Po datą 16 stycznia 1954 roku Leopold Tyrmand zapisał w swoim Dzienniku: "Gigantyczne zwycięstwo komunistów, tak przesycili sobą cały tuż-obok-świat, że nawet ja uległem ich gwałtowi; najlepszym tego dowodem ten dziennik, czyli obsesja polemiki. Mnie tu prawie nie ma, jest moje ujadanie przeciw. I to jakieś zaniżone. Prometeusze, Edypy, Konrady i ci rozmaici inni, co pasowali się z Bogiem, losem, przeznaczeniem, a teraz nie przychodzą mi do głowy, jakże wzniesieni i nobilitowani przez swego Przeciwnika. Procesować się z Bogiem, cóż za piękne marzenie! Komunizm to tylko Golem, niebotyczny, to fakt, lecz glina i brud. O tyleż moja walka gorsza, mniejsza, brudniejsza." (Londyn 1985, s. 85)

U progu nowego – 2011 roku, warto postawić pytanie: na czym dziś polega owo „gigantyczne zwycięstwo” glinianego Golema, gdzie pozwoliliśmy zapuścić mu zabójcze korzenie – tak głębokie, że ich druzgocząca moc zdaje się dla wielu nieodczuwalna?

Czy nie jest tak, że po latach rządów obecnego układu łatwo zapomnieliśmy, że powrót do mechanizmów życia publicznego istniejących w czasach PRL-u oznacza przede wszystkim wykorzystanie słów, jako podstawowego narzędzia władzy nad społeczeństwem, a jednocześnie najbardziej skutecznego paralizatora? Komuniści mieli swoje słowa – klucze, pozwalające na zafałszowanie rzeczywistości i narzucenie Polakom semantycznego oszustwa. Istota tego fałszu polegała na tym, że zachowania moralnie dobre (sprzeciw wobec zła, głoszenie prawdy, wierność zasadom moralnym, patriotyzm, pragnienie wolności) przedstawiano w nich jako rzeczy negatywne, odwracając ich pierwotne znaczenie aksjologiczne i nadając nowy wymiar - sprzeczny z podstawowymi normami etycznymi. To, co w każdej zdrowej społeczności byłoby wyznacznikiem pożądanych postaw obywatelskich i stanowiło zasadę budowania dobrego państwa – w PRL i w III RP zostało sprowadzone do moralnego absurdu, stając się synonimem zagrożenia lub kompromitacji.

Dlatego cały przekaz medialny związany z tragedią smoleńską, publikacje dziennikarskie i wypowiedzi polityków z grupy rządzącej korzystają z tych samych mechanizmów fałszerstw, jakimi posługiwali się komuniści i ich sukcesorzy.

Ten semantyczny terroryzm, jest dziś użyty przeciwko słusznym dążeniom wielu milionów Polaków, domagających się wyjaśnienia przyczyn tragedii z 10 kwietnia. Ma ich zastraszyć, podzielić i sklasyfikować, a gdy przyjdzie pora - posłużyć jako „norma prawna” w rozpętaniu represji i prześladowań. Trzeba pamiętać, że tylko krok dzieli histerię medialnych kunktatorów, demagogicznie piętnujących każde dążenie do prawdy, od działań państwowych inkwizytorów czyniących z kłamstwa smoleńskiego nadrzędną „rację stanu”.

Zwycięstwo „brudnego Golema” polega przede wszystkim na akceptacji tych okoliczności – jeśli nie poprzez wiarę w medialne kłamstwa, to w formie tak mocno podkreślonej w tekście Tyrmada - „obsesji polemiki” z czymś, co na żadną polemikę nie zasługuje i winno zostać z pogardą odrzucone. Tkwi w takiej postawie objaw zaniku naturalnego systemu obronnego, który jeszcze przed rokiem 1989 nakazywał milionom Polaków traktowanie mediów jako ośrodków propagandy, służących zniewoleniu i oszukaniu społeczeństwa.

Zwycięstwo Golema polega zatem na bezrefleksyjnym komentowaniu doniesień dziennikarskich, na chwytaniu każdej informacji z medialnego stołu, na traktowaniu wyrobników medialnych i rozpowszechniany przez nich bredni, jako wartych uwagi i dyskusji. Zwycięstwo Golema - to uwiarygodnianie szumowin, jako „mężów stanu”, przydawanie honoru pospolitym kanaliom, wsłuchiwanie się w głos miernot, niczym w słowa ludzi godnych. Dopadająca nas „obsesja polemiki” zniża nas zawsze do poziomu brudnego Golema i już na wstępie pozbawia szans na zwycięstwo.

Oto tchórz, który zbudował swoją pozycję na głoszeniu nienawiści i wsparciu wrogiej agentury, staje się piewcą „zgody” narodowej i rzecznikiem „pojednania” z katem. Mam obalać jego kłamstwa, ryzykując przyznanie mu statusu interpelatora, czy zamilczeć ogłupiający bełkot?

Oto sługus, który twierdzi, że przeciwstawił się hegemonowi. Mam podjąć z nim dyskusję, opierając się na systemie pojęć obcych niewolnikom, czy wzniośle milczeć?

Oto donosiciel i kłamca, który stroi się dziś w szaty mentora i wrzaskliwie rozdziela pokrętne „moralitety”.  Mam zdemaskować jego gębę, czy też odwrócić się z odrazą?

Jeśli uznam ich za godnych polemiki - nobilituję tym samym do rangi przeciwnika, nadam ich słowom dyskursywną wartość, której przecież nigdy nie posiadały. Jeśli będę milczał – oni moje milczenie uznają za słabość i wywiodą z niego wsporniki swoich kłamstw.  

Przed tym dylematem, prędzej czy później staną wszyscy podejmujący walkę z Golemem. To konflikt zamierzony - „gigantyczne zwycięstwo” tych, którzy ze świata elementarnych prawd uczynili chaotyczne pobojowisko, zmieniając porządek rzeczy i pojęć.

Żyjemy na tym pobojowisku; uznając brudnego Golema za godnego Prometeusza, walcząc z glinianym tworem niczym ze stalowym smokiem, ulegając obsesji polemiki z czymś, czemu nie przysługuje nawet najmniejszy atrybut prawdy. Tyrmand rozumiał tę prawdę aż do bólu:

Rozbestwione kłamstwo, jakim komunizm wypełnił swój świat i zainfekował nasz świat anuluje wszelkie normy rozsądku. Nikt, kto skłonny jest walczyć o godność własną i chce pozostać w zgodzie z własnym sumieniem, nie zgodzi się na to, żeby nazywać dzień nocą, ciemnotę kulturą, zbrodnię przyzwoitością, niewolę wolnością - na mocy dekretu komunistycznych władców. Poprzez kłamstwo komunizm staje się wszechobecny, przeobraża się we własność bytu, partnera istnienia, element panteistyczny, z którym nawet ścinanie paznokci ma coś wspólnego. Groza kryjąca się w tym stanie rzeczy jest nie do pojęcia dla ludzi …”

 

  Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie.

 

http://bezdekretu.blogspot.com/2011/01/golem.html