Polecam świetny tekst z NCzasu (zacytowany przez Wrońskiego 111 na S24)

avatar użytkownika Selka

"Tomasz Turowski


jako zwornik?



Wraz z ujawnieniem przeszłości Tomasza Turowskiego, zastępcy ambasadora Polski w Rosji, "kierownika


politycznego" ambasady (cóż to za funkcja?...), oddelegowanego przez ministra Sikorskiego do "przygotowania wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Smoleńsku" - hipoteza o zamachu w Smoleńsku doznaje nie tylko wzmocnienia, ale i uszczegółowienia. Trudno przyjąć, że kierownictwa służb wywiadu i kontrwywiadu nie wiedziały, kim był Tomasz Turowski, i że podejmując pracę w dyplomacji na początku lat 90., ten ostatni złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne (nawiasem mówiąc: przyjął go do dyplomacji Bronisław Geremek, którego teczka powinna zostać czym prędzej ujawniona opinii publicznej, zamiast


zalegać w zbiorze zastrzeżonym IPN). Jeśli służby wiedziały, to milcząc, działały na szkodę interesów państwa, gdyż tolerowały sytuację, w której kłamca lustracyjny mógł być szantażowany przez tych, którzy znali jego przeszłość. Jeśli natomiast "nielegał 9596" wiedział, że służby wiedzą o jego przeszłości, ale nie informują kolejnych ministrów spraw zagranicznych, to znaczy, że służby te miały w postaci Tomasza Turowskiego swojego agenta... we własnym rządzie, któremu formalnie podlegają. Jakież straszliwe, groźne qui pro quo! Nie sposób nawet wyobrazić sobie, żeby ten cenny agent nie miał w swej bogatej, PRL-owskiej przeszłości kontaktów z KGB czy GRU. Nie można wiec wykluczyć, że był agentem


podwójnym. Wiadomo, że PiS chciał "rozbić układ" lub przynajmniej ograniczyć wpływy byłych komunistycznych służb na życie państwowe. Wiedza ośrodka prezydenckiego względem utajnionego do


dzisiaj "Aneksu do raportu o likwidacji WSI" musiała być potężną bronią w rękach Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia - skwapliwość, z jaką Komorowski sięgnął po ten "Aneks", zanim jeszcze stwierdzono urzędowo zgon prezydenta Kaczyńskiego, wskazuje, jak bardzo kamaryli byłych komunistycznych bezpieczniaków zależało, by dowiedzieć się, co wie Lech Kaczyński i jego otoczenie...


Jest zatem sprawą oczywistą, że przynajmniej części byłych komunistycznych funkcjonariuszy WSI bardzo zależało na wyeliminowaniu całego ośrodka prezydenckiego wraz z zagrażającą im wiedzą,


jaką posiadł. W ten sposób, jeśli przyjąć hipotezę o zamachu, trop zamachu smoleńskiego


prowadziłby do części krajowych bezpieczniaków z WSI, żywotnie zainteresowanych, by nikt już nigdy nie zechciał "rozwalać" ich układu - stąd wyszła inicjatywa. Pewien znany i wiarygodny polityk powiedział


nie tak dawno (co wzbudziło prawdziwą histerię w salonie...), że pięciu ministrów spraw zagranicznych po roku 1989 było agentami PRL-owskich służb... Rodzi się więc, tak na marginesie, pytanie: ilu jeszcze byłych agentów komunistycznych służb naprzyjmował Geremek do polskiej dyplomacji? Ilu przyjęli pozostali agenci w randze ministrów spraw zagranicznych? Jeśli i ci ministrowie byli agentami byłych


komunistycznych służb, to mamy sytuację, w której kolejne rządy (poza wierzgającymi przeciw ościeniowi rządami Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego) nie prowadziły żadnej poważnej polityki


zagranicznej, ale akomodowały do "polityki własnej" tejże kamaryli, co do której nie były nawet w stanie sprawdzić, czy i w jakiej mierze przewerbowała się i na którą stronę... Jeśli więc inicjatywa zamachu smoleńskiego wyszła z Polski, od części byłych komunistycznych WSI, znajdując pomoc techniczną po stronie rosyjskiej, to rola Tomasza Turowskiego - jako tolerowanego w dyplomacji od 20 lat kłamcy lustracyjnego, podatnego na wszelki możliwy szantaż, a obdarzonego przez ministra Sikorskiego zadaniem "przygotowania wizyty smoleńskiej" (!) - powinna zostać szczególnie starannie zbadana przez


prokuraturę (zwłaszcza "niezależną"...). Przesłuchany powinien zostać nie tylko sam kłamca lustracyjny, ale i minister Sikorski oraz byli ministrowie Bartoszewski i Cimoszewicz - przynajmniej na okoliczność,


w jaki sposób sprawdzali personel dyplomatyczny pod kątem bezpieczeństwa państwa. Czyżby poprzestawali tylko na żmudnej i długotrwałej pracy IPN, nie korzystając ze służb? Czy wiedzieli,


udając, że nie wiedzą? Jeśli tak - to dlaczego? Czy służby zataiły przed nimi tę wiedzę? Nie tylko więc nad ministrem Klichem "ciężkie chmury wiszą". Jeszcze cięższe zbierają się nad ministrem Sikorskim, a


co do samego Ministerstwa Spraw Zagranicznych - warto zadać pytanie: czy pozostający tam "zaciąg geremkowski" liczy jeszcze wielu Tomaszów? Kogo właściwie wstawiał tam - i czym się kierując - Geremek, którego prawdziwy życiorys tonie w mrokach zbioru zastrzeżonego IPN? Rzecz jasna, dopóki przy władzy będą "okrągłostołowcy", oficjalnie niewiele się dowiemy. Tomasza Turowskiego nie zaprosi raczej na swe przesłuchanie wstępno-sondujące Monika Olejnik (chyba sama znalazła się teraz w "kropce"), nie spodziewam się też, żeby wystąpił u Sekielskiego i Mrozowskiego... To dziwne, bo kluczowa postać, obarczona "przygotowaniem wizyty prezydenckiej", zapadła jak kamień w wodę. Czy


prokurator generalny przewiduje jego przesłuchania? Chyba nie "powiesi się sam", w dodatku na klamce od drzwi i na sznurze od odkurzacza (we własnym domu można pozwolić sobie na większy komfort samobójstwa...) - jak Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny kancelarii Tuska?... I tak hipoteza o zamachu wzmacnia się i konkretyzuje. Brzmi ona: inicjatywa wyszła z Polski, od części byłych komunistycznych WSI, zagrożonych wiedzą, jaką posiadł ośrodek prezydencki na jej temat; zamach dokonany został przy technicznym wsparciu strony rosyjskiej, przy świadomym i celowym "skandalicznym" przygotowaniu wizyty prezydenckiej w Smoleńsku, za które to urągowisko odpowiada politycznie, poza premierem Tuskiem, minister Sikorski, a konkretniej - wspomniany kłamca lustracyjny, przez 20 lat tolerowany w strukturach tegoż MSZ za wiedzą i zgodą tejże części służb, inicjatora zamachu. Hipoteza ta potwierdzałaby smutną konstatację, że poza dwoma rządami - Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego - próbującymi mniej lub bardziej udolnie wyrwać kraj z pazernych, chciwych


szponów "starej bezpieki", kolejne rządy popadają w coraz większe uzależnienie, które przybrało już niemal postać ustrojową - systemu państwowego III Rzeczpospolitej. Będziemy więc karmieni rozmaitymi kompromisami politycznymi jako substytutami wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej,


jako substytutami prawdy - wiadomo: w demokracji prawdę ustala się przez głosowanie, negocjacje i kompromis... Na szczęście zawsze powiedzieć możemy tym, którzy chcą nas oszukać, to, co na fi lmie Coppoli "Ojciec chrzestny" mówi młody Corleone do zaprzańca i zakały rodziny: "Nie obrażaj mojej inteligencji". Ludzka inteligencja nie da się przecież zadekretować przy żadnym okrągłym stole ani nie poddaje się żadnym autorytetom moralnym - w przeciwieństwie do pół- lub ćwierćinteligencji, która


przestaje "kojarzyć" tam, gdzie powinna zaczynać. "


WRONSKI111 0 1077  | 03.02.2011 09:51
Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Selka

1. A Pan Turowski - jak zwykle,

gdy rzecz jest arcyważna - "zapadł sie pod ziemię"...
(eeeeeee tam zaraz "zapadł" - teraz ma wakacje pewnie na Krymie albo w cieplejszych stronach. Mniemam, ze możemy..."nigdy więcej" o nim nie usłyszeć :)

Selka

avatar użytkownika Maryla

2. Pan Turowski

jak to "śpiochy" maja w zwyczaju, zapadł po raz kolejny w hibernację, aż do następnego impulsu z centrali.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. państwowcy o społecznym zacięciu,

Skąd się bierze mięta prezydenta do ludzi Unii Wolności? Skromność Jana Lityńskiego w rozmowie z „Rz”

Oto genialna definicja samych siebie: "państwowcy o społecznym zacięciu, w których trudno dostrzec coś szczególnego."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika elig

4. ALL

Warto powiedzieć, że autorem cytowanego w notce tekstu jest pan Marian Miszalski.

avatar użytkownika Selka

5. Dzieki elig

- autor notki w S 24 nie podał źrodła :(

Selka