Jałowa nudna rzeczywistość medialna

avatar użytkownika igorczajka
Zrobiło się nudno. Albo zrobiłem się zmęczony. Tak długofalowo zmęczony. Zaglądam coraz rzadziej na blogi i do prasy. Nie dlatego, że przestało mnie interesować co w trawie piszczy. Przestałem śledzić wiadomości, bo od jakiegoś czasu piszczy to samo i tak samo. Każdy kolejny tekst nie wnosi nic nowego. Dotarliśmy do informacyjnej ściany, teksty są już wypłukane z jakiegokolwiek sensu. Podlewana wodą mowa trawa, której żadna rogacizna nie chce już przeżuwać.

O czym piszę? Kolejni dziennikarze, kolejni blogerzy, kolejne osoby w rozmowach prywatnych podniecają się pseudo-psychologicznymi analizami osób trzecich, albo przeprowadzają zupełnie nieistotne egzegezy ideologicznych prądów III RP. Istotne informacje są przemycane gdzieś na 20-tych stronach gazet, przez nikogo niezauważane, niekomentowane, a jeśli nawet, to komentarze albo zbywają takie teksty wzruszeniem ramion, albo negują wszystkie fakty podane na talerzu, albo interpretują te fakty adekwatnie do potrzeb (Zdzisiek zgwałcił Krystynę? Przecież to ona się rzuciła na niego, a poza tym nie powinna chodzić w tak krótkiej mini).

Schowane w głębi istotne informacje oraz sensowne teksty Iksińskiego legitymizują prasowy tytuł jako pluralistyczne niezależne medium. Główna strona, główne teksty są czystą propagandą, ale wytykanie tego faktu jest przejawem myślenia spiskowego, bo przecież w danym medium publikuje Iksiński, który faktycznie pisze świetne teksty. O tym, że w przypadku nieprawomyślnej gazety nawet jeden propagandowy paszkwil wystarczy do rozpoczęcia kolejnej odsłony nagonki - wspominać mi się nawet już nie chce.

Przypadki takich dziennikarzy jak Michnik, Wołek, Krassowski, czy Janke, w których wiele osób, w początkach działalności tych dziennikarzy, pokładało nadzieje, by zakończyć wielkim rozczarowaniem (tak, wiem, byli tacy co widzieli to wcześniej, ale ja piszę o przeciętnych zjadaczach chleba, którzy nie mają możliwości osobistej weryfikacji człowieka) - przypadki tych dziennikarzy pokazują jakąś upiorną i nieubłaganą prawidłowość. Prawidłowość potwierdzoną przez organizacyjne porażki takich dziennikarzy jak Wildstein czy Ziemkiewicz. Owszem, nie każdy ma predyspozycje do zarządzania biznesem, ale ja nie potrafię się pogodzić z wizją, w której zrobienie jakiegokolwiek biznesu jest w dość wyraźnym konflikcie interesów ze zwykłą ludzką przyzwoitością. O intelektualnej uczciwości nie wspominając.

Tak jak ciekawe i pouczające było brać udział w wyborczych wiecach w 1989 i 1990 roku, tak teraz także pouczające było obserwowanie jak kanalizuje się społeczną kontestację poprzez tworzenie z pozoru niezależnej blogerskiej platformy, na której po okresie budowania zaufania faktycznym pluralizmem i otwartością, zaczyna się drobnymi kroczkami stosować te same piorące mózgi metody, co na platformach medialnych tzw. głównego nurtu. I tylko cały czas pozostaje (jeszcze jak dla mnie otwarte) pytanie: czy to są naturalne mechanizmy ewolucji społecznych bytów, czy też te powielające się schematyczne scenariusze mają jakiś swoich reżyserów?

napisz pierwszy komentarz