Wśród jego konstruktorów wymienić można Adama Michnika z „Gazetą Wyborczą” oraz „elity” powołane do życia po okrągłostołowym geszefcie. Ich postępowanie wskazuje, że za cel obrali sobie zniszczenie tradycji polskiego patriotyzmu.
Czym jest patriotyzm?
Najczęściej mówi się, że jest to miłość do ojczyzny i chyba ta prosta definicja jest najbardziej trafna. Wiadomo, miłość tak jak i patriotyzm to stan emocjonalny, którego nikt nikomu nie może tak wprost narzucić, nakazać, nauczyć go na pamięć, a tym bardziej siłą zabronić.
Z miłością jest tak, że w marzeniach wyobrażamy sobie, że nasza przyszła wybranka będzie długonogą piękną brunetką bądź smagłą mulatką i to na dodatek bogatą, po czym spotykamy na swojej drodze małą filigranową biedną blondynkę, nijak nie pasującą do naszych wcześniejszych wyobrażeń, która nagle powoduje mocniejsze bicie serca i wielkie uczucie.
II Rzeczpospolita odniosła olbrzymi sukces i przez dwadzieścia lat wychowała niezwykle patriotycznie ukształtowane pokolenie. Owej „małej blondynce” nałożyła piękny makijaż, wytworny strój i obdarowała ją bogatym posagiem, którym była przedwojenna edukacja i nauka historii w kulcie dla wielkich narodowych bohaterów, powstańców i przebogatej historii narodu. Tylko dzięki temu w tak krótkim czasie mogło wyrosnąć pokolenie Kolumbów gotowych do ostatniej kropli krwi bronić honoru swojej wybranki nie bacząc na ryzyko utraty życia.
Patrząc na zachowanie współczesnej młodzieży i jej wykreowanych przez funkcyjne media idoli trudno nie stwierdzić, że III RP pod tym względem poniosła spektakularną klęskę. Odpowiedzialnymi za ten stan rzeczy są dwa środowiska, które zasiadły przy okrągłym stole i najwyraźniej postanowiły, że dla własnego bezpieczeństwa i bezkarności czerwonych, trzeba ową „przedwojenną” miłość zabić, a przynajmniej tak oszpecić oblubienicę i tak zszargać jej przeszłość, żeby jak najmniejsza ilość tubylców zdecydowała się na jakiekolwiek z nią amory.
I tak oto stworzono „pannę”, która według słów Władysława Bartoszewskiego „nie jest piękna i posażna”, a więc nie powinna się, jak mówił „nabzdyczać”, lecz „być miła”. Wypowiedzenie takiego motta w kontekście polityki zagranicznej oznaczało, że szpetna brzydula powinna chwytać się pierwszej lepszej okazji, zwłaszcza, jeżeli chętkę na nią ma ktoś według „autorytetu” dorodny, piękny i bogaty. W przepełnionej patriotyzmem, honorem i dumnej z odzyskanej niepodległości II RP ktoś tak mówiący o własnej ojczyźnie nie mógłby nie tylko być autorytetem i ministrem spraw zagranicznych, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek zatrudnił go w gmachu jakiegoś ministerstwa, jako odźwiernego. Po prostu za wysokie progi.
Dzisiaj jesteśmy świadkami rządów „elit”, z których jedna część flirtuje z Niemcami, a druga pcha się zupełnie bez opamiętania w ramiona państwa zawłaszczonego przez mafię złożoną z przedstawicieli byłych sowieckich służb specjalnych. Wszystko to odbywa się przy bierności i obojętności społeczeństwa starannie znieczulonego przez ostatnie dwadzieścia lat. W tym znieczulaniu brali udział nie tylko politycy, ale przede wszystkim media, wśród których na czoło wysuwa się „Gazeta Wyborcza”. Szkody, jakie wyrządziło polskiemu patriotyzmowi środowisko skupione wokół niej są ogromne, a ich naprawa będzie trwała, co najmniej kolejne pokolenie, jeżeli w ogóle taki proces naprawy zła kiedyś się rozpocznie.
Przez ostatnie dwadzieścia lat w „Wyborczej” ukazało się wiele tekstów wskazujących, że Kawaler Orderu Orła Białego, Adam Michnik i salon złożony z „autorytetów”, które powołał do życia, od samego początku narodzin III RP rozpoczął walkę z wartościami, które od wieków widniały na polskich sztandarach oraz głowniach szabel i zawierały się w trzech słowach; „Bóg Honor Ojczyzna”.
Przykłady? To na łamach „Gazety Wyborczej” w 1993 roku ukazał się artykuł, którego autor napisał, że w Powstaniu Warszawskim "AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta", a rok później kontynuował temat, podając przykłady tego „wytłuczenia” na podstawie „wzmianek o różnym stopniu wiarygodności.” Dziennikarz tej gazety sam przyznał, że nie pofatygował się do powstańców, żeby zapytać ich o to „wytłuczenie”, ale nie zawahał się odrzeć patriotów i bohaterów z honoru. Honoru, w który dla odmiany redaktor naczelny „Wyborczej” ubrał Kiszczaka i Jaruzelskiego. To „Gazeta Wyborcza”, co roku, kiedy zbliża się Wielkanoc lub Boże Narodzenia raczy nas rewelacjami typu: „Ewangelia Judasza - „ulubionego” ucznia Jezusa”, „odkrycie” wraz z zachowanymi szczątkami grobu Zbawiciela, co miało podważyć cud zmartwychwstania, o odchodzeniu od tradycji obchodów tych Świąt przez młodych Polaków nie wspominając.
We współczesnym świecie nie Niemcy, ale Polacy stali się dla światowej opinii publicznej sprawcami albo co najmniej współsprawcami holokaustu, a obraz Polaka – antysemity jest utrwalany, między innymi dzięki takim ludziom, jak Tomasz Gross, któremu tourne po Polsce organizował Michnik i s-ka. Jakoś nie słychać, by zorganizowała prezentację w USA czy Izraelu jakiejkolwiek publikacji o Żydach mordujących Polaków w katowniach UB i NKWD. A przynajmniej tych informacji nie publikowała z równą gorliwością, jak oskarżeń o mord w Jedwabnem, czy podczas Powstania.
To właśnie moraliści i intelektualiści skupieni wokół środowiska „Gazety Wyborczej” uczynili „wieszcza” z kapusia komunistycznej bezpieki, pisarza Andrzeja Szczypiorskiego, a wzór postępowego kapłana wystrugali ze wieloletniego współpracownika bezpieki, księdza Michała Czajkowskiego (TW „Jankowski”), tego samego, który donosił na księdza Jerzego Popiełuszkę.
To w „Gazecie Wyborczej” można było poczytać artykuły broniące „sztuki” w postaci genitaliów zawieszonych na krzyżu przez „artystkę” Nieznalską, i to w niej Dominika Wielowieyska opublikowała wywiad z młodym „autorytetem” Dominikiem Tarasem, który zasłynął zorganizowaniem ataku współczesnych Hunów na Chrystusowy Krzyż.
To właśnie dzięki takiemu dwudziestoletniemu praniu tubylczych mózgów można bezkarnie w programach „idola” Kuby Wojewódzkiego wtykać polskie flagi w psie gówna czy naigrywać się z nieuleczalnie chorej dziewczynki - Madzi Buczek, założycielki „Dziecięcych Kółek różańcowych”, propagowanych w Radiu Maryja.
Na koniec wypada zadać retoryczne pytania.
Jak owe „autorytety” z Czerskiej zareagowałyby gdyby w którymś z programów Jana Pospieszalskiego ktoś naigrywał się z kiwających się w modlitwie Żydów pod „Ścianą Płaczu” w Jerozolimie?
Ja zareagowano by na wtykanie izraelskich flag w psie odchody?
Jaki los spotkałby organizatora „happeningu” polegającego na pluciu i oddawaniu moczu na Menorę i bluzganiu na jej obrońców?
Czy skandal po takich incydentach miałby tylko wydźwięk krajowy, czy może głosy potępienia ogarnęłyby cały świat?
Czy już wszyscy daliśmy się upodlić i nie stać jest nas na reakcję adekwatną do ataków?
Co dzisiaj znaczą dla nas słowa: Bóg, Ojczyzna?….. nie wspominając już o Honorze.
Tegorocznym symbolem triumfu twórców owego anty-polskiego procesu było wręczenie Orderu Orła Białego Adamowi Michnikowi, przyznanego mu za wieloletnią walkę o demokrację i możliwość swobodnego, nieskrępowanego wyrażania swoich poglądów przez Polaków. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie, kiedy owe uroczystości trwały, na sygnał „Metra” oraz „Gazety Wyborczej” z Sewerynem Blumsztajnem na czele, szykowano kominiarki i lewackie hasła w celu zakłócenia legalnego Marszu Niepodległości. W PRL-u rozpędzaniem manifestacji z okazji 11-go listopada zajmowało się ZOMO, dziś podżegają do tego „rycerze wolności” z Czerskiej, podkomendni kawalera Orderu Orła Białego.
„Demokracja jest dla nas i tych, co myślą tak jak my” – mawiał komunista Jasiński z serialu „Dom”.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (46/2010)
1 komentarz
1. Wchodzi tu w grę chyba przynależność plemienna:
niby dlaczego AM miałby być polskim patriotą?
No, ale zostawmy ten temat.
Może OOP wraca do korzeni? Jest tak wielu wszak ciekawych kawalerów tego orderu, Polaków i niePolaków: Józef Ankwicz, Franciszek Ksawery Branicki, Otto Magnus von Stackelberg, Piotr I Wielki i last but not least Aleksander Suworow