Arkadiusz Franas zasłużył na awans!

avatar użytkownika dodam

To czarna niewdzięczność niedostrzeganie tego. Nie może być tak, że człowiek stara się, wypruwa flaki z siebie, ryzykuje. Przecież kiedyś może wszystko odwrócić i ci, którzy Franasa wypuścili pozostaną anonimowi, a on jak nie przymierzając Albin Siwak zostanie na lodzie. Jak to możliwe, że Franas dalej tkwi na głębokiej prowizji, pardon, prowincji. Czas najwyższy wyróżnić tak dobrze sprawdzającego się redaktora przeniesieniem do stolicy! Wrocławianie z pewnością poparliby tę jedynie słuszną decyzję czynników odpowiedzialnych.

Jeśli ktoś ma wątpliwości co do słuszności to proszę bardzo niech przeczyta ostatni tekst jakże oddanego słusznej sprawie redaktora naczelnego "Polski the Times"* oddelegowanego na odcinek wrocławski:

Arkadiusz Franas: Miłość po polsku, czyli ciągniemy się na samo dno

Mamy tu słuszny temat, czyli największy problem dzisiejszej Polski jakim jest Jarosław Kaczyński. Czytelnik po lekturze tego śmiałego demaskatorskiego artykułu nie ma już wątpliwości: lider niedorżniętych watach manipuluje, oszukuje, kłamie, ignoruje żywotne interesy Polskie, czyni piekło na ziemi. Polskie piekło. Adresując swój tekst do "młodych wykształconych z wielkich miast" zapobiegliwy Arek na wszelki wypadek przytacza anegdotę o polskim piekle in extenso.

To już powinno wystarczyć za uzasadnienie awansu, ale ambitny pan Arkadiusz nie poprzestaje na tym. W jakże słusznym i prawdziwym porywie gniewu ostrym demaskatorskim piórem gani nienawiść, żółć i jad „nieszczęsnego zjazdu Solidarności” w troskliwej zadumie nad tym „ile tam wylano” tego, burząc wizerunek „najwspanialszego ruchu społecznego w Europie w XX wieku”. I jeszcze ta uzurpacja, że to „jego brat sprowadził wszystkich na słuszną drogę”.

Na szczęście, zauważa Franas, sytuację uratowała Henryka Krzywonos, która wygarnęła prawdę w oczy siewcom nienawiści: "pan niszczy godność Lecha, to pan ją niszczy, dołuje". Wiemy jak dzielna to była kobieta wtedy i widzimy jak dzielna jest dziś. Franas przywołuje też gniewny poryw nie mniej dzielnego Władysława Frasyniuka cytując jego słynne już "Jarek, pierdolisz, nie było cię tam!" .

I tu następuje kulminacja dramatu, w jaki przeistoczył się felieton, dobicie gadziny. „Gdy dział się sierpień 1980 roku, to Jarosława Kaczyńskiego nie było na Wybrzeżu. "Zbawcą narodu" został nieco później” , powtarza za Władkiem przygotowując w ten sposób nokautujący cios: "domaganie się podwyższenia pensji dla dużych grup społecznych to domaganie się podwyższenia podatków" cytuje Premiera z okresu strajku pielęgniarek.

Pozostając na osiągniętym w ten sposób plateau „miłości po polsku” według Franasa przyjmiemy już każdą najbardziej wyszukaną pieszczotę. Jest nią przytoczenie wypowiedzi jakże cenionego zapewne przez Franasa Aleksandra Kwaśniewskiego: „Byłem na sali sejmowej (w 1992 r. - red.), gdy premier Jan Olszewski wygłaszał exposé. Nigdy nie zapomnę, gdy powiedział, że nieważne, jaka będzie Polska, tylko czyja będzie Polska”.

Żeby nie wyglądało na grę na jedną bramkę, felieton zamyka pełen troski a jednocześnie przygany apel „panie Kaczyński, panie Tusk. Od 1989 roku wreszcie jest: nasza. A to piekiełko: wasze”.

To byłoby na tyle jak mawiał nieodżałowanej pamięci profesor mniemanologii stosowanej, Jan Tadeusz Stanisławski, który pod wpływem felietonu Franasa stanął mi przed oczami jak żywy.

Żeby rozwiać wszelkie obawy dodam na wszelki wypadek, że Franas nie jest idiotą, o czym świadczy to, że musiał wygryźć wielu sobie podobnych, których nigdzie nie brakuje, i został tym naczelnym.


 

* z głębokim zatroskaniem odnotowuję, że emblematy "the Times" zniknęły z nagłówków wydań internetowych tej gazety. Bardzo mnie to dziwi - przecież idziemy do Europy!

Mój znajomy, niewykluczone, że kolega Franasa, spytam go przy okazji, jeśli się jeszcze nadarzy, redaktor gazety reżimowej wydawanej oficjalnie w stanie wojennym, twierdzi, że anachronizmem jest sam język polski. I to jest to. Trzeba iść do przodu, z postępem, drodzy koledzy Franasa, a wy co, cofacie się? Rewolucyjna czujność nie może przysłonić rewolucyjnego czynu!

Prawdę mówiąc gruszek nie zasypujecie w popiele, o czym świadczą odkrycia „Polski the Times” takie jak to:

Czy Polacy są już gotowi wyrzucić Kościół z życia publicznego

20 proc. społeczeństwa nie akceptuje opinii hierarchów np. w sprawach in vitro, czy antykoncepcji. Przerzucamy się na własną religię, w której miłość do Boga nie kłóci się z miłością do życia. Nie jesteśmy przeciwnikami krzyża. Sprzeciwiamy się wpływowi Kościoła na politykę »

 

napisz pierwszy komentarz