Joanna, czytelniczka "Gazety Wyborczej":

'Urodziłam się w Bydgoszczy. Nigdy nie lubiłam tego miasta ani z wyglądu, ani z atmosfery.(...)Brzydkie miasto bez duszy. Bez tradycji. Bez kultury.
Mikroświatek dominujący - małe mieszczaństwo. Baby w moherach w autobusach, z dezaprobatą i osadem w oczach. To moje rodzinne miasto i mam prawo powiedzieć, jak je widzę i odbieram."
(źródło)

Ten jakże symptomatyczny post, Agora publikuje na internetowej stronie głównej swej najstarszej ekspozytury. Michnik walczy w terenie. Nieustraszeni "rycerze" regionalnych redakcji "Gazety Wyborczej", tych z siedzibami w wciąż zbyt mało postępowych miastach, wpajają "swoim" mieszkańcom smutną prawdę: wiocha, nędza, moher, brud, kościół na kościele.


W II turze wyborów na prezydenta "Brzydgoszczy", spotkali się: dotychczasowy włodarz miasta, bywalec rozgłośni Ojca Dyrektora i młody, piękny, uśmiechnięty kandydat PO. Cała "Brzydgoszcz" tonęła w bilboardach z "gębą" tego drugiego. Na ostatniej prostej sam Tusk zaszczycił zapuszczone miasto nad Brdą, by wskazać zwycieżce. Nawet "moherowy" lud bydgoski dał się uwieść Słońcu Peru...

Baby w moherach, z kilogramami dezaprobaty dla POstepu, osadem w oczach, włosach, buziach, uszach, strzeżcie się! Tusk zasiał w skołatanej duszy czytelniczki Joanny ziarno nadziei. Na Czerskiej także na niego liczą. Te bajki o "cudzie  gospodarczym", "dobrze zarabiającej pielęgniarce, nauczycielce, sprzątaczce", trafnie czytane były przez Michnix od samego początku. Oni wiedzieli, że to ściema. Oni liczą na realizację jednaj jedynej, jakże istotnej obietnicy: stłamszenia moherów, katolików, patriotów, tych wszystkich niedostosowanych do nowych lepszych czasów. Tusk ma tym niedobitkom zapewnić nową Kulturkampf, aż do ostatecznego rozwiązania...


Kiedy "Jaruzel" 29 lat temu ogłaszał Polakom, że PRL-owska ojczyzna znalazła się na krawędzi, że ceną jej przetrwania będzie śmierć ks. Jerzego, G. Przemyka i wielu wielu anonimowych bohaterów tamtych smutnych czasów, nie było mnie jeszcze na świecie. Pojawiłem się "za chwile". Pamiętam schyłek PRL, wybory kontraktowe, wyraz twarzy mojego ojca w dniu głosowania; już chyba nigdy nie widziałem u niego takiego zachwytu, poczucia szcześcia, nadziei.  Wiedziałem, że właśnie się dzieje coś cholernie ważnego.
Wtedy także pierwsze skrzypce grał "Generał". Wielkodusznie "oddał" władzę. Michnix kazał nam być z tego dumnym. Polacy byli, wciąż są...

Dzięki Michnikowi obywatele nie mięli szans w sposób godny uporać się z PRLem. Zrozumieć to, kim tak naprawdę był Wojciech Jaruzelski. "Wyborcza" ustanowiła temat tabu. Każda próba głębszej analizy poczynań Generała, kończyła się dla śmiałka zawsze w ten sam sposób: w 400 tyś egzemplarzy "Wyborczej" klasyfikowano "gościa" jako "katola", "faszyste", "mohera", "psychola". Przykładów nie będę podawał, wszyscy je znamy.

Dziś, w Polsce rządzonej przez partię "solidarnościową", NZS-owską, poszliśmy jeszcze dalej. Już nie tylko niepoprawne pisanie o "staruszku" grozi prześladowaniami ze strony Fundacji Helsińskiej, Batorego, Amnesty International i innych ciał zajmujących się w sposób bezinteresowny promocją zasad humanitaryzmu; teraz gen Jaruzelski stał się zupełnie oficjalnie "autorytetem".
Bo kogóż Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej prosi o radę? Sprytnych, obytych w fachu przestępców, zbrodniaży, czy autorytety? Zapytajcie D. Tuska...

Dziś w nocy na ul. Ikara znów zbierze się grupa "bab w moherach, z dezaprobatą i osadem w oczach. Będą też chłopy w gumofilcach i grzańcem w kieszeni. Zapalą świece, będą po raz n-ty symbolicznie domagać się w "wolnej" Polsce sprawiedliwości. Partia z "sprawiedliwością" nie tylko w nazwie, jest dziś obiektem bezceremonialnej nagonki. "Solidaruch" Komorowski, przy udziale Jaruzela szuka przyjaciół na Kremlu.
Polska A.D. 2010 r.


P.S. Zgadnijcie jaki wyraz twarzy zapamiętałem u ojca, będąc ostatni raz u niego w odwiedziny?