Niewygodna prawda o Jedwabnem

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

                                     W Naszym Dzienniku z 18 czerwca obszerny tekst jednego z najwybitniejszych polskich naukowców w USA -

                               prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego pt. Niewygodna prawda.

 Prof. Pogonowski, autor m. in. głośnego monumentalnego dzieła dokumentalnego Jews in Poland ("Żydzi w Polsce"), w swym artykule omawia aktualny stan badań nad zbrodnią w Jedwabnem, przeciwstawiając się antypolskim manipulacjom w tej sprawie. Jak pisze prof. Pogonowski: "( ...) 10 lipca 1941 r. Niemcy terrorem poprowadzili Żydów jedwabnieńskich na miejsce ich masakry. Zastrzelili około 50 i spalili żywcem około 250 (nie 1600 czy 1800, jak doniosła prasa amerykańska na podstawie fałszywych informacji zawartych w książce - paszkwilu na Polskę Sąsiedzi J.T. Grossa, który zignorował sowieckie i niemieckie źródła archiwalne) ( ...). Stefan Boczkowski, Roman Chojnowski i pięciu innych świadków zeznało, że widzieli, jak Niemcy palili stodołę pełną Żydów. Niemiecka ciężarówka podjechała z żołnierzami niemieckimi i puszkami z benzyną. Część żołnierzy zeskoczyła, a pozostali podawali im puszki, których zawartość wylali na ściany i podpalili. Płomienie gwałtownie ogarnęły stodołę. Pirotechniczna analiza wskazuje, że Niemcy musieli użyć około 400 litrów benzyny na mniej więcej 100 metrach kwadratowych ścian stodoły, żeby została natychmiast objęta płomieniami, które spowodowały śmierć ofiar (...). Ludność miejscowa nie miała wtedy w ogóle benzyny. Ludzie posiadali jedynie małe ilości nafty do lamp. Zapala się ona przy temperaturze ponad 50 stopni Celsjusza. Trudno by było za pomocą nafty wywołać tak nagły pożar, bo po prostu nie pali się ona tak gwałtownie jak benzyna (...). W czasie śledztwa i procesów zbrodniarzy wojennych Niemcy ustalili, że wszystkie masowe egzekucje Żydów w rejonie Łomży (w Radziłowie, Tykocinie, Rutkach, Zambrowie, Jedwabnem, Wiźnie) między lipcem a wrześniem 1941 r. zostały dokonane w podobny sposób przez tę samą grupę gestapo, stacjonującą w Ciechanowie. Grupą tą dowodził Hauptsturmfuehrer Hermann Schaper, którego świadkowie rozpoznali w Radziłowie i Tykocinie. Metoda zastosowana przez ludzi Schapera w Jedwabnem była identyczna z wykorzystaną trzy dni wcześniej w Radziłowie (...). Byłoby rzeczą logiczną, gdyby Instytut Pamięci Narodowej wystąpił o wydanie Schapera przez władze niemieckie jako oskarżonego albo przynajmniej zażądał przesłuchania go pod przysięgą przez sąd niemiecki. Zamiast tego ludzie z IPN przeprowadzili wywiad pozbawiony wartości w sądownym dochodzeniu, a następnie udostępnili prasie wiadomość, że Hauptsturmfuehrer Hermann Schaper potwierdził to, co już wiadomo" (nasuwa się pytanie: "A co, i w oparciu o jakie dowody, tak naprawdę wiadomo?"). (Tu dodam do uwag prof. Pogonowskiego, że IPN, wbrew ciągłym obietnicom L. Kieresa, już ponad rok przesuwa, kilkakrotnie łamiąc zapowiadane terminy, ostateczny termin opublikowania tzw. Białej Księgi w sprawie Jedwabnego).
Prof. Pogonowski ostro krytykuje w dalszej części tekstu prezydenta i premiera Polski za "oskarżania Polaków o udział w zbrodni jedwabnieńskiej w 1941 r.". Podkreśla: "Elita partii komunistycznej, która sprawowała w Polsce rządy przez 50 lat, znowu jest przy władzy i powiela wypróbowane wcześniej wzorce. Teraz jest im najwygodniej ukrywać przeszłość, oskarżając Naród Polski o zbrodnie przywódców komunistycznych, którzy gnębili Polaków. Dziś stosują oni 'politykę przepraszania i skruchy', czego ostatnim przykładem było oczernianie Polskiego Narodu przez premiera Millera wobec prezesów żydowskich organizacji w Nowym Jorku 10 stycznia 2002 r. W imieniu Polski przepraszał za zbrodnie dokonane na Żydach przez komunistów i nazistów. Dziś postkomuniści i liberałowie oczerniają Polaków, jakoby mordowali Żydów, podczas gdy najpierw w Jedwabnem, a potem komunistyczni oprawcy w Kielcach stali z boku i przyglądali się zbrodniom bezkarnie.
Obarczenie Polaków odpowiedzialnością za okrucieństwa popełnione na Żydach w czasach nazistowskich i sowieckich tworzy w Ameryce obraz nikczemnych Polaków w ohydnym kraju - taki przekaz dominuje obecnie na ekranach telewizji i kin amerykańskich, gdzie Polacy i Polska są przedstawiani w jak najgorszym świetle. Wyrażenie 'polskie obozy śmierci' jest używane jako równoznaczne z 'nazistowskimi obozami śmierci', z czego wynika dla wielu, że widocznie Polacy byli nazistami. Teraz w telewizji amerykańskiej mówią też o 'polskich centrach eksterminacyjnych'. Bardzo wiele osób w Ameryce myśli, że Polska walczyła po stronie Hitlera i pomagała mu w zagładzie Żydów. Tak uważają zwłaszcza ci, którzy obowiązkowo musieli brać udział w 'Holocaust Studies', w których nie ma mowy o roli policji żydowskiej w gettach oraz Judenratów kontrolowanych przez gestapo i zapewniających 'spokojne' transporty swoich pobratymców do obozów zagłady.
Zamiast interweniować przeciwko podobnym oszczerstwom, dyplomaci polscy w Ameryce twierdzą, że czują się osobiście winni za zbrodnię jedwabnieńską. Mówią to ludzie przeważnie urodzeni po wojnie, którzy najwyraźniej postępują według poleceń swoich przełożonych. W ten sposób wyrażana przez nich publicznie skrucha 'udowadnia' odpowiedzialność Narodu Polskiego za Jedwabne i wzmacnia oszczercze znaczenie przeprosin prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Millera (...).
W samym Jedwabnem obecne działania 'wymiaru sprawiedliwości' budzą duże wątpliwości. Miejscowi ludzie mówią, że kiedy zaczęto ekshumację grobów Żydów zamordowanych 10 lipca 1941 r., w pierwszych trzech znalezionych czaszkach były dziury od kul. Badanie obu grobów zostało natychmiast wstrzymane, niby na podstawie 'protestu rabina' przeciwko bezczeszczeniu zwłok. W żadnym innym kraju, takim jak USA, Anglia, Francja czy Izrael, nakazana przez organy dochodzeniowe ekshumacja i badania sądowe nie mogłyby pod żadnym pozorem zostać przerwane z powodów religijnych czy innych - służą bowiem poznaniu prawdy. Wydaje się, że ten cel powinien przyświecać także IPN.
Wielu ludzi w Jedwabnem jest przekonanych, że dziury od kul w czaszkach nie były tym, czego szukali prowadzący ekshumację i dlatego też została ona przerwana. Wyłaniający się obraz nie pasował do 'historii Grossa' -
strzelać mogli tylko obecni tam Niemcy - chyba, że wspomniany autor przyjąłby tezę, iż to rozjuszeni nienawiścią Polacy wyrwali broń próbującym chronić Żydów Niemcom i zaczęli precyzyjnie strzelać w głowy swych żydowskich ofiar. Myślę, że na taką perfidię nie zdobędzie się nawet J.T. Gross (...)".

 

Do druku przygotował

m.z.

 

Etykietowanie:

47 komentarzy

avatar użytkownika gość z drogi

1. Panie Michale i ja w dziecinstwie słyszalam

jak Dorosli po cichu szeptali,ze byli TO Hitlerowcy.......
serd pozdr......

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

2. Szanowny Panie Michale

Mnie specjalnie nie dziwi kłamstwo obu nacji
Bo są powiązani ze sobą mimo stagnacji
Jaka zapanowała, gdy chodziło o mordowanie biedoty
Teraz znowu się odbywa zwykłe wciskanie ciemnoty
Dziwne że z reprezentujących Polskę instytucji oficjalnych
Nie ma protestów , ani śledztwa zbrodni dokonanych
Czyżby Niemiec rządzący Polską chciał wybielić ziomków
Czy chce gotować sobie i kłamcom postronków
Kiedyś karano zdrajców za działanie na szkodę
Więc czas wprowadzić ponownie taką honorową modę
Zamilkną wtedy zdrajcy i wszyscy szkodzący zbrodniarze
Każdy uczciwy zbrodniarza wytknie i służbom wskaże
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Polacy byli przez Niemców podobnie traktowani jak Żydzi. Nie mieli żadnej możliwości dokonać tej zbrodni.
Żydzi dostali od Niemców 200 miliardów Euro na cele humanitarne, więc mają pieniądze na szkalowanie Polski.

Im się wciąż śni Judeopolonia , którą obiecali im carowie za donoszenie na Polaków.

Ukłony moje najniższe

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Bardzo dziękuję za piękny wiersz i realistyczne treści.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

5. Panie Michale,od kilku lat patrzę,słucham

i uwierzyć,nie mogę,ze Historia ktorą znałam z dawnych lat..........dzisiaj
staje się zabawką w rekach putinowców,tuskopopdobnych a przede wszystkim Niemców.......
Jacek pisze,ze winni oboje i Niemcy i Rosja.........
TAK,to prawda,a na dodatek Ruscy
szantażują Niemców,wrzutkami
typu
to nie my mordowaliśmy,ale Niemcy
i nie byli TO oficerowie a jacyś tam "inni"
Straszne......

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

6. Jacku,obie strony Mordowały

A dzisiaj próbują TO zrzucić na Nas.....
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

7. Szanowna Zofio

Tak się składa, że chcąc zrobić zamieszanie
Zwala zbrodniarz na zbrodniarza by było uważanie
Że nie wiadomo ,kto jest winien zbrodni
Więc trzeba bardzo jasnej do tego pochodni
Pozdrawiam cieplutko:))

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

8. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Piękny wiersz bardzo pasujący do polskich realiów, gdzie jeden złodziej na drugiego zwala winę.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Pani ma zawsze rację. Podziwiam.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

10. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Nasi rządzący są tak umoczeni w różne układy ze służbami specjalnymi Rosji i Niemiec, że dziś musimy chodzić na kolanach do jednych i drugich.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

11. Szanowny Panie Michale

Jest bardzo mądre polskie przysłowie
Które często chodzi mi po głowie
Dopóty dzban wodę nosi dopóki ucho się nie urwie
Więc czekajmy, aż to się zdarzy tej q..wie
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

12. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Jest Pan bezbłędny.

Ukłony

O takich Pan myślał

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

13. Jacku,zwalają wzajemnie na siebie

i tym samym Trzymają się w szachu.....łączy ich wspólna Tajemnica
czyli Morderstwa.......nigdy nie rozliczone.....
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

14. Panie Michale kiedyś zwano takich "Klientami"

a trzymających smycze Patronami........Tak jest i dzisiaj.......
Ot
żli ludzie nie umieją niczego innego" wymyślić",więc sięgają
do starych,sprawdzonych wzorów

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

15. Panie Michale,niestety ...nie zawsze......:)

kiedyś zbierała podpisy na Prezydenta......Bolka....
TAK bardzo chcieliśmy Polski,Naszej Polski.......a jak
się pomyliliśmy..........;)
serd pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

16. Panie Michale ,są

i dlatego Boni TW nadal robi wodę z mózgów Polskich, a Mustaf POucza....,pomijam litwinów i im POdobnych........caresów,etc
pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

17. Szanowny Panie Michale

To właśnie miałem na myśli
Chyba z tej samej bramy oni wyszli
Pozdrawiam

avatar użytkownika Jacek Mruk

18. Szanowny Panie Michale

To jest towarzystwo wzajemnej adoracji
Ciągle dążą do swojej kremacji
A to się zbliża wielkimi krokami
Bo Bóg jest zawsze nad nami
Pozdrawiam cieplutko:))

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

19. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Bardzo dziękuje za piękny wiersz.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

20. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Z bram piekielnych wyszli.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

21. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Łącza ich morderstwa na Polakach.Dziś szwindle.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

22. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Człowiek rozumny potrafi nauczyć ptaki zwierzęta przyjaznych zachowań wobec człowieka.
Ich nic nie nauczy.
Bóg im to powiedział na Górze Synaj.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

23. Panie Michale i dlatego wciąż szukają Ojczyzny

a Tam, gdzie się zatrzymają,mimo pokojowych zamiarów Gospodarzy,sieją zamet i
niesnaski............
serd pozdr.:)

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

24. Szanowny Panie Michale

Skąd oni wyszli trudno zgadnąć
Ale pewnie chcą piekłem zawładnąć
Jednak diabeł jest cwaną bestią
Więc wpadną tam z depresją
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

25. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Wiemy skąd oni wyszli. To lud stepowy. Azjaci, Chazarzy.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

26. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Chazarzy, Żydzi to plemiona stepowe być może wywodzące się z Turcji. Swojej ojczyzny nigdy nie mieli. Nigdy nie byli narodem.
Pan Bóg obiecał im Ojczyznę "Ziemie Obiecaną" Idąc do ziemi obiecanej grzeszyli tak mocno, że Pan Bóg na Górze Synaj ich ukarał i nigdy nie zaprowadził do ziemi obiecanej. Według Biblii Pan Bóg tylko wskazał Mojżeszowi, gdzie jest ziemia obiecana ale nie powiedział jak do tej wymarzonej ziemi dotrzeć.

Carowie Rosji w czasach rozbiorów obiecali Żydom Judeopolonie na terenach wschodniej Polski. Warunek musieli donosić na buntowników Polaków.

Później finansowali rewolucję bolszewicką, bo Lenin , Żyd tez im obiecał Judeopolonie. Pisze o tym Róża Luksemburg, polska Żydówka z Zamościa, twórczyni komunistycznej partii Niemiec.
Hitler kazał ja utopić.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

27. Panie Michale,słyszałam dawno temu,że Lenin

przeniewierzył Kasę i dlatego zrobił rewolucję..........:)
pozdr serd

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

28. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Profesor Antony C.Sutton z "Hoover Institute for War, Revolution and Peace" napisał ksiązkę "Wall Street and the Bolshevik Revolution" oraz monumentalne trzytomowe dzieło pt. "Western Technology and Soviet Economic Development.
W książce pisze o powiązaniach Wall Street z Żydami i finasowaniem Lenina i Trockiego.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

29. Panie Michale

TE powiązania są trwałe aż PO dzisiejszy Dzień.......osiągnęły wręcz apogeum
włąśnie TERAZ.........
ale ludzka cierpliwość tez ma swoje granice............
przekroczenie ich zawsze żle się kończyło........
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

30. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Pajęczyna Wall Street i żydowskich szwindli otoczyła cały świat. Pan Vincent Roztowski i Balcerowicz do tego układu należą.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

31. I snują tą pajęczą sieć

od lat...........biznes jest byznes,..........
serd pozdr.

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

32. Panie Michale :)' Rodzinny biznes Balcerowiczów"

Nasza Polska.....z 22marca......."'Były wicepremier i jego żona kierują fundacjami,które żyją z dotacji
od zagranicznych właścicieli banków i OFE"
pozdr...:)

gość z drogi

avatar użytkownika Tymczasowy

33. W kazdym narodzie

w kazdym srodowisku znajda sie nerwowi ludzie. Ja tam za siebie nie recze. Gdzybym akurat przypamietal sobie kogos w Jedwabnem z czasu wkroczenia Sowietow i potem, to moze bym sie znalazl na liscie podpadnietych. Jednakowoz, przyjemnosci nikt by mi nie odebral.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

34. Pan Tymczasowy,

Szanowny Panie,

Ja urodziłem się w II Rzeczpospolitej wiec wiem jakie były realia w czasie wojny. Polacy nigdy nie współpracowali z Niemcami. W Jedwabnem część Żydów, tych , których odkopano zginęło od kul.
Jak to wyszło na jaw, ekshumacje przerwano ponoć z powodów religijnych.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

35. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Leszek Balcerowicz od czasów komuny był powiązany z wielkim kapitałem. Święta Krowa.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Tymczasowy

36. Szanowny Panie Michale

Jednakowoz, ja, jako ja, musze bronic swojej nie pozbawionej godnosci, podlosci. Ja bym typow wylapal i dokonal aktu sprawiedliwosci. Nawet na Ryfce, gdyby na to zaslugiwala.
Serdecznie pozdrawiam.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

37. Pan Tymczasowy,

Szanowny Panie,

Aleksandrowi Kwaśniewskiemu był potrzebny międzynarodowy sukces, wiec wymyślił sąd kapturowy nad mieszkańcami Jedwabnego.
Pomysł podsunął mu Marek Siwiec.

Pozdrawiam

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika michael

38. Był to oddział hitlerowskiego Einsatzgruppe Hermanna Schapera

Hermann Schaper był dowódcą tego niemieckiego oddziału, który planowo zajmował się wymordowywaniem wielu żydowskich mieszkańców w wielu miejscowościach w Polsce i nie tylko.

Hermann Schaper był dowódcą oddziału hitlerowskiego SS, który wymordował żydowskich mieszkańców Jedwabnego.

Hermann Schaper:
Ustalono, że prowadził przy pomocy swego oddziału systematyczne mordy według tej samej metody na bolszewikach, ich sympatykach, NKWDowcach i Żydach, w miarę zdobywania terytorium wcześniej zagarniętych przez Sowietów we wioskach czasem raczej dość już daleko za przesuwającym się Frontem Wschodnim. Przeprowadził akcje likwidacji w takich wioskach jak Wizna (koniec czerwca), Wąsosz (5 lipca), Radziłów (7 lipca), Jedwabne (10 lipca), Łomża (wczesny sierpień), Tykocin (22–25 sierpnia), Rutki (4 września), Piątnica, Zambrów, a także w innych miejscowościach

Hermann Schaper:
Był członkiem niemieckiej hitlerowskiej partii socjalistycznej NSDAP - numer legitymacji 105606, a następnie, od 1937 roku, SS-manem z trupia czaszką (nr. legitymacji 3484) w randze porucznika SS (Obersturmfuerer).

Herman Schaper:
Dowodził jako kapitan (Hauptsturmfuerer) Kommandem SS Płock - Ciechanów (kommando SS Zichenau-Schröttersburg), jedną z pięciu utworzonych we wschodniej Polsce grup operacyjnych (Einsatzgruppen), składającą się z 500-1000 SS-manów i gestapowców. Schaper działał w okręgu Płock (przemianowanym na Zichenau), przełożonym Schapera był dowódca Gestapo w Ciechanowie (przemianowanym na Sröttersburg)
To wszystko można przeczytać w Wikipedii
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper, po polsku,
http://en.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper, a także, nieco więcej, po angielsku.

Nie tylko profesorowie Jerzy Robert Nowak i Iwo Cyprian Pogonowski, ale i historyczna prawda wie dokładnie, że morderstwo w Jedwabnem jest niemiecką zbrodnią, jest zbrodnią popełnioną przez Niemców, którymi dowodził SS-man Hermann Schaper.

Może więc i prezydent Aleksander Kwaśniewski, a także Bronisław Komorowski,  zgodnie z historyczną prawdą, powinni przepraszać w imieniu SS?

Ostatnio zmieniony przez michael o ndz., 05/02/2012 - 22:43.
avatar użytkownika Maryla

39. Zmarł Iwo Cyprian

Zmarł Iwo Cyprian Pogonowski

Nie żyje prof. inż. Iwo Cyprian Pogonowski, wykładowca akademicki, działacz i publicysta polonijny. Miał 94 lata

W czwartek, 21 lipca 2016 r., prof. inż.
Iwo Cyprian Pogonowski w stanie ciężkim trafił do szpitala w Stanach
Zjednoczonych. Kilka godzin później zmarł.

Prof. inż. Iwo Cyprian Pogonowski urodził się 3 września 1921 r. we
Lwowie. Jego ojciec był doktorem filozofii i prawa, a matka malarką.

Profesor brał czynny udział w kampanii wrześniowej. Wojnę spędził w
niemieckich więzieniach i obozach. Oswobodzony w 1945 r. trafił do
Belgii, gdzie rozpoczął studia na Katolickim Uniwersytecie św. Ignacego w
Antwerpii. Następnie pracował w Wenezueli, skąd trafił do Stanów
Zjednoczonych. Tam spędził większość swojego życia, poświęcając się
pracy naukowej i działalności polonijnej.

Na emigracji zajmował się publicystyką polonijną. Jego teksty ukazywały
się przez wiele lat w „Naszym Dzienniku”, gdzie cieszyły się wielkim
zainteresowaniem Czytelników. Był wykładowcą akademickim, autorem wielu
atlasów i przewodników.

Zmarł w wieku 94 lat.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

40. Marek Jan Chodakiewicz - wspomnienie o Iwo Pogonowskim

Właściwie Hiob, choć Iwo-Piwo dla kumpli

„Nie nazywaj mnie tak, bo tak na mnie wołały dzieciaki na
podwórku. Zaraz w mordę lałem…” – sztorcował mnie dobrotliwo-gderliwie
mój wielki przyjaciel Iwusiu, czyli profesor inżynierii Iwo Cyprian
Pogonowski (ur. 3 września 1921 r. we Lwowie – zm. 21 lipca 2016 r. w
Sarasocie na Florydzie, USA). Był to człowiek renesansu: inżynier
przemysłu naftowego, literat, koniarz, szermierz, farmer, wykładowca
akademicki, architekt, rzeźbiarz i malarz, lingwista, historyk. Ale moja
ulubiona historia o Iwie, która najlepiej ilustruje jego charakter,
wydarzyła się bodaj w 2001 roku w Blacksburgu, w stanie Wirginia.

Przyjechałem do profesorostwa do zamku. Zamek to było kiedyś jedno z
wielu emigracyjnych centrów naszej starej Rzeczypospolitej. Po prostu
salon I RP. Zresztą podobnie było w Sarasocie, gdzie pp. Pogonowscy
mieli zimowe apartamenty, a potem dom. I wcześniej w Luizjanie czy
Teksasie – gdziekolwiek korzenie zapuszczali na emigracji. „Jeszcze
Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”.

W każdym razie zajeżdżam do Blacksburga, rzucam manatki do pokoju, pytam
żonę, Panią Doktor Punię, gdzie Iwusiu. „Na basenie”. No to pędzę na
dół. Zamek zaprojektował Iwo sam. Dom został skonstruowany z elementów
wiaduktu zdjętego z autostrady, a wewnątrz miał kształt prostokątnej
studni, z kilkoma niezależnymi od siebie poziomami. Lecę. Patrzę, a Iwo
wczołgał się na skonstruowaną przez siebie z trzech drabin platformę
(dwie stały na przeciwnych skrajach basenu i podtrzymywały trzecią,
która leżała na nich) i strzela z wiatrówki. „Iwusiu, co Ty
wyprawiasz?!” „He, he! Strzelam do węży”.

Iwo miał wtedy 80 lat i był sparaliżowany. Obok drabiny stał jego
wózek inwalidzki. Nie przyjął do wiadomości, że jest w jakikolwiek
sposób upośledzony czy ograniczony. Był zawsze wolny i
tradycjonalistyczny.

Dwie połówki

Przed zamkiem „powiewała” metalowa rzeźba skrzydła husarskiego. I
wisiał herb rodowy – Ogończyk. I jeszcze wiele innych dzieł sztuki,
które wykonał Iwo. Wszystko to naturalnie zgrywało się z otoczeniem jego
i jego żony – dr med. Magdaleny z Czarnków Pogonowskiej, od niemal 60
lat. Zgrywały się też i biografie i korzenie. Oboje szlachta, ona herbu
Półkozic. Jej ojciec, Zbigniew Czarnek, był pułkownikiem WP, lekarzem,
zamordowanym w Katyniu, a brat Stanisław, podporucznik AK, przeszedł
przez Auschwitz, Gross-Rosen i został zamęczony w KL Mittelbau.

Małżeństwo z Magdą zostało zaaranżowane przez rodziny. Młodzi nie
znali się. Iwo przyleciał wiosną 1957 roku do Polski, bo po Październiku
czerwoni chwilowo rozluźnili żelazną rękawicę na gardle Polaków. I na
fali odwilży nastąpiło małżeństwo z rozsądku, które rozkwitło w wielką
miłość. Iwo wylądował w grubej marynarce w kratę, zrobił tym strojem
fatalne wrażenie na Magdzie („przystojny chłopak, ale jaka ohydna
marynarka!”). Ale on tłumaczył mi, że wziął specjalnie taką ciepłą
garderobę, bo się obawiał, że go Sowieci na Sybir wyślą, a tak
przynajmniej miał coś ciepłego.

W Polsce – głównie w Krakowie, dokąd przeniosła się jego rodzina po
Powstaniu Warszawskim – para młodych miała tylko miesiąc na zapowiedzi,
ślub i wesele. Potem zajęło kilka dobrych lat, aby Pannę Młodą wyciągnąć
z PRL do USA. W chwilach wolnych od pilnowania Iwa pracowała jako
lekarz-radiolog. Zaadoptowali córeczkę, Dorotę. A Iwo tymczasem szalał –
zawodowo i społecznie.

Szlachcic z pochodzenia i charyzmy

Iwo Cyprian Pogonowski urodził się w rodzinie inteligenckiej
wywodzącej się z Podlasia i mającej rozpisane drzewo rodowe mniej więcej
od bitwy pod Grunwaldem. I Iwusiu żywo reagował na historyczne koneksje
rodowe. „Twoja żona z domu Jabłonowska? Moja babka była z
Jabłonowskich”. „Nie, Iwusiu, moja żona, mimo że jest jak najbardziej
moją najjaśniejszą księżniczką, nie wywodzi się z książąt Jabłonowskich,
a z normalnych Jabłońskich”. Tak się przekomarzaliśmy.

Często puentował sprawy w archaiczny, suchy sposób, gdy nie chciał
marnować czasu. Czasami jednak dawał szansę gościowi, gdy myślał, że
warto przekonywać. Raz przywiozłem do niego Radka Sikorskiego, który
szukał wsparcia, bo zamierzał ubiegać się o prezydenturę Polski. Nie
przemówiło to do Iwa, który zaczął dawać mu wykład historyczny. Nie
docierało do gościa. Radek zasnął na tarasie. Nie chciał się uczyć.
Odwrotnie niż Wojtek Muszyński, Sebastian Bojemski i inne dzieciaki,
które posyłałem do Iwa. Tak ich kochał, tak łaknął kontaktu z polską
młodzieżą. Oni też go kochali, bo był łącznikiem ze światem, który
eksterminowano w PRL, a którego kaganek on krzepko dzierżył w dłoniach.

Iwo pojawił się raz w amerykańskiej telewizji w polskim stroju
historycznym i pokazywał widowni, jak się włada polską szablą.
Tłumaczył, że wojsko amerykańskie do dziś posługuje się bronią białą
wzorowaną na polskiej szabli – dzięki Kazimierzowi Pułaskiemu, twórcy
amerykańskiej kawalerii. Zresztą zawsze i wszędzie Iwusiu był
ambasadorem RP, zawsze się za nią ujmował, bronił przed
niesprawiedliwościami i wrednymi atakami.

To wyniósł z domu wraz z szaloną erudycją. Jego ojciec Jerzy był
adwokatem i dyplomatą z dwoma doktoratami: z historii prawa i literatury
słowiańskiej. Matka Zofia była rzeźbiarką, malarką i pianistką. W domu
był jeszcze młodszy brat Iwa, Krzyś.

Iwo trafił do gimnazjum Kreczmara, gdzie był w jednej klasie z Rysiem
Pipesem, znanym dziś historykiem Rosji. Richard Pipes napisał nawet
wstęp do jednej z książek Iwa. Moja ulubiona anegdota z profesorem
Pipesem dotyczy ochrzanu, jaki dostał od Iwa. Było to chyba ze 20 lat
temu. Profesor Pipes został zaproszony do stacji telewizyjnej, aby
dyskutować o II wojnie światowej.

Stwierdził na wizji, że jest on osobiście wdzięczny za to, że Stalin –
pokonując Hitlera – ocalił mu życie. Iwo się wściekł. Zadzwonił do
profesora: „Rysiu, ty sukinsynu. Przecież was ocalił generał
Wieniawa-Długoszowski, który od Mussoliniego wydębił wizę dla was, na
podstawie której cała twoja rodzina wyjechała z Polski w grudniu 1939
roku. A potem tranzytem przez Hiszpanię i Portugalię dotarliście do
Nowego Jorku. Czyli powinieneś w telewizji podziękować w pierwszej
kolejności gen. Długoszowskiemu, a potem Mussoliniemu, Franco i
Salazarowi, a nie Stalinowi”.

Profesor Pipes gęsto się sumitował i tłumaczył, że to przenośnia, ale
Iwo był nieubłagalny. Szkoda, że od jakiegoś czasu koledzy gimnazjalni
ze sobą już nie gadali. Iwo tłumaczył: „Pani Pipesowa uwierzyła Grossowi
i wyprawia grossjadę. Rysio siedzi cicho”.

Szczęściarz, który nie porzucił nadziei

Po świętach Bożego Narodzenia w grudniu 1939 roku Iwo wyszedł z
Warszawy. Postanowił przebijać się do Francji, do wojska. Złapali go na
granicy z Węgrami ukraińscy chłopi. Po prostu wskazali obcego policji
niemieckiej. Było to w styczniu 1940 roku. Uwięziono go w Krośnie,
Jaśle, a potem Tarnowie. W sierpniu 1940 roku jednym z pierwszych
transportów posłano go do Auschwitz. Okazało się, że dla wszystkich
jeszcze nie było miejsca. Wyładowano część transportu, ale Iwo wraz ze
współwięźniami czekał na bocznicy w wagonie. Po dwóch dobach oczekiwania
zdecydowano się ich nie wyładowywać, lecz wysłano do obozu
Sachsenhausen-Oranienburg. Podróżowali głodni, spragnieni. Wywalono ich z
wagonu, posypały się na nich kopniaki, przekleństwa. Na bramie slogan:
Arbeit macht frei. Przyjaciel Iwa, Witold Wierzbicki, student literatury
i kawalerzysta, ranny ciężko w rękę w kampanii wrześniowej,
skomentował: Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate – „Porzućcie wszelką
nadzieję ci, którzy tu wstępujecie” – piekielnie celny komentarz do
dantejskich scen. To był dopiero początek. Niedługo potem, nie potrafiąc
wytrzymać katowania, jego kolega „poszedł na druty” – popełnił
samobójstwo.

Wbiło mi się w głowę kilka opowieści Iwa o niemieckich lagrach. O
tym, jak przeżył gruźlicę, stracił ponad 30 kilo wagi, ale kolega
Kazimierz Więcek dał się prześwietlić za niego (dzięki dr. Stanisławowi
Kelles-Krauzowi). I Iwo dlatego przeżył selekcję, nie poszedł do gazu.
Chyba najbardziej niesamowita historia to ta, gdy Iwo podpadł kapo i
trafił do komanda śmierci. Przeżył, bo nauczył się spać, chodząc. Po
prostu niósł wraz ze współwięźniami belkę i drzemał. Budził się, gdy
trzeba było ją zrzucić, a potem znów spał.

Po jakimś czasie przeniesiono go do „normalnego” komanda, ale znów
inny kapo, niemiecki kryminalista, zawziął się na niego. Wręcz
oświadczył mu wprost, że zamierza go zabić i jeszcze jednego kolegę. Ale
u Niemców Ordnung muss sein. Kapo czekał na sposobność, aby mord odbył
się legalnie. SS nie znosiło samosądów. Iwo postanowił ubiec wypadki i
zdecydował wylądować w szpitalu, tym sposobem znikając z jurysdykcji
morderczego kapo. Wraz z kolegą udał się na tory kolejowe, gdzie mieli
sobie na wzajem połamać nogi. Iwowi udało się złamać współwięźniowi kość
za pomocą klina podłożonego pod podkład kolejowy, ale kolega nie
potrafił tego zrobić Iwowi, tylko mu ją wyrwał „z zawiasów”, zwichnął
ją. Ale i tak obaj trafili do szpitala i przeczekali najgorsze. W
międzyczasie ktoś zabił kapo-nienawistnika.

Kiedyś na przyjęciu proszonym Iwo strasznie się nudził. I denerwowało
go towarzystwo. A więc opowiedział (niby na mój użytek, ale na cały
głos) następującą wspominankę. W środku dnia komando Iwa rozładowywało
na bocznicy pociąg z węglem. Nagle zawyły syreny, nadlecieli Brytyjczycy
(w nocy bombardowali Amerykanie) i spuścili na nich grad bomb. Iwo
zrazu popędził w stronę schronu, ale zobaczył, że SS-mani wyganiają z
niego więźniów, więc schował się za nasypem w leju od bomby z częścią
kolegów. Zobaczył, jak większość współwięźniów wpełzła pod wagony.
Spadły bomby zapalające. I wszyscy się upiekli. „I co dalej?” – pytam.
Iwo: „Nic, wychodzimy z leja, a tam jeńcy sowieccy jedzą sobie
barbecue”. Sowieci zrobili grilla z ofiar. Większość gości straciła
apetyt, a Iwo ze smakiem powrócił do zawartości swego talerza.

Innym razem w Sachsenhausen Iwo zobaczył, jak esesman popchnął
współwięźnia do glinianki. Nieszczęśnik zaczął się topić. Iwo wskoczył i
wyłowił go. Uratowany bardzo się dziwił czynowi Iwa i obiecywał, że go
po wojnie suto wynagrodzi. Był Żydem, niemieckim bankierem z Hamburga.
Iwo mu odparł: „Nie potrzebuję żadnej nagrody. Jestem katolikiem i w
domu mnie uczono, aby pomagać bliźniemu”. A ja spytałem Iwusia: „Ale jak
się zdecydowałeś, że mu pomożesz?”. Iwo: „O takich rzeczach właściwie
się nie myśli. Trzeba to robić błyskawicznie. Zobaczyłem, że esesman,
który pchnął tego człowieka, nie zrobił tego w złości, tylko dla
dowcipu. Takie specyficzne niemieckie poczucie humoru. A więc nie
zależało mu na zamordowaniu więźnia, tylko na rozweseleniu kompanów i
siebie. Gdyby więzień zginął, też by nie było problemu. Uznałem, że
ryzyko jest małe. Wskoczyłem. Naturalnie mógł był mnie zabić za zepsucie
mu żartu, ale okazało się, że – jak wytaplałem się w błocie – to było
dla niego jeszcze śmieszniejsze”.

Iwo wyrobił w sobie niesamowity odruch błyskawiczności i inicjatywy. I
to mu kilkakrotnie ratowało życie, a służyło świetnie również po
wojnie. W kwietniu 1945 roku Iwa i innych współwięźniów popędzono na
marsz śmierci. 6 maja zmordowana kolumna ledwo słaniających się na
nogach więźniów usłyszała komendę: „Halt!”. Następnie oficer szczeknął
do SS-manów: „Odbić na lewo”. Iwo natychmiast zrozumiał, że szykuje się
egzekucja. Chwycił kolegę za ramię, szarpnął, wskoczyli do rowu.
Rozległy się salwy. Na Iwa posypały się posiekane, krwawiące ciała.
Siedział jak trusia. Przeżył on i kolega. Niedługo potem pojawili się
Amerykanie; traf chciał, że byli wśród nich polskiego pochodzenia
chłopcy z Chicago. Dogadali się. Amerykanie zebrali okolicznych
Niemców-cywilów i kazali im grzebać wymordowanych więźniów.

Iwo poszedł na zachód

Uniknął zagonu sowieckiego i trafił do swoich, do Maczkowa. Wnet
nawiązał kontakt z rodziną w kraju. Dowiedział się, że i matka i ojciec
ledwo przeżyli więzienie Gestapo. Jego stryjenka, dr Maria Pogonowska,
zginęła w sowieckich kazamatach we Lwowie. Jego kuzyn Janusz został
powieszony w Auschwitz, a nastoletni brat Krzysztof zginął w Powstaniu
Warszawskim pod koniec sierpnia 1944 roku na Starym Mieście. Walczył w
plutonie

„Mieczyków”, wywodzącym się z Konfederacji Narodu. Matka Iwa została w
powstaniu ciężko ranna. Rodzina właściwie straciła wszystko. Ojciec
zabronił wracać mu do Polski, która znalazła się pod sowiecką okupacją.

W 1950 roku Iwo, jako uchodźca polityczny, przeprowadził się do
Stanów Zjednoczonych. Pomagał mu w tym znajomy pisarz Clarence Pendelton
oraz senator William Fulbright. W USA natychmiast wstąpił na wydział
inżynierski University of Tennessee. Zrobił najpierw licencjat (BS), a
potem magisterium (MS) w dziedzinie inżynierii. Jako student utrzymywał
się m.in. wykładając geometrię. Wolałby studiować nauki humanistyczne,
ale trzeba było z czegoś żyć – powiadał. W 1955 roku przyjęła go do
pracy prestiżowa firma Shell Oil. Zajmował się projektami naftowymi
m.in. w stanach Luizjana i Teksas. Miał ponad 50 patentów. Chyba
najważniejszym wynalazkiem była platforma wiertnicza-trójnóg, inna to
sześciokąt. Te pionierskie rozwiązania ograniczyły w dużym stopniu
przypadki wywracania się platform podczas sztormów i huraganów.

Od 1972 roku Iwo Pogonowski nauczał inżynierii oceanicznej i naftowej
w prestiżowej Virginia Polytechnic Institute and University (Virginia
Tech) w Blacksburgu, w stanie Wirginia. I coraz bardziej poświęcał się
humanistyce, szczególnie lingwistyce, a właściwie wszystkiemu, co
dotyczyło Polski i jej kultury oraz historii. Raz na publicznym odczycie
skrytykował pisarstwo Czesława Miłosza, który potem gniewnie odgryzł
się na łamach „Kultury”. Zdenerwowany, że „jakiś inżynier” ośmielił się
mieć opinię o literaturze. A Iwo nic sobie z tego nie robił.

Na straży prawdy

Iwo był wielkim zwolennikiem polsko-żydowskiego dialogu i przyjaźni.
Ale uważał, że wszystko powinno być oparte na prawdzie historycznej i
wzajemności. A z tym z biegiem lat było coraz bardziej krucho. Pod
koniec lat dziewięćdziesiątych pokłócił się nawet z Janem Karskim o
Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Ostatnią częścią tamtejszej wystawy
jest informacja o pogromie w Kielcach. Iwo wściekł się. Podkreślał, że
nie godzi się twierdzić, iż Kielce to był ostatni akt Holokaustu.
Wychodzi na to, że Zagładę Żydów popełnili jacyś tam naziści, a
skończyli Polacy. Karski się obraził, wyszedł, trzasnął drzwiami i nigdy
już nie rozmawiali. A przyjaźnili się kilkadziesiąt lat. Iwo opowiadał,
że Jan Karski był taki jak on – polski patriota. Ale nikt o nim nie
wiedział, nikt nie zwracał uwagi, dopóki Elie Wiesel go nie wyciągnął z
mroków historii pod koniec lat siedemdziesiątych. I wtedy Karski zaczął
wczuwać się w rolę. Z politycznego kuriera polskiego podziemia stał się
posłańcem z Polski do USA właściwie wyłącznie w sprawie Holokaustu. Taka
metamorfoza.

U Iwa też nastąpiła metamorfoza. Wściekł się na „Upiorną dekadę” Jana
Tomasza Grossa, któremu od dawna nie ufał, bowiem jego znajomy Stefan
Korboński chyba w 1980 roku bardzo negatywnie ocenił najwcześniejszą
pracę socjologa dotyczącą okupacji niemieckiej w Polsce. Kroplą, która
przelała czarę goryczy, była sprawa Jedwabnego. Iwo poświęcił się
całkowicie odkłamaniu „grossjady”. Była to jego ostatnia wielka wojna.
Nigdy nie był cierpliwy. Tutaj dwoił się i troił. Działał błyskawicznie.
Popędzał mnie – zresztą zgodnie ze swoim kolegą, profesorem Marianem
Kamilem Dziewanowskim. Wyskakiwał przed szereg. Publikował. „Jak
post-PRL-owska inteligencja chce być na kolanach, to dobrze. Ja będę
pisać dla ludu; prości ludzie prędzej zrozumieją logikę, bo nie są tak
otwarci na wyrafinowaną propagandę grossjady”. Zaczął współpracować z
Radiem Maryja i „Naszym Dziennikiem”. Cześć pamięci ostatniego husarza I
Rzeczypospolitej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

41. szanowna pani prezes

serdeczne dzięki za Wspomnienie o Jednym już Ostatnich,co tak Polskę kochali,właśnie TU ...na Tej Stronie,Stronie Pana Michała...
serdeczne pozdrowienia z drogi do Celu wraz z modlitwa za spokój duszy Pana Iwo i Pana Michała...Oni są już u siebie

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

42. @gość z drogi

odchodzą ludzie szlachetni i waleczni, a z Nimi tamten świat II RP.
Pana Michała i Pana Iwo łączyła ta sama wielka miłość do Ojczyzny i Rycerstwa, świata wartości i zasad.

Przychodze do Pana Michała zaczerpnąć tej miłości.

Służą już Obydwaj w Rycerstwie Niepokalanej.

Serdeczne pozdrowienia

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

43. droga pani prezes

tak też odebrałam Pani Misję i wieczną przyjażń... :)Bo gdy umierają Przyjaciele,to naszym obowiązkiem jest pamiętanie o Nich :
"Służą już Obydwaj w Rycerstwie Niepokalanej."
Pan Michał napisałby...pani prezes jakie TO Piękne ,bo jest piękne

Budrysowo kłania się w komplecie:)

gość z drogi

avatar użytkownika Pelargonia

44. Kochana Zosiu,

Niedługo minie druga rocznica śmierci Pana Michała.
Nie chce się wierzyć, że to już dwa lata, jak Jego nie ma.
Ale żyje cały czas w naszych myślach i wspomnieniach.
Jego Duch jest pośród nas!

PS Zosieńko, zajrzyj na post "Jak w taki dzień deszczowy". Jest obrazek dla Ciebie.
Serdeczności :)

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

45. Droga Ewo :)

nigdy nie zapomnę tego dnia,gdy Twoja wiadomość ...poraziła mnie ,strata Takiego Przyjaciela jest nie do odrobienia,Codziennie wysyłam do Nieba "niezapominajki" czyli zdrowaśki,mam Nadzieję,że Pan Michał odbiera te liściki od Nas
Dobrego Dnia droga Ewo...Dobrego Blogmedio24.pl
Panie Michale,do zobaczenia

gość z drogi

avatar użytkownika michael

46. CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI

22 LIPCA 2016

Wspomnienie o Iwo Cyprianie Pogonowskim uczczone Jego tekstem poświęconym polskiej pamięci historycznej, wypowiedzią o prawdzie i kłamstwie z Jedwabnego.
To jest polska prawda i polski dramat, gdy Państwo, jego władza i najwyżsi urzędnicy stają po stronie kłamstwa. To jest dramat, gdy w Polsce sprawują najwyższe urzędy zaprzańcy i kłamcy gotowi pluć nam wszystkim w twarz, znieważać i ordynarnie kłamać w obcym interesie.
Pisałem wielokrotnie, akurat o sprawie Jedwabnego. Pisałem o pseudopolskim prezydencie, Bronisławie K, który przepraszał za tę zbrodnię w imieniu hitlerowskiej SS.
Pisałem o łajdackim kłamstwie.

CZEŚĆ PAMIĘCI PANA MICHAŁA I PAMIĘCI IWO CYPRIANA POGONOWSKIEGO - LUDZI, KTÓRZY ZAWSZE STALI PO STRONIE PRAWDY I SZLACHETNEJ POLSKIEJ PAMIĘCI I DUMIE NARODOWEJ.

avatar użytkownika Maryla

47. Profesor Iwo Cyprian

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski spoczął we wtorek, 27 września 2016 r., na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Zmarłego śp. Profesora żegnali najbliżsi, rodzina, przyjaciele, znajomi. Mszy św. żałobnej przy prochach zmarłego w kaplicy na cmentarzu Rakowickim przewodniczył i homilię wygłosił rektor kościoła Zmartwychwstania Pańskiego i kapelan tej krakowskiej nekropolii ks. dr Stanisław Basista. Mszę św. współkoncelebrował ks. Adam Trzaska, kapelan Hospicjum św. Łazarza. Profesor inż. Iwo Cyprian Pogonowski, wykładowca akademicki, działacz i publicysta polonijny, wieloletni współpracownik „Naszego Dziennika”, zmarł 21 lipca 2016 r. w Stanach Zjednoczonych.
http://naszdziennik.pl/galeria/167339,pogrzeb-sp-prof-iwona-cypriana-pog...



zdjecie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl