Kilka słów o sądownictwie - po przeczytaniu dyskusji o wyroku w sprawie z powództwa Maryli.

avatar użytkownika UPARTY

Ojciec jednego z moich kolegów ze szkoły był sędzią w Warszawie a ojciec drugiego prokuratorem. Kiedyś, podczas wagarów, gdy raczyliśmy się jakim napojem alkoholowym rozmowa zeszła na wymiar sprawiedliwości. Trzeci kolega będący razem z nami powiedział, że w jakiejś sprawie pewnie komitet partyjny interweniował, bo komitety wpływają na wyroki sądowe. Kolega, którego ojciec był sędzią stwierdził, że to od wielu lat jest nieprawdą, bo zgodnie z obecnie panującą doktryną prawną sędzia, jeśli chce być sędzią, to ma sam z siebie wiedzieć jaki wyrok jest w interesie Partii. Jeśli dochodzi do interwencji komitetu partyjnego, to oznacza odejście sędziego z zawodu. Kolega, którego ojciec był prokuratorem stwierdził, że w prokuraturze jest tak samo. Ponieważ obecnie, jak w czasach Gierka, gdy odbywała się przytaczana rozmowa, mamy jedną dominująca partię, to i sądy, w których został zachowana ciągłość karier działają tak samo jak ówcześnie. Po czym sądy poznają, kto jest z partii a kto z opozycji. Po argumentacji. Jeśli obecnie w sprawie cywilnej ktoś opiera swoją argumentację na słownikowej definicji pojęć kodeksowych i sam zgodnie z nim dokonuje analizy sytuacji w jakiej się znalazł, to znaczy, że jest przeciwnikiem systemu i nie może żadnej sprawy wygrać- bo ujawnił swą Pisacką naturę i skłonność do autorefleksji . Natomiast jeśli ktoś ogranicza się w swojej argumentacji do spraw czysto formalnych i ocen innych ludzi, czyli nie myśli samodzielnie i nie przedstawia swoich racji w kategoriach dobra i zła a swoją postawą wskazuje, że jest w systemie autorytetów, to wtedy jest “swój” . Dlaczego sądy tak nie lubią Pisalamu. Bo nie chcą się zastanawiać nad dobrem i złem. Ciekawsza dla nich jest instrukcja obsługi nowego telefonu komórkowo lub nowy przepis na sos do karkówki z grila, a jak taki pisak zaczyna mówić o impoderbiliach, to zmusza Wysoki Sąd do myślenia o rzeczach , na których myśleć nie ma ochoty. Gdyby sąd chciał myśleć o filozofii, to nie byłby sędzią tylko filozofem. Sądząc z wpisu Aleksandra Ściosa, pan Janke podczas procesu też odwołał się do autorytetu a nie do własnej oceny rzeczywistości i to wystarczyło do odrzucenia roszczeń wobec niego. Jak ktoś rezygnuje z własnej woli, bo bez własnych poglądów nie ma własnej woli, to jest swój. Ile razy zastanawiam się skąd taka postawa mogła się wziąć, zawsze przypomina mi się prawosławna wersja Ojcze Nasz, w której jest wyznanie “ja niewolnik” - co dzieli o krok od wniosku: “Przecież nie mogę odpowiadać za to co robię, bo zrezygnowałem z własnej woli. W każdej sprawie słucham się autorytetu a nie swego sumienia. W końcu pokora jest cnotą, jestem więc dobrym człowiekiem, właśnie dlatego, że nie zastanawiam się nad tym co jest dobre a co złe”. Miłe, prawda! W związku z powyższym mój apel jest taki by osoby z naszego środowiska nie chodziły do obcych nam sądów, bowiem nie maja żadnej szansy na sprawiedliwość w naszym jej rozumieniu a samym faktem, iż się do i nich zwracają legitymizują to towarzystwo. Jeśli chodzi o Salon24 to chyba od dawnat nie wchodzę na niego i nie interesuje mnie co tam jest zamieszczane, po prostu nie ma takiego adresu. Co Pana Igora Janke, to przypominam sobie jego artykuł w obronie dobrego imienia Wałęsy, chyba po publikacji książki Gontarczyka i Cenckiewicza, ale nie jestem pewien, bo mogło to być równie dobrze po publikacji książki Zyzaka. Był to chyba ostatni jego artykuł, który przeczytałem. Otóż Pan Janke był bardzo niezadowolony z obalenia mitu Wałęsy, bo miał, jak sam napisał, zdjęcie Wałesy wpięte w matę nad łóżkiem i w osobie tego człowieka pokładał nadzieje na zmiany w Polsce. No cóż - pokładać nadzieję w człowieku, zwłaszcza takim jak Wałęsa, nawet będąc nastolatkiem to znaczy tylko tyle, że jest się kolejnym pokoleniem niezbyt rozsądnym ( bo chyba rodzice to zdjęcie widzieli?) i w związku z tym nie ma co sobie głowy zawracać jego poglądami na świat.

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz