Równouprawnienie w ujęciu socjalistów
Równouprawnienie w ujęciu socjalistów
Postulat równouprawnienia jest jednym ze sztandarowych postulatów wszelkiej maści socjalistów rządzących w większości państw europejskich, a także mających większość w strukturach unijnych. W poprawnych politycznie mediach co i rusz słyszymy paplaninę o konieczności równouprawnienia kobiet, które rzekomo są nierówno traktowane przez pracodawców, a dotyczy to szczególnie pracy w szeroko pojętej administracji oraz równouprawnienia homoseksualistów w prawach z normalnymi rodzinami, itd. itp. Lewicowe środowiska od realizacji postulatu szeroko pojętego równouprawnienia uzależniają rozwiązanie wielu problemów m.in. gospodarczych gnębiących kontynent europejski, jakby miało to być rzeczywiście remedium na wszelkie bolączki dzisiejszego świata. Pojawiają się więc najróżniejsze pomysły mające w zamyśle socjalistów ograniczyć czy wręcz wyeliminować zjawisko braku równouprawnienia, które można uznać za mniej lub bardziej idiotyczne, ale należy zdawać sobie zarazem sprawę z tego, że ich wprowadzenie w życie będzie szkodliwe dla wszystkich, a nie tylko dla tych, w których imieniu rzekomo działają socjaliści.
O szkodliwości społecznej zrównania związków homoseksualnych w prawach z normalną rodziną nie będę się rozpisywał, bo to temat na dłuższy wywód. Podobnie szkodliwe społecznie jest przyznanie parom homoseksualnym prawa do adopcji dzieci oraz zmuszanie ośrodków aborcyjnych, w tym katolickich do wydawania takim parom dzieci. A z takim niebezpiecznym zjawiskiem mamy do czynienia w coraz większej liczbie państw europejskich, a niebawem możemy się spodziewać prób przeszczepienia tych praktyk również na nasz grunt.
Kolejnym pomysłem w walce o równouprawnienie jest promowanie tzw. parytetów na listach wyborczych, który początkowo miałby wynosić 30% miejsc na listach wyborczych każdego z komitetów wyborczych dla kobiet, a następnie ta liczba mogłaby wzrosnąć do 50%. Niestety wiele kobiet nie garnie się do polityki, wiele niezbyt nadaje się do tego, aby aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym, a te które chcą i mają ku temu jakieś predyspozycje już w polityce działają. Powiedzmy sobie szczerze, że wprowadzenie parytetu na listach jest pomysłem szkodliwym dla samych kobiet, gdyż jak pokazuje życie, w tych krajach, w których parytet wprowadzono liczba kobiet w polityce zmalała. Problem jest obecnie w samych kobietach, które z różnych powodów nie chcą głosować w myśl solidarności jajników, a wolą popierać facetów. I nie dlatego, że brakuje kobiet na listach wyborczych, bo tych jak wiadomo nie brakuje. Domaganie się parytetów na listach wyborczych jest próbą wmówienia opinii publicznej, że kobiety są mniej zdolne od mężczyzn i w normalnej rywalizacji nie są w stanie z nimi wygrać, a więc państwo musi im w jakiś sposób pomóc. Oczywiście takie założenie jest założeniem niesprawiedliwym i krzywdzącym kobiety, ale lewica tego pojąć nie jest w stanie. Wszak logika nigdy nie była jej mocną stroną.
W Hiszpanii rządzonej przez socjalistów, którzy dążyli do nadania praw człowieka szympansom Trybunał Konstytucyjny uznał, że surowsze karanie mężczyzn za przemoc w rodzinie niż kobiet dopuszczających się tego samego przewinienia nie narusza zasady równouprawnienia. Myślę, że sędziowie hiszpańskiego Trybunału zasługują na nobla w dziedzinie logiki.
Polski „liberalny” rząd postanowił pójść jeszcze dalej. Podczas przeglądu zaległej prasy wpadł mi w rękę „Dziennik Gazeta Prawna”, w której znalazłem ciekawy artykuł dotyczący nowego projektu przygotowywanego przez rząd Donalda Tuska w sferze równouprawnienia. Według autora artykułu „osoby niepełnosprawne będą mieć pierwszeństwo w naborze do pracy w administracji. (…) Jeśli wśród pięciu najlepszych kandydatów na urzędników znajdzie się osoba niepełnosprawna, będzie miała pierwszeństwo w zatrudnieniu”. Prawo takie będzie przysługiwać wówczas, gdy wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych w danym urzędzie jest mniejszy niż 6%. Wychodzi więc na to, że jeśli w konkursie na jakieś wolne stanowisko urzędnicze wystartuje jedynie pięciu kandydatów, to wygra osoba niepełnosprawna nawet jeśli czterech będzie lepszych od niej. Warto podkreślić, że przepisy wyraźnie mówią, iż nabór na stanowisko w administracji rządowej musi być otwarty i konkurencyjny. O jakiej konkurencyjności możemy mówić w przypadku, gdy pewna grupa jest uprzywilejowana ? Ponadto warto zastanowić się jak taki przepis będzie miał się w stosunku do Konstytucji RP, która zakazuje dyskryminacji i zapewnia każdemu obywatelowi równy dostęp do służby publicznej na jednakowych zasadach. Oczywiście i w tym przypadku autorzy projektu bardziej szkodzą osobom niepełnosprawnym, gdyż z góry zakładają, że osoby te są niezdolne do zdrowej intelektualnej rywalizacji i należy przyznać im dodatkowe przywileje. A jest to oczywiście krzywdzące założenie, gdyż osoby niepełnosprawne ruchowo nie są ograniczone pod względem intelektualnym i mogą skutecznie wygrywać konkurencję z osobami sprawnymi. Czym innym jest usuwanie barier uniemożliwiających osobą niepełnosprawnym uczestniczenie w normalnym życiu, a czym innym traktowanie ich jako niezdolnych do rywalizacji opartej na przejrzystych zasadach.
Równouprawnienie promowane przez przeróżnych socjalistów zawsze kończy się dyskryminacją innych grup, a także okazuje się niezbyt korzystne dla grup w imieniu których rzekomo występowali. Warto o tym pamiętać i nie nabierać się na poprawny politycznie lewacki bełkot.
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz