Krótka rozprawa między Panem Tygrysem, Ayn Rand i Napierniczakiem
W sieci ciekawych rzeczy co niemiara. Ostatnio na przykład trafiłem na takiego geniusza z MENSA'y, któren za pięć dolarów podejmował się wykazać związek pomiędzy dwiema dowolnymi rzeczami... Słuchajcie słuchajcie - w SZEŚCIU krokach! Jest ponoć takie prawo natury, że istnieje sześć stopni swobody, i dlatego tych kroków może być do sześciu. Tak przynajmniej wynikało z tego, co ów geniusz tam pisał.
Mnie się jednak widzi, że sześć kroków w takim błahym zadaniu to łatwizna. No bo weźmy sobie na przykład mnie z jednej, i Ayn Rand z drugiej. Czy jest coś bardziej odległego drug od druga? "Ogień i woda", ktoś tam sugeruje? A już widzę kto. Nie pierniczcie mi tutaj Napierniczak, bo wam...! Dobrze, zgoda, bez niecenzuralnych słów. Co do zachowań nic nie obiecuję. Jednak tyle powiedzieć muszę, że ogień i woda to jest stare małżeństwo w porównaniu z Ayn Rand i Panem Tygrysem. I dodam, że Napierniczak to dureń. (Won zresztą komuchu z mojej klasy, nikt cię tu nie zapraszał. Skąd się w ogóle tu wziąłeś?!)
A jednak... I nie mówię ja o tym, że podobały mi się dwa teksty rzeczonej Ayn, co one były w jednej książce, co ja ją swego czasu kupiłem. A jeden to nawet bardzo, i aż traktowałem o nim kiedyś na tym blogu. Ale pomijając ten niewielki drobiazg, między tą panią a mną istnieje takie oto pokrewieństwo, że ona też zaleca, by wychodzić od spraw najbardziej zasadniczych - od zasad po prostu... Nie w sensie, jak postępować, by być cacy, i którym widelcem wycierać nos... Czy jak to tam było.
W każdym razie, na ile zrozumiałem (z książki o giełdzie zresztą, dwutomowej, pt. "Trader Vic") chodzi o to, że trza zrozumieć podstawowe zasady działania takiego czegoś, potem zaś dopiero... I zapewne z tych zasad, tak się domyślam... Dochodzić do tych wszystkich drobnych i ślicznych szczególików. (Tu nie od rzeczy będzie wydać z siebie "ach!" Prawda, że było nie od rzeczy, a nawet à propos?)
Ta zasada wydaje mi się należeć do tych, z którymi każdy prawie bez protestu się zgodzi, a potem będzie ją nagminnie (jak to gmin, znaczy) gwałcił. I to nie w sensie erotycznej (ach!) agresji, tylko po prostu jakby nie istniała. Znaczy, wcale nie zrozumiał, o co chodzi. Zgodził się, bo lubi zasady ogólne i mętne (w sensie dla niego samego niepojęte). Im mętniejsza i ogólniejsza - tym lepiej!
Przykład? Proszę bardzo! Czy ja kiedykolwiek wam ludzie żałowałem przykładów? Pouczających i zakończonych morałem? No to właśnie! Słuchać i nie przerywać! Więc taki ktoś wymyśla zasady, na których ma się opierać przyszła Polska. Przeważnie chodzi o Konstytucję (ach!). Co to ona ma być krótka... Jakby to miało wielkie znaczenie w realu, jaka ona jest. Jakby to nie był tylko kawałek świstka. No dobra, trochę się wkurzyłem, ale ja nie o tym.
Więc wymyśla taki mądrala tę konstytucję: ma być Suwerenność, Katolicyzm i Wolny Rynek. To taki przykład, ale, o ile te pierwsze rzeczy się zmieniają, w jakichś tam granicach przynajmniej, to ta trzecia jest NIEZMIENNA! Zawsze muszą być trzy, oczywiście. I tak zadziwiające, że, skoro WSZYSCY tę trzecią mają, to nie stoi ona na PIERWSZYM miejscu, ino zawsze na trzecim. (Może chodzi o to, że omne trinum perfectum? Ale też chyba nie do końca zrozumieli. Mi nie chodzi o to, że one są trzy, ino że ta akurat wzniosła sprawa zawsze jest trzecia. Ciekawe psychologiczne zjawisko, ale zostawmy je na razie na boku, mając pilniejsze sprawy.)
Mnie chodzi o to (poza giętkim językiem, oczywiście), że o ile sprawy w rodzaju Suwerenności czy Katolicyzmu to są... Byty chyba, gdybyśmy mieli gadać metafizyką... Ale to nie jest "metafizyka" w sensie takim, jak ludzie mówią "Jesień średniowiecza" o jakichś rozróbach, nie czytawszy nigdy znakomitej książki Huyzingi. (Co ona przecież jest i po polsku, jakby ktoś się poczuł.) Chodzi po prostu o to, że byt, z tego co pamiętam, to pojęcie właśnie należące do metafizyki. Która, z drugiej strony, z tego co pamiętam, jest właśnie "nauką o bycie".
Zatem rzekę, żę o ile Katolicyzm czy Suwerenność można, a nawet chyba należy, traktować jako samodzielne byty, to "wolny rynek" jest hipostazą, czyli bytem urojonym, a w każdym razie wtórnym, który ludzie z upodobaniem traktują, jako byt samodzielny. To jednak może być zbyt trudne dla wielu, nawet zdrowych na umyśle ludzi (a może właśnie dla nich najbardziej?), a zresztą nie najważniejsze.
Ważniejsze, w moich oczach... (Ludzie, ten Napierniczak znowu wsadza nam tu do klasy swoją wredną mordę! Dajcie mu parę razy w ryj i wracajcie do ławek, ale galopem!) Ważniejsze, w moich oczach, a do tego mniej metafizyczne, jest to, że tamte dwie sprawy, byty znaczy... Żebym już ich nie musiał za każdym razem wymieniać, to są bezwzględne WARTOŚCI... Inaczej wartości BEZWZGLĘDNE. Natomiast "wolny rynek" to coś takiego, w tej konstytucji znaczy, jakby ktoś, jako to swoje trzecie super-hasełko, zażyczył sobie "i żeby wszystkie autobusy miejskie były żółte!"
Ta wielkomiejska żółć może mieć jakieś tam zalety, niewykluczone nawet, że ogromne, ale jednak to tylko ŚRODEK do jakichś innych wartości. Czyli wartość... Jakby to rzec... Nieważne. Niech będzie "wtórna". (Jak butelka do skupu, czy inna makulatura.) Na przykład "powinny być żółte, bo ja kocham żółty, a jak kocham, to jestem szczęśliwy, szczęście zaś to najwyższa wartość (epikurej taki z niego, znaczy)... I wszyscy ludzie powinni poznać to szczęście, które daje żółty kolor (tutaj etyczny socjalizm)... Czy jakoś tak.
W sumie ta autobusowa żółtość... Tak jak i ten "wolny rynek" - mają czemuś SŁUŻYĆ. Jakimś WYŻSZYM wartościom (związanym z etyką, w tym jest rzecz, jak sobie w mym nieuczonym, Gadaczem nieskażonym móżdżku podejrzewam). Lewizna może to sobie jakoś inaczej widzieć, ale co mnie to? Dla prawicy, jak ja to rozumiem (dużo tego, ale w końcu to są moje poglądy i żadnym niezbitym argumentem, ani nawet żadnym Gadaczem, się nie podeprę), wszystkie te wartości, o które należy walczyć, których należy bronić... Dla których należy ZNOSIĆ (w sensie "ścierpieć") państwo...
No, chyba, żeby ktoś na temat państwa dostał akurat orgazmu... (Znowu?! Znowu chyba mignęła mi morda tego buca! Nie tego z wąsami, tylko... Sami wiecie. Tym razem obijcie mu tę mordę PORZĄDNIE, bo inaczej zrobię niezapowiedzianą kartkówkę i będą same pały.) Jednak, jeśli dostaje na temat państwa orgazmu, to może to jednak nie jest całkiem ta sama prawica?
Czyli, zgodnie z zasadą "cośtam dać rzeczy słowo" - nie powinno się to "prawicą" nazywać. Albo też my powinniśmy się inaczej nazwać. Innego wyjścia, być może, nie ma. Choć być może taki orgazm na temat Państwa (ach!) - choć z samej swej natury przecie niejako HEGLISTYCZNY - może być "prawicowy" i nie stanowi aż tak istotnej różnicy? W każdym razie, jakby to tam nie było, ten "wolny rynek", albo jest PRZEJAWEM czegoś "większego" - jak WOLNOŚCI tout court - albo też do czegoś "większego" PROWADZI! Na przykład do wolności - czemu nie?
"Suwerenność", z drugiej strony, jest, dla prawicy, jak ja ją rozumiem, wartością SAMĄ W SOBIE. W sensie, że JEST wartością i nie musi prowadzić do niczego innego, żeby tą wartością być. MOŻE prowadzić do innych wartości - w sensie "wspomagać je" - co jest dodatkowym bonusem, ale nie jest wcale konieczne. Zdziwi się ktoś, że suwerenność wydaje mi się być jakimś takim... Jak to rzec? "Samodzielnym etycznym bytem"... To mniej ważne... Ale także i WARTOŚCIĄ SAMĄ W SOBIE, choćby w znaczącej części, jeśli nie całkowicie (tegom bowiem nie rozpracował) ETYCZNĄ.
Dla mnie to jest tak, i, jak sądzę, dla "prawicowca" w takim sensie, jak ja to pojmuję, że: wolność to wartość naprawdę ogromna - choć może, jeśli uwzględnimy sprawy czysto RELIGIJNE, nie najwyższa, ale KONIECZNA do osiągania tych najwyższych (przynajmniej w katolicyźmie, a to nam na razie starcza z nawiązką). Zaś na ziemi i w tym ziemskim realu, to jest, przynajmniej dla mnie, wartość OGROMNA. I całkiem mi wystarcza, by ją postawić w rzędzie ze wszystkimi innymi NAJWYŻSZYMI wartościami.
(Ja w końcu człek całkiem świecki, więc mam z tym znacznie prościej. Nie muszę ryzykownie balansować na luźnej linie awerroizmu, bez czego - nie oszukujmy się! - nie da się dziś być katolikiem i żyć wśród ludzi. W każdym razie białych i "cywilizowanych".)
Krótko powiem, bo już późno, a kawałek całkiem jak ambitna rozprawa doktorska (no, niech ktoś zaprzeczy! Gadacz? Napierniczak? a, nie ma już tu tego pacana)... Nie - spokojnie! - mnie chodziło tu nie o puszenie się, ino o samą długość. No więc, mamy wolność i mamy NARÓD. Któren jest, jako rzekł kard. Wyszyński, "rodziną rodzin". Czyli poniekąd - jak rodzina to takie "rozszerzone ja" - tak samo naród jest "rozszerzonym ja". "Ja" luźniejszym, że tak to określę, ale za to o wiele WIĘKSZYM. Czyli, jak przeważnie bywa, coś za coś - coś zyskał, coś stracił.
No i tak wolność tego "rozszerzonego ja" JEST autentyczną, pierwszorzędną (etyczną, choć może nie tylko etyczną) WARTOŚCIĄ. W odróżnieniu od "wolnego rynku" na przykład, któren może być (co ja tam wiem?) sprawą PRZECUDOWNĄ, ale jednak pierwotną, pierwszorzędną wartością NIE JEST! Sam w sobie nie jest przecież NICZYM - cała jego wartość (jeśli mamy wierzyć jego WYZNAWCOM) wynika ze spraw, do których on (jeśli mamy wierzyć...) PROWADZI, albo których jest PRZEJAWEM.
I to by było na tyle. W ogóle miałem pisać o czymś innym, to zaś com tu napisał, miało być do tamtego wstępem. Chciałem mianowicie (ach jak ja umiem rozbudzać żądze i pragnienia!) pomęczyć znowu moję genialną definicję prawicowości. Że to jest "W sumie nic innego, niż tylko raczej dać w dupę, niż wziąć". (Co nie jest, nawiasem, ściśle biorąc tym samym, co "dawanie w dupę Napierniczakom tego świata", choć niedalekie.)
Jednak, jako tuszę (a nikt mi się chyba tu nie odważy zaprzeczyć?) odwaliliśmy tu sobie niezły kawał filozoficznej pracy u podstaw, co też nie jest bez wartości. A poza tym udało nam się pozbyć, na jakiś czas przynajmniej, z klasy Napierniczaka. Który tę dzisiejszą lekcję zapewne na długo zapamięta, choć nie całkiem w ten sam sposób, co wy, moje drogie dzieci. Bo jeśli ją zapomnicie, to nie chciałbym być w waszej (cętkowanej) skórze! Niedouki moje kochane.
triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?
P.S. A poza tym powiem, że znakomity, ociekający Spengleryzmem-Ardreyizmem tekst, w dodatku z głębi trzewi natojaszcziego naturszczika (co to Spenglera z Ardreyem nie czyta, bo i po co? a i innych od czytania odstręczy, no bo czemu nie?) tekst napisał właśnie Nicek. (O Tygrysiźmie nie wpomnę, bo się Autor obrazi). Zawsze gość pisze znakomicie, w sensie warsztatowym, nierzadko z sensem, ostatnio nawet z reguły, ale ten ostatni tekst trafia byka w samo... Powiedzmy oko. Szczerze polecam! Oto on: http://nicek.info/index.php/2010/11/27/wszyscy-j...
- triarius - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
14 komentarzy
1. ależ...
... ja tu jestem popularny, hłe, hłe! ;-P
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
2. Tygrysie :)
Przeczytałam Nicka, dobry tekst, jest jedno ale , które jest w komentarzu pod tekstem :
"Dobrze gadasz, tylko kto tym wszystkim pokieruje? Kupa facetów z bronią to jeszcze nie jest armia."
Wodza nam trzeba ! Takiego, który będzie umiał opracować taktykę, przeprowadzić wojnę i co najważniejsze - wygrać ją ! Armia jest, pod bronią, konie rżą niecierpliwie, gotowe ruszać.
Pozdro
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Kumedyja.
Jeszcze trzeba strugać, Gruby można zestrugać, ale cienki, zje kaduka, kto grubszym zrobi! Pewnie, że nikt nie potrafi. Z tego by nawet można przysłowie wymyśleć, na przykład: Łatwo grubemu kijkowi... Nie! - Łatwiej cienki... źle! - Gruby cienkiego kijka... Nie, nie! - Łatwo kijek grubowego... Bodaj cię! Z grubego na gruby... czy kaduk nadal, ani rusz! Tymczasem dość będzie.
www.powstanie-warszawskie-
4. z tą armią to...
... nie chwaląc się (?) coś, co sam mówiłem wielokrotnie i chyba jako (w tej naszej niszy) pierwszy. Więc wiem to sam naprawdę dobrze.
Wiesz, co do wodza, to jest drobny problem... Jak się taki by pojawi, zostanie zlikwidowany. W taki czy inny sposób. Co najmniej unieszkodliwiony "prawnie", finansowo, obyczajowo... Sama wiesz. A najpewniej fizycznie, po prostu. I b. niewielu ludzi zwróci na to uwagę, bo jeszcze prawie nikt nie będzie wiedział.
A może być i tak, że oni dzięki temu wywołają właśnie ten wybuszek, którego tak pragną... Który łatwo stłumią i będą potem mieli spokój na (co najmniej, bo trendy są naprawdę paskudne) pokolenie. Bo w każdym pokoleniu jest tylko jeden autentyczny zryw! Ci, co się buntują całe życie, do starości, to wyjątki. I nawet nie ma co z tego powodu rozpaczać. Trzeba po prostu oszczędzać swoje, skromne jak cholera, zasoby.
Tak że wiesz - ja żadnym optymizmem nie tryskam. Staram się robić intelektualną podbudowę. Możemy zwyciężyć (??) znacznie szybciej i oby. Jeśli będzie armageddon, co ma oczywiście wiele wad, ale (na szczęście niejako) nie od nas on zależy i nie nasza to będzie wina. Jednak bez startegii na długi marsz, raczej nie wygramy w żadnej perspektywie czasowej.
A to, moim zdaniem, oznacza "nowe Oświecenie", o którym mówił Dávila, i "nową masonerię", o której mawia czasem Pan T. Oczywiście bez tych ich błazeństw i całkiem inną - całkiem naszą. Ale w sumie tego typu ruch, jak po tych tam paryskich kawiarniach w połowie wieku XVIII.
Co do armii, to smętnie to widzę - tajne służby i cała ta zgraja ma tak ogromną przewagę, takie niesamowite wyprzedzenie, że tu naprawdę trudno coś na trzeźwo planować. Trza zacząć od siebie i latać "poniżej radaru". (Co ja właśnie niniejszym uczyniłem. ;-)
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
5. Tygrysie
wiem, że gdyby sie pojawił Wódz, to by został zlikwidowany. Dlatego jestem zwolennikiem budowania struktur podziemnych, gdzie nawet Sztab Wodza byłby chroniony.
Nie mamy dobrych czasów na rewolucje moralne, ludzie dopiero sie budzą. Nastepne pokolenie?
Co do Armagedonu - CHMURA WISI - czy opadnie, jak pył wulkaniczny, który pojawił się w tak dziwnym miejscu i czasie?
Czy też ktoś nacisnie ten guzik ? Możemy tylko gdybać, analizować i szukać znaków.
Jak tu :
http://blogmedia24.pl/node/41181
pozdro
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. a co do stylu, to chyba...
... nie myślicie ludzie, że ja tak piszę całkiem na serio:
"dwa teksty rzeczonej Ayn, co one były w jednej książce, co ja ją swego czasu kupiłem"
hę? ;-)
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
7. styl masz świetny, tylko zawartości nie ma.
Tak żeś prawdę zakonspirował, że nic nie widać, mgła, mociumpanie.
www.powstanie-warszawskie-
8. Nicek.Info
w swoim tekscie zatytulowanym "Wszyscy jestesmy szlachcicami?" sugeruje pewna droge do wolnosci. Jaka to droga i czyja to wolnosc?
Na wstepie autor napomina, ze wprawdzie wolnosc jest uwazana za przyrodzona, a nawet gwarantowana formalnie prawem stanowionym, to o prawdziwa, rzeczywista wolnosc trzeba walczyc.
"Wolnosc mozna sobie wylacznie wywalczyc".
Odwoluje sie na wstepie do drogi odbytej juz historycznie przez lewactwo, ktore traktuje na pozor krytycznie:
"Np. takie lewactwo, mimo ze ma te swoje plugawe mordy pelne egalitarystycznych hasel, jest w istocie gleboko elitarne". Idzie o to, ze "jedni ludzie przypisuja sobie prawo do decydowania o losie i zyciu tej calej nieuswiadomionej reszty, dla jej dobra, co oczywiste".
Pozwole sobie podkreslic slowa: "c o oc z y w i s t e". I jest to stwierdzenie faktu, a nie krytyka.
Nastepnie Autor prezentuje swoje gorace przekonanie, ktore nie odbiega od tego co powyzej, jedynie znikaja "plugawe mordy" i wprowadza sie kategorie honoru.
"Bo to jest zwyczajny dyshonor, zeby poddawac sie demokratycznym werdyktom motlochu zamiast ten motloch zwyczajnie wziac za mordy i zmusic do poddania swojej woli".
Nie ulega wiec watpliwosci o czyja wolnosc chodzilo w zdaniu:
"Wolnosc mozna sobie wylacznie wywalczyc". SOBIE, oczywiscie.
A pozniej to juz wiadomo, bo historycznie rzecz biorac, nie tylko komunisci prztarli te sciezki.
moze byc na przyklad tak jak w zdaniu Nicka:
"Niemniej ten wolny wybor wlasnie dlatego jest wolny, ze rownie dobrze wybrac mozna niewole".
9. Zapracowac sobie wolnosc
Mam za soba rozmowe z bratem z Niemiec. Mowi, ze od dziesieciu lat nie dawali podwyzek. Podwyzszyli wiek emerytalny. Tnie sie budzety roznych podmiotow. Miasta piszcza z biedy. Padaja biblioteki, na uczelniach czesc studentow siedzi na schodach miast na krzeslach. Wiele swiadczen spolecznych pocietych.Ci Niemcy jacys tacy przyduszeni, ograniczeni - gdzie tu wolnosci szukac?
Natomiast tacy Grecy dlugo pelna piersia oddychali wolnoscia. Przykladowo, maszynista kolejowy po oddaleniu sie 20 km. od miejsca zamieszkania juz dostawal "rozlakowe". Nic to, ze pod koniec szychty wracal do domu.
pytam, czy Niemcy wyrobia z Portugalia i Hiszpania. Tak jak to sie stalo z Grecja i Irlandia. Podpowiadam, ze wszak taka gospodarka Hiszpanii jest prawie dwa razy wieksza od zsumowanych gospodarek: Grecji, Irlandii i Portugalii.
"To sie da przezyc" - brzmiala odpowiedz. "Ale czy sie uda zrobic to samo z Wlochami i Francja, to nie wiem".
Te cale Niemcy przez caly wiek XVIII i XIX, a takze prawie polowe XX w. byly bardzo szczegolnym panstwem. Byla to armia udajaca panstwo.
a moze to cale spoleczenstwo obute w kamasze realizowalo jakis rodzaj wolnosci? Na przyklad taki, ktorego nie doswiadczaly podbite przez nich kraje?
A moze i teraz, wspolczesnie, tez pracuja na rzecz jakiegos rodzaju wolnosci? Tez z pewnoscia innej niz wolnosc krajow, ktorych gospodarki zostaly przez Niemcow zdominowane?
Bardzo to ciekawe sprawy!
10. to bratu podrzuć i sam obejrzyj, a zrozumiesz.
http://www.youtube.com/watch?v=8kyvZI4lblM&feature=related
www.powstanie-warszawskie-
11. to do mnie było?
Treści nie ma?!
No to żem się faktycznie zakonspirował.
Nie, serio - widać brakuje niektórym edukacji i tyle. Dzisiaj to norma.
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
12. fajny komęt, fajne info...
... z tym całymi Niemcami w XVIII w. to chyba nieco przesadzasz - nie wszędzie wtedy jeszcze były Prusy.
Ale stawiasz ciekawe problemy, a jeśli naprawdę (nie mam powodu Ci nie wierzyć) tam się tak sprawy mają, no to dożyliśmy ciekawych czasów i historia jednak raczej się jeszcze nie skończyła.
Co ma swoje zady i walety. Jak zawsze. Bo Polskę chyba tylko nieparzyste wojny światowe mogą uratować.
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
13. Zapowiedzi
Z wolnoscia nie jest prosta sprawa. Nie chce Ci tu rozpierac sie na Twoim blogu, wiec pewnie dzisiaj jeszcze zamieszcze tekscik na temat wolnosci na swoim blogu. Nic wielkiego, streszcze swoj artykul zatytulowany: "Wolnosc a wladza (zwiazki definicyjne)" zamieszczony w Studiach Filozoficznych nr 4 (245) 1986. Gdybys zajrzal, to zwroc uwage na artykul zamieszczony tam bezposrednio po moim. Sa to "Uwagi o pojeciu wlasnosci" autorstwa L. Balcerowicza. Tekst raczej szkolny.
Pozdrawiam.
PS Ty i "Nicek w stylu pisania jestescie podobni. Dobrze sie czyta.
14. wiesz, ze mnie filozof raczej...
... ętuicyjny. Liznęło się nieco akademickiej filozofii (takiej, takiej i takiej), coś się tam przeczytało, ale jest się w końcu dyslektykiem o wyjątkowo syntetycznym umyśle... Co ma swoje zady i walety.
B. chętnie poczytam o wolności. Masz może jakiś linek?
Dzięki za komplementa! Cały się płonię.
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów