Czytając przeróżne opinie w gazetach i na forach internetowych dostrzegam, że większość zarówno ludzi jak i dziennikarzy, nie wspomina o tym, jakie były naprawdę realne osiągnięcia śp Prezydenta, w polityce zagranicznej. O ile rozumiem, że ludzie, bez wiedzy z mediów - nie są w stanie właściwie ocenić działań zagranicznych tragicznie zmarłego Prezydenta, to o tyle widzę, że media, które te wiedzę, niewątpliwie posiadają, zgodnie milczą. Warto więc przypomnieć czytelnikowi tego artykułu pewne fakty.

Wielu ludzi twierdzi, iż zamach na Prezydenta Kaczyńskiego byłby bezsensem, gdyż był to mało znaczący Prezydent. Z miejsca na podstawie tego twierdzenia odrzucają teorię aktu terrorystycznego. Jakkolwiek w żadnym przypadku nie twierdzę iż był to zamach, choć takiej możliwości wcale nie wykluczam - podobnie jak wszystkich wersji tej katastrofy - to jednak nie zgadzam się z twierdzeniem o małym znaczeniu Prezydenta - nie tylko Kaczyńskiego - ale w ogóle Prezydenta Polski - 40 milionowego kraju, o dużej powierzchni, kraju będącego liderem wśród krajów b. bloku wschodniego. Przypomnijmy, że w Układzie Warszawskim, PRL był drugim największym krajem, poza ZSRR. Taki kraj i jego Prezydent nie może być - "mało znaczącym". Być może antypolska propaganda niektórych mediów, próbuje wmówić Polakom iż są mało znaczącym krajem, mało znaczącym narodem, i w ogóle mało mogą. Tymczasem - to oczywista nieprawda.

 

Po pierwsze, tak duży kraj, położony w samym sercu Europy, o blisko 40 milionowym narodzie, który ma uparty i waleczny charakter - jest krajem bardzo, naprawdę BARDZO - znaczącym o wielkich możliwościach oddziaływania - nie tylko na region, ale i na cały świat. To nie megalomania Polaka - to fakt, który już dawno zrozumiałem i zrozumiał każdy co bardziej zorientowany obywatel naszego kraju. Polska jest bardzo silnym państwem właśnie dlatego, iż jest największym państwem spośród dawnych krajów UW, poza oczywiście Rosją. Co bardziej wnikliwym obserwatorom polecam przyjrzeć się, z którym państwem najbardziej trzymają się pozostałe państwa Układu, do kogo najczęściej zwracają się jeżeli chodzi o wywalczenie czegoś w Unii Europejskiej, czy jeżeli czują się zagrożone przez Rosję, to na kogo najbardziej liczą, że się wstawi za nimi. Nie mylicie się drodzy czytelnicy - na Polskę.

Oczywiście, można wskazywać że moje poglądy, są błędne, na przykład na podstawie sporu o nazwiska na Litwie. Problem w tym, że my Polacy, a przynajmniej większość z nas, nie rozumiemy dlatego Litwini tak o to walczą. A dlaczego walczą? Bo walczą o swoją tożsamość! Można nie pochwalać takich metod, ale nie sposób ich nie zrozumieć, kiedy wie się, że Litwa obawia się wynarodowienia.

Jednak kiedy nadchodzi zagrożenie ze strony Rosji - wszystkie kraje, w tym i Litwa, chowają się za Polskę.

Dlaczego pozycja Polski stała się taka - pomijając po prostu położenie i silny naród? Bo Prezydent Kaczyński rozumiał coś, czego nie rozumie rząd Donalda Tuska i Prezydent Bronisław Komorowski. W interesie Polski jest osłabianie wpływów Rosji w krajach dawnego bloku i w republikach. Dlaczego? Bo w ten sposób oddalamy zagrożenie od samych siebie. To nie była walka o nie swoją sprawę. Sprawy Ukrainy, Białorusi, Litwy itp. w sprawie Rosji są Polską sprawą. Dlatego poparcie Ukrainy na drodze do wolności od dyktatury Kuczmy, było bardzo dobrym posunięciem, nawet za cenę problemów gazowych i tych wszystkich sankcji i gróźb jakie spadły na nas za to ze strony Rosji. Tu pokazała się siła Polski - Polska była pierwsza, nakręciła całą "pomarańczową rewolucję", przekazała wieści o niej na świat. Kuczma nie odważył się rozprawiać z demonstracjami na oczach całego świata - który o "pomarańczowej rewolucji" dowiedział się dzięki Polakom. Oczywiście - nie było to dzieło Prezydenta Kaczyńskiego, który wówczas nie był jeszcze na stanowisku. Chciałem jedynie pokazać - że Polska "coś może".

Tak samo, gdy Prezydent poleciał do Gruzji - to nie była tylko Gruzińska ale i Polska i Litewska, i Łotewska, i Estońska  sprawa. Sprawa jednego kraju byłego UW - jest sprawą wszystkich byłych krajów UW. Dlaczego?

Otóż gdyby Rosja była krajem demokratycznym, pogodzonym z rozpadem imperium Sowieckiego, to działania antyrosyjskie, faktycznie byłby oznaką jedynie zacietrzewienia i tzw. rusofobii. Ponieważ jednak wierchuszka Rosji nie jest pogodzona z tym faktem, to musimy się przed nią bronić. Broniąc innych krajów - Ukrainy czy Gruzji, bronimy siebie, oddalamy bowiem zagrożenie od nas samych. Polska jest na samym końcu krajów do "odbicia", ale jest. Na końcu ze względu na swoją pozycję i siłę. Wojna w Gruzji, czy wściekłe ataki na Ukrainę podczas wyborów, grożenie odcięciem gazu, za "niewłaściwy wybór", powinny wszystkim już dobitnie uświadomić, że Rosja dąży do odbudowy swojej strefy wpływów, w której jak już wspominałem - jesteśmy też my. Najpierw Rosjanie chcą przywołać do porządku byłe republiki radzieckie. Pierwsza była Gruzja, potem Ukraina, teraz Kirgistan. W pierwszym przypadku pokazał się "mało znaczący" Prezydent Kaczyński, rozpętując taką burzę iż Rosja musiała się zatrzymać. Śmiała się w twarz, bo inaczej tego nie można nazwać, Sarkozy'emu i całej UE, burzę, która ją zatrzymała rozpętał "mało znaczący" Polski Prezydent - do dziś bohater narodowy Gruzinów, którzy po jego śmierci nagrali piękną Gruzińską pieśń na jego cześć. Niektórzy i tą cześć próbują mu odebrać - ale nigdy się im to nie uda - wystarczy bowiem spojrzeć na to jak Gruzini, zwyczajni Gruzini, nie politycy, mówią o Polskim Prezydencie - Bohater. Pierwszy raz widziałem też by obcy narodowo człowiek płakał za Prezydentem innego kraju. Niesamowity widok - Gruzin płaczący za Polskim Prezydentem.

Ważne było też to co czynił Kaczyński w relacjach Rosja-UE. Niestety, nie od dziś wiadomo, że Unia jest coraz silniej prosocjalistyczna, a więc i prorosyjska. Nie chodzi o to, aby być nieprzejednanym wrogiem Rosji, ale Unia nie może zachowywać się tak jak się zachowuje wobec Rosji - nawet ze względu na swoją dostojność, Unii Europejskiej nie wypada się - płaszczyć - i to dosłownie przez Rosją. Nie można, co czyni ona, poświęcać ludzkiego życia, ani państw, w imię dobrych stosunków z krajem Putina. Tymczasem Unia tak właśnie czyni, jednocześnie obwołując się obrońcą człowieczeństwa, walcząc o prawa równości, o prawa homoseksualistów, nie tylko nie walczy, ale nawet pozwala Rosji krzywdzić innych. Unia nie rozumie, że z Rosją trzeba grać - albo twardo, albo wcale. Tymczasem Unia gra z Rosją miękko, tak naprawdę jednak nawet tego nie umie, co pokazują wielokrotne przypadki kiedy UE była wręcz ośmieszana przez Putina. I mając jednocześnie gębę pełną frazesów o demokracji, wolnym rynku i prawach człowieka, UE ogranicza tę demokrację, wolny rynek, a prawa człowieka traktuje interesownie. Jak mało ich one obchodzą, pokazali już bardzo dawno temu, kiedy Przewodniczący KE Delors jeździł do republik, w czasie kiedy te wybijały się na niepodległość i wręcz krzyczał na przywódców, za to że oni chcą wyjść z ZSRR, bo Gorbaczow go przekonywał, że ZSRR opowiada się za pełną integracją Europy, a nawet sam stworzył projekt, który w przyszłości będzie można przekuć w jedno państwo - projekt ten "Wspólny Europejski Dom" nazwał i przedstawił KC 26 marca 1987 roku, a światu podczas kwietniowej wizyty na Czechosłowacji tegoż samego roku. I nagle, przewodniczący Komisji Europejskiej w latach .90 zaczyna jeździć i przekonywać republiki by zostały w ZSRR, a kiedy te nie chcą, naskakuje na nich "Jak to jest, że Europa zmierza do integracji, a wy do zniszczenia wspólnych struktur!". Jeździli i inni i robili to samo - Prezydent Mitterrand, ojciec UE, Valery Giscard d'Estaing, b. Prezydent Francji. , Genscher. I wszyscy krzyczeli na przywódców republik. Za co? Za to, że nie chcieli już być w ZSRR? Jakim prawem Ci ludzie obrażali walczących o swoją niepodległość Litwinów, Łotyszy czy Ukraińców? Jakim prawem przesyłali 45 mld dolarów pieniędzy podatników Gorbaczowowi, by ratować ZSRR, choć wiedzieli że te pieniądze mogą nie wrócić? Kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się o tym jak to UE "walczyła z ZSRR", byłem oburzony. Wtedy właśnie UE straciła moje poparcie, zrozumiałem, że dla UE liczy się tylko INTERES, oczywiście ich własny, a te wszystkie BZDURY o prawach człowieka, o równości, o wolności i demokracji, są tylko hasełkami dla naiwnych, do których i ja się zaliczałem. Przez wiele lat wierzyłem w istnienie antagonistycznych sił zachodu i wschodu - gdzie zachód uosabiał wolność, kapitalizm, dobrobyt i demokrację, a wschód tyranię, socjalizm, biedę i dyktat. Dopiero później zrozumiałem, że obydwie strony od dawna są w zmowie. I Kaczyński Lech, tejże zmowie bardzo przeszkadzał. Kolejnym bowiem punktem pozytywnym, który zapisuję na jego konto - była rzecz zupełnie nieznana szerszej publiczności. Otóż Kaczyński położył weto na rozmowy UE - Rosja w sprawie nowego strategicznego partnerstwa, na które zarówno Rosja jak i UE tak liczyły. Ale Polska pod wodzą Kaczyńskiego, oraz jeszcze Litwa, powiedziały tym rozmowom - NIE. Nie pomogły groźby, ani prośby - Prezydent i Litwini byli nieprzejednani. Wiedziałem o tym już wcześniej - i jak myślicie - czy byłem zaskoczony, kiedy kilkanaście dni po tej tragicznej katastrofie dowiedziałem się, że Rosja i UE wznowiły rozmowy ws. nowego strategicznego partnerstwa? Zginął jedyny człowiek, który się temu sprzeciwiał i miał ku temu możliwości.  Rosja nakrzyczała na Kaczyńskiego, że "zakompleksiony, Rusofob nie może być przeszkodą w stosunkach UE-Rosja, że Rosja nie potrzebuje zgody Kaczyńskiego aby układać sobie stosunki z Unią". A jednak - UE nie mogła zlekceważyć weta Kaczyńskiego i rozmowy zamarzły na całe dwa lata. Był to na pewno największy cios jaki Prezydent zadał Rosji.

Kaczyński walczył też z UE - o Europę inną niż widzą ją Komisarze. Przez długie miesiące zmagał się z krytyką za niepodpisanie Traktatu Lizbońskiego. Twierdził iż odbiera on suwerenność Polsce. To prawda - sam go opracowywał, ale tylko jedną z części. Kiedy poznał całość - zrozumiał do czego to zmierza. Krytykowali jego i Vaclava Klausa najzacieklej Ci którzy są zwolennikami federacji Europejskiej, oraz Ci, którzy pojęcia nie mając o choćby jednym zapisie Traktatu popierali go. Pamiętam, że w telewizji jeden z dziennikarzy zapytał, co właściwie zmienia ten Traktat, a jego zwolennik jakiś wybitny profesor, zaczął tłumaczyć "czyni Unię bardziej demokratyczną, przejrzystą, zwiększa kontrolę obywateli nad nią" - to jest odpowiedź? Czytałem Traktat, uważam, że robi dokładnie odwrotnie - jestem w stanie wytłumaczyć na podstawie artykułów z niego - dlaczego tak sądzę. A w tych debatach nad Traktatem, ANI RAZU, nie padło właściwie wyjaśnienie - co tak naprawdę zmienia ten Traktat, a że zmienia diametralnie Unię Europejską nikt się nie zająknął - ot taki Traktat, nic nie znaczący, mały Traktatacik. Premier przyznał iż Traktatu nie czytał, ale był jego zwolennikiem, inny profesor, też zwolennik, nie potrafił wyjaśnić szczegółowo co on zmienia, bo po prostu go nie znał. I tak wyszła paradoksalna sytuacja, że Traktat miał najwięcej zwolenników, wśród osób, które go nawet nie czytały, a jednocześnie krytykowały tych, którzy ten Traktat przeczytali, za to że są jego przeciwnikami. Inną grupę stanowili tzw. Eurofederaliści, zwolennicy federacji Europejskiej - czyli jednego państwa Europejskiego. Ich jestem w stanie zrozumieć, rozumiem dlaczego krytykowali Prezydenta za opór wobec Traktatu. Ale nie rozumiem tych, którzy nawet nie czytając tego dokumentu naciskali na Prezydenta by jak najszybciej go ratyfikował. Czy można powiedzieć, że film jest dobry, nie oglądając go nawet wcześniej? Mówimy znajomemu, idź na ten film, on jest świetny. A co w nim takiego świetnego - pyta znajomy. No nie wiem bo go nie widziałem, ale wiem że jest świetny - odpowiadacie. W tym momencie wtrąca się inny znajomy, i mówi - Ten film jest beznadziejny, widziałem go - na co wy obruszacie się - Przecież wszyscy mówią, że jest świetny. Jego autorem jest światowej klasy reżyser, a Ty mówisz, że jest do kitu ten film. Nie znasz się na filmach! - w tym momencie wtrąca się kolejny znajomy, fan tego reżysera i filmu - a ja widziałem i uważam iż jest świetny - tak to dokładnie wyglądało z Traktatem. Ten, któremu polecają, bądź nie - to my - naród. Ten który poleca, nawet nie oglądając go - to właśnie Ci wszyscy profesorzy, którzy nie czytając tego "dzieła", pisali peany pochwalne na jego cześć. Ten który odradza to przeciwnicy federacji Europejskiej, czytający Traktat. Ostatni to Eurofederaliści - czyli Ci, którzy wiedzą o co chodzi, widzieli Traktat i są jego zwolennikami, bo mają zbieżne poglądy z jego twórcami. Ostatecznie oczywiście Prezydent był zmuszony do podpisania tego Traktatu, co miałem mu za złe, mimo iż rozumiałem, że innego wyjścia nie miał. Przy okazji warto wspomnieć Vaclava Klausa - też przeciwnika Traktatu. Pierwszy raz widziałem płaczącego Prezydenta. Było to właśnie na pogrzebie Prezydenta Kaczyńskiego, a Prezydentem tym był właśnie Vaclav Klaus - niesamowite wrażenie, widzieć cieknące po twarzy dumnego Czecha łzy. Nie dziwi to oczywiście, kiedy pamiętamy jaką przyjaźnią się obaj darzyli.

Innym dbaniem o interesy Polski było wspieranie ruchów opozycyjnych wobec Łukaszenki na Białorusi. Niech nikogo nie zmyli, że Łukaszenko "stawia się" Rosji. Wszyscy, powtarzam wszyscy, znający nieco historię ZSRR, wiedzą, że ZSRR czynił tak jak i dziś Rosja. To tylko gra, mająca utwierdzać zachód w niezależności tego człowieka. Czyni się nawet jakieś pozorowane ruchy - niewykluczone, że coś tam przykrego zrobią Białorusi, aby jeszcze mocniej pokazać, że Białoruś jest niezależna. Ale to oczywiście tylko fikcja, stara sztuczka, jeszcze z czasów ZSRR - tak samo niezależna była Jugosławia - dostawała za to miliony od zachodu, poparcie jej w różnych sprawach - a mimo to na głosowaniach w ONZ, zawsze popierała w ważnych sprawach stanowisko ZSRR. Istniała też, jak ujawniono później, specjalna komórka w KGB, która zajmowała się tym rozłamem, a pracowali w niej...Jugosłowianie i Sowieci razem. I to tyle na temat niezależności Łukaszenki, i kiedyś Tito i Jugosławii.

Reasumując - Prezydent Kaczyński nie skłócił nas z Rosją. On rozumiał, że z Rosją Putina trzeba walczyć, a jego postawa nie była postawą ofensywną, lecz defensywną. Reagował po prostu na przestępstwa jakich dopuszczała się Rosja - bo jej próby odzyskiwania wpływów opierały się na niczym innym jak na działaniach, które śmiało można nazwać przestępczymi. Bo jak to jest, że kraj, rzekomo demokratyczny - wymusza na innych państwach posłuszeństwo wobec siebie. Dlaczego? Dlaczego Rosja nie może się zająć swoimi wewnętrznymi sprawami, dać wreszcie spokoju swoim dawnym republikom i byłym krajom UW? Dlaczego szantażuje cały świat gazem, dlaczego wymusza wynik wyborów na Ukrainie, grożąc że jeżeli Ukraińcy wybiorą Tymoszenko, to gazu nie będą mieli - czy tak się zachowuje demokrata? Zabijanie, już ponad 100 opozycyjnych dziennikarzy, to też demokracja? Rosja oczywiście ma prawo do swoich działań i może robić to co robi - gdyż jest potężna. Ale dlaczego w takim razie chce by uznano ją za kraj demokratyczny? Czy wymuszanie siłą na innych krajach jej racji, mieszanie się w wewnętrzne sprawy państw, jest demokracją? Oczywiście, ktoś zarzuci mi że z jednej strony - krytykuję Rosję, a sam popieram opozycję wobec Łukaszenki. Ale tu jest istotna różnica - a nawet dwie. Po pierwsze Łukaszenko nie jest demokratą, lecz dyktatorem. Po drugie Polska nie miesza się w sprawy wewnętrzne Białorusi - popiera jedynie kandydata, który jej odpowiada (albo odpowiadał, bo obecnie wycofał się z wyborów nie mając poparcia Polski). Ale nie grozimy Białorusi sankcjami czy potępieniem, jeżeli znów "wygra" tam Łukaszenko. Na tym polega ta różnica. Tak się robi na całym świecie, państwa popierają jakichś kandydatów, Ci albo wygrywają albo przegrywają - wygrają, świetnie, nie wygrają, trudno.  Jedynie Rosja nie może się pogodzić z tym że jej kandydat przegrał - szantażuje, grozi, miesza się w sprawy wewnętrzne krajów. I jednocześnie chce być uznawana za kraj demokratyczny? Tak się nie da - demokracja umie pogodzić się z porażką, dyktatura nie. Więc nie umiejąca zaakceptować demokratycznych wyborów Rosja jest czym: dyktaturą czy demokracją? Co ciekawe do systemu Rosyjskiego coraz bardziej zbliża się Unia Europejska - demokracja to tylko parawan, a i tak musi być po ichniejszemu - vide sprawa Traktatu Lizbońskiego.

Miało być o Prezydencie Kaczyńskim, wyszedł cały elaborat o sytuacji na świecie. W każdym razie tak oto "mało znaczący" Prezydent, "mało znaczącego" kraju powstrzymał wojnę w Gruzji, zatrzymał rozmowy Rosji z UE, przyprawiał o palpitację serca eurofederalistów, bronił innych krajów przed ich powrotem w strefę wpływów Rosji. A najciekawsze zostawiłem sobie na koniec - nie jestem zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości, i żadnej innej partii politycznej. Jest tylko czterech polityków, których uwielbiałem. Dwóch z nich już nie żyje - to Ronald Reagan i Lech Kaczyński. Trzeci to Prezydent Czech - Vaclav Klaus. Czwarta - Margaret Thatcher. No i był jeszcze Jan Paweł II, ale nie był on politykiem, przynajmniej oficjalnie. Dlaczego ta czwórka? Bo szanuję i zawsze szanowałem tylko ludzi mających swoje zdanie, mających je wbrew wszelkim innym opiniom. Zarówno jak i życiu, tak i w polityce, nigdy nie lubiłem ludzi będących jak chorągiewka na wietrze, zmieniających swoje poglądy w zależności od wiatru. Po prostu lubię ludzi mających swoje zdanie, niekoniecznie takie jak ja, ale mających je mimo wszystko. Zawsze za to nie lubiłem ludzi, którzy zmieniali swoje zdanie w zależności od tego skąd zawiał wiatr i tych, którzy kształtują swoje poglądy na podstawie sterowanych przekazów medialnych. Cała czwórka tych, których wymieniłem była opluwana i wyszydzana z wielu stron. A mimo to byli jak skały, te wyszydzenia rozbijały się o nich, a ich odpowiedzi - legendarna odpowiedź na temat wieku do Waltera Mondale, po której Mondale - jak sam powiedział - wiedział już że właśnie przegrał wybory. Cięte, kulturalne i bardzo inteligentne riposty Reagana na bezzasadną krytykę jego polityki wobec ZSRR, które sprawiały, że Kissingerowi, głównemu przeciwnikowi Reagana w USA, piana ciekła z ust i był jednie w stanie się dosłownie ciskać, pokazując swoją prawdziwą twarz jak wtedy kiedy powiedział o Reaganie "tak ktoś głupi". Po latach okazało się kto był mądry - oczywiście Reagan, który zyskał nieśmiertelną sławę jako pogromca komunizmu i ZSRR, spowodował największy w historii Ameryki wzrost gospodarczy, a wcześniej Kalifornii, z którego Ameryka korzystała jeszcze prze lata, wreszcie w 2005 roku wybrany przez 3 miliony Amerykanów na największego Amerykanina w całej historii Stanów Zjednoczonych - wyprzedził choćby ludzi tj. Benjamin Franklin. I Hollywood może obrażać Reagana, Jim Carrey może wykrzywiać twarz naśladując sposób mówienia Reagana, a Kissinger może dalej dostawać piany na dźwięk jego nazwiska - nie zmieni to faktu, iż Reagan został wybrany przez 3 miliony Amerykanów na największego Amerykanina, a przez 90% narodu uważany jest za najlepszego Prezydenta w historii, a wielu Amerykanów obserwując Obame, Busha czy Clintona, tylko wzdycha - czy to w domach, czy to, co można zobaczyć naocznie, w internecie - ach, gdyby żył Reagan. Czy będą tak wzdychać za 20 lat za Obamą, Bushem czy Clintonem - bardzo wątpliwe. Czy któryś z nich będzie miał taki pogrzeb jaki miał Reagan - tysiące ludzi na ulicach, ponad 35 mln przed telewizorami, oglądało ostatnią drogę swojego ukochanego Prezydenta - bardzo wątpię. Czy ktoś w ogóle będzie o nich pamiętał? Owszem, Obama - no tak 44 Prezydent Stanów Zjednoczonych - dokonał...nic. Za 50 lat młodzież będzie się mylić w szkołach wymieniając Prezydentów USA - 44...kto był 44? A czego dokonał 44 Prezydent USA? Nie wiem, nie pamiętam proszę Pani. A pytając innego młodzież a kto był 40 Prezydentem USA? Młodzi ludzie odpowiedzą bez wahania - Ronald Reagan. A czego on dokonał drogie dzieci? Pokonał ZSRR, złe imperium, gdzie ludzie byli niewolnikami systemu - odpowiedzą. Dlaczego Reagan będzie zapamiętany na zawsze, a Obama nie? Bo historia pamięta tylko ludzi wielkich, ludzi, którzy mieli własne poglądy, którzy zmieniali bieg historii - swoimi poglądami. Reagan był kimś takim, Reagan zmienił swoimi poglądami bieg historii. Tak samo jak Margaret Thatcher - ileż to niewyszukanych obelg spadło na jej głowę, ileż nieuzasadnionej krytyki, atakującej ją personalnie. Atakowano ją, a ona wciąż cieszyła się poparciem ludzi - przez 11 lat. Przyjęła na swoją głowę, chyba jeszcze więcej niż nasz Prezydent Kaczyński. I co najśmieszniejsze - atakuje się ją także dzisiaj. Stara się zacierać fakt, że "Żelazna Dama" doprowadziła do rozwoju gospodarczego Wielkiej Brytanii, po największym kryzysie jaki uderzył w Wielką Brytanię w ciągu ostatnich stu lat. Starają się Ci ludzie zapominać, iż Thatcher przejęła kraj w dramatycznej sytuacji, obawiano się całkowitego załamania gospodarczego Wielkiej Brytanii, a spowodowane było to polityką socjalistycznego rządu Harolda Wilsona. I oczywiście przeciwnicy "Iron Lady" nie wspominają o tym, że Thatcher z zapaści gospodarczej, nie tylko wyprowadziła spadającą Wielką Brytanię na prostą, ale doprowadziła do dużego wzrostu gospodarczego, a jeżeli już wspominają to twierdzą iż Thatcher udało się to z powodu odkrycia na terenie Morza Północnego złóż gazu i ropy, a kryzys - jak twierdzą - wcale nie był spowodowany fatalną polityką Wilsona, lecz jakimiś bliżej nieokreślonymi czynnikami, tj. kryzys na świecie, co ciekawe jednak, żaden z krajów w latach .60 i .70 nie upadł tak nisko jak Wielka Brytania.

Prezydentowi Kaczyńskiemu się nie udało. Za krótko rządził, za mało miał poparcia, i mimo wszystko popełniał błędy. Vaclav Klaus jeszcze ma szansę, choć chyba rządzi on zbyt małym krajem, by ten mógł wpłynąć na historię świata - chociaż jak to mówią - nigdy nie mów nigdy. Dziś bowiem nie ma on już żadnych podobnych sobie ludzi. Era polityków wielkich - już minęła dawno. Nawet Reagan i Thatcher, to były tak naprawdę wyjątki w swojej epoce zdominowanej przez miernych ludzi takich jak Mitterrand, Delors, Schmidt, Bush senior, Giscard d'Estaing. Atakowano ich właśnie dlatego, że się wybijali zdecydowanie ponad przeciętność, nie chcieli być tylko chorągiewką. Znienawidzeni przez elity - Kissingera, Victora Rothschilda (jak można posiadając taki majątek jak on być socjalistą? Skoro nim był to czemu go nie rozdał, wszak tak powinien według doktryny postąpić socjalista), czy Davida Rockefellera - wyszydzani, krytykowani i opluwani - zmienili bieg historii, ich sława pozostanie nieśmiertelna na wieki, będą im poświęcone strony w podręcznikach do historii, które wyjdą za wiele lat. A Pan Panie Kissinger? Pan też tam będziesz? Może będziesz - ciekawe tylko jako kto, może jako statysta?