Strach postkomuny wybił szambem na stronie SDP - Bratkowski o faszyźmie rodzącym się w Sali Kongresowej
Stefan Bratkowski: Bez niedomówień
Miałem to powiedzieć koleżankom i kolegom dziennikarzom z Oddziału Warszawskiego SDP, zebranym dla wyboru delegatów na walny zjazd Stowarzyszenia. Tak się złożyło jednak, że porządek dzienny przewidywał dyskusję dopiero po wyborach – kiedy większość zebranych udała się już do domu. Dlatego powiem to, co chciałem im zakomunikować, pisemnie.
Przyszedłem – ze swoistym ostrzeżeniem. Wbrew poprawności, zamazującej rzeczywistość. Czas nazywać rzeczy po imieniu, bez niedomówień. Żeby nie było potem, że nikt nie mówił. Mamy już do czynienia ze zjawiskami wręcz groźnymi. Jest w Europie pogoda na ruchy faszyzujące i faszystowskie, ale to nie znaczy, że mamy je traktować jako równorzędne, tolerowane w demokracji partie, tyle, że o innych tylko poglądach. Nie powinno być żadnej symetrii między ich odmową uznania dla porządku konstytucyjnego a partiami, które szanują ustrój demokratyczny i godzą się z wynikami wyborów. Byłbym rad, gdyby ci, którzy dają się pociągnąć różnym atrakcjom kłamstwa niemal kopiowanego z ruchów faszystowskich, przyjrzeli się, czemu kibicują, w co się angażują. Nie poznaję rozsądnych niegdyś, utalentowanych chłopaków – Tomka, Krzysia, Marcina, teraz jakby nie wiedzących, w co grają. Wydają się sobie mocni, zwarci i gotowi. W bardzo niebezpiecznej drużynie gracie, chłopcy.
Jeśli wódz drugiej siły w kraju bez żenady odwołuje się do idei Carla Schmitta, nauczyciela hitlerowców, jeśli podnosi hasło „Polsko, obudź się”, dosłownie wzorując się na haśle Hitlera „Deutschland, erwache”, Niemcy, obudźcie się, jeśli wzorem hitlerowców organizuje fackelzugi, marsze z pochodniami – to czy te analogie mogą nie budzić niepokoju? Ten wódz przywodzi partii zorganizowanej na sposób stricte faszystowski, z pełnią władzy, skupioną tylko w jednym ręku. Czy można tego nie zauważać? I z dziwną jakoś dokładnością przestrzega on zasady Goebbelsa – powoływać się i korzystać z demokracji, dopóki się nie zdobędzie władzy; nie przypadkiem podczas lat jego władzy nigdy nie padły z jego ust słowa takie jak „społeczeństwo obywatelskie” czy „samorząd”. Władzę wedle tego wodza należy centralizować – dokładnie tak, jak chciał i robił to wódz NSDAP.
Nawet powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego – za mało przemyślanym poparciem Platformy Obywatelskiej – naśladowało dosłownie powołanie analogicznego urzędu przez Hitlera zaraz po objęciu władzy. Hitler chciał tym przypodobać się publiczności, zdegustowanej korupcją republiki weimarskiej. Oddał jednak ten urząd nie żadnemu zawodowemu policjantowi, lecz swojemu człowiekowi, który miał możliwie najszybciej stworzyć instytucję ze swoimi wyłącznie ludźmi, całkowicie powolną interesom wodza. Jak u nas – były zadymiarz, w kraju, gdzie 90 procent aktów korupcji wykrywała i wykrywa policja. Bo nie chodziło o korupcję. Stąd prowokacje, pomówienia i najścia bojówek w kominiarkach (podobno z ABW), na prywatne mieszkania, domy i miejsca pracy ludzi, których można było wezwać na przesłuchanie do prokuratury. Mamy prawo wnioskować, że chodziło w rzeczywistości o zastraszenie wszystkich. Jeśli zakładało się w obecności kamer telewizyjnych kajdanki ludziom, którzy cieszą się najwyższym w kraju poważaniem jako ratujący życie, czyli kardiochirurgom i neurochirurgom, to miało znaczyć, że dla tej władzy nie ma mocnych. Akcję wobec Barbary Blidy projektował sam wódz, przyznając potem, że „to nie tak miało być”; zginęła Bogu ducha winna kobieta, a nawet nie wiadomo jak, bo zmazano odciski palców na broni, z której padł śmiertelny strzał. Nieważne, kto obmyślił „akcję Romeo”, ale uwodzenie kobiety, żeby ją skorumpować – to pomysł sam w sobie haniebny. Żadna z tych operacji nie trafiła w ludzi, którym by potem cokolwiek udowodniono. Ale bo też nie o to chodziło.
Kłamstwo i wyprzedzające zarzucanie innym własnych grzechów stało się normalną rutyną. Ugrupowanie wodza bez żenady pożywiło swą spółkę „Telegraf” środkami z państwowego banku. Na korzyść tego ugrupowania dokonano szwindlu z największymi nieruchomościami po RSW Prasie (dziennikarzom zwolnionym po „weryfikacjach” 1982 r. nie przypadło nic). Skarży się partia wodza na brak własnych mediów, ale długo trzymała w ręku TVP, zaś u progu wolności dostała, przypomnę, najpopularniejszą gazetę polską „Express Wieczorny”, doprowadziła ją do bankructwa i nikt nie zapytał, co się stało z jej finansami. Rządząc, wódz obniżył podatki, ale nikt nie podaje informacji z Rocznika Statystycznego (z roku 2008, strona 606), że w latach 2005- 2007 – latach jego władzy – zadłużenie zagraniczne Polski wzrosło o 100 mld dolarów (do sumy 233 mld dolarów), choć był to czas światowej prosperity. Nikt nie podał, co się z tymi pieniędzmi stało. Wódz skarży się, że jest atakowany przez media, chociaż przyzwoite media z całą naiwnością przestrzegają symetrii wystąpień między nim i zwolennikami demokracji, a nawet bywa on w mediach częściej i zajmuje więcej czasu niż przedstawiciele innych partii czy władz państwa.
Nacjonalizm z ksenofobią nazywany patriotyzmem, propaganda niezadowolenia zamiast propagandy zaradności, jątrzenie i propaganda konfliktu zamiast współpracy, majstrowanie wokół przeszłości zamiast pytania, co zrobić dla jutra – oto program ruchu, którego cel można rozumieć tylko jako destabilizację. To paliwo polityczne, znane dokładnie z doświadczenia Mussoliniego i Hitlera. Jak wódz niemieckich niezadowolonych z lat 30., upokorzonych Wersalem, obrażonych na elity, ludzie wodza miotają publicznie – a bezkarnie – obelgi pod adresem legalnie wybranych władz państwa, nie mówiąc już o kalumniach wobec przeciwników. Teraz wódz wręcz wezwał do obalenia legalnych władz państwa, których ON nie uznaje. A de facto – do obalenia ustroju naszej demokracji. Nie ma chyba co do tego najmniejszych wątpliwości. Na czołówce „Gazety Warszawskiej” przed 10 kwietnia ukazało się ogromnymi literami, niemal przez całą stronę, hasło: „Polacy już czas”.
Na co, przepraszam? Czy 10 kwietnia miał być okazją do swoistego marszu na Warszawę, jak Mussoliniego „marsz na Rzym”, tyle że autokarami? Tym razem nie wyszło – Rydzyk zapowiadał 75 tysięcy, zjechało 7 tysięcy, trochę mało dla zamachu stanu. Ale wódz nie rezygnuje, ostrzegam. Jego „raport o stanie państwa” przewiduje utworzenie centralnego ośrodka władzy politycznej w kraju, dokładnie wedle ideałów Benito Mussoliniego i Adolfa Hitlera. Co to ma wspólnego z demokracją? Powtórzę: cały ten manifest i ostatnie przemówienie wodza do jego wyznawców w Sali Kongresowej są wymierzone w demokrację, w ustrojowy porządek, który udało się nam wywalczyć. Można bez większego trudu udowodnić, że padło swoiste wezwanie do wojny domowej. Czy przesadzam? Wśród powszechnego zakłopotania - ku mojemu zaskoczeniu - prokuratury milczą, jakby niczego nie zauważały. Wszystko wolno?
Ze złej miłości można się uleczyć - przed nikim nie jest zamknięta droga do uczciwości i demokracji. Ale rodzącemu się faszyzmowi trzeba po prostu zagradzać drogę. Nazywać go otwarcie. Nie może być wobec niego żadnej, nawet pozorowanej symetrii. Zważywszy zaś dzisiejszą rolę mediów, wymaga to naszej osobistej odpowiedzialności. Dziennikarze są bardziej odpowiedzialni niż politycy za stan umysłów Polaków, za przyzwolenie dla urojeń i paranoi.
Jeśli dziś porzuciłem inne obowiązki i przyszedłem tutaj powiedzieć to, co słyszycie, to dlatego, że przekraczamy jakąś granicę tolerancji. Dziennikarstwo polskie ma swe karty chwały i upadku. To, co dziś pokazujemy, mówimy i piszemy, zostanie po wsze czasy – i niech potem nie zawstydza naszych dzieci odpowiedź na pytanie „coś ty, tatusiu, wtedy robił, co ty, mamusiu, wtedy robiłaś?” I niech nie będzie, że nikt nie mówił, koleżanki i koledzy.
http://www.sdpwarszawa.pl/aktualnosci-155,Stefan_Bratkowski:_Bez_niedomowien.html
Pod tym szambiarskim wpisem chorej z nienawiści jednostki komentarze:
Jan Forowicz2011-04-18 22:34:23Wielce zacny Prezesie Honorowy!
Ja nie jestem Tomek, Krzyś ani Marcin. Włączam się jednak, bo trzeba spuścić ciśnienie z niepomiernie nadętego balonu.
Uznałem mianowicie, że w tekście powyżej przekroczone zostały granice sensownego dyskursu. Namalował Pan koszmarne widoczki i znowu próbuje czytelnikowi wcisnąć. Przypisane mi zostały jakieś "izmy" i "fackelcugi".
Jak Pan mógł to wszystko powypisywać? Trudno pojąć przyczynę aż tak nieżyczliwych intencji. Ale - widzi Pan - spojrzałem na ten tekst.
Co do "izmów". Jeden z dobrych sposobów na próby aplikowania pokrętnego rozumienia patriotyzmu jako skażonego nacjonalizmem, jest przypomnienie właściwego sensu pojęć. Kiedyś mówiło się: "Istnieją dwa rodzaje nacjonalizmu, etniczny i narodowy. Etnicznym się brzydzimy. Państwowy jest powszechnie na świecie stosowany i zwłaszcza ekonomicznie opłacalny". Czy biorąc pióro do ręki Zacny Pan Autor mógł tego nie zauważyć? Gdzie stosowany? - spyta. Wolnego, nie miejsce tu na spis państw świata. Zatem proszę tylko spojrzeć na bliskich sąsiadów Niemców, Francuzów czy Włochów. Tam się stosuje i jakoś nie słychać o zarzucie grzesznych praktyk.
Myślę, że Pan się bardzo boi porządku społecznego uwzględniającego priorytet interesów ogółu obywateli zamieszkałych tu nad Wisłą. Ale to Pański problem. Sam się Pan w te kłopoty wpuścił.
Na Pańskim obrazku polskie dziennikarstwo tonie w kryzysie. Trochę racji przyznaję. Ale juz bym dostrzegał, że Tomek, Krzyś ani Marcin i wielu innych, starają się by z niego wyszło. Naprawią. Już dzisiaj wielu kolegów ma dość tych Pańskich matryc w rodzaju: "nacjonalizm z ksenofobią nazywany patriotyzmem, propaganda niezadowolenia zamiast propagandy zaradności, jątrzenie i propaganda konfliktu". Już widać, że rzedną szeregi tych co przed rozpoczęciem pisania podobnych "izmów" uczyli się na pamięć.
Z uszanowaniem
Jan Forowicz
W. Jastrzębski2011-04-20 22:29:10
Człowiek legenda, dla chwili poklasku, zabijający swoją legendę. Smutne...
- Michał Stróżyk - dziennikarz jednego z nielicznych magazynów, które nie wspierają nachalnie partii rządzącej - pobity przez Strażników Miejskich w mieście rządzonym przez przedstawicielkę partii rządzącej;
- bloger Klaudiusz Wesołek wsadzony do aresztu za filmowanie happeningu przeciwko oskarżonemu o korupcję prezydentowi miasta z partii rządzącej;
- kłamstwa powielane nadal przez wpierające partię rządzącą media, chociaż są niezgodne z orzeczeniami polskiej prokuratury.
To kilka faktów. To, co Pan napisał, to wyłącznie oceny wynikające z zamykania oczu na rzeczywistość. Dziennikarz powinien zajmować się rzeczywistością, a nie swoimi wymysłami.
- kłamstwa dotyczące katastrofy pod Smoleńskiej powielane nadal przez wpierające partię rządzącą media, chociaż są niezgodne z orzeczeniami polskiej prokuratury.
- Zaloguj się, by odpowiadać
13 komentarzy
1. Jeszcze jeden celny komentarz
Pozwalam sobie wkleić bardzo celny komentarz, który pojawił się pod wpisem w/w frustrata:
cameel2011-04-21 08:20:35
Przykro obserwować gdy ktoś sprawnie posługujący się słowem używa go w sposób haniebny. Redaktor Bratkowski w swojej paranoi strachu doszedł do granicy szaleństwa. Jego tekst spełnia wszelkie wymogi Prawa Godwina ( pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_Godwina )
Na tym dyskusja z Panem Bratkowskim powinna się zakończyć, a on sam powinien zostać uznany za przegranego.
2. Wojciech Reszczyński (Nasz Dziennik):
Felieton autonomiczny
Autorytet Bratkowski w akcji
Wojciech Reszczyński
Wypalają się, wręcz znikają nam, jeden po drugim, tak nieliczne wciąż autorytety. W środowisku dziennikarskim niewątpliwym autorytetem był od jesieni 1980 roku Stefan Bratkowski, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich domagającego się wówczas wolności słowa. W tzw. karnawale "Solidarności" był dla takich jak ja, młodych dziennikarzy, rzeczywiście prawdziwym autorytetem. Szczególnie podziwiano go za scenariusz doskonałego serialu telewizyjnego "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy". Miarą jego postawy było także i to, że rok po wyborze na szefa SDP, jesienią 1981 roku, został (jak pisze o sobie) dyscyplinarnie usunięty z PZPR, do której należał od 1954 roku. Po 13 grudnia 1981 roku SDP zostało zdelegalizowane, ale jego struktury działały w podziemiu i Stefan Bratkowski pozostawał dla nas nadal szefem nielegalnego stowarzyszenia. Dziś jest jego honorowym prezesem.
Niedawno warszawski oddział SDP wybierał swoich delegatów na zjazd krajowy. Z tej okazji Stefan Bratkowski opublikował na stronie internetowej SDP artykuł-odezwę do kolegów, która zdumiewa.
Niewymienionego z nazwiska polityka nazywa "wodzem" i za każdym razem, gdy tak o nim pisze, mamy kojarzyć go z... "wodzem III Rzeszy". Polityk ten rzucił bowiem hasło "Polsko, obudź się!", a to dla Bratkowskiego to samo, co hitlerowskie hasło "Deutschland, erwache!". "Wódz" organizuje marsze z pochodniami zupełnie jak niemieckie "fackelzugi". "Wódz" działa w myśl Goebbelsa: "Powoływać się i korzystać z demokracji, dopóki się nie zdobędzie władzy". Nawet powstanie CBA przypomina Bratkowskiemu powołanie podobnego urzędu przez Hitlera. Aresztowany przez CBA łapówkarz to dla Bratkowskiego człowiek cieszący się w kraju najwyższym poważaniem, a uwodzenie skorumpowanej posłanki przez agenta CBA nazywa "haniebnym pomysłem". "Wódz" odpowiada za śmierć Barbary Blidy, a jego partia jest podobna do ruchów Mussoliniego i Hitlera, bo "wzywa do wojny domowej" i "obalenia ustroju naszej demokracji". "Faszyzmowi trzeba zagradzać drogę", krzyczy tekstem Bratkowski i wzywa prokuraturę do natychmiastowego działania.
Jak można przenosić na polski grunt dywagacje na temat faszyzmu? Robili to z premedytacją tylko komuniści, sowiecka agentura, mordując polskich patriotów z AK, NSZ, WiN.
Po pierwsze, faszyzm dąży do monopolu władzy w państwie i eliminacji wszelkich przejawów działalności opozycyjnej. Kto dziś w Polsce rządzi absolutnie (Sejm, rząd, prezydent, tajne służby, wojsko, policja itd.?) Na czele wszystkich urzędów i instytucji państwa stoją przedstawiciele lub sympatycy partii władzy, a dziennikarze partii władzy, a raczej politrucy, za walkę z "wodzem" dostają państwowe odznaczenia.
Inna cecha faszyzmu, którą do perfekcji doprowadził przywoływany przez Bratkowskiego Józef Goebbels, to zdyscyplinowane media. Zarówno publiczne, jak i prywatne (polskie i zagraniczne) służą interesom partii władzy, która równocześnie przeprowadziła największą od czasu stanu wojennego czystkę dziennikarską, eliminując ludzi, którzy okazywali niewystarczającą sympatię dla partii władzy. Na czele publicznej telewizji stanął urzędujący funkcjonariusz rządowy, czego nie było przez ostatnie 20 lat. Nieliczne media niekontrolowane przez władzę są szykanowane (np. Radio Maryja), równocześnie trwają prace, których celem jest podporządkowanie (ocenzurowanie) internetu. W reakcji na zawłaszczenie mediów tworzą się media tzw. drugiego obiegu, zupełnie jak w stanie wojennym.
Faszyzm (komunizm też!) stale musiał walczyć z wrogiem. Jeśli wroga nie było, musiał go stworzyć. Wrogiem partii władzy jest od 4 lat pisowska opozycja. "Syndrom wroga" uzasadnia stosowanie przez partię władzy języka nienawiści stanowiącego wstęp do aktów agresji. Liczba pobitych niewinnych ludzi na demonstracjach oraz dziennikarzy jest coraz dłuższa. Czy idąc tokiem rozumowania Bratkowskiego, zamordowanie członka PiS Marka Rosiaka przez byłego członka Platformy Obywatelskiej to jak zamordowanie Horsta Wessela przez komunistów?
Inną cechą faszyzmu jest dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, pogarda dla osób starych, słabszych, inaczej myślących, a także pogarda dla żałoby po śmierci człowieka, którego partia rządząca uważa za wroga. Tak zwani młodzi, wykształceni, zdrowi i bogaci z wielkich miast to elektorat partii władzy, któremu ona schlebia. Niewykształceni, ludzie ze wsi, mohery, ci, którzy chodzą do lekarza dla przyjemności i których nie warto leczyć, bo są za starzy, by wyzdrowieć, to elektorat wroga (zabierz babci dowód). Na nich, szczególnie gdy się modlą pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, można wysyłać na happening podpite bojówki lewaków i kryminalistów i prezentować ich w mediach z zachwytem jako ludzi sympatycznych, radosnych i nowoczesnych. Faszyzm to także dominujące w państwie totalne kłamstwo i zakłamanie, główne narzędzie sprawowania władzy. (Kłamstwo w sprawie inwestora w stoczni gdyńskiej, afer korupcyjnych, przesiewania gruntu w miejscu katastrofy, kłamstwo smoleńskie.)
Faszyzm to bezkarna, skorumpowana mafia kolesiów. To szeroko stosowane i przechowywane aż dwa lata (w UE 6 miesięcy) podsłuchy rozmów telefonicznych. Faszyzm to propagandowy kult siły i sprawności fizycznej. Zwykłe boiska dla młodzieży do gry w piłkę stały się w propagandzie partii władzy jednym z największych jej osiągnięć, wręcz cywilizacyjnych.
Pisze Bratkowski: "wódz", gdy sprawował władzę, nigdy nie użył określeń "społeczeństwo obywatelskie" czy "samorząd", bo "władzę wedle tego wodza należy centralizować - dokładnie tak, jak chciał i robił to wódz NSDAP". Bratkowski nie chce pamiętać, że człowiek, o którym z taką pogardą pisze brednie, a bojąc się sądów, nie nazywa go po imieniu, używał ważnego słowa, które i dziś przywołuje jako jedyny z polskich polityków, słowa - Naród. Czy według Bratkowskiego to też przejaw faszyzmu?
Autor jest komentatorem w Programie 3
Polskiego Radia SA.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20110421&id=main
"Większość ludzi jest zbyt ostrożna, żeby nabrać się na prawdę." Hugo Steinhaus
3. Dyrektywa Stalina dla bolszewików i lewaków w PRL-bis:
Dyrektywa Stalina dla bolszewików i lewaków w PRL-bis: "Nazywajcie ich faszystami..."
http://blogmedia24.pl/node/41367
“Nazywajcie ich faszystami…” – Leszek Żebrowski
http://www.bibula.com/?p=28947
"Większość ludzi jest zbyt ostrożna, żeby nabrać się na prawdę." Hugo Steinhaus
4. Kto to mówi!
Co za bagno! Widać, że pan Bratkowski nazywa faszystą każdego, kto podchodzi krytycznie do postaw sprzecznych z interesem Narodu Polskiego. Ma za złe walkę z korupcją, panicznie boi sie ludzi dążących do rozliczenia ze zbrodniczą przeszlością względem Polski i Polaków, z rozliczeniem afer, złodziejskiej prywatyzacji, grabieży majątku Polaków wypracowanego przez nich w w biedzie PRL-u, uczynienia z Polaków pariasów Europy, domagania się i ujawniania PRAWDY, etc. Obawia się napiętnowania tych ludzi, którzy tych brzydkich rzeczy dokonali, obawia sie rozliczenia z komuną i postkomuną, po prostu boi sie utraty władzy przez całe środowisko zdrajców, sprzedawczyków i komunistów, boi się dekomunizacji tj. DESTABILIZACJI - mówiąc o tym WPROST - spokoju tych przestępców działających na zgubę Narodu Polskiego.
Dlatego głosi hasła Stoltzmana „patrzmy w przyszłość”, zapomnijmy o przeszłości. Taka postawa GWARANTUJE bowiem zachowanie stanu posiadania i wpływów tych postkomunistycznych przestępczych środowisk w Polsce. Natomiast szermowanie hasłami faszyzmu, nacjonalizmu, ksenofobii, etc. pod adresem środowisk patriotycznych to POWIELANIE wzorców komunistów, którzy tak nazywali Polskich Patriotów by ich zohydzić w oczach innych i bezkarnie mordować. Tym samym widać dokładnie kim on jest i po której stronie się opowiada. On chce aby Polacy współpracowali ze swoimi prześladowcami i śmiertelnymi wrogami trzymając ich na piedestale władzy i oddawali im jeszcze pokłony. Co za podła postawa!!!
5. Supercynicy czy wariaci?
Poszaleli, czy też - to w ulubionym przez nich języku - "zeszli z uma", albo cynicznie stosują najbardziej podłą, najbardziej chamską i najbardziej wredną propagandę. Nie wolno nam używać polskich słów, bo znaczą coś co kiedyś po niemiecku powiedził Hitler. Nie wolno powiedzić "Polsko obudź się!", mimo że część obywateli Polski została zahipnotyzowana?
Hitler używał także innych słów. N i e w ą t p l i w i e można znaleźć jakieś zbitki słów S. Bratkowskiego identyczne z wypowiedziami Hitlera. Może komuś się będzie chciało... I co wtedy, Panie Stefanie? (Przy okazji może porównać wypowiedzi innego Stefana?:))
Na razie, bez szukania, odnoszę wypowiedź pana Bratkowskiego nie ad Hitlerum ale ad absurdum:
Hitler oddychał tlenem i pił wodę. Pan też to robi....
6. Też rodzący się faszyzm?
Trybunał Konstytucyjny uznał dziś jeden z przepisów o Komisji Majątkowej za niezgodny z Konstytucją oraz umorzył sprawę w pozostałej części.
Krytykując ten wyrok Joanna Senyszyn napisała na blogu: "Kolejna kompromitacja TK." oraz " Kościół über alles."
I teraz mam problem. Przecież to też są słowa często wymawiane (wyśpiewywane) w faszystowskich Niemczech! Do tego jeszcze zostały użyte...w oryginale, po niemiecku!
W związku z tym pytanie do Stefana Bratkowskiego: czy to jest rodzący się faszyzm? Czekam na wyrazy potępienia.
7. Towarzysz Bratkowski
rzucił w lud tezy a lud emocjonuje się. Nie lepiej włączyć TVN, tfu, przytulić do piersi psa ;-)
Czy naprawdę nie widać, że regularnie i w/g grafika puszcza się zajączki, aby rozniecić (zbędne) emocje ;-) Im bliżej wyborów tym zajączków będzie więcej, a po wyborach przyjdzie czas na czyszczenie portfeli, bo okaże się, że budżet nie wypalił, i może wówczas społeczeństwo puści zajączka władzy ;-)
8. @Sierota
Ten konkretny zajączek ma wzmocnić mozolnie tworzone przez szambolanów w umysłach tzw. "mas" (określenie chętnie używane przez Hitlera i Goebbelsa) skojarzenie patriotyzmu i PiS-u - z faszyzmem. (Mówimy: patriotyzm....)
Po pamiętnych zadymach, przeprowadzonych przez postkomunistów 11 listopada 2010 było kilka "wzmacniaczy", ten jest kolejny.
Trzeba z zajączka zrobić bumerang, zwłaszcza, że metoda Bratkowskiego się do tego naprawdę świetnie nadaje...
9. @guantanamera
Bumerang nie, bo wraca ;-)
http://blogmedia24.pl/node/49190
10. @Sierota
Duży zając brunatny ma przybrać kształt bumerangu, powrócić i przywalić z przytupem temu, kto go wypuścił.
11. Łysiak wraca do formy :)
Choć też przynależę duchowo do bractwa antysalonowego, jednak pragnę
się wyłamać i wziąć Stefana B. w obronę. Będzie to z mojej strony akt
miłosierdzia, bo chrześcijanin winien kochać wrogów, a Stefan B.
zadeklarował się jako mój wróg na łamach „Gazety Wyborczej" cztery lata
temu (2007). Była to z jego strony tzw. wolta, fikołek typu salto –
zmiana poglądów o 180 stopni. Równo trzy dekady wcześniej (1977) tenże
sam Stefan B. opublikował na łamach „Kultury" pean pod moim adresem
(tytuł „Pasje i tęsknoty"). Zaprezentował mnie tam jako antyreżimowego
outsidera, pisząc ezopowo (kontrcenzuralnie): „Zjawisko – w pokoleniu
uważanym za najbardziej przyziemne, on lata", tudzież jako swoistego
Robin Hooda PRL-u, duchowego przywódcę gniewu trzydziestolatków („może
uosabia jakieś marzenia ich wszystkich"). Tymczasem gdy A.D. 2007 „GW"
opublikowała kolejny duży paszkwil pod moim adresem (wysmażył go
„cyngiel" Michnika, Wojciech Czuchnowski) – Stefan B. wtórował
kłamstwom „Wyborczej" z neoficką gorliwością. Cóż, „tylko krowa nie
zmienia poglądów„. Stefan B. przez lata uchodził za „niepokornego", za
antysalonowca (organizował różne antysalonowe inicjatywy, przyjaźnił
się z tak znanymi antysalonowcami jak Jerzy Łojek czy Maciej Rybiński),
lecz po 1989 przeszedł na drugą stronę barykady, zapisując się do
michnikowszczyzny (współpichcił Agorę i „GW"). Nie on jeden.
Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. @Marylo
Niestety, to dalej nie ten Łysiak.
Po Smoleńsku trzeba mówić wprost, łajdaków nazywać łajdakami, kanalie kanaliami itd. Bez zabawy w kazuistykę i Wersal z Saskiej Kępy.
PS> tym razem czytałem Łysiaka na stacji Orlenu.
13. @kazef
nie jest to Łysiak, jakiego znamy, po pierwszych felietonach zapanowała konsternacja, kolejne są lepsze, może wróci dawny Łysiak?
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl