Kim jest pułkownik Edmund Klich? – Podejrzana misja polskiego akredytowanego przy MAK
Po katastrofie wojskowego samolotu CASA C-295 M numer 019, która wydarzyła się 23 stycznia 2008, o godzinie 19:07 w Mirosławcu, powołana została przez MON, 29 osobowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego skupiająca najlepszych polskich fachowców. Na próżno wśród jej członków i ekspertów szukać nazwiska pułkownika Edmunda Klicha.
Tamtego tragicznego wieczoru nasz wybitny ekspert nie poczuł nieodpartej potrzeby by spakować się, wybiec z domu i jechać na oślep przed siebie powodowany poczuciem odpowiedzialności i patriotyzmu, choć wśród ofiar było wielu jego przyjaciół i znajomych.
Edmund Klich znał wówczas swoje miejsce w szeregu i wiedział doskonale, że badanie wypadków w lotnictwie państwowym to nie jego działka. On jest szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych istniejącej przy ministrze infrastruktury i w jego kompetencji jest tylko i wyłącznie lotnictwo cywilne. Koniec, kropka.
Tym bardziej wydaje się dziwne, że po ponad dwóch latach pan pułkownik Klich zachował się zupełnie inaczej. Katastrofa rządowego samolotu z prezydentem na pokładzie była w sposób oczywisty również wypadkiem w lotnictwie państwowym. Piloci byli wojskowymi, a samolot należał do wojskowego pułku i leciał na rosyjskie lotnisko wojskowe.
Ów rejs w dokumentach oznaczono literą „M” (military).
Skąd, więc ten nagły impuls i wprost mesjańskie przewidzenie tego, że to on, Edmund Klich właśnie stanie się człowiekiem numer jeden i jako polski przedstawiciel przy MAK i będzie odpowiedzialny ze strony polskiej za wyjaśnienie przyczyn katastrofy? Dlaczego nagle zachował się zupełnie nielogicznie i odwrotnie niż 23 stycznia 2008 roku? Skąd jazda zupełnie w ciemno do Warszawy i wiara, że zastanie tam ministra Grabarczyka, z którym się wcześniej nie umawiał oraz wbrew jakiejkolwiek logice cała tragedia będzie badana tak, jakby była to jedna z wielu katastrof w lotnictwie cywilnym i to na dodatek rejsowym?
Czy aby na pewno wyjazd Edmunda Klicha do Warszawy był tak spontaniczny jak zeznawał w sejmie?
Oto opowieść Edmunda Klicha wygłoszona przed sejmowa komisją infrastruktury 6 maja 2010 roku:
„Rozpocznę od pierwszej informacji, o której – jak większość pewnie z państwa – dowiedziałem się o katastrofie z mediów. Nawet dzwonił jeszcze syn. Mówi: tato czy wiesz, co się dzieje? Włączyłem TVN 24, widzę, co się dzieje, w związku z tym natychmiast zacząłem się pakować i jadę do Warszawy, bo wiedziałem, że już może być problem prawny. Dlaczego? Dlatego, że samolot jest samolotem – był – samolotem lotnictwa państwowego. Załoga była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa państwowego, którego nie obejmuje załącznik 13 do konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym”
Ciekawe. Klich wie już, że załącznik 13 i cała konwencja w tym przypadku nie mają zastosowania, czyli nic tam po nim, a jednak pędzi jak błyskawica do Warszawy.
Dalej robi się jeszcze ciekawiej:
„Tak gdzieś w połowie drogi, chyba w rejonie Garwolina, bo ja mieszkam w Dęblinie i na weekendy jeżdżę do Dęblina, w tygodniu czy jak potrzeba to mieszkam w Warszawie, także nie ma jakiegoś problemu tutaj dojazdu, szybkości na miejsce wypadku czy coś. W połowie drogi dostałem telefon od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji Federacji Rosyjskiej, zastępca pani Anodiny – szefowej Mieżnonarodnej Awiacionnej Komisji… Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu Lotniczego. (...) On zadzwonił i powiadomił mnie, że jest katastrofa w Smoleńsku i traktuje to, jako telefoniczne powiadomienie, natomiast formalne będzie później. I było od razu pytanie o procedury, według jakich będzie ten wypadek badany. On zaproponował załącznik 13 do konwencji, bo myślę, że i według jego wiedzy, i ówczesnej mojej wiedzy, to jest jedyny dokument, który podpisała i strona polska, i Federacja Rosyjska, jako konwencję chicagowską tak zwaną z ’44 roku. Ja wtedy nie wypowiedziałem się jednoznacznie, ale też sądziłem, że to będzie jedyne rozwiązanie, to znaczy rozwiązanie, które ma jasne zasady prawne.”
I dalej:
„Po przyjeździe do ministerstwa już pan minister Grabarczyk na mnie czekał. Zgłosiłem się do gabinetu pana ministra i też ten pogląd wyraziłem, że tu chyba aneks 13 jest takim dokumentem, gdzie obydwie strony mają określone procedury, jest to już jasne, to są zasady międzynarodowe.”
Jak widzimy to nie na szczeblu rządowym z udziałem polskiego premiera dochodzi do forsowania załącznika 13 konwencji chicagowskiej, której w ogóle nie stosuje się w przypadku katastrof w lotnictwie państwowym, lecz cały plan zostaje wyjawiony gdzieś w okolicach Garwolina z inspiracji Morozowa i via jego pomagier Edmund Klich przekazany ministrowi Grabarczykowi.
Do faceta, który w ogóle nie jest przewidziany do badania takich wypadków jak katastrofa smoleńska, dzwoni inny facet z Rosji, który również doskonale wie, że to nie ten adres i nie jego instytucja powinna badać tego typu wypadki. O dziwo, obaj wiedzą o tym doskonale, ale polski rozmówca Morozowa, jakby telepatycznie wyczuwa, co będzie się działo i już jest w drodze czytając niemal w myślach zastępcy generał Anodiny.
Zastanawiające, że na eksperta-ochotnika czeka już w Warszawie minister Grabarczyk, choć nie słyszymy w zeznaniach Klicha o żadnym umawianiu się na wspólne spotkanie. Kto poinformował Grabarczyka, że Klich jest w drodze i ma on na niego czekać?
A może to nagłe pakowanie się i wyjazd z Dęblina do Warszawy to typowe zachowanie się podległego służbowo funkcjonariusza po usłyszeniu wydanego mu rozkazu, a nie impuls, którego jakoś zabrakło podczas katastrofy w Mirosławcu i śmierci tylu przyjaciół i kolegów?
Może pierwszym zadaniem Edmunda Klich była walka o postępowanie w myśl 13 załącznika do konwencji chicagowskiej, która jak dzisiaj wiemy okazała się korzystna tylko dla Rosjan gdyż pozwala im dysponować dowolnie kluczowymi dowodami niezbędnymi do wyjaśnienia przyczyn katastrofy i nie wydawanie ich stronie polskiej?
Idźmy zatem dalej.
Klich, choć jeszcze nie jest polskim akredytowanym przy MAK znajduje się błyskawicznie w Moskwie obok takich wybitnych specjalistów wojskowych jak między innymi płk Goliński i płk Milkiewicz. Niestety, za pomocą intryg i kłótni pozbywa się „konkurencji”, która wraca po trzech dniach do Polski i tak oto opisuje później swoje starcie z wówczas jeszcze pułkownikiem Parulskim, szefem prokuratury wojskowej:
"I wchodzę do tego pomieszczenia, jest pan minister Parulski i od razu - no, powiedziałbym dosyć ostro - powiedział mi, że ja w ogóle nie potrafię działać, ja utrudniam pracę prokuraturze, a w ogóle ja ustawiłem... przyjąłem, jako załącznik 13 do procedowania i działam na szkodę Polski. To były bardzo mocne słowa i ja sobie je zapisałem zaraz wieczorem. Więc w tej sytuacji nie wiem, o co chodzi. Ja mówię, ja muszę procedować według załącznika 13 i wymaga tego ode mnie pan Morozow".
Znowu pojawia się Morozow, którego autorytet i zwierzchnictwo wydają się od początku dla Edmunda Klicha bezdyskusyjne, choć przypominam, nadal nie jest on jeszcze polskim akredytowanym przy MAK i Morozow nie może od niego niczego jeszcze wymagać czy żądać. Dlaczego zwycięża lojalność wobec Morozowa, a nie obowiązek zapewnienia Polsce jak największego wpływu na wyjaśnienie przyczyn katastrofy?
Czyżby odzywała się u naszego „wybitnego eksperta” dusza niewolnika i instynkt podporządkowania się przewodnikowi stada?
Skoro Parulski uważał wówczas procedowanie według załącznika 13-go za szkodliwe dla Polski to znaczy, że prokuratura wojskowa i wojskowi eksperci mieli inny plan, zniweczony z premedytacją przez Rosjan i działającego zgodnie z ich interesem Klicha.
Dalej następuje bardzo sprawna akcja świetnie przygotowanych Rosjan, u których bynajmniej nie widać w tej kwestii żadnego chaosu i bałaganu. Wręcz przeciwnie, wydają się być świetnie przygotowani i działać według wcześniej ustalonego precyzyjnego planu. Oni chcą za wszelką cenę właśnie jego, Edmunda Klicha i to uczucie do niego zrodziło się być może nie w okolicach Garwolina, …ale gdzie indziej i dużo, dużo wcześniej?
W każdym bądź razie to, co dzieje się dalej tak opisuje sam Klich:
„W kolejny dzień, to był poniedziałek, a i kolejny dzień godzina 13.00, tj. wtorek, trzynastego …przepraszam…o godzinie 12.00 podchodzi do mnie pan Morozow i mówi: pan premier Putin zaprasza, no nie mówi się pan w języku rosyjskim tylko jest wy czy ciebie, no jest to taka forma, jak w angielskim, mówi zaprasza ciebie na konferencję prasową do Moskwy na trzecią. Ja mówię, jak na trzecią? Przecież jest dwunasta. Chyba, że jakiś samolot, może przelecę się jakimś Tu-22 albo coś i to wtedy można, prawda? Wszystko możliwe jest, szczególnie w tak mocnym państwie. No i od razu zadzwoniłem do pana ministra Grabarczyka, bo coś tutaj ja za wysoko zaczynam gdzieś być postrzegany, prawda? No i w rozmowie, ja nie wiem czy była taka jasna akceptacja, ale wyczułem, że mogę się na to spotkanie udać do… Aha, bo później było tak: nie będę musiał lecieć do Moskwy, ale będzie telekonferencja i mam być w budynku w jakimś jednym z gubernatorów. Udałem się na tę konferencję. Pierwszy głos zabrał pan premier Putin, później jego zastępca pan Iwanow i jako trzecia pani Anodina, szefowa MAK-u, która jasno powiedziała, że będzie procedowanie według załącznika 13.”
Rosjanie widząc tarcia w polskiej delegacji oraz patriotyczne i fachowe, czyli „groźne” podejście niektórych naszych ekspertów i wojskowych, postanowili posadzić Klicha przynajmniej na ekranach telewizorów, między Putinem, Iwanowem i Anodiną tak, aby ów obraz poszedł w świat i powstało wrażenie, że ich faworyt jest główną postacią w polskiej ekipie i jest to wybór polskiej strony.
Ponownie zwracam uwagę, że dzieje się to 13-go kwietnia i Edmund Klich nie jest jeszcze polskim akredytowanym przy MAK.
W ten oto przemyślny sposób w rzeczywistości to Kreml obsadził stanowisko polskiego akredytowanego przy MAK, a na fali polskiej akcji palenia zniczy na grobach czerwonoarmiejców i podziwu autorytetów z Czerskiej dla wspaniałej postawy władz Rosji, trudno byłoby stawiać w kłopotliwej sytuacji Władimira Putina. Ten zaś sprytnie oraz osobiście nobilitował Edmunda Klicha.
Zresztą któż miałby oponować z obecnej ekipy rządowej, która prężyć muskuły potrafi tylko na własnym podwórku wobec wrednych „pisiorów” wspierana przez zaprzyjaźnione media?
Dzisiejsze teatralne gesty Donalda Tuska, udające niezadowolenie z raportu MAK to zwykła gra pod naiwną publiczkę, a apelowanie do strony rosyjskiej o uwzględnienie polskich uwag do raportu jest niczym innym jak proponowaniem kompromisu zamiast poszukiwaniem prawdy. Tej prawdy Putin oraz Tusk i jego ferajna nie chcą od samego początku i dlatego najwygodniejszym akredytowanym dla obu stron był właśnie Edmund Klich z wyraźnie widoczną, wbitą w plecy rosyjską kierownicą.
Gwarancją na ukrycie prawdy jest też wypróbowany i dobrze znany na całym świecie żołnierz Putina, prokurator Jurij Czajka, o którego „osiągnięciach” i „sukcesach” Tusk nie mógł nie wiedzieć, zgadzając się na pozostawienie w jego wypróbowanych rękach decydującej roli w prokuratorskim śledztwie.
Wszelkie dzisiejsze dywagacje czy przedłużyć Klichowi kończącą się kadencję, jako przewodniczącemu Komisji Badania Wypadków Lotniczych przy ministrze infrastruktury uważam za skandal i objaw wyjątkowego skundlenia polskiej klasy politycznej.
Jednak tak jak trzeba było zmiękczyć pułkownika Parulskiego generalskimi lampasami, podziękować za pomocą wysokiego odznaczenia państwowego ambasadorowi Rosji w Polsce, Grininowi za współudział w dyplomatycznym spisku wymierzonym przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, tak trzeba będzie jakoś „godnie” zagospodarować polskiego eksperta, protegowanego Władimira Putina. Nie mam żadnych wątpliwości, że tak się właśnie stanie.
Ten człowiek powinien jednak kiedyś stanąć przed polskim, prawdziwie niezawisłym sądem, a jeżeli już czemuś ma koniecznie w przyszłości przewodniczyć to najlepiej z poręczenia Putina, dożywotnio, rosyjskiej komisji MAK, najlepiej w złoconej liberii i przed drzwiami do windy w siedzibie „międzypaństwowej komisji” w Moskwie.
„Mocną” pozycję polskiego akredytowanego najlepiej obrazuje ten oto fragment konferencji prasowej MAK z 19 maja 2010 roku. Mamy tu jak na tacy Edmunda Klicha, którego po telekonferencji z Putinem, generał Anodina szybko sprowadza do parteru, tak, aby mu woda sodowa nie uderzyła zbytnio do jego megalomańskiej głowy i znał swoje miejsce w szeregu.
Dziennikarz BBC zadaje pytanie Edmundowi Klichowi o dodatkowy głos w kabinie, czy jest zidentyfikowany i do kogo należy. Drugie pytanie – O zabrany z lotniska w Smoleńsku system ILS.
Chce odpowiadać Edmund Klich, ale Tatiana Anodina wchodzi mu w słowo: „ Może ja odpowiem. Pan Klich może mówić później.”
Od tamtych wydarzeń minie niedługo już dziewięć miesięcy
Pytany ostatnio w programie „Warto rozmawiać” o to czy zbadał to słynne skrzydło rządowego Tupolewa, które ponoć odpadło po uderzeniu w brzozę, polski „ekspert” Edmund Klich odpowiedział przecząco. Za to nazajutrz w wywiadzie dla portalu Wirtualna Polska „specjalista od katastrof lotniczych” stwierdził:
Ważne byłoby, aby ujawnić rozmowy między Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi i dowiedzieć się czy rozmowa dotyczyła rzeczywiście jedynie stanu zdrowia matki
Tak drodzy czytelnicy, to nie sen, to się dzieje naprawdę. Ten człowiek de facto nastręczony przez Rosjan, wędruje od studia telewizyjnego do studia, od jednej redakcji do drugiej i traktowany jest zupełnie poważnie, jako obiektywny, niezależny polski ekspert i fachowiec.
Ilość sprzecznych z sobą wypowiedzi, wolt, zmian stanowiska, dziesiątki wywiadów i wydana książka czynia polskiego akredytowanego jednym z głównych narzędzi prowadzonej od samego początku przez stronę rosyjską i polską skoordynowanej akcji dezinformacyjnej.
Półroczne żebranie opinii publicznej o zabezpieczenie wraku samolotu, brak czarnych skrzynek, broni, kamizelek kuloodpornych i amunicji borowców, telefonu satelitarnego prezydenta jak i samego kokpitu samolotu to skandaliczne wydarzenia, które miały miejsce bez żadnego stanowczego protestu polskiego rządu, co może nasuwać podejrzenie, że było mu to na rękę.
Oto III RP w pełnej krasie. Oto upadające chore państwo z ogłupioną do cna gawiedzią, które nie może doczekać się narodowego przebudzenia. Państwo ludzi, którzy mając uszy nie słyszą i mając oczy nie widzą.
P.S. Życie jak zwykle zaskakuje.
Powyższy tekst pisałem 8 stycznia i nie sądziłem, że moje „chore insynuacje” podważające samodzielność decyzji Edmunda Klicha o wyjeździe 10 kwietnia 2010 roku ze swojego domu w Dęblinie do Warszawy potwierdził sam polski akredytowany w wywiadzie dla Gazety Polskiej.
GP - Wkrótce potem - jako pierwszy, zanim zrobił to ktokolwiek ze strony polskiej - zadzwonił do Pana Aleksiej Morozow, wiceszef MAK?
Edmund Klich - Przy okazji chcę tu uściślić pewną informację: Morozow do mnie dzwonił, gdy jeszcze byłem w domu, a nie na trasie do Warszawy, jak powiedziałem w pierwszym przesłuchaniu sejmowym
Lont wetknięty w tyłek polskiej ekipy rządowej 10 kwietnia ubiegłego roku okazuje się dużo krótszy niż sądziłem, dlatego też zamiast pastwić się nad gabinetem szkodników i ciemniaków zadedykuję im refren popularnej piosenki grupy Happysad
„…a miało być tak pięknie
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem
miało być "sto lat! sto lat!"
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (2/2011)
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
16 komentarzy
1. Komisja Infrastruktury 06 maja 2010 r.
http://blogmedia24.pl/node/32396
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Jestem trochę złośliwy więc się przyczepię
Ten lot nie mógł być oznaczony M od military .Raczej в od военных .
незначительные ошибки
Zdaje mi się ,że rzecznik rządu Graś już to prostował .
3. @kokos
Świetny tekst!- "pozbierałeś" wszystko o tej weszce, jaką od samego początku jawi mi się to indywiduum...a paple ciagle dalej, sam pokazując KIM JEST>
Jedna uwaga: czy nie zauważyliście, JAKICH miękkich durniów, w 100% sterowalnych z pewnością nie bez przyczyn ZASADNICZYCH (śpioch?) - wybiera sobie ten "dysponent"?
Jak z Walensą :)
Bo mądry, cwany i inteligentny...mógłby urwać się wszak z postronka.
Selka
4. selka
Nieskomplikowany prostak i megaloman to zawsze było dla nich najlepsze narzędzie
pozdr
5. Nieskomplikowany prostak i megaloman ?
KLICH: BŁĘDY POLAKÓW I WĄTPLIWA WINA ROSJAN
http://www.tvn24.pl/12690,1690159,0,1,jakby-wcisnac-hamulec-i-nic-sie-ni...
Jeszcze tydzień temu w "Rozmowie Rymanowskiego" pułkownik Klich mówił, że "kluczowym dla rozwiązania zagadki katastrofy smoleńskiej jest zaś to, co działo się w wieży kontroli lotów". Przytoczył też rozmowę z szefową MAK Tatianą Anodiną, z której utkwiło mu w pamięci stwierdzenie, że "Rosja to wielki, a Polska to mały kraj".
Tymczasem w czwartkowej "kropce nad i" pułkownik stwierdził: - Jestem przekonany, że większość przyczyn katastrofy w Smoleńsku leży po naszej stronie. Nie można nawet mówić, że są jakieś przewinienia po stronie rosyjskiej - stwierdził w TVN24 szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jego zdaniem nawet gdyby wiele przyrządów było niesprawnych, to piloci "nie mieli prawa tak prowadzić samolotu".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. "q..a q..ie łba nie urwie" czyli Stokrotka i Klich
Zdaniem Edmunda Klicha w zebranych dokumentach nie ma dowodu na to, by na załogę naciskał Główny Pasażer. "Niedopuszczalnym" nazwał za to obecność w kokpicie gen. Andrzeja Błasika.
W kwestii tego, czy należało ujawniać nazwisko Dowódcy Sił Powietrznych i to, czy był pod wpływem alkoholu Klich powiedział, że "my pewnie byśmy tego nie zrobili, bo generał był pasażerem, a nie członkiem załogi". - Z drugiej strony był w kokpicie - dodał ekspert.
Edmund Klich mówił też, że jego zdaniem Konwencja Chicagowska i 13 załącznik do niej są najlepszymi możliwymi dokumentami jakimi można było się posłużyć 10 kwietnia.
- Jeśli Jarosław Kaczyński uważa inaczej, to trzeba było wziąć dywizję, zrobić desant i wtedy może zdobyłby natychmiast wrak, ale na te dane, rejestry rozmów z wieży, już nie moglibyśmy liczyć - podsumował Edmund Klich.
http://www.tvn24.pl/12690,1690159,0,1,jakby-wcisnac-hamulec-i-nic-sie-ni...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. krew poległych na waszych rękach, manipulatorzy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. EKSKLUZYWNA ROZMOWA Z KONTROLEREM LOTU ZE SMOLEŃSKA
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Od początku badania przyczyn
Od początku badania przyczyn katastrofy Edmund Klich lansował
tezę, że po polskiej stronie jest więcej uchybień, które doprowadziły
do smoleńskiej tragedii. Jednym z nich, jak wielokrotnie twierdził, był
błąd załogi TU-154, która chciała odejść na drugi krąg w automacie.
Według Klicha, nie było to możliwe na lotnisku nie wyposażonym w system
ILS.
Tu przytaczamy jego wypowiedzi w tej sprawie.
Jednak dzisiejsze doniesienia „Naszego Dziennika" obalają tę tezę. Pisaliśmy o nich tu.
„Fakt" zapytał byłego polskiego akredytowanego przy MAK, na jakiej podstawie mówił o tym, że "uchod" nie zadziała bez ILS.
Jakich inżynierów? Tego Klich nie mówi. Ale najwyraźniej nie mieli
oni za dużo do czynienia z Tupolewami należącymi do 36. spec pułku.
Zapytany o artykuł w "Naszym Dzienniku", odparł krótko:
Szkoda, bo do tej pory Edmund Klich bardzo chętnie komentował
wiele artykułów i sam był autorem serii wrzutek (z których wiele nie
miało potwierdzenia w rzeczywistości, jak presja na załogę). Gdy teraz
ktoś go na czymś przyłapał, nabiera wody w usta.
Doniesienia „Naszego Dziennika" sprawiają, że kolejne argumenty
oskarżycieli załogi pryskają jak bańka. Czy ci, którzy miotali wobec nie
mogących się bronić śp. pilotów zarzuty złego przygotowania,
popełniania błędu za błędem, odwołają swoje słowa? Przeproszą tych,
którym tak łatwo pośmiertnie przypisywali doprowadzenie do śmierci 96
osób? Czy przeproszą ich rodziny?
znp, "Fakt"
http://www.wpolityce.pl/view/10465/_Nasz_Dziennik__obalil_teze_Edmunda_K...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Edmunf Klich
od wczoraj powtarza - manipulacja faktami - przykład? - bo Macierewicz na usterkę mówi awaria !
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. JAK TO Z KLICHEM EDMUNDEM
JAK TO Z KLICHEM EDMUNDEM BYŁO ? (tyche44)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Ten film
jest już niedostępny ... bo był niewygodny.
ciociababcia
13. PO: PISAŁA JĄ "KOMISJA
PO: PISAŁA JĄ "KOMISJA POLITYCZNA"
Klich: "Księga" to kłamstwa, bzdury, manipulacje
Kłamstwa,
bzdury, manipulacje - tak przedstawioną dziś przez Antoniego
Macierewicza drugą część "Białej księgi" PiS o katastrofie...czytaj dalej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Oto, co znaczy zagrać
Oto, co znaczy zagrać Smoleńskiem w kampanii. Edmund Klich i jego wyborcze spotkania z TU-154 na plakacie
Edmund "w czym mogę pomóc?" Klich ma trudne zadanie - wykonuje
podwójną robotę. Z jednej strony musi przekonać wyborców do uczynienia
go senatorem, z drugiej - do zakupu swojej najnowszej książki. Program
wyborczy? "Pracuję nad programem. Mają temu pomóc spotkania z ludźmi na
temat katastrofy smoleńskiej. Ten temat ma przyciągnąć ludzi, bo
przecież nie przyciągną ich same wybory."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. WSI24 konsekwentnie promuje-bo chyba nie zapłacił kondydat Klic
"TEN TEMAT MA PRZYCIĄGAĆ LUDZI"
Klich mówi o Smoleńsku, by przepytać wyborców
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. "Klich ma trudne zadanie"
(...) Klich ma trudne zadanie - wykonuje podwójną robotę. (...)
Celna uwaga, lecz nie on jeden.