Nie tylko Koniuchy... Kazimierz Krajewski

avatar użytkownika Maryla

"Oczyścimy wszystkie nasze rejony z tego paskudnego [polskiego] śmiecia" (z meldunku komisarza brygady im. Woroszyłowa płk. Fiodora Markowa do szefa Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego Pantalejmona Ponomarenki - 15 X 1943 r.)

Nie tylko Koniuchy...

67 lat temu, 29 stycznia 1944 r., sowiecka partyzantka spacyfikowała wioskę Koniuchy (pow. Lida, woj. nowogródzkie), położoną na południowo-wschodnim skraju Puszczy Rudnickiej. Dziś nazwa tej miejscowości, oprócz Naliboków, stała się symbolem martyrologii mieszkańców polskich przedwojennych Kresów. Wydawało się, że przez lata tragedia w Koniuchach znana była tylko wąskiemu gronu kresowiaków. Nic bardziej błędnego - okazało się bowiem, że uczestnicy zbrodni, Żydzi służący w partyzantce sowieckiej, opisali ją w licznych wspomnieniach i pamiętnikach, publikowanych w USA lub w Izraelu.

Niedostępność tej "literatury historycznej" sprawiała, iż nie mieliśmy pojęcia, że bolszewiccy mordercy z czerwoną gwiazdą na czapkach przedstawili masakrę cywilnej ludności jako "operację bojową", z udziału w której są wręcz dumni. Przypomnijmy, jak doszło do zagłady tej kresowej wioski.
Sowiecka partyzantka na polskich Kresach, choć bardzo liczna, była tworem obcym. Składała się z Rosjan i przedstawicieli różnych narodów Związku Sowieckiego, którzy nie zdołali uciec wraz z Armią Czerwoną w 1941 r., tzw. okrążeńców i wastoczników (ludzi nasłanych podczas pierwwszej okupacji sowieckiej ze Wschodu). Zasilali ją także dezerterzy z niemieckich rosyjskojęzycznych formacji kolaboranckich oraz spadochroniarze i uczestnicy grup rajdowych przechodzących ze Wschodu, z głębi Białoruskiej SRS. Partyzantka sowiecka realizowała na polskich Kresach sowieckie cele polityczne, przy nader ograniczonej akcji antyniemieckiej. Jej działalność była swego rodzaju przedłużeniem działań sowieckich organów bezpieczeństwa, była ukierunkowana na przygotowanie Kresów do ponownej okupacji - tym razem już trwałej aneksji. Początkowo bolszewicy maskowali swą antypolską działalność, jednak w drugiej połowie 1943 r. (po zerwaniu stosunków dyplomatycznych z rządem polskim na emigracji), na wyraźny rozkaz najwyższych władz politycznych ZSRS, podjęli jawną walkę z Armią Krajową oraz akcje represyjne wobec całej społeczności polskiej. Według niepełnych danych sowiecka partyzantka tylko w woj. nowogródzkim zamordowała około dwóch tysięcy osób podejrzanych o sprzyjanie Armii Krajowej. Kolejnych kilka tysięcy znalazło się na listach SOE - tzw. socjalno opastnowo elementu (społecznie niepożądanego elementu), sporządzanych przez wywiad czerwonej partyzantki w celu dokonania aresztowań po ponownym wejściu armii sowieckiej.

Czerwona partyzantka
Miejscowych w sowieckiej partyzantce było bardzo mało, jako że lata 1939-1941 ukazały ludności prawdziwe oblicze "czerwonego raju". Wyjątkiem byli Żydzi chroniący się przed zagładą z rąk Niemców. Opowiedziawszy się po stronie okupanta sowieckiego i współpracując z nim, zbudowali mur pomiędzy sobą a polskimi i białoruskimi sąsiadami. Wbrew twierdzeniom niektórych publicystów i historyków nie tworzyli oni żadnej odrębnej, samodzielnej żydowskiej partyzantki, lecz stanowili integralną część partyzantki sowieckiej - z dowództwem wyznaczanym przez Rosjan, komisarzami, agendami NKWD, komórkami partii komunistycznej i Komsomołu. Grupy żydowskie nie miały praktycznie poważniejszej wartości bojowej. W ramach brygad i oddziałów sowieckich Żydzi wykonywali zazwyczaj zadania pomocnicze - m.in. polegające na zdobywaniu i gromadzeniu zaopatrzenia. Ich stosunek do ludności miejscowej był dokładnie taki sam jak stosunek całej partyzantki sowieckiej - pełni pogardy i agresji traktowali ją jak mieszkańców terytorium podbitego i wrogiego. Stale obecni podczas wypraw aprowizacyjnych - stanowiących w rzeczywistości brutalne rabunki, gorliwie wysługujący się swym sowieckim protektorom jako przewodnicy i opiniodawcy w stosunku do ludności, w uzasadniony sposób potwierdzali stereotyp "żydokomuny".
W Puszczy Rudnickiej prócz paruset rosyjskich "okrążeńców" i spadochroniarzy podstawowy zrąb czerwonej partyzantki stanowili Żydzi (ich liczebność była tu szacowana na blisko 2 tys. osób przebywających w leśnych obozowiskach). Okolice puszczy były słabo zaludnione, wioski bardzo ubogie. Wyżywienie kilku tysięcy bolszewików przebywających w Puszczy Rudnickiej spadło na barki mieszkańców - zabiedzonych wojną, okupacją i niemieckimi kontyngentami. Czerwoni - Rosjanie i Żydzi, nie liczyli się z ludnością miejscową. Podczas wypraw rekwizycyjnych rabowano dosłownie wszystko, nie tylko inwentarz, żywność i ubrania, przedmioty wartościowe - obrączki, zegarki, ale nawet firanki i ubranka dziecięce (wszystko, co można było zamienić na wódkę). Owe "rekwizycje" odbywały się w atmosferze terroru, chłopów bito, poniżano, dochodziło do gwałtów na kobietach. Stawiających opór Rosjanie i Żydzi mordowali na miejscu. Czerwoni partyzanci określali owe wyprawy nader charakterystycznie - "bambioszki" (chodziło o to, by chłopów "rozbombić" - rozgrabić). Początkowo miejscowi cierpliwie znosili ekscesy bolszewickie, traktowali je jako stan przejściowy. Niekiedy interweniowały oddziały AK - nie zawsze jednak znajdowały się w pobliżu - musiały być w nieustannym ruchu, operowały na rozległych terenach, stale tropione przez Niemców. Chłopi często byli zdani na własne siły. W takiej to sytuacji znajdowali się także mieszkańcy wioski Koniuchy.

Liczby spalonych żywcem nie ustalono
W drugiej połowie 1943 r. chłopi z Koniuchów po raz pierwszy dali odpór czerwonym bandytom - po raz pierwszy dwaj mieszkańcy chwycili za siekiery i przepędzili grupkę przybyłą na "bambioszkę". Miejscowy wójt zwrócił się z prośbą o pomoc do litewskiej administracji (wieś znajdowała się na terenie włączonym do Komisariatu Litwy). Litwini odmówili jednak pomocy i nie wydali zgody na zorganizowanie lokalnej samoobrony ("samoachowy"). Wiedzieli, że na terenie sąsiedniego Komisariatu Białorusi ta organizacja przechodziła często pod kontrolę polskiej AK i zaopatrywała ją w broń i amunicję. Należy odnotować, iż niektóre źródła podają, że ostatecznie lokalne władze litewskie przekazały wsi kilka starych karabinów. Jakkolwiek by nie było, nie zmieniło to w zasadniczy sposób położenia mieszkańców. Chłopi, zdani na własne siły, zorganizowali obronę. Zaczęli pełnić nocne warty, stworzyli system alarmowy. Działania te były skuteczne tylko w przypadku mniejszych grupek bolszewickich - mieszkańcy byli bowiem niemal bezbronni. Ich "arsenał" to kilkanaście starych strzelb oraz tzw. obrzynów, zardzewiałych karabinów i pistoletów z ograniczonym zapasem amunicji. Kilka razy oddane na oślep, w nocnych ciemnościach strzały przepędzały jednak amatorów "bambioszek". Koniuchy nie były jedyną wioską, której mieszkańcy sami zorganizowali się w obronie życia i mienia. Podobne samoobrony powstały w kilku wsiach na obrzeżu Puszczy Rudnickiej. W innych powołano konspiracyjne placówki Armii Krajowej, również chroniące ludnośc przed nieproszonymi nocnymi "gośćmi".
Dowództwo czerwonej partyzantki w Puszczy Rudnickiej potraktowało tę sytuację jako jawny bunt przeciwko "władzy sowieckiej". Koniuchy zostały wybrane do wymierzenia "kary", która miała zastraszyć innych. 29 stycznia 1944 r. wieś została zaatakowana przez bolszewików z oddziału "Smiert´ okupantam" (śmierć okupantom) dowodzonego przez Konstantego Rodionowa "Smirnowa". Tak przebieg wydarzeń opisuje jeden z meldunków struktur Polskiego Państwa Podziemnego:
"W ostatnich dniach stycznia [1944 r.] wieś Koniuchy została otoczona przez bandę żydowsko-bolszewicką w sile około 2 tys[ięcy] [zawyżone]. Po otoczeniu wieś podpalono. Do uciekających mieszkańców strzelano. Ujętych, tak dorosłych, jak i dzieci, żywcem rzucano do ognia. Wynik: 34 zabitych, 14 rannych, ilości osób spalonych żywcem nie ustalono. Z 50 budynków pozostało tylko 4".
Dowództwo sowieckiej partyzantki z Puszczy Rudnickiej potraktowało "akcję" w Koniuchach jako olbrzymi sukces i wysłało do Moskwy triumfalny meldunek.

Wszystkich zastrzelono
Masakra wsi, jak już wspomniano, została opisana przez licznych pamiętnikarzy żydowskich. Osiągnęli oni szczyty zakłamania i absurdu. Na przykład żydowski partyzant Gelpern opisał pacyfikację Koniuchów jako... uderzenie na niemiecki garnizon, który po zaciętej walce został zniszczony (we wsi nie było nie tylko ani jednego Niemca, ale nawet litewskiego policjanta)!
Z kolei Chaim Lazar potwierdzał pacyfikacyjny charakter "operacji", ale przedstawił Koniuchy jako ufortyfikowaną twierdzę bronioną przez silną, świetnie uzbrojoną załogę. Świadomie kłamał także na temat przyczyn "akcji" bolszewików. Napisał m.in.:
"(...) Od pewnego czasu wiedziano, że wieś Koniuchy jest gniazdem band i centrum antypartyzanckich intryg. Jej mieszkańcy znani z niegodziwości organizowali okoliczną ludność, rozprowadzając broń uzyskaną od Niemców i prowadząc akcję przeciw partyzantom. Wieś była dobrze ufortyfikowana, każdy dom miał pozycję strategiczną i okopany był rowami obronnymi. Po obu stronach były wieżyczki obserwacyjne. Właśnie to miejsce wybrano, aby przeprowadzić akcję zastraszającą. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów uzbrojonych w najlepszą broń ruszyło ku wsi. Było pomiędzy nimi 50 Żydów pod dowództwem Yakowa Prennera. O północy znaleźli się w sąsiedztwie wsi. Rozkazano nie zostawiać przy życiu nikogo, łącznie z inwentarzem, a zabudowania spalić. Zaraz po północy we wsi redukowano liczbę wart, ponieważ sądzono, że partyzanci nie zaatakują tak późno - nie zdążyliby wrócić do lasu przed świtem. Nie wyobrażano sobie, że partyzanci mogliby wrócić do lasu za dnia jako zwycięzcy.
Tuż przed świtem wieś została otoczona. (...) Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci zapalili domy i zabudowania. Słychać było huk eksplozji z wielu domów. Półnadzy ludzie skakali z okien próbując uciekać - tych dosięgły kule. Wielu skoczyło do rzeki, tych też zastrzelono. Akcja zakończyła się wkrótce. 60 domów zostało zniszczonych, z 300 mieszkańców nie uratował się nikt (...)".
Ocaleni mieszkańcy Koniuchów, pozbawieni środków do życia, ulegli rozproszeniu. Władze sowieckie tropiły ich przez długie lata jako "polskich faszystów" i "współpracowników niemieckiego okupanta".

Kresy w ogniu
Miejscowości takich jak Koniuchy było na ziemi Mickiewicza wiele. 24 kwietnia 1943 r. sowiecka brygada im. Żukowa spaliła część miasteczka Derewno w pow. Stołpce (zniszczeniu uległy 92 domy). 8 maja 1943 Brygada im. Stalina spacyfikowała miasteczko Naliboki, mordując 129 zamieszkałych tam Polaków ("operacja" odbyła się z udziałem czerwonej grupy żydowskiej). Wczesną jesienią 1943 r., po zlikwidowaniu oddziału AK ppor. Antoniego Burzyńskiego "Kmicica" (zabito 80 akowców), bolszewicy podczas "oczyszczania" terenu zamordowali kilkudziesięciu chłopów należących do siatki terenowej AK lub podejrzanych o jej wspieranie. Podobnie było po zlikwidowaniu Batalionu Stołpeckiego AK w grudniu 1943 r. - zabito kilkadziesiąt osób spośród mieszkańców puszczańskich wiosek (i znów "czerwoni" Żydzi w akcji). 26 lutego 1944 r. sowiecka brygada "Wpieriod" i oddział im. Czapajewa uderzyły na polskie wsie: Izabelin, Kaczewo, Babińsk i Ługomowicze; miejscowości te zostały spalone, zginęło kilkudziesięciu mieszkańców (w obronie pacyfikowanych osad wystąpiły placówki AK, które stoczyły krwawą walkę z bolszewikami). 5 marca 1944 r. pododdziały sowieckiej Brygady im. Kirowa (m.in. oddział im. Ordżonikidze - znów Żydzi) spacyfikowały chutory i osady w rejonie Dokudowa, których mieszkańcy zostali oskarżeni o sprzyjanie polskiej partyzantce (zginęło 47 osób, głównie z rodzin, których synowie służyli w AK). W nocy z 8 na 9 kwietnia 1944 r. bolszewicy zniszczyli polską wieś Szczepki w pow. Stołpce (spalono żywcem kilkudziesięciu mieszkańców). Wieśniacy podejrzani o związek z polskim ruchem niepodległościowym ginęli z rąk Sowietów także w Kulu i Kulczycach (pow. Stołpce). 14 maja 1944 r. podczas napadu na oddziały AK, kwaterujące w miejscowości Kamień (pow. Stołpce), oddziały sowieckie spaliły 80 proc. wspomnianej miejscowości i wymordowały ponad 20 mieszkańców (w czasie obrony 21 żołnierzy 78. pp AK zostało zabitych, wielu odniosło rany). 13 czerwca 1944 r. sowieckie brygady partyzanckie spacyfikowały położone nad Niemnem białoruskie wioski - Kupisk Lubczański, Kupisk Pierwszy i Kupisk Kazionny. "Operację" przeprowadzono pod pretekstem rozprawy z dziesięcioosobowym punktem białoruskiej samoachowy (samoobrony) ochraniającym most, spalono blisko 500 gospodarstw i zabito nieustaloną liczbę mieszkańców (do białoruskich wieśniaków, w tym kobiet i dzieci - bolszewicy strzelali jak do kaczek).
Tę listę zbrodni można by długo mnożyć. Powinniśmy pamiętać o naszych poległych - zwłaszcza teraz, gdy przeróżne "autorytety" próbują sprawić, byśmy zapomnieli, kto w tamtych latach był bohaterem walki o Polskę, a kto zdrajcą i zbrodniarzem.
 

Autor jest pracownikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110129&typ=my&id=my10.txt

 

Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Naliboki, Poland, Armed partisans...

http://collections.yadvashem.org/photosarchive/en-us/79889.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Ciesze się , ze wczasach kiedy Jan Gross i pomagający mu A. Celiński, były minister kultury za Millera opluwają Polaków, kościół, Pani przytacza mordy w Koniuchach.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

3. Szanowny Panie Michale

takie czasy, że prawdziwa historia Polski będzie publikowana tylko w prasie katolickiej, dopóki Naród się nie ocknie.
Dzięki Bogu za Radio Maryja i o.Rydzyka.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Najsłynniejszy zagraniczny badacz historii Polski, Walijczyk, prof. Norman Davies, pisał już 9 kwietnia 1987 roku na łamach "The New York Review of Books"

"Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów".

Żydowski autor ze Stanów Zjednoczonych Harvey Sarner pisał w książce "General Anders and the Soldiers of the Second Polish Corps", Brunswick Press 1997, s. 4: "(...) nie pomogło stosunkom między Polakami a Żydami to, że niektórzy Żydzi witali najeźdźczą Armię Czerwoną. (...) Część Żydów współdziałała z Rosjanami przez rozpoznawanie polskich oficerów, których potem aresztowano. Aby zrozumieć jak poważnie takie akcje wpływały na stosunki polsko-żydowskie, musi się zdawać sprawę, że większość schwytanych polskich oficerów była później stracona przez Sowietów w Katyniu i innych miejscowościach". Znany intelektualista pochodzenia żydowskiego Aleksander Wat stwierdzał w słynnym "Moim wieku" (wyd. podziemne "Krąg", Warszawa 1983, cz. 2, s. 298), iż we Lwowie "sporo było donosicieli Żydów, niesłychanie dużo". Komendant Związku Walki Zbrojnej - gen. Stefan Rowecki-Grot, uskarżał się w meldunku z 21 listopada 1940 roku, że to "przede wszystkim Żydzi" dominują w donosach dla bolszewików przeciwko Polakom (cyt. za J. Węgierski: "Lwów pod okupacją sowiecką 1939-1941", Warszawa 1991, s. 218). Jeszcze ostrzejsze były słowa gen. Roweckiego-Grota w notatce wysłanej do Londynu 25 września 1941 roku: "Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych" (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 238). Współpracownik IPN dr Marek Wierzbicki pisał w książce "Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim" (Warszawa 2001, s. 152): "Donosili miejscowi sympatycy nowej władzy rekrutujący się z ludności żydowskiej. Na pewno nie tylko oni, ale w gronie donosicieli stanowili grupę zdecydowanie największą". W swej książce "Przemilczane zbrodnie" piszę o licznych śmiertelnych ofiarach tych żydowskich donosów (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 73, 74, 76, 77 i in.). Wystarczy? Dlaczego kieresowski IPN nie ujawnia nazwisk autorów tych zbrodniczych czynów na Polakach?

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika barbarawitkowska

5. Panie Michale

sporo o tym w znakomitej wspomnieniowej książce Tadeusza Olszańskiego "Kresy kresów Stanisławów" M.in też tragiczne losy rodziny kpt Dąbrowskiego, tego od Westerplatte, którego matka Węgierka była ulubioną damą dworu ks.Sissi.
Przepraszam za dygresję .