Nie dziwi ciągła nieobecność premiera mimo zagęszczającej się atmosfery politycznej po ogłoszeniu raportu MAK.

To mogą być jego ostatnie wakacje na koszt podatnika.
Człowiek, który dostał pełnię władzy, jakiej w ostatnim dwudziestoleciu nie miał w Polsce nikt, wyraźnie się tą władzą zadławił.  Wyszły wszystkie niedoskonałości, jakie sobą reprezentuje, mimo ciągłego nadrabiania miną i stroszenia piór.
Cały pijarowski  dywan nie zdołał przykryć zerowej umiejętności podejmowania sensownych decyzji, braku jakiejkolwiek wizji, czy zdolności radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych.
Umiejętność wywoływania sytuacji kryzysowych została za to ujawniona, aż nadto.

Śledząc trzy lata trwania tej ekipy widzimy same wtopy przykrywane przez zauroczone media, które pozwoliły zamieść pod dywan takie skandale, jak afera hazardowa, afera stoczniowa z Misiakiem i Katarem w tle i wiele, wiele innych.
Ale po ostatnim skandalu związanym z katastrofą zaczynają Tuska opuszczać  spolegliwi dotąd dziennikarze,  a i wśród polityków nie widać determinacji w poświęceniu swej głowy za kontrowersyjne decyzje szefa. Zdaje się, że ostatnim, który zostanie na polu boju będzie minister Graś, ale w jego przypadku od początku nie było za bardzo wiadomo, czyje interesy reprezentuje, jako że ma dwóch panów.


Zdecydowaną batalię antytuskową zapowiadają szefowie funduszy OFE.
Po buńczucznych zapowiedziach Tuska, że nie ma w Polsce z kim przegrać zanosi się, że przegra na własne życzenie, sam ze sobą, mówiąc językiem piłkarskim zakiwał się o własne nogi.
To wydaje się być już nieuniknione i "przyjaciele" zdaje się także to wyczuli.