ograniczenie praw rodzicielskich za nieposyłanie dziecka na seksedukację

avatar użytkownika Maryla

Precedensowy wyrok w sprawie o ograniczenie praw rodzicielskich za nieposyłanie dziecka na seksedukację

Kara za "złe wychowanie"

Chcąc oszczędzić swojej dziesięcioletniej córce zajęć z seksedukacji, państwo Korejwowie nie zezwolili jej na udział w tego typu lekcjach. Uwzględniając wniosek szkoły, sąd pierwszej instancji ograniczył władzę rodzicielską poprzez poddanie jej nadzorowi kuratora sądowego. - To było jak grom z jasnego nieba. Otrzymałem wezwanie do stawiennictwa z córką w sądzie rodzinnym w Olsztynie. W sądzie czekały akty urodzenia dzieci. I prokurator, by je nam odebrać - relacjonuje "Naszemu Dziennikowi" pan Andrzej Korejwo.

Koncepcja wychowawcza państwa Korejwów nie wyrządzała krzywdy dzieciom, ale nie podobała się nauczycielom. Olsztyński sąd zdecydował o ograniczeniu władzy rodzicielskiej.
W piśmie z 29 kwietnia 2009 r. skierowanym przez dyrekcję Szkoły Podstawowej nr 3 w Olsztynie do III Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w tym mieście sformułowany jest wniosek o rozpatrzenie sytuacji rodzinnej dwóch córek państwa Korejwów. Dyrektor Joanna Sędrowska wytacza konkretne zarzuty wobec pana Andrzeja Korejwy, ojca dziewczynek. Sugeruje, jakoby jedna z nich, wtedy uczennica czwartej klasy, była w szkole smutna i wystraszona. W dokumencie znajduje się domniemanie, że może to być spowodowane zachowaniem ojca, który rzekomo utrudnia córce dostęp do edukacji.
"Ojciec kwestionuje wszystkie tematy związane z rozwojem człowieka" - taką puentę znajdujemy w piśmie do sądu. W szczególności chodzi o to, że dziewczynka nie uczestniczyła w cyklu spotkań "Przemoc fizyczna wobec dziecka. O dotykaniu, odmawianiu i pomaganiu, czyli jak dziecko może skutecznie sobie radzić z przemocą fizyczną i seksualną". A spotkania te szkoła bardzo sobie ceni. Od kilku lat prowadził je pedagog i psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 1 w Olsztynie.
W zajęciach o "dotykaniu, odmawianiu i pomaganiu" pan Korejwo dostrzegł jednak niebezpieczeństwo niewłaściwego rozbudzania wyobraźni dziecka. - Stąd nie zgodziłem się na uczestniczenie naszej córki w nieobowiązkowej seksedukacji w szkole - podkreśla rodzic.
Miał do tego prawo. Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji narodowej, którego nowelizacja obowiązuje od 1 września 2009 r., niepełnoletni uczeń nie uczestniczy w zajęciach z edukacji seksualnej, jeżeli jego rodzice zgłoszą dyrektorowi szkoły rezygnację na piśmie (par. 4.1). - Uczyniliśmy to 2 września 2009 r. - relacjonuje pan Korejwo. - Osobiście uważam, że o takich rzeczach nie rozmawia się z dziećmi w wieku 10 lat - zauważa.
Państwo Korejwowie mają świadomość swoich praw. Jak tłumaczą, to rodzice decydują o wychowaniu i edukowaniu swoich dzieci, także w sferze prokreacji. Mówi o tym Konstytucja RP, która w art. 48 stanowi o wychowywaniu dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami z uwzględnieniem stopnia dojrzałości dziecka.
Jednak lista zastrzeżeń jest znacznie bogatsza. Szkoła miała za złe ojcu kwestionowanie ocen wystawianych dziecku przez nauczycieli, formułowanie przez niego uwag do zadań pojawiających się na sprawdzianach z matematyki czy do niektórych treści i zdjęć ze szkolnych podręczników, np. reprodukcji z książki do plastyki.
- Jako rodzic mam prawo i obowiązek dbać o prawidłowy i właściwy rozwój moich dzieci. Tam gdzie zachodzi konieczność, mam prawo interweniować, gdy uważam za niestosowne działanie wychowawców czy pedagogów - kontruje pan Korejwo, który o perypetiach swojej rodziny postanowił opowiedzieć "Naszemu Dziennikowi".
To dlatego na szkolnym zebraniu Andrzej Korejwo zaprezentował podręcznik do plastyki. - Zauważyłem, że autor zamiast osiągnięć architektury, prezentacji stylów czy sztuki sakralnej zamieścił nieproporcjonalnie liczne akty nagich kobiet i mężczyzn. Zwracałem uwagę, że pokazywanie obrazów nagich ciał kobiecych i męskich dziesięciolatkom na lekcji plastyki jest niestosowne i niewłaściwe w publicznej instytucji państwowej, jaką jest szkoła podstawowa - mówi ojciec.

Bo to katolicka rodzina
Placówka skarży się też sądowi, że ojciec nie podał do szkolnej dokumentacji numeru PESEL podczas zapisywania do pierwszej klasy drugiej córki. Co na to Andrzej Korejwo? - Pani dyrektor zarzuca mi, że nie podałem PESEL-u dziecka, podczas gdy jego podanie nie jest obowiązkowe. Brak tej informacji nie wpływa na promocję dziecka do następnej klasy. Poza tym szkoła nie podaje przepisów, na podstawie których wymaga numeru PESEL - tłumaczy.
W rodzinie Korejwo jest pięcioro dzieci. "Jest to rodzina katolicka. Rodzice prawdopodobnie nie pracują. Pan Andrzej Korejwo, zapytany o miejsce zatrudnienia, powiedział, że to tajemnica" - ubolewa dyrektor szkoły. Jednocześnie przyznaje, że nieposyłana na kwestionowane zajęcia antyprzemocowe czy szkolne dyskoteki uczennica "jest miła, sympatyczna, zadbana, nie sprawia kłopotów wychowawczych".
- Pani dyrektor w donosie do sądu podaje naszą przynależność wyznaniową, podczas gdy w Polsce 93 proc. obywateli jest takiego samego wyznania. Podając przynależność religijną, naruszono przepisy o wolności i swobodach religijnych, o czym stanowi art. 53 par. 7 Konstytucji RP - podnosi pan Korejwo, cytując: "Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania".
Korejwo kwestionuje też inne zarzuty placówki, jak ten, że ze szkołą kontaktuje się tylko ojciec rodziny. - Ze szkołą kontaktuje się i kontaktowała także moja żona. A na temat pisma wystosowanego przez szkołę do sądu i treści w nim zawartych nikt nigdy z nami wcześniej nie rozmawiał - zaznacza. - Wszystkie decyzje związane ze szkołą i z naszymi dziećmi podejmujemy z mężem wspólnie. Ja o wszystkim wiem, w szkole bywam często, a to, co pani dyrektor napisała, było nieprawdą - dodaje Małgorzata Korejwo.
Chcieliśmy o sprawę zapytać szkołę, jednak dyrektor odmówiła rozmowy z "Naszym Dziennikiem".

Pod nadzorem kuratora
To było jak grom z jasnego nieba. - Otrzymałem wezwanie do stawiennictwa z córką do sądu rodzinnego w Olsztynie. W sądzie czekały akty urodzenia dzieci. I prokurator, by odebrać nam dzieci - relacjonuje pan Andrzej.
Sąd Rejonowy III Wydział Rodzinny i Nieletnich w Postanowieniu z 7 października 2009 r. poddał wykonywanie władzy rodzicielskiej państwa Korejwo kontroli kuratora sądowego z obowiązkiem składania kwartalnych sprawozdań z nadzoru.
Sprawozdania kuratora miałyby pozwolić na ocenienie wpływu rodziców na dzieci - "(...) czy rzeczywiście są one tak silnie zdominowane i zastraszane przez rodziców, jak to wynika z zebranych do tej pory dowodów". Sąd rejonowy zobowiązał też Andrzeja Korejwę do nieutrudniania realizowania obowiązku szkolnego przez małoletnie córki. Matkę dzieci zobowiązał zaś do zaangażowania się w proces edukacji szkolnej dzieci.
Według argumentacji sądu, ojciec dziecka - nie pozwalając mu na uczestniczenie w niektórych zajęciach - uniemożliwiał mu integrację z klasą oraz naruszał przysługujące dzieciom prawo do nauki i rozwoju. Zachowanie pana Korejwy miało destabilizować pracę nauczycieli, rzekomo przeszkadzało innym uczniom w nauce i istotnie wpływało na postawę jego własnych dzieci, które w związku z zachowaniem ojca mogły czuć dyskomfort psychiczny, być nim zażenowane i zawstydzone.
Sąd rejonowy przyznał jednocześnie, że nie rozpoznawał zarzutów Andrzeja Korejwy odnośnie do programu szkolnego i obowiązujących podręczników, uznał je bowiem za... niemające znaczenia w sprawie. Ustanawiając nadzór kuratorski "jako niezbędny do monitorowania sytuacji rodzinnej rodziny Korejwo", sąd stwierdził jednocześnie, że istnieje konieczność powstrzymania ojca dzieci od "tak silnej ingerencji w proces edukacji córek".
"Przeprowadzone postępowanie dowodowe potwierdziło (...) w ogromnej większości prawdziwość informacji przekazanych przez szkołę" - konkluduje sąd. Nie ujawnia jednak, na jakim materiale dowodowym się oparł, formułując ten wniosek.

Zabrakło krytycyzmu?
Sąd przyznaje, że sprawa nie dotyczyła kwestii zagrożenia zdrowia lub życia dzieci - chodziło o sposób wykonywania władzy rodzicielskiej. - Ta sprawa była na tle podejścia rodziców do programu edukacyjnego realizowanego przez szkołę - tłumaczy Krystyna Skiepko, wiceprezes Sądu Rejonowego w Olsztynie. - Chodziło o przyjęty sposób wychowania, o koncepcję wychowawczą na tle edukacji - dodaje. Jak wyjaśnia, w takim przypadku sąd jest zobligowany wszcząć postępowanie z urzędu oraz przeprowadzić postępowanie dowodowe.
Kwestie te reguluje kodeks postępowania cywilnego, a konkretnie art. 570 - "Sąd opiekuńczy może wszcząć postępowanie z urzędu", oraz art. 572 par. 1 - "Każdy, komu znane jest zdarzenie uzasadniające wszczęcie postępowania z urzędu, obowiązany jest zawiadomić o nim sąd opiekuńczy". Paragraf 2 tego artykułu doprecyzowuje: "Obowiązek wymieniony w ¤ 1 ciąży przede wszystkim na urzędach stanu cywilnego, sądach, prokuratorach, notariuszach, komornikach, organach samorządu i administracji rządowej, organach policji, placówkach oświatowych, opiekunach społecznych oraz organizacjach i zakładach zajmujących się opieką nad dziećmi lub osobami psychicznie chorymi". Jednak jak wskazuje Skiepko, są takie przypadki, gdy sąd nic nie robi, stwierdzając, że nie ma podstaw do ingerencji. - To są bardzo trudne decyzje dla sądu, bo sąd wie, że władza rodzicielska i sposób wykonywania tej władzy zależy od rodzica - zaznacza.
Czy sąd nie przesadził? - Polskie prawo przewiduje wszczęcie postępowania przez sąd rodzinny, kiedy otrzymuje on wiadomość o zaistnieniu zdarzeń szkodzących dziecku. Ale to nie oznacza, że sąd musi przyjmować te informacje bezkrytycznie. W tym wypadku reakcja sądu rejonowego była, w moim przekonaniu, bezpodstawna. Dotyczyła bowiem drażliwej kwestii, która leżała w gestii rodzica. Szkoła nie jest jeszcze uprawniona do arbitralnego decydowania, co jest w tym zakresie lepsze lub gorsze dla dziecka. Jeżeli ponadto oboje rodzice są zgodni co do wychowania dziecka, to szkoła jako organ administracji publicznej nie może w to ingerować. Powinna raczej zająć się kwestią realnej przemocy w szkole czy problemem narkomanii - ocenia w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" mecenas Piotr Kwiecień specjalizujący się w prawie rodzinnym.
Warto o tym mówić, bo w dobie bezrefleksyjnego lansowania "poprawności politycznej" podobna sytuacja może zaburzyć spokój także innych rodzin. - To rodzice mają prawo i obowiązek wychowania swoich dzieci. Nikt nie może ich zmusić do tego, by zgodzili się na uczestniczenie swoich dzieci w zajęciach, które burzą na przykład system wartości przyjęty w rodzinie - stwierdza Ryszard Proksa, szef Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność".

Z sądu do sądu
Obie córki państwa Korejwo nadal są uczennicami Szkoły Podstawowej nr 3 w Olsztynie. Rodzice są zadowoleni, że dobrze się uczą i nie sprawiają problemów wychowawczych.
Od postanowienia Sądu Rejonowego w Olsztynie Korejwowie wnieśli apelację do Sądu Okręgowego w Olsztynie VI Wydział Cywilny Rodzinny. Ten zmienił zaskarżone postanowienie, stwierdzając brak podstaw do ograniczenia władzy rodzicielskiej nad córkami. Jednocześnie podkreślił prawidłowość sprawowania władzy rodzicielskiej i uznał argumentację państwa Korejwo, powołujących się na przepisy konstytucyjne, według których to rodzice mają swobodę w kształtowaniu poglądów i wychowaniu swoich dzieci, "zaś dotychczas poczyniony przez nich trud wychowawczy nie wskazuje na jakiekolwiek zaniedbania w tym zakresie". Tym razem nie było wątpliwości, że "w miarę prawidłowo funkcjonujące środowisko rodzinne ma zdecydowanie pierwszeństwo w procesie wychowania dzieci względem innych środowisk, w tym środowiska szkolnego". Sąd stwierdza wreszcie, że "dążenie do unifikacji w wychowywaniu i kształceniu dzieci charakteryzowało władzę totalitarną, a władza demokratyczna pozwala na to, by niektórzy podlegli jej obywatele według własnego wyboru żyli w warunkach cywilizacyjnych i ekonomicznych (...)". Postanowienie to jest prawomocne.
- Sąd na ten moment przy braku zmiany okoliczności uznaje, że brak jest podstaw do ograniczenia władzy rodzicielskiej. To są tzw. ruchome orzeczenia. W razie zmiany okoliczności mogą one ulec zmianie. Tu nie ma czegoś takiego jak powaga rzeczy osądzonych. Jeśli sąd rodzinny stwierdzi jakieś zaniedbania dotyczące opieki nad dziećmi, może ponownie wszcząć postępowanie o ograniczenie [władzy rodzicielskiej - przyp. red.] - tłumaczy sędzia Elżbieta Budna, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie. Jak dodaje, sąd może wszcząć takie postępowanie na formalny wniosek, który może złożyć m.in. szkoła. - A nawet jeśli to będzie osoba nieuprawniona, to też ten wniosek uzna za sygnał do podjęcia czynności sprawdzających, na przykład wysłania kuratora - mówi sędzia.
W grudniu 2009 r. Andrzej Korejwo zwrócił się do Prokuratury Rejonowej w Olsztynie o rozpatrzenie sprawy donosu, który w sądzie rejonowym złożyła szkoła. Jak wynika z tego zawiadomienia, córka państwa Korejwo była wypytywana w szkole o różne sprawy osobiste, m.in. o to, ile ma rodzeństwa, o sytuację materialną rodziny, czy występują w niej patologie, omawiane były również stosunki i więzi wewnątrzrodzinne. Jak podnosi ojciec, dane te są chronione prawem, art. 47 Ustawy Zasadniczej, który mówi, że "Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym". Prokuratura Rejonowa w Olsztynie odmówiła jednak zajęcia się tą sprawą.
- To rodzina decyduje, według jakich wartości są wychowywane jej dzieci. Instytucja państwowa może ingerować, ale tylko wtedy, gdy dziecku ewidentnie dzieje się krzywda, gdy jest zagrożone jego bezpieczeństwo. Niestety, obecnie mamy taką tendencję, by państwo ingerowało we wszystkie sfery życia rodziny. Sprawa państwa Korejwo jest tego klasycznym przykładem - na szczęście sąd wyższej instancji uchylił decyzję o ingerencji. To jednak nie oznacza, że problemu nie ma - funkcjonuje już przecież ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która daje taką możliwość - zauważa poseł Marzena Machałek (PiS) z sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży.

Anna Ambroziak

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110608&typ=po&id=po02.txt

Etykietowanie:

22 komentarzy

avatar użytkownika michael

2. Sąd w pierwszej instancji nawet nie wie, jakie zło wspiera.

A jego rozstrzygnięcie jest haniebne.

avatar użytkownika guantanamera

3. @Maryla

Sejmowe komisje nie poparły poprawki Senatu do ustawy o
wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, która zakazywała
homoseksualistom pełnienia funkcji rodziców zastępczych i prowadzenia
rodzinnych domów dziecka.

Tak, oni raczej na pewno zastępcze dzieci poślą na te lekcje, na które państwo Korejwowiei i inni rodzice nie chcą posyłać swoich własnych... Wiem, bo czasem słucham ich wypowiedzi.
Przy okazji - do cholery. Niech oni wreszcie przestaną używać określenia "rodzice zastępczy" i "rodzina zastępcza". Niech sobie wymyślą od podstaw jakąś ksywę, w której nie będzie członu pochodzące od słowa "rodzić". To jest semantyczna kradzież. To jest kompletny absurd. Taki sam, jak gdy zabijanie nienarodzonych ludzi nazwano "zdrowiem reprodukcyjnym"...

avatar użytkownika michael

4. Bardzo cenne jest rozstrzygnięcie Sądu Okręgowego

uznając że działanie Szkoły i Sądu w I Instancji są niezgodne z Konstytucją orza są cechami ustroju totalitarnego. Zarzut totalitaryzmu, w tej konkretnej sytuacji jest wart najwyższego uznania i zastanowienia, na temat dalszego wykorzystania jako znakomitego przykładu.

avatar użytkownika Maryla

5. guantanamera

sądy będa odbierać prawa rodzicielskie rodzinom i oddawać "spragnionym miłości" parom homoseksualnym.
Kopiowanie wzorców . Handel dziećmi w swietle prawa. Haniebne praktyki, bogatemu wszystko wolno?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

6. @Maryla

Chyba potrafimy się przeciwstawić. Chociażby przez nasze komentowanie. Przez nazywanie rzeczy po imieniu.

avatar użytkownika sierp

7. @michael

Takie zło ma swój początek w samej zasadzie, że państwo może narzucać obowiązek szkolny i obowiązkowe treści nauczania.
http://www.libertarianizm.pl/wolnosciowe_czytanki/edukacja/fabryka_poslu...

avatar użytkownika Sierota

8. Re: Bardzo cenne jest rozstrzygnięcie Sądu Okręgowego.

Tak, ale całość sprawy ukazuje glębię demoralizacji państwa.

(...)sąd stwierdził jednocześnie, że istnieje konieczność powstrzymania ojca dzieci od "tak silnej ingerencji w proces edukacji córek"(...)

Lepszego komentarza do stanu polskiego sądownictwa nie ma i można oczekiwać, że po nadużywanej instytucji ubezwłasnowolnienia kolejnym krokiem będzie eutanazja.

avatar użytkownika michael

9. Sierota - jest jeszcze coś więcej ponad demoralizację państwa.

Myślę o obywatelskiej demoralizacji. Państwo to Jego instytucje i system prawny. A w tym przykładzie mamy do czynienia już ze skrajną demoralizacją obywateli. Nauczyciele, dyrektor szkoły, prokuratorzy i sędziowie gorliwie i posłusznie donosili, pisali akty prawne, oskarżali, wydawali postanowienia i wyroki.
Czy ci ludzie czynili to w zgodzie z własnym sumieniem?
Czy świadomie działali wbrew prawu, wbrew Konstytucji, przekonani, że troszczą się o dobro pokrzywdzonych dzieci?

W każdym ustroju totalitarnym pojawia się moment prywtyzacji nienawiści i przekazania zbrodni w chętne obywatelskie ręce. W sowieckiej Rosji symbolicznym jest przykład Pawki Morozowa, który stał się sierotą, donosząc na własnych rodziców.

Krwawe ludobójstwo w Srebrenicy nie byłoby możliwe, gdyby nie zastępy nqadgorliwych strzelców, którzy chętnie i z radością zabawiali się w mordowanie, chociaż w tym czasie, i w tym kraju morderstwo nadal było zbrodnią.

Hitlerowska III Rzesza nie mogłaby zdobyć się na tak wielki rozmiar zbrodni, na ludobójstwo, na rozpasanie policji politycznej, gdyby nie masowa milcząca aprobata państwowego bestialstwa oraz gorliwy i masowy obywatelski udział w tej zbrodni.

W PRL hodowano i politycznie dpopieszczano różne "społeczne organizacje", które miały być obywatelskimi oddziałami wsparcia komunistycznej opresji. ORMO, ROMO. Dziwne, ale w czasach PRL te właśnie organizacje nie mogły liczyć na obywatelskie wsparcie.

A w Tuskiej Republice Ludowej, jak się okazuje, publicznie akceptowany stopień demoralizacji już na to pozwala. A szczególnie straszny jest fakt, że dotyczy to szkolnych nauczycieli, wychowawców i pedagogów oraz funkcjonariuszy systemu wymiaru sprawiedliwości. 

Ostatnio zmieniony przez michael o śr., 08/06/2011 - 15:39.
avatar użytkownika Sierota

10. @Michael

W temacie demoralizacji obywatelskiej pełna zgoda, bo to obywatele tworzą instytucje i system prawny.
Społeczeństwu brakuje wzorca. Wzorzec został pogrzebany w Katyniu i zastąpiony dyktaturą oborowych, która z premedytacją konsekwentnie podejmuje działania uniemożliwiające powrót na scieżkę Bóg-Honor-Ojczyzna, a która jest jedynym gwarantem odnowy.
 
Być może obudzenie w świadomości społeczeństwa drzemiących tendencji mocarstwowych przyniosłoby zmianę, ale wówczas na ulicach wyrosłyby szubienice, a po chodnikach potoczyłyby się głowy ;-)

avatar użytkownika Rebeliantka

11. @Maryla

W rodzinach zastępczych i domach dziecka ma być obecnie około 30 tysięcy dzieci odebranych rodzicom z powodu biedy. Nikczemność.

Źródło - sprawozdanie stenograficzne z obrad Sejmu w dniu 11 maja - wystąpienie poseł Teresy Wargockiej str. 61

http://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter6.nsf/0/4FBCB553E5088259C125788D007E9EF6/$file/92_a_ksiazka.pdf

Ostatnio zmieniony przez Rebeliantka o śr., 08/06/2011 - 18:22.

Rebeliantka

avatar użytkownika Maryla

12. 30 tysięcy dzieci odebranych rodzicom z powodu biedy

i tu widac ewidentnie politykę państwa - ZAMIAST wesprzec rodzinę, wydatkuje się o wiele więcej z naszych podatków na "rodziny zastepcze" - produkuje sie dzieci bez uczuć wyższych, w poczuciu krzywdy, oderwane od rodziny biologicznej.
Jugendamty - wzorce rodem z nazistowskich Niemiec - decydują, komu oddać dziecko.
To więcej niz nikczemność.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rebeliantka

13. Maryla

"To więcej niz nikczemność"

Słusznie, to totalitaryzm i satanizm w jednym.

Rebeliantka

avatar użytkownika michael

14. Sierota.

Jestem za obudzeniem aspiracji mocarstwowych w Polsce. Nie robię tego nachalnie, raczej poszukuję motywu, który byłby zachętą, działał ku pokrzepieniu serc, tak aby Polakom wreszcie zachciało się chcieć. Aby znowu poczuli skrzydła zdrowych aspiracji.

Nie jest to więc dosłownie nawiązanie do mocarstwowych aspiracji, ale w pewien specyficzny sposób namawiam do powrotu do tradycji jagiellońskiej, do cywilizacji Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Zróbmy to,  ucząc się na jej błędach, a przejmując to co okazało się w jej historii źródłem siły i sukcesu. A nie jest tego mało.
Sprowadzam to do takiej frazy: 
 
My Polacy mamy się czuć jako brzydka panienka Europy?
My nie dojrzeliśmy do demokracji?
Mamy się jej uczyć od starych narodów Europy?

Jakieś kpiny.

To przecież my, Polacy właśnie, mamy ponad sześćset lat demokratycznej tradycji. Od marca 1386 funkcjonujemy w naturalnie rozwijającej się demokracji. A Europa dopiero w XX wieku zaczęła pozbywać się monarchii absolutnych, ale siedzi w tej tradycji po uszy. Europa tkwi w totalitarnych nawykach i niedemokratycznych systemach wartości. Widać to zresztą w totalitarnej tradycji XX wieku.
Europa nie ma pojęcia o demokracji.

Poczytajcie dobrego wojaka Szwejka.
To jest prawdziwa europejska tradycja pruskiego drylu, przeżartego biurokracją cesarstwa Austro-Węgier, albo jakobińskiego systemu francuskiego państwa policyjnego. To dlatego rosyjski zamordyzm jest marzeniem europejskich elit, śniących o totalitarnym cesarstwie europejskim.
Europa nie rozumie demokracji i boi się jej, jak diabeł swięconej wody.
Mają czego się uczyć od nas brukselscy wyznawcy ruskiego zamordyzmu.

Ostatnio zmieniony przez michael o śr., 08/06/2011 - 20:27.
avatar użytkownika Sierota

15. Czy tylko nikczemność ?

Sprawa ma też inny wymiar, który wyżej zasygnalizwał Michael. Sumienie
W tzw. pomocy społecznej  (MOPS) zatrudnieni są ludzie o różnym stopniu poczucia misji i/lub demoralizacji. Dla jednych zatrudnienie w MOPS jest misją, dla innych władzą, której nadużwają w sposób świadomy i w złej woli. Ci ostatni to ludzie prości duchem, aby nie powiedzieć prostacy i niestety także na ich opinii w formie raportów polegają Sądy Rodzinne, kóre wydają decyzje. 

Raporty można przygotować w sposób tendencyjny, można je też fałszować ;-)  a sąd nie będzie oceniał stopnia wiarygodności raportu, bo nie jest do tego powołany.

Problemem, oprócz oczywistych zaniedbań państwa, są kwalifikacje moralne osób zatrudnionych w MOPSach a nie zjawisko biedy. 

O ile pozwoli czas wrzucę felieton opisujący przypadek 103-latki, która padła ofiarą intrygi MOPS i szykan urzędników miasta. Sędziwa dama w wieku 103 lat wygrała proces wytoczony jest przez Urząd Miasta i zapewne w odwecie urzędnicy miejscy usiłowali ją ubezwłasnowolnić. Powiatowe kozaki ;-)
Niżej link do artykułu w lokalnej prasie, który choć opisuje zdarzenie, to czyni to w sposób asekurancki nie ujawniając wielu istotnych szczegółów, jak choćby kto miał ochotę ma mieszkanie sędziwej damy, bo od tego wszystko zaczęło się ;-) Znam temat na tzw. wylot, bo zajmowałem sie nim. W chwili obecnej jestem na etapie "kopania się" z lokalną pokuraturą, która nie widzi powodów, aby winnych szykan pociągnąć do odpowiedzialności, choć w wielu przypadkach popełniono przestepstwo z kk. działając na szkodę sędziwej damy, w tym po stronie MOPS fałszując "raporty", czym w złej woli wprowadzono sąd w błąd. 

 http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100213/POWIAT16/268299940

avatar użytkownika Sierota

16. Michael

W innym miejscu, na marginesie innego wątku napisałem, że społeczeństwo jest manipulowane, aby porzuciło jedne wartości i aspiracje na rzecz innych wręcz szkodliwych w procesie samodoskonalenia i dobrym tego przykładem było zmiękczanie gruntu przed traktatem akcesyjnym, gdy pod woalką rzekomego powrotu do Europy usiłowano społeczeństwu wmówić, że awansuje ;-) Zatajono wówczas, że wtapiając się w masę pozbawi się wartości, jakie pozwalały narodowi odradzać się, ale to inna bajka.
 
Polska nigdy nie wróciła do Europy jak to starano sie wówczas przedstawić. Polska zawsze była w Europie i gdyby nie Polska Europa miałaby dzisiaj zupełnie inny kształt, a Bruksela pewnie w dalszym ciagu byłaby osadą z chatami krytymi słomą. Ktoś musi to społeczeństwu wytłumaczyć w oparciu o przykłady korzyści jakie Europa czerpała z Polski na przesterzni wieków.
 
Dla mnie to wszystko jest oczywiste.

W narodzie drzemią aspiracje mocarstwowe. Niedoświadczony obserwator, czy też nieudolny krytyk polskości, nazywa je megalomanią narodową ;-) 
Problem w tym, że rozbudzanie aspiracji mocarstwowych to proces a nie zdarzenie i wymaga przełomowych okoliczności i przede wszystkim Przywódcy a nie pachołków. Paradoksalnie okolicznościami w jakich może nastąpić wybudzanie aspiracji mocarstwowych jest także zubożenie i nędza.    

avatar użytkownika Maryla

17. Geje mogą być rodzicami


Geje mogą być rodzicami zastępczymi. Sejm odrzuca poprawkę Senatu


Geje mogą być rodzicami zastępczymi. Sejm odrzuca poprawkę Senatu/© PAP/Paweł Supernak


© PAP/Paweł Supernak


Sejm odrzucił w czwartkowym głosowaniu poprawkę Senatu do
ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, która zakazywała
homoseksualistom pełnienia funkcji rodziców zastępczych i prowadzenia
rodzinnych domów dziecka.


»

Za odrzuceniem poprawki było 231 posłów, przeciw - 170, a 11 wstrzymało się od głosu.



Poprawkę zaproponował senator Piotr Kaleta (PiS). Została przyjęta
wbrew negatywnym opiniom senackiego biura legislacyjnego oraz komisji. W
innej poprawce Kaleta chciał, aby osoby o orientacji homoseksualnej nie
mogły być asystentami rodziny, ale tej poprawki senatorowie nie
poparli. W środę poprawkę negatywnie

zaopiniowały także sejmowe komisje. Podczas
dyskusji w komisjach oraz debaty plenarnej wskazywano, że zapis ten może
być niezgodny z konstytucją oraz prawem europejskim.



Przed głosowaniem Beata Mazurek (PiS) przekonywała, że odebranie
dziecka rodzicom jest dla niego wielką traumą, a powierzenie go "dwóm
panom albo dwóm paniom" będzie traumą jeszcze większą.



Sławomir Piechota (PO) sugerował, że osieroconemu dziecku, którego
jedyna najbliższa osoba - np. wujek lub ciotka - jest orientacji
homoseksualnej, lepiej byłoby z nią niż w placówce lub obcej rodzinie.
Pytał także, kto i w jaki sposób miałby oceniać orientację kandydatów na
rodziców zastępczych. "Czy powołamy coś w rodzaju IPN ds. orientacji
seksualnej, który wydawać będzie zaświadczenia, czy ktoś jest homo lub
hetero?" - mówił.



Minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak uznała, że jest
to pytanie do autorów poprawki. "Sądzę, że ci, którzy dzisiaj decydują o
losach ustawy, nad którą tak długo pracowaliśmy, powinni sami się w tej
kwestii +zlustrować+ przed głosowaniem" - mówiła.



Wcześniej, podczas debaty w Sejmie, wiceminister Marek Bucior
zapewnił, że w ustawie jest szereg warunków, które stanowią rękojmię, że
osoby pełniące funkcję rodziców zastępczych zapewnią powierzonym im
dzieciom dobrą opiekę, a decyzję w każdym przypadku będzie podejmował
sąd.



Elżbieta Rafalska (PiS) podważała wartość ustawy, do której
zgłoszono tak wiele poprawek (ponad 100 w drugim czytaniu). Jej zdaniem
ustawa jest źle napisana.



"Owszem, do ustawy było wiele poprawek, ale dzięki rozsądkowi
koalicji rządzącej większość z nich została odrzucona. Wy jesteście w
stanie urządzić każdą hucpę, żeby przedłużyć prace nad ustawą. Nawet
taką, która jest tak bardzo potrzebna" - mówiła Fedak.



Sejm przyjął 60 z 62 poprawek zaproponowanych przez Senat. Odrzucił
poprawkę dotyczącą orientacji seksualnej oraz umożliwiającą - w
szczególnych przypadkach - na zwiększenie maksymalnej liczby dzieci w
placówce opiekuńczo-terapeutycznej z 30 do 45 osób. Większość przyjętych
poprawek miała charakter doprecyzowujący i wynikała z konieczności
dostosowania zapisów ustawy do ustaw zdrowotnych, które nie obowiązywały
jeszcze, gdy toczyły się prace w Sejmie. Kilka poprawek miało charakter
merytoryczny.



Posłowie przyjęli m.in. senacką poprawkę, w myśl której MPiPS
przedstawiać ma rokrocznie Sejmowi i Senatowi informację o realizacji
ustawy. Ustawa przewidywała, że takie sprawozdanie miało być złożone do
30 lipca 2015 r., tylko przed Sejmem. Senat chciał, aby pierwsze
sprawozdanie złożone było już po roku od wejścia w życie ustawy, czyli
do 30 lipca 2013 r., a następne co roku.

Jeśli konieczne będzie
odebranie dzieci z rodziny biologicznej, powinny one trafiać do
"rodzinnej pieczy zastępczej" (rodziny zastępczej lub rodzinnego domu
dziecka).



Ustawa ma zapewnić wsparcie rodzinom zastępczym - wprowadza tzw.
rodziny pomocowe, które mają pomagać rodzicom zastępczym, oraz funkcję
koordynatora rodzinnej pieczy zastępczej. Przewiduje, że do
instytucjonalnych placówek opiekuńczych mają trafiać tylko dzieci
powyżej 10. roku życia, wymagające szczególnej opieki lub mające
trudności z przystosowaniem się do życia w rodzinie. Młodsze dzieci będą
mogły być umieszczane w tych placówkach tylko w wyjątkowych
przypadkach. W placówce nie będzie mogło przebywać więcej niż 14
wychowanków.



Ustawa skraca procedury dotyczące adopcji, jednak po wejściu w życie
ustawy żadna adopcja nie będzie mogła się odbyć bez udziału ośrodka
adopcyjnego. Dotyczyć to będzie także adopcji ze wskazaniem - sąd
orzeknie, czy rodzina, którą wskazali rodzice, może adoptować dziecko

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

18. Hańba

Haniebna większość.

avatar użytkownika Beta

19. To jest hańba i okrucieństwo.

To jest hańba i okrucieństwo. Osierocone dziecko daje się jak przedmiot do zabawy pederastom. Zapamiętajmy ten przykład - odżegnywano się od tego latami, żeby nas oswoić i uśpić naszą czujność. W serialach mających dużą oglądalność wprowadzano pary homoseksualne , jako bohaterów pozytywnych. Ciekawe tylko kto uwodzi dzieci będące ,,na
gigancie" a szwendające się po dworcach.

avatar użytkownika Maryla

20. RAZEM Z SLD I PSL, KTÓRE

RAZEM Z SLD I PSL, KTÓRE ODRZUCIŁY POPRAWKĘ

Kaczyński: krzywdzie dzieci winna PO

Kaczyński: krzywdzie dzieci winna PO

-
Od tej chwili odpowiedzialność za każdą krzywdę jaka spotka dziecko
oddane homoseksualistom spoczywa na PO, PSL i SLD. To jest...czytaj dalej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jacek Mruk

21. Krzewienie i propagowanie wszelkiego zboczenia

To droga do naszego wynarodowienia
Świadomość się tworzy poprzez kształcenie
Gdy jego brakuje następuje otępienie
Budzą się najgorsze instynkty sadysty
Zbrodniarze się rodzą w sposób oczywisty
Olsztyn miasto opanowane przez czerwoną zarazę
Czyni wszystko na Polskości obrazę
UB, SB-eckie macki przedłużyły się przez potomków
Na wszystkie elementy administracji i w sądach kątów
Tego wyniki widać po niektórych wyrokach
Ale do nich się zbliża zło w wielkich krokach
Za ich niegodne poniżanie ludzi
Wtedy za późno się ich sumienie zbudzi
Pozdrawiam

avatar użytkownika Maryla

22. Brawo, Panie Korejwo! Nasz

Brawo, Panie Korejwo!
Nasz Dziennik, 2011-06-15

Dziękuję Bogu i gratuluję Panu, że wygrał Pan tę krzywdzącą dla całej
rodziny sprawę usiłowania odebrania Panu praw rodzicielskich dlatego, że swoje
zadania rodzicielskie i wychowawcze realizuje Pan z pełnym poczuciem świadomości
i odpowiedzialności moralnej związanej z godnością ojcostwa. Chciano Panu zabrać
prawo do wychowania swoich dzieci, mimo że Pan zdecydowanie lepiej rozumie, jak
powinny być wychowywane dorastające córki w klimacie opiekuńczej władzy ojca,
który czyni wszystko, by nie dopuścić do jakiejkolwiek krzywdy, zwłaszcza
moralnej, która mogłaby je spotkać.




Tak zwana seksedukacja, narzucona Polsce przez skupione wokół ONZ i UE kluby
antyrodzinne i antychrześcijańskie, nie jest żadną edukacją, lecz deprawacją, na
co zwracają uwagę wszystkie uczciwie myślące środowiska na Zachodzie. Słusznie
zarzuca się tej "edukacji", iż jej forma i treść dydaktyczna sprowadza się do
prymitywnej pornografii, mającej na celu rozbudzenie niezdrowego zainteresowania
doznaniami seksualnymi, które proponuje się jako właściwy cel i program życia.
Seksualny instruktaż jest całkowicie oderwany od podstaw antropologicznych i
personalistycznych, przez co uniemożliwia młodemu człowiekowi dostrzeżenie sfery
płciowej jako dziedziny życia przenikniętej wymiarem świętości i skłaniającej do
respektowania norm etycznych, wynikających z godności osoby ludzkiej, jak i
przymierza mężczyzny i kobiety, wyniesionego do poziomu sakramentu, czyli do
poziomu relacji z Bogiem. Sfera płciowa w tej "edukacji" oderwana od wyższych
przesłanek zostaje zepchnięta na poziom czysto zoologiczny, na którym człowiek
owładnięty siłą popędu myśli jedynie - jeżeli myśli - o uniknięciu ewentualnego
skutku w postaci "niepożądanej ciąży". Tymczasem taka niepożądana ciąża jest
właśnie najczęściej efektem całego procesu "edukacji" obliczonej jedynie na
szukanie doznań seksualnych. Dowodem tego są systematycznie powstające przy
szkołach na Zachodzie tzw. szkolne kliniki aborcyjne, gdzie dziewczęta mogą
"pozbywać się" swoich przypadkiem poczętych dzieci bez wiedzy i zgody rodziców.

Niestety również w Polsce środowiska oświatowe i medyczne są w dużym stopniu
zatrute tą ideologią. Dowód takiego stanu rzeczy mieliśmy nie tak dawno, kiedy
pewną nastolatkę zmuszono do zamordowania jej nienarodzonego dziecka. Państwowy
personel, który tego dokonał, pokazał w ten sposób, że aborcja jest logicznie i
konsekwentnie końcowym efektem procesu "edukacji seksualnej". Ten zespół
udowodnił również wymownie, że zupełnie nie rozumie, czym jest godność osoby
ludzkiej, godność poczętego życia człowieka i na czym polega godność kobiety i
dziewczyny, która jako "sanktuarium życia" znajduje się pod szczególną władzą
Boga. Na ziemi tym widzialnym obrazem i zastępcą Boga Ojca jest właśnie ziemski
ojciec, który powinien za cenę życia chronić godność swoich córek i podejmować
walkę nawet z całym światem, aby postawić tamę szerzącemu się procederowi
deprawacji, uprawianej pod osłoną i za parawanem szkoły.

Jak dotąd, pełni Pan swoją rolę w sposób wzorowy. Smutkiem napawa natomiast
fakt, że szkoła, która jest z natury instytucją pomocniczą i z zasady
wspomagającą rodzinę, uzurpuje sobie prawo do dyktowania kierunku wychowania
moralnego wbrew prawdzie i wbrew prawom rodziny, zadeklarowanym przecież w
różnych konstytucjach i konwencjach. Być może przyczyną tego stanu rzeczy w
środowiskach oświatowych jest fakt, że duży procent pedagogów wyszedł z kręgów,
gdzie szkolenie pedagogiczne odbywało się ściśle według wskazań Marksa i Lenina,
a może jeszcze pamiętają oni czasy Hitlera. Stąd pochodzi to, że nie akceptują
zasad etyki katolickiej, poza którą naprawdę nie można nikogo prawidłowo
wychować.

Mimo że mówi się u nas o "demokracji", de facto rządzi nami jakaś forma
dyktatury (choćby wspomniana przez Benedykta XVI "dyktatura relatywizmu"), czyli
taka forma ustroju, w której nic nie jest prawdą i wszystko jest do uzgodnienia.
Wtedy "prawo" jest zawsze wyrazem siły, a nie słuszności czy sprawiedliwości.
Papież Jan Paweł II też przestrzegał przed zafałszowaniem demokracji wskutek
odrzucenia zasad moralnych stojących u jej podstaw: wtedy bowiem demokracja
przeistacza się w jawny lub zamaskowany totalitaryzm (zob. encyklika "Centesimus
annus"). I wtedy Pan, jako ojciec rodziny, mając za sobą wszystkie prawa Boskie,
może być sądzony i karany, bo gdzieś tam w dokumentach Unii jest napisane, że w
tym systemie nie wolno mieć własnego sumienia, zwłaszcza katolickiego.
Ewentualnie można je mieć, ale tak ukryte, aby go nikt nie zauważył. Jest to
uderzenie w najgłębsze źródło ludzkiej godności a zarazem wolności osoby, jak
wiele razy uczył o tym Papież.

Choć Pan w tym konkretnym przypadku zwyciężył i ma prawo cieszyć się, że
zwyciężyła prawda, to sprawa toczy się na szerokim froncie. Myślę o tysiącach
rodziców, przed którymi jawi się konieczność zajęcia jasnego i zdecydowanego
stanowiska wobec takich programów szkolnych, które w istocie są szerzeniem
ideologii "seksu", która ma zastąpić religię, moralność, kulturę, rozum,
autentyczny ład społeczny, którego centrum jest rodzina.

Są takie siły polityczne na świecie, dla których zniszczenie rodziny jest celem
priorytetowym, ponieważ jedynie rodzina stanowi barierę utrudniającą pełną
penetrację ideologii poprawności politycznej, ateizmu i totalnej tolerancji
wobec zła. W tym celu popiera się takie błędy moralne i antropologiczne, jak
gender, homoseksualizm i inne odchylenia od zdrowego rozumu. Nowy świat
"globalny" ma być całkowicie neutralny moralnie i religijnie, ma odznaczać się
absolutnie łatwym dostępem do wszelkich "usług" seksualnych, antykoncepcyjnych i
aborcyjnych, co oznacza, że aktualne dzieje ludzkości mają się toczyć w kierunku
całkowicie przeciwnym do tego, jaki zaproponował Bóg człowiekowi na początku
Stworzenia. Oznacza to zmierzanie do ruiny człowieczeństwa i do totalnego
cmentarzyska życia.

Być może Polskę jeszcze da się uratować, ale warunkiem tego jest pełna
mobilizacja rodziców, by bronili swe dzieci przed tym szatańskim planem. Do
akcji powinny się włączyć wszystkie autorytety społeczne i moralne, i oczywiście
religijne. W parafiach powinny powstać odpowiednie komitety samoobrony dzieci
przed narzuconą państwowo deprawacją. Polska ma wiele powodów, by sprzeciwić się
temu, co niesie zlaicyzowany duch Zachodu, zniewolony przez kłamstwo i zbrodnię.
Niech żyje Polska w Chrystusie, przez Chrystusa i dla Chrystusa, wsparta potężną
pomocą Jasnogórskiej Matki i Królowej!

 

Ks. prof. Jerzy Bajda



 


Autor jest teologiem, moralistą, pracownikiem naukowym Instytutu Studiów nad
Rodziną w Łomiankach.

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=112359

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl