Codzienność rekonstruktorki
tatarstan1, czw., 12/08/2010 - 21:54
Co prawda nie należę do żadnej grupy rekonstrukcyjnej, ale mam stado znajomych z różnych grup. Siłą rzeczy wspieram chłopaków, a nawet pomagam (w tym roku trefiłam włosy dziewczynom i zawiązywałam turban na głowie punkówy, której włosy absolutnie nie wyglądały na lata '40).
Wykryłam właśnie w szafie sukienkę. Lata '80-'90, typ bazarowo-letniskowy. Okropna, ale... no właśnie. Wzorek ma niezły, bo kwiatki były modne także 70 i 60 lat temu. Jedyne, co trzeba z nią zrobić, to skrócić (do kolan, lub trochę poniżej, ale na pewno nie może być do ziemi!), dobrać pasek (już mam), by wyczarować modną wówczas talię, i wszyć poduchy w ramionach, by sylwetce nadać jakby barczystą linię. Do kompletu torebka (lata '60 będą w porządku, wzory niewiele się zmieniły) i współczesne sandały na koturnach (obecnie w sklepach są identyczne jak w czasach okupacji). Oczywiście koafiura na łeb. Voila, mamy dziewczynę z ulic Warszawy w lipcu 1944 roku.
Z tą koafiurą w ogóle jest fajnie, bo ja do tej pory nie wiem, jak dziewczyny w Powstaniu to robiły, że niemal wszystkie na zdjęciach mają starannie ułożone włosy. Typ fryzury, o której mówię, to spiętrzone loki nad czołem (po angielsku to się nazywało zawijasy zwycięstwa, czyli victory rolls), podpięcie po bokach i luźne loki z tyłu. Przód jest najtrudniejszy, ale w sumie tylko wygląda na skomplikowany. Zainteresowanych odsyłam na jutuba, tam wszystko jest pokazane (w skrócie chodzi o to, by na palcach zwinąć rulony i podpiąć nad czołem).
Tak w skrócie wygląda codzienność osoby, która interesuje się wstępnie rekonstrukcjami. Członek grupy musi mieć fachową wiedzę o mundurach, oznaczeniach, sposobie noszenia wyposażenia. Dziewczyna w drugowojennej grupie musi wiedzieć, jak 70 lat temu wyglądała jej rówieśniczka, co mogła zdobyć, czego nie, czy nosiła rzeczy - powiedzmy - sprzed 10 lat, czy raczej przerabiała. Musi wiedzieć, czy i jak kobieta się wówczas malowała (łącznie z nogami!). Musi nawet wiedzieć, jaki typ stanika wybrać pod bluzkę (w latach '40 nosiło się biustonosze podkreślające szpiczastość biustu). Musi czasem pogrzebać w starych szafach i wiedzieć, że może śmiało założyć dobrze skrojoną męską marynarkę garniturową, jeśli jest w jej rozmiarze. Zbyt szerokie ramiona? Cóż, tak się nosiło, bo jak brata zastrzelili na wojnie, to szkoda marynarki, żeby się zmarnowała.
To ciężka praca, bo trwa zawsze i wszędzie. Tu się coś wypatrzy, tam przeczyta, potem zweryfikuje. To oglądanie setek, tysięcy zdjęć, czytanie setek opracowań i artykułów. Niejeden rekonstruktor wie więcej od historyka.
Tym bardziej grupom rekonstrukcyjnym należy się szacunek. I zapłata, jeśli organizują pokaz w mieście w dniu roboczym. Za wiedzę, którą można przekazać w ten sposób innym, płaci nawet w polskiej szkole.
Wykryłam właśnie w szafie sukienkę. Lata '80-'90, typ bazarowo-letniskowy. Okropna, ale... no właśnie. Wzorek ma niezły, bo kwiatki były modne także 70 i 60 lat temu. Jedyne, co trzeba z nią zrobić, to skrócić (do kolan, lub trochę poniżej, ale na pewno nie może być do ziemi!), dobrać pasek (już mam), by wyczarować modną wówczas talię, i wszyć poduchy w ramionach, by sylwetce nadać jakby barczystą linię. Do kompletu torebka (lata '60 będą w porządku, wzory niewiele się zmieniły) i współczesne sandały na koturnach (obecnie w sklepach są identyczne jak w czasach okupacji). Oczywiście koafiura na łeb. Voila, mamy dziewczynę z ulic Warszawy w lipcu 1944 roku.
Z tą koafiurą w ogóle jest fajnie, bo ja do tej pory nie wiem, jak dziewczyny w Powstaniu to robiły, że niemal wszystkie na zdjęciach mają starannie ułożone włosy. Typ fryzury, o której mówię, to spiętrzone loki nad czołem (po angielsku to się nazywało zawijasy zwycięstwa, czyli victory rolls), podpięcie po bokach i luźne loki z tyłu. Przód jest najtrudniejszy, ale w sumie tylko wygląda na skomplikowany. Zainteresowanych odsyłam na jutuba, tam wszystko jest pokazane (w skrócie chodzi o to, by na palcach zwinąć rulony i podpiąć nad czołem).
Tak w skrócie wygląda codzienność osoby, która interesuje się wstępnie rekonstrukcjami. Członek grupy musi mieć fachową wiedzę o mundurach, oznaczeniach, sposobie noszenia wyposażenia. Dziewczyna w drugowojennej grupie musi wiedzieć, jak 70 lat temu wyglądała jej rówieśniczka, co mogła zdobyć, czego nie, czy nosiła rzeczy - powiedzmy - sprzed 10 lat, czy raczej przerabiała. Musi wiedzieć, czy i jak kobieta się wówczas malowała (łącznie z nogami!). Musi nawet wiedzieć, jaki typ stanika wybrać pod bluzkę (w latach '40 nosiło się biustonosze podkreślające szpiczastość biustu). Musi czasem pogrzebać w starych szafach i wiedzieć, że może śmiało założyć dobrze skrojoną męską marynarkę garniturową, jeśli jest w jej rozmiarze. Zbyt szerokie ramiona? Cóż, tak się nosiło, bo jak brata zastrzelili na wojnie, to szkoda marynarki, żeby się zmarnowała.
To ciężka praca, bo trwa zawsze i wszędzie. Tu się coś wypatrzy, tam przeczyta, potem zweryfikuje. To oglądanie setek, tysięcy zdjęć, czytanie setek opracowań i artykułów. Niejeden rekonstruktor wie więcej od historyka.
Tym bardziej grupom rekonstrukcyjnym należy się szacunek. I zapłata, jeśli organizują pokaz w mieście w dniu roboczym. Za wiedzę, którą można przekazać w ten sposób innym, płaci nawet w polskiej szkole.
- tatarstan1 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz