JAK WYGRAĆ „ZAMACH STANU”? (Aleksander Ścios )
„Kiedy dziś patrzę na Rosję odnoszę wrażenie, że doszło w niej do wielkiej zmiany, rewolucji. Nawet za czasów Związku Sowieckiego to Rosja posiadała służby, tymczasem dziś jest jakby na odwrót - to Federalna Służba Bezpieczeństwa i jej siostry posiadają Rosję. Jeśli FSB rządzi w Rosji, to musicie zdać sobie sprawę z tego, że rosyjską ropą naftową i gazem także rządzą służby specjalne, a jeśli tak jest to interesy z nimi, na terenie byłych państw Układu Warszawskiego, mogą robić ich zaufani agenci, byli towarzysze broni” - stwierdził przed kilkoma laty Wiktor Suworow. Dziś niemal banalna wydaje się teza, że współczesna Rosja to państwo zarządzane przez ludzi służb postsowieckich. To oni są właścicielami ziemskimi, biznesmenami i potężnymi graczami w wielu dziedzinach życia publicznego, tworząc klany rodzinne i przejmując na własność najważniejsze gałęzie gospodarki. Kto z tej perspektywy nie chce lub nie potrafi oceniać wydarzeń w Rosji, niewiele zrozumie z ich prawdziwych mechanizmów.
Wielu publicystów prześciga się zatem w zawiłych dywagacjach, próbując rozgryźć intencje płk Putina dotyczące powrotu na stanowisko prezydenta Federacji Rosyjskiej, opisując przy tym rzeczywistość rosyjską poprzez pryzmat domniemanych uwarunkowań i różnic politycznych. Nic bardziej błędnego.
Miarą zamysłów Putina jest zaostrzający się konflikt między potężnym klanem FSB, a wojskowymi z GRU, w którego tle rozstrzygają się interesy największych oligarchów.
Większość wydarzeń politycznych w dzisiejszej Rosji, decyzji i konfliktów można opisać mechanizmem walki o kolejne strefy wpływów oraz podział łupów z handlu bronią, ropą i gazem. O zamiarach Putina świadczą przede wszystkim wydarzenia tej wagi, jak; „utonięcie” generała –majora Jurija Iwanowa zastępcy szefa GRU, „samobójstwa” gen. Czerwizowa - byłego szefa Federalnej Służby Ochrony, gen Nikołaja Timoszenki - szefa Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych czy śmierć głównego ekonomisty Gazpromu - Siergieja Kliuka, który miał zastrzelić się we własnym samochodzie. Oznacza to, że putinowskie FSB zdobywa kolejne obszary władzy i umacnia wpływy, a sam pułkownik sowieckich służb chce wrócić do roli prezydenta Federacji.
Szybko postępująca centralizacja rosyjskich specsłużb i recydywa sowieckiej koncepcji „kułaka” – zaciśniętej pięści, stanowi podstawowy cel wszystkich zmian w rosyjskich strukturach bezpieczeństwa. Pretekstem do dokonania czystek personalnych były ostatnie wpadki agentów rosyjskich w USA i Gruzji, przez co posadę straci prawdopodobnie. szef SWR Michaił Fradkow. Jego następcą zostanie zapewne człowiek Putina - Siergiej Naryszkin, a wówczas wchłonięcie przez FSB Służby Wywiadu Zagranicznego będzie tylko kwestią czasu i przybliży powrót do sytuacji z okresu istnienia KGB, gdy wywiad i kontrwywiad działał pod wspólnym szyldem. Również wpadka siatki szpiegowskiej GRU w Gruzji zostanie wykorzystana jako mocny argument za pozbawieniem Głównego Zarządu Wywiadowczego przywilejów i pieniędzy. Plany reformy przewidują liczebne okrojenie GRU, a być może nawet jego podzielenie. Służba ma być podporządkowana cywilnemu ministrowi obrony, a szef GRU straci np. przywilej cotygodniowego raportowania bezpośrednio prezydentowi.
Na tym tle widać wyraźnie zarysowany konflikt. Z jednej strony szef SWR Michaił Fradkow w liście do czytelników czasopisma „Rodina” zapewnia, że służba „daje sobie radę z postawionymi przed nią zadaniami” ,a prezydent Miedwiediew deklaruje: „Wszyscy ludzie, pracujący w naszych służbach specjalnych, są w pierwszej kolejności, obywatelami Rosji, nie jest to żadne mięso armatnie i nie są to bohaterowie, których państwo składa w ofierze”. W tym samym czasie, płk Putin ręcząc iż służby rosyjskie nie zajmują się dziś likwidacją przeciwników politycznych, oświadczył, że nie jest to już konieczne, bo „zdrajcy sami wyciągną kopyta”.
I wyciągają, o czym świadczy liczba „samobójstw” i tajemniczych wypadków wśród ludzi GRU. Ich wspólnym mianownikiem jest również fakt, że dotyczą oficerów biorących udział w wojnach czeczeńskich i operacjach GRU, w czasie, gdy Putin był kolejno szefem FSB, premierem i prezydentem Rosji. Można jedynie przypuszczać, że niektórzy z „samobójców” posiadali rozległą wiedzę na temat tajnych operacji z okresu rządów Putina, któremu nie bez podstaw przypisuje się autorstwo wielu zamachów organizowanych rzekomo przez „czeczenskich terrorystów”.
Ostatnie wydarzenia w Rosji pokazują również, gdzie płk Putin dostrzega autentyczne zagrożenie dla swoich rządów. Nie chodzi bynajmniej o zmarginalizowaną opozycję polityczną, w wielu przypadkach infiltrowaną i inspirowaną przez specłużby. Realne zagrożenie mogą natomiast stanowić dawni i obecni oficerowie GRU, zrzeszeni w organizacjach kombatanckich i ruchach paramilitarnych. Postacią kluczową w tym środowisku wydaje się emerytowany pułkownik GRU Władimir Kwaczkow, b. dowódca 15. brygady specnaz GRU, weteran wojny w Afganistanie, uczestnik wielu tajnych operacji zagranicznych przeprowadzanych na terytorium Wspólnoty Niepodległych Państw. Już jako emeryt walczył w Czeczenii, gdzie zapracował na wysokie odznaczenie państwowe. Uważany jest za jednego z największych w Rosji specjalistów od spraw służb specjalnych, doskonałego praktyka w prowadzeniu akcji dywersyjnych, lecz także teoretyka w tej dziedzinie wiedzy wojskowej. Po przejściu na emeryturę Kwaczkow stał się założycielem lub patronem wielu ruchów, zwłaszcza młodzieżowych, propagujących paramilitarne umiejętności (walki wręcz, strzelanie, skoki spadochronowe). Już wówczas pozycja Kwaczkowa budziła obawy Kremla. W marcu 2005 roku aresztowano go pod zarzutem zorganizowania nieudanego zamachu na prezesa rosyjskiej energetyki Anatolija Czubajsa – oligarchy i długoletniego przyjaciela Putina, któremu dzisiejszy premier zawdzięcza pierwsze stanowisko w administracji Borysa Jelcyna. Sąd ostatecznie uwolnił Kwaczkowa od zarzutów, choć spędził on w więzieniu prawie trzy lata.
Powtórnie nazwisko pułkownika GRU pojawiło się w czerwcu 2010 roku gdy z publicznym apelem o pomoc zwrócił się do niego Roman Muromcew – przywódca buntowników z Kraju Nadmorskiego na dalekim wschodzie Rosji. Były komandos Muromcew i kilkunastu innych mieszkańców Ussuryjska wypowiedziało prywatną wojnę milicji. Zdobyli broń napadając na posterunki i milicyjne patrole i wywołali na dalekim wschodzie „małą Czeczenię” Od marca 2010 r. napadali na posterunki, zabijali milicjantów i uciekali do tajgi. Przez dwa miesiąca pozostawali nieuchwytni, nim milicyjni komandosi osaczyli ich i zmusili do poddania, albo samobójstwa. Kwaczkow uznał wystąpienie Muromcewa za prowokację ze strony FSB, obliczoną na delegalizację działających legalnie ale potencjalnie niebezpiecznych dla władzy organizacji. Chodziło głównie o tzw. "Kluby ochotników" – paramilitarne formacje założone przez Kwaczkowa, w których młodzi nacjonaliści pod okiem zwolnionych z wojska oficerów specnazu ćwiczyli sztuki walki, musztrę i strzelanie.
Przed kilkoma dniami, 23 grudnia FSB ponownie zatrzymało Kwaczkowa – tym razem pod groźnie brzmiącym zarzutem organizowania zbrojnego zamachu i wspierania terrorystów. Zdaniem rosyjskiej prasy powstańcy mieli rekrutować się spośród byłych wojskowych, dla których po redukcjach zabrakło etatów w armii. Grupy powstańcze miały zostać założone przez Kwaczkowa w wielu miastach na terenie Federacji Rosyjskiej. Na sygnał sztabu, powstańcy mieli zdobyć miejscowe jednostki, a potem ruszyć na Moskwę.
Kwaczkowa obciążają zeznania jego współpracownika - zatrzymanego w maju br. Petera Gałkina, którego oskarżono o przygotowywanie zbrojnego powstania we Włodzimierzu. Założona przez Kwaczkowa i Gałkina organizacja miała nazywać się "Pospolite ruszenie Minina i Pożarskiego", nawiązując nazwą do przywódców powstania ludowego, którzy przyczynili się do wyparcia Polaków z Moskwy w 1612 r.
Sąd wydał decyzję o aresztowaniu Kwaczkowa na dwa miesiące. Zdaniem portalu rosyjskich ruchów imperialnych REED, Kwaczkow po ogłoszeniu decyzji sądu powiedział: „Rosyjska rewolucja jest nieunikniona”.
Nietrudno w tych działaniach dostrzec rękę płk Putina i szytą grubymi nićmi kombinację operacyjną FSB. Jako pretekst do ataku na Kwaczkowa posłużyły również niedawne wydarzenia w Moskwie, Petersburgu i Rostowie nad Donem, gdzie grupy nacjonalistów i pseudokibiców wszczynały zamieszki, domagając się „Rosji - dla Rosjan”, atakując przy tym „czarnych” – przybyszów z Kaukazu. Sam Kwaczkow uważa, że padł ofiarą zemsty Anatolija Czubajsa, który „lubi sprawy doprowadzać do końca”.
Bez wątpienia, najważniejszym celem akcji FSB jest uderzenie w Główny Zarząd Wywiadowczy i osłabienie wpływów GRU na armię rosyjską. Niewykluczone, że śledztwo w sprawie „zamachu stanu” prowadzone przez podległą Putinowi prokuraturę wykaże powiązania buntowników z innymi oficerami GRU i posłuży do przygotowania ostatecznej rozprawy z wywiadem wojskowym. W efekcie – tuż przed wyborami prezydenckimi przewidzianymi na rok 2012, FSB osiągnie pełnię władzy, a ręku Putina znajdą się wszystkie jej realne narzędzia. Tym samym, los marionetki – Miedwiediewa, kojarzonego z poparciem GRU i SWR wydaje się przesądzony.
Warto z uwagą śledzić dzisiejsze mechanizmy „rosyjskiej demokracji”, głównie z tej przyczyny, że działalność Putina i realizowana przez niego strategia „kułaka” oraz stosunek do opozycji od dawna stanowią wzór dla grupy rządzącej Polską. Większość ustaw związanych ze sprawami bezpieczeństwa sformułowano w taki sposób, by zwiększyć uprawnienia służby Krzysztofa Bondaryka i uczynić z niej narzędzie sprawowania władzy. Rozwiązania zawarte w ustawach dotyczących cyberterroryzmu można natomiast wykorzystać do wprowadzenia ukrytej cenzury i inwigilacji opozycji.
Jednocześnie, już dziś można dostrzec, że w obszarze koncepcji działania służb specjalnych musi nastąpić konflikt, między grupą Donalda Tuska wspierającego bondaryzację służb, a Bronisławem Komorowskim – rzecznikiem interesów „wojskówki” i pełnej reaktywacji wpływów WSI.
Choć prezydencka kandydatura Komorowskiego była efektem zawarcia konsensusu między głównymi graczami polskiej sceny, (można się zastanawiać, na ile wymuszonego przez Rosję) to przyszły podział ról i łupów może zburzyć ten stan i wywołać nowy spór. Jego zwiastuny da się zauważyć w wypowiedziach gen. Petelickiego, krytykującego ministra obrony za katastrofalny stan polskiej armii, czy w wystąpieniach gen. Dukaczewskiego na temat służb wojskowych. Jak dotychczas są to „spory w gronie rodzinnym” i do czasu wyborów nie należy spodziewać się otwartego konfliktu.
Natomiast niektóre koncepcje płk Putina i gry operacyjne FSB mogą okazać się przydatne w okresie poprzedzającym nasze wybory parlamentarne. Jeśli nawet dziś zarzut planowania „zamachu stanu” brzmiałby absurdalnie dla opinii publicznej, to po kilkumiesięcznych zabiegach głównych ośrodków propagandy zostanie przyjęty i zaakceptowany. Ponieważ grupa rządząca Polską nie może sobie pozwolić na działanie niezależnego mechanizmu wyborczego, wolno spodziewać się naśladownictwa „demokracji putinowskiej”.
Artykuł opublikowany w nr.1/2011 Gazety Polskiej.
http://bezdekretu.blogspot.com/2011/01/jak-wygrac-zamach-stanu.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. One man band?
2. tu lepszy punkt widzenia na świat.
http://fronda.pl/ardens/blog/boze_narodzenie_wedlug_apokalipsy
www.powstanie-warszawskie-
3. +
Cenny tekst!
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
4. Tymczasem Tusk
w wywiadzie dla niemieckiego "Die Welt" niedwuznacznie prezentuje się Niemcom jako swój człowiek, a myślącym Polakom jako człowiek Angeli.
Na wstępie wywiadu czytamy:
"Kiedyś Polska była kłopotliwym krajem w gronie kandydatów do UE: za biedna, za duża, za stara, zbyt katolicka i rolnicza. Tak właśnie 38-milionową Polskę postrzegali niegdyś politycy i eksperci"
Odczytuję te słowa jako punkty programu realizowanego przez Herr Tuska. Co się udało wykonać?
Bieda - dalej jest, nawet większa niż kiedyś, ale udało się medialnie o niej zapomnieć
Polska za duża - bez zmian, chociaż praca na tym odcinku postępuje, jest juz RAŚ, są koncepcje euroregionów, są inne pomysły, wszystko na dobrej drodze
Polska za stara - no tak, młodzież wyemigrowała, ale głosuje jak trzeba, starsi ludzie medialnie nie istnieją, to target tylko dla Rydzyka
Zbyt katolicka - Tusk robi co może, idzie nie najgorzej
Rolnicza - pełen sukces, rolnictwo dogorywa razem z emerytowanymi rolnikami.
W całym wywiadzie Tusk wypowiada się wprawdzie jako polski premier, ale mówi jak człowiek Angeli.
Przystaje np. bez zmrużenia okiem na niemiecka ofensywę propagandową każącą pokazywać Niemcy jako ofiary II wojny swiatowej. Herr Tusk mówi tak:
"Polacy częstokroć stylizowali się na naród w roli ofiary. Czy to się - paradoksalnie - skończyło akurat po tragedii smoleńskiej? - pytali dziennikarze Die Welt. "Kto wiele wycierpiał, temu potrzebna jest pamięć - powiem więcej - ma on do tego moralne prawo." - odpowiedział Donald Tusk. "Niektórzy jednak redukują obronę własnych wartości do tego, że wciąż przypominają krzywdy doznane od innych. Ja widzę to inaczej: obrona własnych wartości powiedzie się tylko wtedy, kiedy występować się będzie jako równy partner, a nie jako ofiara."
Swoją droga ciekawe to niemieckie pytanie: "Czy to się - paradoksalnie - skończyło akurat po tragedii smoleńskiej?"
Mam wrażenie, że niemiecki dziennikarz wie więcej o grze, którą uprawia Herr Tusk na umysłach Polaków.