"Dla nas po Bogu największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej ojczyźnie"

avatar użytkownika Maryla

Homilia Prymasa Wyszyńskiego wygłoszona podczas uroczystości świętego Stanisława w Krakowie w dniu 12 maja 1974 r.

Wczytując się w żywot świętego Stanisława, dostrzegamy jako istotny motyw jego męczeństwa poczucie obowiązku pasterskiego, które skłaniało go do tego, że nie cofnął się przed upominaniem nawet króla, gdy ten nie liczył się z prawem Bożym. Taki jest bowiem obowiązek biskupa i kapłana katolickiego, że musi on raczej Boga słuchać aniżeli ludzi gdziekolwiek byliby oni postawieni, lub też gdziekolwiek sami by się ustawili i jakąkolwiek sprawowaliby władzę – czy z mandatu ludu, czy z własnej woli. Wobec wszystkich Kościół Chrystusowy, przez Ojca świętego, biskupów i kapłanów zachowuje postawę nauczania, ale też i wykazywania błędów, jeżeli zajdzie potrzeba. Święty Stanisław, biskup krakowski, padł zaszczytną ofiarą pełnienia sumiennego obowiązku upominania ludu Bożego i tych, którzy nim kierowali.

Nie czynił tego zuchwale. Wczytując się bowiem w Pismo Święte, znajdujemy wspaniałe upomnienia świętego Pawła Apostoła, i zachęty dawane umiłowanemu uczniowi Tymoteuszowi. Oto w 2 Liście do biskupa Tymoteusza w rozdziale czwartym czytamy takie upomnienie świętego Pawła: Zaklinam cię wobec Boga i Jezusa Chrystusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie (2 Tym 4,1-5).

Zapewne i święty Stanisław Biskup nieraz w swoim życiu wczytywał się w te słowa i brał z nich natchnienie do wierności pasterskiemu posłannictwu. Nie cofnął się więc w trudnej chwili, gdy trzeba było upominać króla, władcę, zwierzchnika, któremu z innych tytułów należy się szacunek jak każdej władzy.

I DZIŚ KOŚCIÓŁ JEST NAUCZYCIELEM WIARY I STRÓŻEM MORALNOŚCI

Kościół dzisiaj także to czyni i zachęca biskupów, aby również upominali, pouczając w cierpliwości i miłości, pamiętając że Duch Święty ustanowił biskupów, aby rządzili Kościołem Bożym. Błogosławiony jest naród, który słucha słowa Bożego. Błogosławiony jest naród, który umie przyjąć upomnienie uczynione w imię Boże, albowiem takie upomnienie, jak wierzymy, pochodzi zawsze z mądrości Bożej i z wiekowego doświadczenia pasterskiego Kościoła. I dziś, najmilsi, w roku jubileuszowym dla Kościoła archidiecezjalnego krakowskiego, gdy diecezja przygotowuje się przez szereg lat do uczczenia pamięci pasterza, który życie swoje oddał za powierzone mu owce, wpatrujemy się również w świętego Stanisława. Był pasterzem, był nauczycielem wiernym, był stróżem moralności. I dziś ten sam obowiązek spoczywa na biskupach, nauczycielach wiary i stróżach moralności. Z mandatu biskupa diecezjalnego każdy kapłan ustanowiony jest w Kościele Bożym, w diecezji i parafii, ażeby czynił to samo, do czego zobowiązany jest jego biskup.

Wystarczy przypomnieć słowa świętego Pawła do biskupa Tytusa: Ty zaś głoś, co jest zgodne ze zdrową nauką (Tt 2,1). Bo lud Boży oczekuje światła, jasnych zasad i zdrowej nauki, nie zaś błędnych i mętnych teorii i najrozmaitszych opinii, których pełno jest na świecie. I dziś jest to najważniejszy obowiązek biskupów i kapłanów w Polsce, aby – jak mówi Apostoł – dawali zdrową naukę ludowi Bożemu. Kościół święty w naszej ojczyźnie czyni to od wieków, od tysiąca lat. Wbijamy w Polską ziemię olbrzymie głazy, skały, po których naród mógłby spokojnie przejść ku przyszłości. Dziś odpowiadamy nie tylko za teraźniejszość naszego życia katolickiego i narodowego, ale na milenijnych głazach, które układamy pracowicie, gotujemy i budujemy drogę dla narodu katolickiego i dla Kościoła w Polsce – ku przyszłości.

Jeżeli i dziś – jak za czasów świętego Stanisława – nie brak jest powodów, które zmuszają nas do upominania, do prostowania do prośby, a gdy nie pomaga prośba – do jasnego żądania, to i dziś biskup katolicki w Polsce – jak ongiś święty Stanisław – nie cofnie się przed tym obowiązkiem. Będzie pouczał i upominał, a jeśli to nie pomoże, będzie żądał, aby słuszne prawa Boże były w ojczyźnie uszanowane. Wówczas dopiero Polska będzie mogła iść bezpiecznie w duchu Ewangelii za krzyżem Chrystusowym w daleką, nie znaną jeszcze sobie przyszłość.

I dzisiaj biskupi polscy świadomi są swej odpowiedzialności za Kościół w Polsce, za naród Boży, powierzony ich pieczy i za jego prawa w wolnej ojczyźnie, zwłaszcza prawa do wiary i zdrowej moralności. Świadomi są również konieczności uszanowania praw społecznych człowieka pracującego. Dlatego biskupi w licznych memoriałach wysyłanych do odpowiednich władz państwowych przypominają, że katolicy w Polsce mają prawo do wolności religijnej, do kultury katolickiej, do wolności zrzeszania się, do stowarzyszeń w dziedzinie pracy społecznej, kulturalnej, dobroczynnej i religijnej.

Sprawa, która w szczególny sposób wymaga przypomnienia – a gdy przypomnienie nie skutkuje, prośby, a gdy prośba nie pomaga, żądania – to obrona życia narodu. Mówimy wyraźnie wszystkim, od których to zależy – i rodzicom w domach, wszystkim obywatelom i władzom państwowym: nie godzi się nikogo zabijać zarówno w łonie matki, jak też i w jego życiu duchowym, moralnym i religijnym. Trzeba bronić życia narodu, a zwłaszcza zwartości rodziny. Dzisiaj także biskup katolicki ma obowiązek powiedzieć, jak ongiś Jan Chrzciciel mówił Herodowi: nie godzi ci się brać cudzej żony (Mk 6,18); jak mówił Stanisław w Krakowie: musisz i ty szanować prawo Boże, bo autorytet i powaga nie zwalnia królów i władców od szanowania praw Bożych, owszem, jeszcze bardziej ich do tego zobowiązuje. Do nas więc, biskupów, należy i dzisiaj bronić życia narodu i domagać się, ażeby szkodliwe dla niego prawa, rozporządzenia i instrukcje godzące w życie nienarodzonych były usunięte. Gdyby dzisiaj po Krakowie chodził święty Stanisław Biskup, na pewno by stawiał te same wymagania w obronie życia narodu, nierozerwalności i moralności rodziny.

Nadto, trzeba dzisiaj bronić w naszej ojczyźnie człowieka pracującego i jego prawa do wypoczynku. Wspomniał już o tym arcypasterz krakowski. Od wczesnego ranka czytałem w prasie krakowskiej – bardzo piękne zresztą – wezwanie do pracy, dobrowolnej oczywiście, ale szkoda, że to właśnie dziś, a nie jutro i nie przez sześć dni tygodnia, wzorem Boga, który – jak mówi barwnie Księga Rodzaju – trudził się, stwarzając światy przez sześć dni, ale siódmego dnia odpoczął. [...]

Gdy zaczęły się mnożyć czyny społeczne – dziwna rzecz, wykonywane zawsze w niedzielę i święta, jak gdyby w dzień powszedni w Polsce się nie pracowało – wystosowałem pismo do odpowiednich władz państwowych. Odpowiedziano mi, że przecież i Kościołowi i biskupom zależy na tym, aby Polska wzrastała w dobrobyt, porządek i ład. Słusznie tak jest, bardzo nam na tym zależy. Ale pamiętajmy, że daremnie trudzą się ci którzy budują dom, jeśli Pan go nie zbuduje. O ile człowiek, trudzący się przez sześć dni, nie będzie miał możności w niedzielę i święto sam odpocząć, jeśli nie będzie miała wypoczynku jego rodzina, wieś i miasto, jeżeli nie będzie mógł złożyć rąk i dziękować Bogu za to, co wypracował i prosić o błogosławieństwo na przyszłość, to taka praca żadną miarą nie jest pracą wychowawczą. Owszem jest przemocą, jest iście faraońską metodą, znaną już z opisów Księgi Wyjścia narodu izraelskiego z ziemi egipskiej i domu niewoli.

Napisano mi w liście: trzeba wychowywać młode pokolenie w szacunku do pracy. Odpowiadam: na to jest czas przez sześć dni tygodnia. Natomiast, jeżeli człowiek jest oderwany od wypoczynku, który mu się słusznie należy, wówczas odnosi się do narzuconej mu pracy z niechęcią i nienawiścią, a do tych, którzy go do takiej pracy zmusili – nieufnie i podejrzliwie. W ten sposób władza podrywa swój autorytet w najmłodszym pokoleniu, które idzie w Polskę przyszłości.

A więc argument jest źle ustawiony. Szacunek dla pracy – słuszny i konieczny, zwłaszcza gdy jest tyle nadużyć w wypełnianiu pracy w ciągu sześciu dni – można w sobie wyrobić wtedy, gdy człowiek podejmuje pracę z tytułu wolności, a nie z przymusu gwałtu, z poczuciem krzywdy. Powiedziano mi: ale przecież nikt nie jest zmuszony, każdy może iść lub nic. Na to wy sami macie odpowiedź z własnego, osobistego doświadczenia. Powiedziano również i to, że przecież nie cały dzień świąteczny się pracuje, potem można iść na Mszę. Jest to także bardzo ładnie powiedziane. Ale wyobraźmy sobie chłopca czy dziewczynkę, ludzi jeszcze nie doświadczonych w pracy, zwłaszcza fizycznej. Po sześciu dniach wielogodzinnego tkwienia w szkole chcą oni troszkę odpocznienia i swobody. Trudno wymagać, aby te dzieci zmęczone, utrudzone fizyczną pracą w niedzielę miały jeszcze zapał i siły iść do kościoła.

Jest to więc stworzenie sytuacji przymusowej, która przeszkadza w wypełnianiu obowiązku służby Bożej, a zatem jest gwałtem sumienia, zabronionym przez naszą Konstytucję. Wszyscy, którzy uprawiają taki wyzysk sił ludzkich, są zwykłymi kapitalistami, bo tamci to samo robili – wyzyskiwali w nieskończoność ludzką pracę. Słusznie z tym walczono, chlubiąc się osiągnięciami, że już kapitalistyczny duch wyzysku sił ludzkich ustał. Gorąco pragnęlibyśmy, aby naprawdę ustał, aby więcej się nie odradzał.

Wyczytałem dziś w prasie krakowskiej, że około trzystu tysięcy obywateli musi się stawić – podobno dobrowolnie – do pracy. Powiedziano mi, że są to członkowie partii, a więc co tobie, Prymasie do tego? Co mnie do tego? – To, że członek partii jest także człowiekiem, ma prawo do wypoczynku i jak mówią – może być człowiekiem wierzącym, a więc ma prawo do Mszy świętej niedzielnej. On także się męczy i pragnie zażyć odpoczynku rodzinnego, domowego, co jest jednym z zasadniczych postulatów wychowania w rodzinie. A więc, chociaż do partii nie należę, uważam, że jako biskup, natchniony przykładem świętego Stanisława, mam prawo upominać się o wszystkich ludzi, których prawa są ograniczone albo korzystanie z wolności sumienia – utrudnione.

Podobnie jak święty Paweł pouczał Tymoteusza i Tytusa, podobnie jak dał nam przy kład święty biskup Stanisław Szczepanowski, podobnie jak czyniła to królowa wawelska Jadwiga, błogosławiona służebnica Pańska, która upominała się o wyzyskiwanych kmieci, tak i dziś w Polsce musi się ktoś upomnieć o człowieka pracującego, którego prawa – przynajmniej w niedzielę i święta – muszą być uszanowane. Nie wchodzimy – więc na nowe drogi, idziemy po głazach i skałach, które od tysiąca lat – zgodnie z zasadami moralności katolickiej – Kościół układa na ziemi polskiej, aby przez nie naród spokojnie szedł ku przyszłości.

W tej chwili, z tego miejsca pragnę skierować na razie prośbę do wszystkich władz, od których to zależy, aby zaniechały praktyk, które wcale nie podnoszą autorytetu władzy i nie usposabiają do niej przychylnie. Dla dobra kierunku, który się prezentuje, należy odstąpić od tej praktyki, niezgodnej z potrzebami narodu wolnego, pracującego rzetelnie sześć dni, aby siódmego dnia – za przykładem samego Boga – mógł sobie odpocząć.

Do biskupa katolickiego należy przede wszystkim bronić wiary, miejsca Boga w Polsce i Chrystusa w wychowaniu dzieci i młodzieży. Biskupi polscy już wielokrotnie odzywali się w tej sprawie do władz państwowych w różnych memoriałach, protestując przeciwko przemocy wychowania ateistycznego i tak zwanego laickiego. Gdyby stanął tu przed nami święty Stanisław i rozeznał obecną naszą sytuację, uważałby również, że obowiązkiem biskupa jest to, co czytaliśmy w 2 Liście świętego Pawła do Tymoteusza: Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością. Czynimy to z całą cierpliwością. Ponieważ prosiliśmy już raz i drugi, nie zawsze skutecznie, dlatego dzisiaj żądamy. Mamy takie samo prawo jak biskup Stanisław, który żądał od króla, aby jako człowiek stojący na stanowisku, na czele narodu, dawał dobry przykład swoim poddanym. My dzisiaj również żądamy, aby przynajmniej dzieciom i młodzieży dać przykład uszanowania praw Boga, Chrystusa i Kościoła w naszej ojczyźnie.

Podobnie, najmilsi, obowiązkiem naszym jest bronić kultury rodzimej i dziejów narodu. Widzimy, jak olbrzymie znaczenie mają dla nas dzieje. Kultura narodowa, dziejowa – zwłaszcza gdy jest chrześcijańska – wkorzenia nas w nasze życie codzienne i w ziemię polską jak rosnące dęby. W ten sposób sprawia, że naród nie jest miotany na prawo i lewo wichrami i burzami wojennymi i nie może być przepychany od jednej granicy do drugiej, jak to często o nas mówili nasi sąsiedzi z Zachodu, twierdząc że jesteśmy „państwem sezonowym". Można by tak niekiedy pomyśleć, ale my jesteśmy narodem milenijnym, który wrósł w ziemię daną praojcom naszym. My jej pilnujemy i chcemy dla niej pracować, broniąc mowy ojczystej i rodzimej kultury.

Dla nas po Bogu największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym nasza miłość należy się przede wszystkim naszej ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców.

Stąd istnieje obowiązek obrony kultury rodzimej. Jeżeli ta kultura w czymś cierpi, to obowiązkiem nas, biskupów, jest bronić jej. Do biskupów Chrystus powiedział: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je (Mt 28,19), a więc: Idźcie i nauczajcie także naród polski, chrzcząc go. Mamy obowiązek chrzcić i nauczać naród polski oraz upominać się o uszanowanie naszej kultury rodzimej, narodowej, abyśmy nie musieli kochać najpierw wszystkich narodów, a potem dopiero na zakończenie, czasami od święta, i Polskę.

Do szeregu praw, które trzeba uszanować, należy również wolność gospodarcza, ekonomiczna. Człowiek i naród mają przede wszystkim prawo i obowiązek, pracując dla własnej ojczyzny, wyżywić swoje dzieci i rodzinę – małą czy wielką. Im większa jest rodzina, tym większe są jej prawa. Rodziny nasze mają prawo do takich środków materialnych, aby bez trudu, w wyniku uczciwej i rzetelnej pracy całotygodniowej, mogły wypełnić swoje obowiązki. Dzisiaj patrzymy na bolesną sytuację: oto po trzydziestu latach, w przeddzień świąteczny ludzie tracą całe godziny, wystając w kolejkach po kawałek chleba.

Jest w tym jakiś nieład, jakiś brak szacunku dla własnego narodu. Gospodarka musi być narodowa – jest to podstawowe prawo ludzi pracujących. Z tego, co człowiek wypracuje, czerpie zapłatę. Nawet w Starym Testamencie napisano o zwierzętach poczciwych, które pomagają człowiekowi w pracy: Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu (Pwt 25,4). A u nas najczęściej w sobotę czy w przeddzień święta trzeba sobie zawiązać buzię, bo człowiek po ciężkiej i trudnej pracy nie ma możności nabycia tego, co potrzeba, by przynajmniej w niedzielę i święto położyć na stół rodzinny.

Jest to poważne zakłócenie w hierarchii wartości, w hierarchii służby dóbr wypracowanych. Jest to problem moralny, nie tylko ekonomiczny czy polityczny. Pan Bóg upomina się o prawa człowieka pracującego. Chrystus daje w Ewangelii wspaniały przykład o robotnikach w winnicy, którym trzeba przed zachodem słońca wypłacić należność, bo z tego żyją. Trudno, aby człowiek pracujący cały dzień musiał potem czekać, aż żona wróci z kolejki i przyniesie coś, co przypadkiem dostała.

Jeżeli święci polscy – święty Stanisław, chodzący po Krakowie, błogosławiony Władysław z Gielniowa, włóczący się na Powiślu, gdzie dzisiaj w niedzielę budują autostradę, Jadwiga, chodząca po Krakowie – umieli już wtedy być wrażliwi na potrzeby człowieka, to tym bardziej potrzeba tej wrażliwości dzisiaj. W nowym ustroju wrażliwość na człowieka musi się spotęgować, bo nie nawóz, nie fabryka, nie beton czy żelazo, ale człowiek jest największą wartością. Jeśli jego prawa będą uszanowane, to i on również uszanuje wszelkie wymagania i postulaty, chętnie przykładając rękę do pługa, do młota, do rzetelnej pracy w dniu powszednim. Ale jeżeli będzie musiał pracować w święto i w niedzielę, to na pewno w poniedziałek z jego pracy nic nie będzie.

WBIJAMY W POLSKĄ ZIEMIĘ GŁAZY ZASAD MORALNYCH I RELIGIJNYCH

Gdy tak mówimy, drogie dzieci Boże, to w sumieniu obliczamy się z postawą duchową pasterza krakowskiego, świętego Stanisława, który duszę swoją i życie oddał za owce swoje, za braci. To, co on czynił ongiś, nas także dzisiaj obowiązuje.

Może gdyby dzisiaj to mówił, nie byłby nazwany zdrajcą, jak wtedy go nazwano, gdy wypełniał swój obowiązek pasterski. Ale i dziś jeszcze zdarza się tak niekiedy. Niedawno pochowano biskupa, który był skazany – na szczęście nie w naszej ojczyźnie – na 25 lat więzienia i przymusowej pracy i nazwany szpiegiem Watykanu. Dziś historycy kłócą się nad starym dokumentem dotyczącym świętego Stanisława. Dziś łatwiej odpowiedzieć na pytanie, czy był, czy nie był szpiegiem, ale był skazany. Dlaczego? Bo upominał, bo prosił, bo żądał. A więc czasy niewiele się zmieniają. Naród ma dobre wyczucie, wie że to, co daje biskup katolicki i kapłan katolicki, służy ojczyźnie. Dlatego też i nasze wymagania, które tutaj stawiamy, nasze prośby, a jeżeli nie skutkują – żądania dotyczą podstawowych praw osoby ludzkiej. Jest to wielki rozdział moralności społecznej, a więc chrześcijańskiej, a więc publicznej – a nawet i politycznej.

Wbijamy w ziemię polską głazy zasad moralnych i religijnych, po których można bezpieczną stopą przyjść do upragnionej, lepszej przyszłości. Te głazy to krzyż i Ewangelia, to służba Kościoła, miłość, ofiara i szacunek dla człowieka, to obrona praw ludzkich, ilekroć zajdzie tego potrzeba. Kościół święty, i w dziejach ludzkości, i w naszej ojczyźnie jest właśnie taki. Idziemy więc po kamieniach milenijnych, po tych Bożych światłach, od Dubrawy, Mieszka, świętego Wojciecha, Bolesława Chrobrego, od Gniezna, Krakowa, Wrocławia, Kołobrzegu, od Stanisława i Jadwigi aż po krzyż króla Zygmunta na placu Zamkowym w Warszawie i wołamy wszystkim, że trzeba raczej Boga słuchać aniżeli ludzi. To, czego nam dzisiaj potrzeba, dzieci Boże, to odwagi i męstwa. Nie tylko my – biskupi, ale i wy – rodzice, macie obowiązek upominać się o uszanowanie waszej pracy, waszego sumienia i waszej wolności, prawa do wypoczynku świątecznego, do wychowania chrześcijańskiego waszych dzieci i młodzieży, do sprawiedliwej zapłaty. Jest to wasz moralny obowiązek. Jeśli liczycie, że zrobią to biskupi, a wy jesteście wolni, to wybaczcie, ale jest to zwykłe tchórzostwo i brak odwagi, co jest największą szkodą w życiu i współżyciu społecznym. Obywatel zastrachany, tchórzliwy, milczący wyrządza największą krzywdę nie tylko sobie, ale i tym, którzy nim kierują.

Kończymy nasze rozważania u stóp świętego Stanisława Biskupa i Męczennika, mając również przed oczyma wspaniałą postać błogosławionej Jadwigi Wawelskiej, oraz całą naszą przeszłość. Jest ona drogą, po której naród chrześcijański, naród o kulturze katolickiej może bezpiecznie iść w przyszłość, gdy będą uszanowane jego podstawowe prawa. Będziemy się modlić o takich właśnie biskupów jak święty Stanisław, aby prowadzili nas do niebieskiej ojczyzny. Będziemy się modlić o takich właśnie dobrych i licznych kapłanów, którzy by paśli owce Boże, wychowując je w duchu Chrystusa, ku służbie powierzonego nam Kościoła. Będziemy się modlić za naród polski, aby rozwijała się jego kultura duchowa i materialna. Będziemy się także modlić za rządzących naszym państwem, aby szanowali przekonania religijne narodu i podstawowe prawa człowieka do wolności sumienia i wyznania, do wolności wypoczynku i sprawiedliwej płacy, do uszanowania w każdej sytuacji, w każdym trudzie, męce i cierpieniu.

Z dzisiejszego spotkania ze świętym Stanisławem Biskupem i Męczennikiem my – biskupi i kapłani – wyniesiemy upomnienie, które będzie ku waszemu, umiłowane dzieci Boże, dobru: Zaklinam was wobec Boga i Jezusa Chrystusa, który będzie sądził żywych i umarłych, głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę wykaż błąd, poucz i podnieś na duchu.

Ks. Stefan Wyszyński, podczas uroczystości świętego Stanisława w Krakowie w dniu 12 maja 1974 r.

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. TESTAMENT sługi Bożego Kard. Stefana Wyszyńskiego

W Imię Trójcy Przenajświętszej,
Pana mojego Jezusa Chrystusa przez przyczynę Bogurodzicy, Dziewicy,
Królowej Polski i Zwycięskiej Wspomożycielki Jasnogórskiej.

 

Świadom, że przyszła godzina moja, gdy mam wracać do Ojca, od
którego otrzymałem życie na ziemi, składam to wyznanie pełnej gotowości i
uległości dziecka Bożego, W formie mojego testamentu. [...]

 

Obdarowany łaską żywej wiary, nigdy nie ulegałem wątpliwościom,
nigdy nie podnosiłem głosu przeciwko Kościołowi, Ojcu Świętemu i
Biskupom. Chociaż miałem żywy przykład ducha modlitwy w moim rodzonym
Ojcu, nie zawsze Go naśladowałem. Źródłem mojego spokoju wewnętrznego w
walce z mocami ciemności była zawsze gorąca miłość i uległość wobec
Matki Chrystusowej, Pani Jasnogórskiej, której uważam się za niewolnika
miłości.

 

Pracując dla Kościoła Chrystusowego, musze wyznać, że zawsze
doznawałem pełnego zrozumienia w trudnych sytuacjach Kościoła w Polsce
od Ojca Świętego Piusa XII, Jana XXIII i Pawła VI. Nigdy nie usłyszałem
od nich najmniejszej przygany ani też krytycznej oceny naszej pracy.
Natomiast zawsze budowały mnie przedziwny szacunek i miłość, z jaką
odnosili Papieże do Kościoła w Polsce, do biskupów, kapłanów i do mnie.
Wiem, że zawsze ufali Kościołowi Polskiemu, chociaż nie mogli niektórych
naszych postulatów spełnić. Piszę to dlatego, bo wiem, że w Polsce
istnieje cała biblioteka politycznych publikacji, które zniekształcają
właściwy obraz rzeczywistości.

 

Kościołowi w Polsce służyłem według najlepszego mojego
zrozumienia Jego sytuacji i potrzeb. Chciałem obronić Kościół przed
zaprogramowaną ateizacją i przed "fałszywymi braćmi", którzy na własną
rękę uprawiali nieuczciwą politykę kościelną w dziedzinie państwowej,
przed nienawiścią społeczną doktrynalnie zachwalaną, przed
rozwiązłością, której odgórnie patronowano. Uważam sobie za łaskę, że
mogłem z pomocą Episkopatu Polski - przygotować Naród przez Wielką
Nowennę, Śluby Jasnogórskie, Akt Oddania Narodu Bogurodzicy w
macierzysta niewolę Miłości i Społeczną Krucjatę Miłości - na nowe
Milenium. Gorąco pragnę, by Naród Polski pozostał wierny tym
zobowiązaniom.

 

 W stosunku do mojej Ojczyzny zachowuję pełną cześć i miłość.
Uważałem sobie za obowiązek bronić jej kultury chrześcijańskiej przed
złudzeniami internacjonalizmu, jej zdrowia moralnego i całości granic,
na ile to leżało w mojej mocy.

 

Przekonany o doniosłości przemian społecznych służyłem
bezinteresownie przez wiele lat warstwom robotniczym, zwłaszcza przez
pracę kulturowo - oświatową, w duchu społecznych encyklik Papieży.
Uważam, że pomimo przemian ustrojowo - politycznych dzieło to nie
zostało jeszcze dokonane. Po przezwyciężenie niewoli kapitalistycznej
warstwy robotnicze znalazły się w niewoli totalno-kolektywistycznej i
grozi im - jak całej ludzkości - niewola technokracji. Ufam jednak, że
zdrowy duch osobowości ludzkiej zwycięży w tej walce o godność o wolność
człowieczeństwa. [...]

 

Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo Prawdzie jako
więzień polityczny przez trzyletnie więzienie, i że uchroniłem się prze
nienawiścią do moich Rodaków sprawujących władzę w Państwie. Świadom
wyrządzonych mi krzywd przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa,
którymi mnie zaszczycili.

 

Powierzonym mi przez Stolicę Apostolską diecezjom lubelskiej,
gnieźnieńskiej i warszawskiej, jak również diecezjom na Ziemiach
Zachodnich - służyłem całą duszą - chociaż wiem, że nie zawsze
skutecznie i owocnie. Uważam sobie za słabość to, że opierałem się
powołaniu mnie na Stolicę Biskupią lubelską, a później kierowany
małodusznością - starałem się uniknąć powołania mnie na Stolicę
prymasowską Gnieźnieńską i metropolitarną Warszawską. Te dwa fakty były
bodaj jedynym moim oporem przeciwko Stolicy Apostolskiej.

 

Praca ostatnich lat w dwóch archidiecezjach była trudna do
pogodzenia z obowiązkami Legata papieskiego i Prymasa Polski oraz
Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Brak czasu dla
wnikliwego zajęcia się sprawami tych Archidiecezji mógł wywołać
niezadowolenie Duchowieństwa i Wiernych - za co najpokorniej ich
przepraszam. Wiem jedno, że czasu nie traciłem.

 

Łaską w tej pracy było dla mnie to, że wyrozumiały Bóg,
obarczając obowiązkami, przydzielał też i należytą pomoc. Ze szczególną
wdzięcznością wspominam najbliższych moich Współpracowników -
Arcybiskupa Antoniego Baraniaka, współwięźnia w Chrystusie, Biskupa
Zygmunta Choromańskiego, Biskupa Jana Czerniaka, Biskupa Jerzego
Modzelewskiego i Biskupa Bronisława Dąbrowskiego, którzy mnie wspierali
sercem oddanym, oraz moich Domowników w Gnieźnie i Warszawie. Do
najbliższych moich współpracowników, oprócz licznych kapłanów w obydwu
archidiecezjach zaliczam OO. Paulinów na Jasnej Górze, z Ojcem Generałem
Alojzym Wrzalikiem, a później z Ojcem Generałem Jerzym Tomźińskim, z
Ojcem Teofilem, przeorem Jasnej Góry, w czasie Sacrum Poloniae
Millennium - oraz Instytut Prymasowski Ślubów Jasnogórskich Narodu, z
mgr Marią Okońską i dr Wandą Wantowską na czele. Wśród kapłanów, którzy
wspierali mnie bardzo blisko w początkach mej pracy biskupiej, muszę z
wdzięcznością wymienić ks. infułata P. Stopniaka, ks. dr W. Olecha z
Lublina, ks. prałata Władysława Padacza, ks. prałata Franciszka Borowca,
ks. infułata Stanisława Wystkowskiego, ks. prałata Stefana
Ugniewskiego, ks. Jerzego Baszkiewicza i wielu innych...

 

Wszystkie inne sprawy zarówno dotyczące Archidiecezji, jak
Sekretariatu Prymasa Polski i związanych z nim instytucji pomocniczych -
tu nie wymienionych, lub możliwe wątpliwości - pozostaną do
rozstrzygnięcia Biskupów Jerzego Modzelewskiego i Bronisława
Dąbrowskiego, których ustanawiam wykonawcami tego testamentu.

 

Oświadczam niniejszym, że dla mojej Rodziny, Sióstr i Brata -
zachowuję pełny szacunek i wdzięczność za rodzinną pomoc i modlitwy,
którymi mnie wspierali. Ponieważ z rodziny nie wyniosłem żadnego
majątku, nie mogę niczym rozporządzać na dobro Rodziny. Mojego Ojca,
jeżeli Dobry Bóg zachowa go przy życiu, powierzam opiece moich Sióstr,
którą sprawować będą we własnym domu Ojca w Zalesiu Dolnym. Stwierdzam.
że nikt z mej najbliższej i dalszej Rodziny nie może wnosić żadnych praw
do pozostałych po mnie rzeczy i archiwaliów. Wszystkie one stanowią
własność instytucji Kościoła Rzymskokatolickiego.

 

Jestem przekonany, że Rodzina moja w pełni doceni taką decyzję,
jako rodzina głęboko religijna i oddana całym życiem i służbą
Kościołowi Świętemu. Wszystkim z serca za taką postawę dziękuję.

 

Korząc się u stóp Świętej Bożej Wspomożycielki mojej,
Bogurodzicy, Dziewicy, Pani Jasnogórskiej, której służyłem jako
Niewolnik oddany Jej w więzieniu w Stoczku Warmińskim, dnia 8 grudnia
1953 roku, najpokorniej proszę, Ucieczkę Grzeszników, aby była mi
Orędowniczką przed Tronem Trójcy Świętej. Amen. Alleluja.

 

Jasna Góra, 15 VIII 1969 roku.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika teresat

2. "To, czego nam dzisiaj

"To, czego nam dzisiaj potrzeba, dzieci Boże, to odwagi i męstwa.(....) Jest to wasz moralny obowiązek. Jeśli liczycie, że zrobią to biskupi, a wy jesteście wolni, to wybaczcie, ale jest to zwykłe tchórzostwo i brak odwagi, co jest największą szkodą w życiu i współżyciu społecznym. Obywatel zastrachany, tchórzliwy, milczący wyrządza największą krzywdę nie tylko sobie, ale i tym, którzy nim kierują."

i zakończenie:

"Zaklinam was wobec Boga i Jezusa Chrystusa, który będzie sądził żywych i
umarłych, głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę wykaż błąd, poucz i
podnieś na duchu."

Jakie to aktualne.

Mieliśmy dwóch Mężów Stanu - kardynała Stefana Wyszyńskiego i kardynała Karola Wojtyłę - papieża Jana Pawła II. Przeprowadzili nas prze Morze Czerwone, a my co, złotego cielca zrobiliśmy i zaczęliśmy oddawać mu cześć. Tylko na tyle Nas było stać. A dziś większość właśnie ze strachu boi się cokolwiek zrobić, powiedzieć, żeby nie stracić tego co i tak przeminie: wartości materialne, pozycje.

Szanowny Kardynale Stefanie Wyszyński - Prymasie Tysiąclecia dla mnie też zaraz po Bogu największą miłością jest moja Ojczyzna. Ojczyzna Matka sprawiedliwa i wyrozumiała dla każdego uczciwego, prawego i sprawiedliwego człowieka bez względu na pochodzenie i wyznanie. Każdego, kto chce swoje siły i zdolności poświęcić dla Jej dobra i dobra ludzi, którzy się z Nią  utożsamiają.

Pozdrawiam serdecznie

------------------------

Nie strach, nie trwoga tylko Miłość do Boga tarczą mą i drogowskazem.

 

avatar użytkownika intix

3. Zawód Prymas Polski

"Film realizowany we współpracy z IPN - na podstawie materiałów nieznanych, dotychczas niepublikowanych dokumentów z archiwum instytutu, w oparciu o archiwa filmowe z archiwum dotąd nieujawnionego, a będącego w posiadaniu IPN.
Życiorys kapłana Stefana Wyszyńskiego ukazany został z zupełnie innego punktu, z "punktu obserwacyjnego" Służby Bezpieczeństwa, służb wojskowych, których jedynym zadaniem było zniszczenie i upokorzenie tego kardynała, a z nim Kościoła i wiary w Polsce. Największą bronią kandydata na ołtarze była mądrość godna świętego, wierność powołaniu kapłańskiemu, zasadom Polaka i patrioty, oddanego całkowicie Bogu i naszej Ojczyźnie."

avatar użytkownika intix

4. Z "Zapisków" Prymasa - prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

"Felieton - prof. dr hab. Piotr Jaroszyński (15-02-2011)"