Nie jestem mistrzynią reportażu i nie zamierzałam pisać nic na ten temat, ale po pobieżnym przejrzeniu relacji z nocnej demonstracji pod Pałacem czuję się w obowiązku. Opiszę moje subiektywne wrażenia i to, co sama widziałam, a co stoi w jaskrawej sprzeczności z doniesieniami medialnymi z dzisiejszej nocy.
Po pierwsze – wszystkie media zgodnie podają, że naprzeciw garstki obrońców krzyża stanęło kilka tysięcy jego przeciwników. Trudno mi ocenić liczby, ale proporcje są fałszywe. Moim zdaniem było nas, "obrońców obrońców krzyża", znacznie więcej niż przeciwników. Oczywiście przyznaję, że jestem nieobiektywna, ale siły musiały być co najmniej wyrównane. To prawda, że wokół krzyża, oddzielone dwoma rzędami barierek i kordonami policji i straży miejskiej stało tylko kilkadziesiąt osób. Przyczyną tego jest fakt, że barierki zostały ustawione wiele godzin wcześniej i wszyscy przychodzący później, czy to zwolennicy, czy przeciwnicy, stali po drugiej stronie.
Ja z kilkoma członkami mojej rodziny byliśmy na Krakowskim Przedmieściu o godzinie 22:00. Tłum był już gęsty, ale spokojny. Transparenty były nieliczne. Trudno było z początku zorientować się w "przynależności politycznej" poszczególnych osób, więc stanęliśmy w pobliżu barierek po stronie Hotelu Bristol, bo stała tam grupa modlących się osób. Kiedy w pobliżu zobaczyłam redaktora Sakiewicza z Gazety Polskiej, szturchnęłam tatę i szepnęłam "chyba stoimy po dobrej stronie". Przyłączyliśmy się do modlitwy i do śpiewania pieśni religijnych, jednocześnie rozglądając się, gdzie są przeciwnicy krzyża, ale nie mogliśmy dostrzec nikogo. Jedyny duży transparent , stojący po drugiej stronie ulicy, należał do zwolenników pozostawienia krzyża i jednocześnie przeciwników rządu. Wszyscy ludzie dookoła nas byli "obrońcami obrońców". Brat wybrał się na rekonesans. Kiedy wrócił, powiedział, że są grupki kiboli oraz trochę poprzebieranej młodzieży, ale niewiele. Przed 23:00 na taras budynku stojącego na rogu ulicy Ossolińskich wyszedł człowiek przebrany za papieża i zaczął pozdrawiać tłum. Odpowiedziały mu owacje części ludzi, zebranych w tamtym kącie czworoboku stworzonego przez barierki. Staliśmy niedaleko, więc tę grupę mieliśmy w zasięgu wzroku. Stanowiła ona moim zdaniem ok. 1/5 wszystkich obecnych. Poza tym "sektorem" krzyki były nieliczne i dochodziły głównie od kilkunastoosobowych grupek w tłumie pod Ministerstwem Kultury. Było tam widać również kilka niewielkich transparentów. Pojawił się tam m. in. jeden z napisem "Dupa". Skandowane były też okrzyki "Jeszcze jeden", ale na szczęście szybko ucichły, bo nawet tak łagodną osobę jak mnie w tym momencie zaczęły świerzbić ręce. Reszta ludzi stała cicho i naprawdę nie potrafię określić, po której byli stronie, jednak sądząc po "cichych" w moim pobliżu, raczej po naszej.
W miejscu, gdzie staliśmy grupa pań i pan z megafonem nieustannie prowadzili śpiew i modlitwę. Byli ludzie w każdym wieku, nawet dzieci, które jednak po interwencji ludzi zostały przez matkę wyprowadzone z tłumu. Moim zdaniem nie było to konieczne, bo panował idealny spokój. Przedstawiciele krzyczącej młodzieży kilkakrotnie usiłowali zbliżyć się do modlącej się grupy, ale każdy taki odważny nagle odkrywał, że jest otoczony kilkoma młodymi silnymi mężczyznami i bardzo samotny :) Po chwili łagodnej perswazji wracał skąd przyszedł. Wszelkie przejawy agresji z naszej strony (ograniczające się np. do pokazania środkowego palca w stronę przeciwników) były również szybko tłumione przez otaczających ludzi.
Tymczasem młodzież się rozszumiała. Krzyki były bardzo głośne, ale nie wszystkie rozumiałam. Na hasła typu "Do kościoła!" my odpowiadaliśmy "Tu jest Kościół" albo "Zapraszamy!". Paru młodych ludzi zaczęło wspinać się na latarnie, inni rzucali pluszową kaczką, ale wszelka aktywność tego typu ograniczała się tylko do opisanej przeze mnie wcześniej strefy i małych grup w innych miejscach. W pewnym momencie w oknie Hotelu Bristol pojawiła się jakaś rozbawiona dziewczyna, którą tłum zaczął zachęcać "Pokaż cycki". Czy wprowadziła to w życie już nie wnikałam, tylko się odwróciłam. Wchodzenie na latarnie przez kolejnych nastolatków spotkało się z obawami ludzi, którzy zaczęli interweniować u straży miejskiej, ale bez skutku. Oprócz okrzyków dochodził do nas zapach marihuany, zresztą później zauważyłam jakiś transparent nawołujący do jej legalizacji. Kiedy zaczęliśmy śpiewać hymn jakiś młodzian wszedł na barierki i zaczął wykrzykiwać "Przestańcie śpiewać to gówno" i coś w ten deseń, ale w tym momencie ruszyli na niego nawet starsi panowie. Bez obaw, nic mu się nie stało, bo straż miejska stała tuż obok :) Zresztą ludzie hamowali jedni drugich, jeśli ktoś "wychodził z nerw".
Stopniowo nasze śpiewy stawały się coraz lepiej słyszalne, bo krzyki drugiej strony wyraźnie słabły. Koło pierwszej zaczęliśmy śpiewać "Kochamy was, alleluja" i inne pieśni przy coraz mniejszym odzewie strony przeciwnej. Nastrój był coraz bardziej radosny, mimo zmęczenia. Znajoma rodziców powiedziała, że stała po przeciwnej stronie placu i tam również była modląca się grupa, choć słabiej zorganizowana, ale krzykaczy było znacznie mniej niż po naszej stronie. O 1:30 opuściliśmy Krakowskie Przedmieście. Tłum wciąż był spory. Na obrzeżach rzeczywiście przeważały grupy rozrywkowej młodzieży, ale raczej byli to chwilowi goście, którzy przyszli popatrzeć.
Tyle mój subiektywny opis. Przez cały czas stałam w jednym miejscu. Modliłam się i śpiewałam, więc słabo słyszałam okrzyki przeciwników krzyża. Moja relacja jest więc fragmentaryczna. Zapraszam innych do uzupełnień lub przedstawienia swojej wersji.
1 komentarz
1. "ale każdy taki odważny nagle
"ale każdy taki odważny nagle odkrywał, że jest otoczony kilkoma młodymi silnymi mężczyznami i bardzo samotny " :) dokładnie to zapewniły odwody z naszej strony.
Nie wiedzilismy, czy policja zareaguje na nasze monity i "silna spokojna armia" stawiła się, aby zapewnić bezpieczeństwo modlących się i samego krzyża.
Gdyby Taras nie widział tego ze swojego podwyzszenia, to hasło do szturmu na krzyz na pewno by padło.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl