Rodzice i eksperci w dziedzinie edukacji sprzeciwiają się zbieraniu danych o uczniach

avatar użytkownika Maryla

Nie widzimy powodu, aby MEN centralnie zbierał szczegółowe dane o uczniach wraz z opiniami psychologicznymi o nich – mówi Wojciech Starzyński, założyciel Społecznego Towarzystwa Oświatowego, prezes fundacji Rodzice Szkole.

Gromadzenie takich danych przewiduje projekt ustawy o systemie informacji oświatowej (SIO). Pracuje nad nim Sejm.

Projekt zakłada, że dla każdego ucznia będzie utworzony zbiór danych z numerem PESEL, imieniem i nazwiskiem. Ma to pomóc w śledzeniu edukacji dziecka, by np. sprawdzić, czy realizuje obowiązek szkolny. Baza systemu informacji oświatowej miałaby być także pomocna przy przeprowadzaniu egzaminów i wydawaniu świadectw. – Dokładne dane o uczniach, np. ilu w danej gminie jest niepełnosprawnych, są również potrzebne do wyliczenia prawidłowej subwencji – tłumaczy Grzegorz Żurawski, rzecznik prasowy MEN.

Jednak fundacja Rodzice Szkole wraz z innymi organizacjami zrzeszającymi rodziców i ekspertów ma wątpliwości, czy centralne gromadzenie szczegółowych informacji jest konieczne. Zbierają więc podpisy przeciwko wprowadzeniu ustawy. – Wysłaliśmy też nasz sprzeciw do premiera, marszałka, rzecznika praw obywatelskich i rzecznika praw dziecka – wylicza Starzyński. – Chcemy pozostawienia obecnego rozwiązania, czyli podawania ogólnych danych statystycznych. Szczegółowe informacje powinny zostać w szkole. Inaczej mogą się dostać w niepowołane ręce.

Żurawski podkreśla, że projekt był konsultowany z generalnym inspektorem ochrony danych osobowych. Rzeczniczka GIODO Małgorzata Kałużyńska--Jasak mówi, że inspektor uczestniczy w pracach nad projektem, „zabiegając, by ostateczne rozwiązania były zgodne z przepisami ustawy o ochronie danych osobowych”.

Ministerstwo zapewnia, że dostęp do szczegółowych danych nadal będą miały te instytucje, co obecnie, np. szkoła, komisje egzaminacyjne, samorząd, a resort będzie sięgał tylko do danych statystycznych.

http://www.rp.pl/artykul/19,605491.html

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Małe szkoły - duży problem

Po reformie edukacji, w wyniku której państwo przekazało szkolnictwo podstawowe samorządom, jest tylko kwestią czasu, kiedy gminy zaczną masowo zamykać małe szkoły, do których muszą dopłacać. W skali kraju dotyczy to blisko 5,5 tys. placówek liczących poniżej 70 uczniów. Najgorsza sytuacja jest w województwie lubelskim, gdzie znajduje się blisko 500 takich placówek.

- Ratunkiem dla małych szkół jest przekazanie ich stowarzyszeniom, które powstaną z inicjatywy rodziców uczniów - taka jest konkluzja konferencji "Mała szkoła - duży problem", zorganizowanej przez Lubelskie Kuratorium Oświaty.
Zbliża się termin, w którym samorządy podejmują decyzję o ewentualnej likwidacji szkoły. W ubiegłym roku w Lubelskiem zlikwidowano 18 szkół podstawowych, filii oraz gimnazjum. W tym roku na razie do kuratorium wpłynął jeden taki wniosek dotyczący trzech placówek w gminie Werbkowice w powiecie hrubieszowskim w miejscowościach Terebin, Gozdowo i Turkowice, ale wiadomo, że samorządy, szukające na każdym kroku oszczędności, jeśli nie w tym roku, to w następnych latach będą zamykały kolejne szkoły.
Aby temu zawczasu zaradzić, lubelskie kuratorium przekonuje środowisko oświatowe o potrzebie zmian. - Przekazanie szkół stowarzyszeniom, które powstaną z inicjatywy rodziców uczniów, i powierzenie im placówki na zasadzie umowy o przekazaniu, a nie poprzez likwidację, jest najlepszym sposobem zapewnienia funkcjonowania małych szkół - powiedział nam lubelski kurator Krzysztof Babisz. - Nie chcemy mówić o likwidacji szkół, tylko o przekształceniach - zastrzega. Jednak w tym roku, w przeciwieństwie do lat poprzednich, kuratorium niewiele ma tu do powiedzenia, gdyż opinia kuratorium w sprawie likwidacji szkoły nie jest dla gminy wiążąca.
O korzyściach płynących z przekształcania małych szkół z gminnych w stowarzyszeniowe przekonuje Fundacja Inicjatyw Oświatowych. - Od 10 lat wspieramy zakładanie Stowarzyszeń Rozwoju Wsi, organizacji pozarządowych prowadzonych przez rodziców i innych mieszkańców wsi po to, aby przejmować likwidowane szkoły - mówi Elżbieta Tołwińska-Królikowska, wiceprezes Federacji Inicjatyw Oświatowych. - Teraz szkoły mają dużo łatwiejszą drogę niż 10 lat temu, kiedy czasami rodzice strajkowali po pół roku, żeby uratować szkołę. Zdaniem Tołwińskiej-Królikowskiej, wielu wójtów tak naprawdę nie chce likwidować szkoły i są gotowi ją utrzymać na innych zasadach, np. jako prowadzoną przez stowarzyszenie, co wiąże się z mniejszymi kosztami. Taka szkoła działa na innych zasadach. Nauczyciele są w niej zatrudniani na podstawie kodeksu pracy, a nie Karty Nauczyciela, choć nadal są nauczycielami, obowiązuje ich awans zawodowy i lata pracy liczą się im do wysługi lat na stanowisku nauczyciela. Z umiarkowanym sceptycyzmem podchodzą do tych zmian w oświacie związkowcy z "Solidarności". - Możliwość przekształcania szkół jest skutkiem ubiegłorocznej zmiany w ustawie o systemie oświaty - mówi Teresa Misiuk, przewodnicząca sekcji oświaty lubelskiej "Solidarności". - Jako oświatowa "Solidarność" generalnie byliśmy krytyczni wobec tych zmian. Przede wszystkim dlatego, że w wyniku przekazania takich szerokich uprawnień jednostkom samorządu terytorialnego tak naprawdę państwo stopniowo pozbywa się odpowiedzialności za oświatę. Będziemy mieli w efekcie tyle systemów oświatowych, ile samorządów. Kondycja finansowa samorządów jest bardzo różna. Problem bierze się stąd, że rząd, przekazując szersze uprawnienia samorządom i zwiększając ich zadania, tak naprawdę nie zwiększył im środków niezbędnych do realizacji tych zadań.
Misiuk wskazuje, że planowane przekształcenia odbywają się kosztem uczniów i nauczycieli.
- Tworzy się sytuację, w której ludzie wykonujący ten sam zawód i realizujący te same zadania i mający te same obowiązki mają tak różny status prawny - twierdzi szefowa oświatowej "Solidarności" na Lubelszczyźnie. - Warunki pracy nauczycieli ulegają znacznemu pogorszeniu z kilku powodów: wydłuża im się czas pracy, niejednokrotnie zmniejsza wynagrodzenie i - co szczególnie dotyczy małych szkół - nie zapewnia się nauczycielowi pensum dydaktycznego w jednej szkole, zmuszając do jeżdżenia po kilku szkołach. Siłą rzeczy możliwość zaangażowania nauczyciela w pracę pozalekcyjną z uczniem staje się iluzoryczne. A jest to z całą pewnością ze szkodą dla ucznia - podkreśla nasza rozmówczyni.

Adam Kruczek, Lublin

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110204&typ=po&id=po01.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl