L. Iacocca odpowiada Rebeliantce.
Rebelianta zrobiła notkę pt. Pożytki z wyrzucania ludzi z partii. W której to notce stawia fundamentalne pytanie (właściwie prośbę):
Czy moglibyście pomóc mi we wskazaniu zalet tego stanu rzeczy, bo ja widzę przede wszystkim wady?
Ponieważ już wcześniej przypominałem postać Lee Iacocca’i, b. prezesa Chryslera, który korporację tę wyciągnął za uszy, to pozwolę sobie dalej posiłkować się tym przykładem. Szef koncernu w „Autobiografii” wspomina (podkr. moje – MF):
(…) Wkrótce dokonałem pierwszego poważniejszego odkrycia: Chrysler w gruncie rzeczy w ogóle nie funkcjonował jako spółka. W 1978 r. Chrysler przypominał Włochy przed zjednoczeniem – spółka składała się z wielu małych księstw, a każdym z nich rządziła… primadonna. Był to zbiór mini-imperiów, z których żadne nie dbało ani trochę o pozostałe.
Zastałem u Chryslera trzydziestu pięciu wiceprezesów, a każdy z nich prowadził własną politykę. Nie było żadnych wspólnych gremiów, brakło ogniw spajających organizacyjnie całość, nie zwoływano wspólnych narad, na których ludzie mogliby się ze sobą porozumieć. Nie mogłem np. pojąć, dlaczego facet stojący na czele wydziału konstrukcyjnego nie jest w ciągłym kontakcie ze swoim kolegą – zajmującym takie samo stanowisko w wydziale produkcji. Tymczasem tak się właśnie rzeczy miały. Każdy działał oddzielnie. Przyjrzałem się dobrze temu systemowi – byłem zszokowany. Wtedy uświadomiłem sobie, że naprawdę znalazłem się w tarapatach.
Wszystko wskazywało na to, że ci ludzie nie znają trzeciego prawa dynamiki Newtona: każdemu działaniu towarzyszy równe przeciwdziałanie. Wszyscy działali w próżni. Było to takie dno, że trudno je nawet opisać.
(…) Wszystkie problemy Chryslera sprowadzały się właściwie do jednego: nikt nie wiedział, kto ma wykonać pierwszy ruch. Nie było to drużyna, lecz zbiorowisko niezależnych graczy, z których wielu nie opanowało zasad gry na swojej pozycji.
(…) Z Chryslerem było jednak jeszcze gorzej. Winą za stan firmy trudno było obciążać jej założyciela, który wywodził się z innej epoki. Do fiaska Chryslera doszło po trzydziestu latach powojennego, „naukowego” zarządzania. To wręcz niepojęte, że w 1978 r. ogromnym koncernem kierowało się jak sklepikiem spożywczym.
Te problemy nie pojawiły się z dnia na dzień. W branży samochodowej w Detroit reputacja Chryslera pogarszała się już od lat. Ta firma zaczęła uchodzić za ostatnią szansę: jeśli ktoś nie dawał sobie rady gdzie indziej, zawsze mógł iść do Chryslera, a członkowie jego kadry kierowniczej znali się raczej na grze w golfa niż na samochodach.
(…) Tyle było do zrobienia, a tak mało czasu! Musiałem zlikwidować te trzydzieści pięć oddzielnych księstewek, by zapewnić spółce większą jednolitość i zwartość. Musiałem pozbyć się pracowników, którzy nie wiedzieli, na czym polegają ich obowiązki. Trzeba było na ich miejsce znaleźć ludzi z doświadczeniem, operatywnych, sprawnych w działaniu. … Były to palące problemy, a ich rozwiązanie mogło być tylko jedno. Potrzebny był mi zespół doświadczonych ludzi, którzy mogliby współdziałać ze mną przy zawracaniu firmy z dotychczasowej drogi, póki jeszcze nie doszło do kompletnej ruiny. Moim priorytetowym zadaniem było utworzenie takiego zespołu, zanim będzie za późno.
(…) Jednym z luksusów, domagających się wręcz ograniczenia, był liczny sztab. Od czasów objęcia prezesury General Motors przez Alfreda P. Sloana wszystkie funkcje kierownicze w naszym przemyśle – tak jak w armii – dzielą się na sztabowe i liniowe. Liniowcy tkwią w produkcji: mają konkretne zadania i określony zakres odpowiedzialności – za technologię, za produkcję, za zaopatrzenie. Sztabowcy zajmują się planowaniem ogólnym; to oni scalają pracę liniowców w skutecznie działający system. Taki sztabowiec może być skuteczny w działaniu tylko wtedy, gdy ma za sobą praktykę na stanowiskach liniowych. Tymczasem, zwłaszcza u Forda, panowała tendencja do zatrudniania w sztabie firmy faceta po harwardzkiej Business School, który nie potrafił odróżnić własnego tyłka od łokcia; i to on miał pouczać człowieka z trzydziestoletnią praktyką w produkcji, jak i co ma robić, żeby było dobrze. W swojej karierze straciłem zbyt wiele czasu jako arbiter w sporach – do których w ogóle nie powinno było dojść – między pracownikami sztabowymi a liniowymi.
Sztab jest niewątpliwie potrzebny, ale w granicach rozsądku. Kiedy Henry próbował pozbyć się mnie, zaangażował biuro konsultacyjne McKinsey and Company, które – oprócz zorganizowania biura przewodniczącego rady nadzorczej – utworzyło jeszcze supersztab złożony z osiemdziesięciu chyba ludzi tylko po to, żeby kontrolować, czy wszyscy pracownicy sztabowi i liniowi wykonują swoje obowiązki. Z biegiem czasu grupa ta stała się jakby drugą, niezależną władzą – firmą dla siebie.
Gdy Chrysler znalazł się w krytycznej sytuacji, musiałem zwolnić większość personelu sztabowego. Przez całe życie byłem na linii i tym łatwiej było mi pozbyć się sztabowców. Moje rozumowanie było proste – potrzebowałem ludzi, którzy budują samochody i je sprzedają. Nie stać mnie było na utrzymywanie facetów, którzy powiedzą, że jeżeli zrobimy to czy tamto, samochód będzie może nieco lepszy. Nawet gdyby taki mędrek miał czasami rację, zastanawianie się nad tym było w naszych warunkach nazbyt kosztownym luksusem, Kiedy na froncie zaczynają gwizdać kule, sztab i tak zmywa się pierwszy.
Po wszystkich redukcjach spłaszczyliśmy strukturę zarządzania i zmniejszyliśmy liczbę ludzi uprawnionych do podejmowania ważnych decyzji. Początkowo chodziło tylko o możliwość przetrwania, ale z biegiem czasu przekonaliśmy się, że ten manewr ma niebagatelną zaletę: kierowanie wielką firmą w mniejszym zespole jest łatwiejsze! Dzisiaj, po latach widzę wyraźnie, iż Chrysler miał niezwykle rozbudowaną strukturę zarządzania, ze szkodą dla firmy. To jest lekcja, której nasi konkurenci muszą się dopiero nauczyć – a mam nadzieję, że tego nigdy nie zrobią!
Mam nadzieję, Rebeliantko, że Lee Iacocca wystarczająco dobrze odpowiedział na Twoje pytanie.
- MoherowyFighter - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
17 komentarzy
1. MoherowyFighter
Witam,
każdy, kto zarządzał zespołem ludzkim, lub pracował w dobrze funkcjonującej firmie, zna zasady organizacji pracy.
Tomy na ten temat napisano, a Twój przykład jest doskonała ilustracją, jak zarządza się wszelkimi duzymi organizacjami. Bez względu na to, czy jest to firma, czy inna forma organizacji, w której zarządzaniem zasobem ludzkim jest wymagane.
Abstrahując od tego, jakie mamy osobiście, każdy z nas, opinie o doborze tego zespołu kierowniczego w PiS, zasady są takie same.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Nie ma się co dziwić
Stalin też zarządzał zasobami ludzkimi i to nieporównanie większymi niż Lee Iacocca.
"Moje posty od IV 2010"
3. Do zarzadzania potrzebne jest
Do zarzadzania potrzebne jest myslenie, troche praktyki i zelazna, sprawiedliwa reka. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
4. Deżawi,
różnica pomiędzy tymi dżentelmenami polegała na tym, że ten pierwszy jeszcze bardziej pogrążył Sowiety, zaś ten drugi doprowadził do odrodzenia koncernu.
5. Dziękuję
Czy mógłbyś jeszcze zapytać Iacoccę o 2 rzeczy:
1/ w jaki SPOSÓB zwalniał tych niepotrzebnych ludzi,
2/ czy dużo zwolnił spośród tych, których SAM PRZYJĄŁ?
Bo lepiej dobrze przyjmować, niż źle zwalniać ;) Teoretycy zarządzania mówią też o niedopuszczaniu do rozwoju konfliktów.
No i piękne dzięki, ze załatwiłeś mi tą odpowiedź u Iacocci.
pzdr
Rebeliantka
6. NO WŁAŚNIE, CZYLI - ciach ! I PO BALU. La finito.
Teoretycy zarządzania mówią też o niedopuszczaniu do rozwoju konfliktów.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Rebeliantko,
Te dwa punkty mają absolutnie en-ty stopień ważności. Myślę, że Iacocca, jeśliby była taka potrzeba, to zwalniałby najwierniejszych z wiernych. Albo robi się sprawną machinę, która ma odnosić sukcesy, albo się zadowala staniem na czele niezbornego kółka dyskusyjnego z inklinacjami towarzystwa wzajemnej adoracji.
8. @MoherowyFighter
"ten pierwszy jeszcze bardziej pogrążył Sowiety"
To prawda, ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jednak wiemy obaj, że nie wszyscy podzielają powyższe zdanie. Pozwolę sobie zacytować (przy okazji innej dyskusji) @elig: "Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Jeszcze w latach 80. XX w. nie było teoretyka, który by powiedział, że za dekadę ZSRS nie będzie istniało. Ba, Władimir Putin obejmując urząd prezydenta, w swym wystąpieniu przed zgromadzeniem narodowym, powiedział, że "upadek ZSRS był największą katastrofą XX w." Z tego można wyciągnąć wniosek, że Władimir Putin raczej nie podziela naszego zdania o Stalinie.
Pozdrawiam
"Moje posty od IV 2010"
9. Moherowy Fighter 12.42 - To też
Ale upieram się, że lepiej zwalniać "za porozumieniem stron". Mniej kosztowne :)
Rebeliantka
10. Rebeliantko,
11. Poddaję się
Wszystko wiesz ;(
Rebeliantka
12. Rebeliantko,
a kto Tobie takie coś naopowiadał, że wszystko wiem?
13. Moherowy Fighterze,
nikt mi nie powiedział. Sama tak przez chwilę pomyślałam. Z uznaniem :)
pzdr
Rebeliantka
14. Rebeliantko,
a co to może tchnęło Ciebie do takiej refleksji?
Aha, czy "oszlifowywanie" Prezesa nie jest sprytną metodą na lokowanie go w swego rodzaju Muzeum Figur Woskowych? Wytłumacz mi może dlaczego Prezes ma być flekowany i do tego jeszcze miły, sympatyczny i wybaczliwy?
15. Moherowy Fighterze,
"Aha, czy "oszlifowywanie" Prezesa nie jest sprytną metodą na lokowanie go w swego rodzaju Muzeum Figur Woskowych? Wytłumacz mi może dlaczego Prezes ma być flekowany i do tego jeszcze miły, sympatyczny i wybaczliwy?"
Nie wiem, zapytaj tych, co go flekują. Jeśli się tak dobrze orientujesz.
Ja się wypowiadałam w innej sprawie. Na razie mamy do czynienia z partią-omnibusem, niby prawicową (niby, bo dla Marka Jurka już tam miejsca nie było), ale z silnym skrzydłem liberalnym (Kluzik-Rostkowska, Jakubiak, inni). Kaczyński się nie wypowiedział, czy zamierza się pozbyć skrzydła liberalnego.
Jeśli tak, to musi dobrze traktować i takich i takich polityków. Jeśli chce odnosić sukcesy wyborcze. Ja bym wolała PiS bez liberałów, ale jeśli już są, to władze partii muszą prowadzić mądrą politykę wewnętrzną - koncyliacyjną (rozpoznawania wcześnie konfliktów i ich rozwiązywania w celu niedopuszczenia do ich wychodzenia na zewnątrz). Jeśli jacyś ludzie muszą odejść, to trzeba zadbać o ich miękkie lądowanie, żeby nie poszli do konkurencji, nie bruździli i żeby w przyszłości była możliwa współpraca.
Bo jak inaczej przekroczyć tą mityczną granicę 50% głosów.
Mnie to obchodzi jako wyborcę. Chcę wiedzieć, co robi PiS, żeby w przyszłości (niedalekiej) wygrać. Chcę wiedzieć, co to jest za partia i jaki będzie miała program.
Nie wolno mi? Mam powtarzać taką modną mantrę: Kaczyński-mąż stanu, Kaczyński-wie co robi, Kaczyński-nieomylny, etc.?
Ja lubię sprawdzać. Zostało mi to z pracy naukowej i nie dbam, o to, czy ktoś będzie na mnie krzyczał z powodu mojego realizmu i ostrożności.
Więc na mnie nie pohukuj.
pzdr
Rebeliantka
16. W dalszym ciągu Rebeliantko, jak widzę, nie za bardzo chcesz
złapać inną perspektywę. Wydaje się, że cały wic polega na tym, że cała masa owych różnych partyjnych "dyskutantów" ma zadziwiająco podobną metodę. Otóż, oni zaczynają ową dyskusję wewnętrzą od roznoszenia swoich ansów po gazetach, telewizjach, radiach.... Zaś dziwią się później, że Prezesa to wścieka.
Tak mnie też to boli, że Kaczyński pozbywa się z partii wielu wartościowych ludzi. Miałem do niego wiele zarzutów o to, w jakiej atmosferze pozbył się np. Dorna. Można to nawet gdzieś znaleźć w sieci. Jednak zauważ. Czy Gilowska, śp. p. Płażyński, Rokita, Olechowski, Piskorski (może nie) biegali po mediach i nadawali na Tuska? Co? Klasę powinien, ma się rozumieć, pokazać i ten szef, który zwalnia lub grozi zwolnieniem, jak również ten podwładny, którego to dotyczy.
A gdzie ja na Ciebie pohukuję?
17. Moherowy Fighterze,
Nie jetem tak dobrze jak Ty poinformowana. Nie wiem, kto z czym gdzie biega, bo nie mam czasu tego śledzić. Jeśli, jak mówisz, ci biegacze właśnie tak postępują, to należy nad tym ubolewać, że w ogóle do PiSu zostali przyjęci i pełnili tam wyeksponowane funkcje.
Myślę, że nie ma co dalej na ten temat prowadzić rozmowy.
Rebeliantka