka,

Szanowna Pani,

Jan karski, prawdziwe nazwisko Jan Kozielewski był obywatelem Polski, Stanów Zjednoczonych, narodowości żydowskiej. Posiadał obywatelstwo Izraela, tak jak Bartoszewski.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

11. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Bardzo dziękuję za ciekawy materiał o historii Żydów polskich pisanych przez Jana Grossa, syna Zygmunta Grossa, któremu życie uratowała Armia Krajowa.

Żydowska myślicielka XX wieku, filozof polityki, publicystka, pisarka urodzona w Niemczech Hannah Arendt w książce "Eichmann w Jerozolimie" (Kraków 1987). Napisała

"Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii".

"O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano"

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

12. All & Pani Kajka,

Szanowna Pani, Szanowni Państwo,

Towarzysze z ławy szkolnej do grobowej deski.

Stoją: Irena Grudzińska, Jan Lityński, Adam Michnik. Siedzą z przodu: Jan Tomasz Gross w objęciach Aleksandra Smolara. Z tyłu: Jan Kofman, Barbara Skowrońska. Warszawa, 1967 r.

Jan Lityński, człowiek, który w pochodzie majowym wręczał kwiaty mordercy Bierutowi, dziś jest ministrem pilnującym żyrandoli.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

13. Szanowny Panie Michale

trzeba miec ręke na pulsie i patrzeć, co "kustosze jedynie słusznej prawdy" uprawiają na swoich poletkach dotowanych zresztą za nasze polskie podatki.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kajka

14. Dziekuję za wszystkie informacje

Moje pytanie było trochę retoryczne:).
O J.Karskim - zawsze irytowało mnie dlaczego nie podkreśla się, że "Karski" to tylko pseudonim. Ciekawe dlaczego akurat Kozielewski przyjął taki pseudonim?
Kto rezygnuje z własnego nazwiska? A J.Kozielewski - zrezygnował i na domiar złego skrył się za nazwiskiem cudzym.

Takie organizacje, jak to Stowarzyszenie skupiają antypolaków i prowadzą działania zdecydowanie antypolskie.
Nie do pojęcia jest to, aby państwo nie broniło swojego narodu, tępiąc konsekwentnie antypolonizm i w Polsce i na arenie miedzynarodowej.
To ewidentny dowód na to, że władzę mamy antypolską.

"Naród patriotów i naród kolaborantów". Chociaż nie jestem pewna, czy zaprzańców i kolaborantów można zaliczać do narodu. To wrogowie.

Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

15. Pani Kajka,

Szanowna Pani,

W większości wypadków, Żydzi, to komuniści, członkowie KPP, PPR, służb specjalnych Moskwy jak NKWD, UB,więc wielu z nich według sugestii Jakuba Bermana, zmieniło nazwisko. Tak było z ojcem Anny Komorowskiej, pułkownikiem UB, Dziadzia, który zmienił nazwisko na Dembowski.

Jutro lub pojutrze będzie o Tadeuszu Mazowieckim "lepszym polaku"

Bratankiem Jakuba Bermana, jest Marek Borowski, syn Arona Bermana, członka KPP, Kominternu w Moskwie, dziś popierany przez PO

Marszalek Sejmu RP
Bronislaw Komorowski
Ul. Wiejska 4/6/8
00-902 Warszawa, Polska

Szanowny Panie Marszalku!

Kongres Polonii Amerykańskiej, Wydzial Pólnocny New Jersey wyraza
oburzenie z powodu wyboru p. Marka Borowskiego na przewodniczacego
sejmowej Komisji lacznosci z Polakami za Granica.

Wiekszosc z nas wyemigrowala z Polski uchodzac przed
przesladowaniami z ręki komunistów, albo przed katastrofa ekonomiczna
wywolana ich rzadami i pózniejszymi uwlaszczeniami.

Mianowanie p. Marka Borowskiego na to stanowisko, w kontekscie jego
przeszlosci jako dzialacza komunistycznego i obecnej ciaglej
przynaleznosci do partii będacej bezposrednia spadkobierczynia PZPR,
odbieramy jako prowokację i obrazę ze strony polityków Platformy
Obywatelskiej, naigrawanie się z Polaków zamieszkalych poza krajem, oraz
zemstę za wyniki glosowania na terenie USA.

Domagamy się zmiany tej nominacji i powołania na ten wazny urzad
osoby cieszacej się szacunkiem i zaufaniem Polonii.

Z powazaniem,

Za Zarzad Wydzialu
Andrzej Burghardt, Prezes
ar
7 grudnia 2007 r. ...@verizon.net

Cc:
Lech Kaczyński, Prezydent RP
Donald Tusk, Premier Rzadu RP
Frank J. Spula, Prezes KPA

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

16. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Dziś kustosze pamięci komunizmu swe legowisko zrobili pod żyrandolami.
Swó do swego zawsze ciągnie.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

17. Szanowny Panie Michale

żyrandol z przyległościami robi swoje:


Jedwabne - 70 lat później


Odczytaniem listu prezydenta Bronisława Komorowskiego, modlitwą
przedstawicieli Kościoła katolickiego i gminy żydowskiej oraz złożeniem
kwiatów i zapaleniem zniczy zostanie w niedzielę uczczona 70. rocznica
mordu na członkach społeczności żydowskiej w Jedwabnem

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

18. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Mordu Żydów w Jedwabnem dokonali niemieccy żołnierze w służbie III Rzeszy.

Ukłony moje nnajniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

19. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

W Naszym Dzienniku z 18 czerwca obszerny tekst jednego z najwybitniejszych polskich naukowców w USA -

prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego pt. Niewygodna prawda.

http://blogmedia24.pl/node/46782

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

20. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Jedwabne - oszczerstwa zapłatą za bohaterstwo

http://blogmedia24.pl/node/46404

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

21. Prowokacja.TAK

więc prawdę mówiło powojenne pokolenie,które zyło w tamtych Czasach,
pomimo wielkiego szacunku do Profesora i prawdy, o ktorej mówi w sprawie prowokacji
muszę się jednak odnieść do pewnych fragmentow przekazu

AD ministra Kaczyńskiego
to
Buzek GO odwołal,gdy jechał z pewną wizytą na Sląsk,wiem bo dzień wczesnie o tej sprawie rozmawiałam telefonicznie z Kancelaria Ministra,nazajutrz,powiadomiono mnie,ze
Minister został odwołany w drodze na Sląsk,czego Bał sie BUZEK ?
ad niechęci Pana Profesora
do nieżyjącego Prezydenta,to przypominam,bo Niezyjący bronic sie już nie może,że Prezydent zginął
w drodze do Katynia,by sie pokłonić Grobom,natomiast pijany Kwaśniewski
chwiał się onegdaj na Grobach pomordowanych,i w jarmulce
w pewnym miejscu przepraszał , i TO MOCNO
więc
moze to zwykła niechęc i każdy ma do niej prawo,a może zbyt duża odległośc do Kraju
fałszuje troszkę czas gdy ministrem a pożniej Prezydentem,był Nieżyjący JUZ
Profesor Lech Kaczyński
kilka lat spędziłam na Forum
zbliżonym do Naszego dziennika,zawsze z uwagą czytałam pana Profesora,ale
mimo szacunku,muszę
TO sprostować
wypowiedż dotyczącą Nieżyjącego już Człowieka
muszę
bo byłam prawie świadkiem odwołania Ministra Profesora Lecha Kaczyńskiego/co zresztą zeznawałam jako świadek w sprawach dot tzw Transformacji/,gdy premierem był Buzek,a prezydentem Kwaśniewski w jarmułce
Panie Michale,przepraszam,ale ja juz TAK mam
wierzę,ze nie pogniewa się Pan na mnie za te uwagi
serdecznie pozdrawiam

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o pt., 15/07/2011 - 13:41.

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

22. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Ja sie bardzo cieszę, że Pani pisze w Blogmedia, ze Pani komentuje na moim blogu.

Buzek bał się, ż minister sprawiedliwości Lech Kaczyński może zrobić użytek z faktu, ze J. Buzek przez wiele lat współpracował ze służbami specjalnymi. Poza tym J.Buzek ukradł pieniądze Śląskiej Solidarności.

Ukłony moje najnizsze.

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

23. Szanowny Panie Michale,dziekuję

musiałam
po prostu musiałam powiedzieć,napisac
to małe sprostowanie do filmu,bo byłam w tym czasie bardzo świadomie żyjącym człowiekiem i na własne oczy,uszy widziałam TE sprawy
Buzek
zniszczył wszystko,co wielkim trudem i ogromnymi ofiarami zdobywało ówczesne wspaniałe społeczeństwo,ludzie często anonimowi,bez karier na celu
a najbardziej płacący za efekty buzkowych działalności,zapłacili najwyższe Ceny
w przeciwienstwie do Buzka,czy lewandowskoPOdobnych,czyli
tych co twierdzili,ze pierwszy milion mozna ukraść
i "prywatyzowali PO złodziejsku"
Polski I Prywatny Majątek
A dzisiaj
doprowadzają do ruiny Unię,ale to mnie akurat nie boli
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

24. re Buzka

nigdy nie zrozumiem ludzi,ktorzy na niego głosowali,wszak Sląsk,Zagłebie i Polske
okrutnie dotknęła jego ręka
pamietam jak dziś,jak zastanawialiśmy się skąd wytrzasnął Krzaklewski tego człowieka,człowieka bliżej nie znanego z działalnosci solidarnościowej,ale
z pewną przeszłością ze służbami,bo już wtedy wtajemniczeni mówili o jego brzydkich sprawach
nie pamiętam na kogo wtedy stawialiśmy,czas robi swoje,ale tamto nazwisko było nam znane,przeciwnie do Buzka
i Krzaklewski bardzo się wtedy nam naraził
pozdrawiam

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o sob., 16/07/2011 - 11:29.

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

25. Pani Gość z Dogi,

Szanowna Pani Zofio,

Rządy liberałów, złodziei, którzy pierwszy milion ukradli rządzą nadal Polską.
Twórca wszystkiego co złe w Polsce osiemdziesięcio paro letni Tadeusz Mazowiecki jest ministrem u córki pułkownika UB , dziadzi.
Drodzy kuzyni.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

26. Panie Michale,wiem i rece chwilami opadają

ale musimy iść dalej,musimy
kiedy moja Babcia mówiła,pogonimy bolszewika,kacapy i tak muszą kiedyś wyjść z Polski
a zył wtedy Stalin,to ludzie pukali sie w czoło
minęło tyle lat i wyszli ale zostawili swoich
Gdy brakuje mi wiary,to patrze na mosiężne popiersie Ojca Świętego,zrobione rękami ukochanych HUTNIKÓW
i powtarzam Słowa
"...niech odmieni oblicze Ziemii,tej Ziemi "

miedzy dwoma somsiadami,...skropionej krwią i potem swego Narodu
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

27. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Pani Śląsk, polski Śląsk i Pani pomnik człowieka świętego, który
odmienił oblicze Ziemi, tej Ziemi

Ukłony najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

28. dzieki, Ziemia Śląska i Zagłebiowska podążała Jego Sladami

i podąża dalej...
pamietam te miliony Ludzi,gdy szliśmy na spotkanie z NIM
i ten PŁACZ i Modlitwy,gdy odchodził
dziękuje i serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

29. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Pamiętamy.

Ukłony moje najnizze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

30. Panie Michale,mocnych mamy orędowników w Niebie

i wierzę Mocno, że są nadal z nami
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

31. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

My Słowianie, tylko na takich orędowników możemy liczyć.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

32. Jan Turnau Polski

Jan Turnau

Polski pogrom

4 lipca nadejdzie 70. rocznica pogromu kieleckiego. Krakowski
miesięcznik katolicki zachował się przytomnie, wyprzedzając ją dwoma
tekstami, i to bardzo mocnymi - o czerwcowym numerze Znaku pisze Jan
Turnau


Najpierw uderza współredaktor Janusz Poniewierski. Przypomina: „Chodzi o pogrom, podczas...



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

33. Kielce 1946 – zbrodnia z rosyjskiego scenariusza

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

34. Pogrom kielecki, historia

Pogrom kielecki, historia prawdziwa - Stanisław Michalkiewicz, Leszek Żebrowski, prof. Jerzy Robert Nowak, konferencja naukowa, Kielce, 03.07.2016

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl