Orły na froncie północnym
godziemba, śr., 25/05/2011 - 06:16
Na froncie litewsko-białoruskim Sowieci skoncentrowali większość swojego lotnictwa.
Czerwoni piloci dysponowali ponad 50, w większości przestarzałymi, samolotami. Siły polskie liczyły 10 eskadr zgrupowanych w trzech dyonach – I, IV oraz VII. Poszczególne jednostki podlegały różnym dywizjom, których dowództwo zainteresowane było głównie wywiadem na przedpolu swoich oddziałów oraz nękaniem tyłów przeciwnika.
Jedynie w VII dyonie jego dowódca rtm. Buckiewicz zdołał przeprowadzić reorganizację, w wyniku której uzyskał faktyczny wpływ na dowodzenie eskadrami. Podstawowym problemem był zły stan wyeksploatowanych maszyn.
Podobnie jak na froncie ukraińskim szwankowało rozmieszczenie poszczególnych eskadr. Na najbardziej zagrożonym odcinku polskiej 4 armii znalazły się dwie najsłabsze eskadry, zaś we względnie spokojnym Bobrujsku stacjonowały dwie najsilniejsze eskadry.
W czasie lotniczych walk nad Berezyną, piloci obu stron przestrzegali kodeksu honorowego z czasów I wojny światowej. Szczególnie grupa Szytynkina okazywała dużo poczucia rycerskości, co przejawiało się m.in. w pochowaniu z wszelkimi honorami zestrzelonej polskiej załogi z 14 eskadry. Jest to warte podkreślenia, gdyż z podobnymi zachowaniami nie można było spotkać się na innych odcinkach frontu, a szczególnie w pasie działania armii Budionnego.
W okresie ofensywy Tuchaczewskiego bardzo częste przebazowania polskich eskadr doprowadziły do znacznego zniszczenia posiadanych samolotów, w rezultacie część jednostek wycofano z frontu do Warszawy w celu wyremontowania lub uzupełnienia sprzętu.
Szczęśliwie w lipcu 1920 roku zaczęły docierać do polski pierwsze transporty zakupionych angielskich samolotów, co złagodziło nieco kryzys sprzętowy. Wraz z przybycie nowych maszyn pojawiły się jednak nowe problemy. Okazało się, że mechanicy nie byli zaznajomieni z nowymi typami płatowców, stąd mieli kłopoty z montażem maszyn, a następnie ich obsługą. Podobne kłopoty mieli nieobeznani ze sprzętem piloci – pierwsze próby lotów skończyły się rozbiciem kilku cennych samolotów. Dopiero dzięki pomocy jednego z przebywających w Warszawie angielskiego pilota udało się poskromić oporne maszyny.
Wysiłek włożony w reorganizację eskadr przyniósł jednak istotne efekty – na początku operacji warszawskiej większość jednostek lotniczych była mniej więcej gotowa do walk na froncie. Stworzono trzy grupy. Najsilniejsza warszawska składała się z ośmiu eskadr, rozlokowanych na lotniskach, mokotowskim i siekierkowskim. Druga grupa złożona z czterech eskadr stacjonowała we Lwowie. Wreszcie trzecia, również cztero-eskadrowa, zgrupowana została przy grupie uderzeniowej.
Naczelne Dowództwo spodziewając się gwałtowanego ataku Rosjan na przedmoście warszawskie zdecydowało się zostawić w Warszawie najwięcej samolotów, co jak się później okazało było poważnym błędem.
14-15 sierpnia w czasie walk o Radzymin, piloci 19 eskadry wspierali natarcie Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Podstawowym mankamentem był brak właściwej koordynacji działań lotnictwa i piechoty. W momencie pojawienia się samolotów nad Radzyminem, zaledwie dwa bataliony 10 DP wchodziły do boju. Cała reszta dywizji tkwiła jeszcze na pozycjach wyjściowych „toteż wysiłek lotnictwa nie dał rezultatów, nie mógł być w pełni wykorzystany mimo, że załogi samolotów rozpędziły swoim ogniem w okolicy Radzymina kilka ugrupowań nieprzyjaciela i zbombardowały tyły bolszewickie koło Radzymina”.
W tym czasie 5 armia gen. Sikorskiego walczyła nad Wkrą, uderzając w kierunku Nasielska. Piloci 12 eskadry znakomicie współpracowali z dowództwem armii dostarczając niezwykle cenne informacje o wrogu. I tak 16 sierpnia 1920 roku polski sztab otrzymał meldunki lotnicze o panicznym odwrocie bolszewików na Pułtusk. Pozwoliło to dowódcy 5 armii wydać rozkazy o natychmiastowym pościgu, co umożliwiło osiągnięcie linii rzeki Narwi.
Jednak najważniejsze wydarzenia miały miejsce nad Wieprzem, stąd ruszyła generalna ofensywa bezpośrednio dowodzona przez marszałka Piłsudskiego. Niestety 3 i 4 armia wykonujące główne uderzenie, posiadały najsłabsze lotnictwo. Wprawdzie do Puław, kwaterował naczelny Wódz, sprowadzono 14 sierpnia 10 eskadrę, wyposażona w 10 nowiutkich Bristoli, jednak na skutek nieprzybycia jej taboru kolejowego z benzyną, przez następne trzy, decydujące dni stała ona bezczynnie. Sytuację ratowała nieco 4 eskadra toruńska, która stacjonując koło Białobrzegów, rozpoznawała rejon Garwolin-Siedlce-Parczew. Wreszcie 3 eskadra z Dęblina, posiadała zaledwie 3 sprawne maszyny.
16 sierpnia, w dniu rozpoczęcia polskiej kontrofensywy, wszystkie samoloty poderwano w powietrze z zadaniem obserwowania sytuacji. Załogi eskadry toruńskiej latały po 6-8 godzin dziennie, przywożąc cenne informacje o sukcesach poszczególnych polskich dywizji. Podobnie 3 eskadra wykonała w tym dniu kilka lotów bojowych, obrzucając bombami i rozpraszając ogniem karabinów maszynowych ugrupowania rosyjskie i zbierając ważne informacje o położeniu własnych i wrogich oddziałów. Znikoma liczba posiadanego sprzętu sprawiała, iż jeden samolot wykonywał zadania przeznaczone normalnie dla 2-3 samolotów. W drugim dniu ofensywy jeden z płatowców przydzielonych do sztabu Naczelnego Wodza wykonał lot długości ponad 450 km.
18 sierpnia szef Lotnictwa Naczelnego Dowództwa wyznaczył na Szefa Lotnictwa Frontu Północnego płk Serednickiego, z jednoczesnym pełnieniem przez niego funkcji szefa lotnictwa 1 armii. Na Szefa Lotnictwa Frontu Środkowego powołano mjr Abżółtowskiego.
W czasie pościgu na uciekającym wrogiem, polskie załogi wykonując loty rozpoznawcze, korzystały z każdej okazji by ostrzelać wykryte bolszewickie oddziały. Było to o tyle bezpieczne, że uciekające wojska nie myślały o obronie przeciwlotniczej, choć podczas ataku na bolszewików pod Drohiczynem zestrzelony został samolot 10 eskadry. Załodze udało się jednak szczęśliwie dolecieć do polskich pozycji.
Wobec coraz większego oddalenia lotnisk od linii frontu, 19 sierpnia zadecydowano o przeniesieniu bazy lotnictwa frontu środkowego do Siedlec. Eskadry działały ogólnie w dwóch kierunkach, odpowiednio do osi odwrotu wroga, a więc na północny wschód i północ. Lotnicy przyjęli w te dni nowy system zwalczania przeciwnika – tzw. wymiatanie. Załogi, po wykryciu bolszewickich kolumn, obrzucały jej czoło bombami, a następnie, korzystając z zamieszania, leciały wzdłuż kolumny, ostrzeliwując ją z karabinów maszynowych. W ten sposób polskie eskadry wybitnie przyczyniły się do demoralizacji wojsk sowieckich, częstokroć wzbudzając w nich panikę. Jedna z klasycznych tego typu akcji miała miejsce 22 sierpnia wieczorem, na drodze Mława-Chorzele. Trzy polskie samoloty zaatakowały odpoczywające w lesie na zachód od Chorzel oddziały. W wyniku paniki, jaka powstała, zdołali uciec polscy jeńcy transportowani w kolumnie, a pojawienie się oddziału polskiej kawalerii przypieczętowało los bolszewików.
W trakcie kolejnej ofensywy – bitwy niemeńskiej, wzięły udział również polskie eskadry. W porównaniu do wcześniejszych operacji, jego działania zostały skrupulatnie przygotowane i przemyślane. Przede wszystkim zorganizowano nowy podział eskadr. Wykonująca główne zadanie 2 armia gen. Skierskiego otrzymała cztery najsilniejsze eskadry, których zadaniem było rozpoznawanie przepraw przez Niemen pod Druskiennikami, którędy miała atakować grupa uderzeniowa.
Po raz pierwszy dowództwo armii wyznaczyło lotnictwu zadania bojowe polegające na bombardowaniu wroga i prowadzeniu działań szturmowych podczas forsowania Niemna. Wobec małej liczby radiostacji, na lotników spadło tez zadanie utrzymania łączności z grupą uderzeniową, która w oderwaniu od głównych sił, wykonywała ogromny zagon na tyły przeciwnika. Powodzenie tej operacji zależało od sprawnej komunikacji między sztabem armii a jednostkami szturmowymi. Błyskawiczne dostarczenie gen. Skierskiemu informacji o sforsowaniu Niemna w rejonie Hoży, umożliwiło dowódcy 2 armii wydanie rozkazu o zmianie kierunku ataku, co zadecydowało o zdobyciu Grodna.
Rozpoznanie kierunku ucieczki bolszewików, pozwoliło Naczelnemu Wodzowi wydanie rozkazu o przyspieszeniu pościgu. W rozkazie tym Piłsudski podawał określone przez lotnictwo kierunki odwrotu wroga i jego siły, żądając od oddziałów „jak najaktywniejszego pościgu”. Jak wspominał gen. Kutrzeba: „codzienne wywiady lotnicze dawały obraz właściwego położenia na tyłach armii. Była to bezwładna masa uchodząca w popłochu”.
Praca lotników tym bardziej zasługuje na uznanie jeśli weźmie się pod uwagę warunki w jakich przyszło im działać. Polskie jednostki piechoty zaniedbywały wykładanie znaków tożsamości, co zmuszało pilotów do wielokrotnych przelotów nad dostrzeżonymi oddziałami celu ustalenia ich tożsamości. Niejednokrotnie własne oddziały ostrzeliwały nadlatujące polskie samoloty.
W trakcie operacji niemeńskiej polscy piloci wykonali ponad 170 lotów bojowych, zrzucając ok. 4500 kg bomb. Straty własne wyniosły jednego zabitego oraz 8 rannych. 17 samolotów zostało uszkodzonych przez wroga, a 10 przy lądowaniu.
W dniu zakończenia wojny, polskie eskadry dysponowały zaledwie 63 samolotami.
W ciągu dwóch lat – od listopada 1918 do października 1920 roku, polscy piloci wykonali ponad 5000 lotów bojowych. W nielicznych walkach powietrznych zestrzelono 3 samoloty ukraińskie i 4 bolszewickich, tracąc przy tym 3 maszyny. W tym samym czasie obrona przeciwlotnicza zestrzeliła 34 polskie maszyny. W walkach na froncie zginęło 28 pilotów (w tym trzech amerykańskich), zaś w wypadkach lotniczych 68.
Wedle raportu mjr Ollivaina, który wizytował polskie eskadry w czerwcu 1920 roku: „Ogólne wrażenie – bardzo dodatnie. Personel latający na froncie – wyborowy. Dowództwo składa się z dowódców fachowo wyszkolonych. Stan moralny – wysoki. W ogóle – wszystko co zależy od mocy personelu latającego – udaje się znakomicie. Niestety front cierpi na brak sprzętu i trudności w transporcie i łączności”.
Wybrana literatura:
S. Biegański – Bitwa warszawska 1920
T. Kutrzeba – Bitwa nad Niemnem
J. Pawlak – Polskie eskadry w latach 1918-39
Album X-lecia lotnictwa polskiego
J. Piłsudski – Rok 1920
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
5 komentarzy
1. Godziemba
dzięki , bo to zapomniany temat.
Mnie od dawna męczy kompletnie nie ruszany temat polskiej żeglugi lądowej w wojnie obronnej i niedoceniona sprawa KOPu. Wszystkich ruscy wykończyli.
Pozdrawiam
2. Errata
ale to oczywiście z innej wojny. Tyle , że tak samo biała plama.
3. GodziembA
Dzięki. Cały czas za mało wiemy, za mało, może dlatego popełniamy wciąż te same błędy.
Pozdrawiam serdecznie
------------------------
Nie strach, nie trwoga tylko Miłość do Boga tarczą mą i drogowskazem.
4. Barbarawitkowska
Flotylla pińska raktycznie wzięła udziału w walkach z Sowietami w 1939 roku, a udział KOP to faktycznie temat na dłuższy artykuł. Może kiedyś?
Pozdrawiam
5. Teresat
Bez znakomości historii nie jest możliwe właściwej polityki zagranicznej. Cztery najważniejsze osoby w III RP, to historycy z wykształcenia, a ich wiedza historyczna jest na poziomie .... lepiej nie mówić.
Czasami wstydzę się, że także jestem historykiem.
Pozdrawiam