O pytaniach, które nie padają, Kryzys IV władzy
Obrońcom słynnego krzyża harcerskiego chodzi nie tyle o zapewnienie trwałości jego instalacji, oni domagają się jasnej, konkretnej deklaracji, iż w miejscu pielgrzymowania setek tysięcy Polaków, osób poruszonych tragiczną śmiercią prezydenckiej pary i innych uczestników wyprawy na uroczystości katyńskie, powstanie symboliczna tablica, pomnik, obelisk- zgodnie z życzeniem harcerzy (realizatorów najsłynniejszej obecnie samowoli budowlanej w Warszawie). Często ten fakt umyka korespondentom wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia, trudno uwierzyć, że nieświadomie.
W bardzo poważnych programach publicystycznych, dziennikach, publikacjach spotykam się z starannie wytworzonym obrazem typowego obrońcy krzyża: to osobnik stary, niewykształcony, nacjonalista, antysemita, fanatyczny zwolennik o. Rydzyka i J. Kaczyńskiego. Niektórzy opis ten dopełniają insynuacjami dotyczącymi domniemanej choroby psychicznej (, ktoś kiedyś także snuł podobnego rodzaju insynuacje, wtedy chodziło o chorobę alkoholową):
psycholog Ewa Woydyłło: "To obsesjonaci, a mówiąc prościej: fanatycy. Tym się różni obsesjonat od człowieka, który jest oddany idei, ze obsesjonat nie liczy się z prawem. Nie szanuje przepisów. Obsesja wyklucza zdrowy rozsadek, wyklucza myślenie. To zaburzenie psychicznepolegające na braku kontroli nad swoimi zachowaniami. Ta obsesja zaczęła się rozwijać pod Pałacem Prezydenckim". (źródło)
Najpoważniejszym zarzutem pojawiającym się pod adresem samozwańczych obrońców krzyża, jest kwestia łamania przez nich prawa. W myśl przepisów powszechnie obowiązującego prawa administracyjnego, a ściśle prawa budowlanego- nie wolno instalować w dowolnym miejscu jakichkolwiek symboli religijnych (a także innych obiektów tzw. małej architektury) bez stosownego pozwolenia- decyzji odpowiednich władz, odpowiedniego organu.
Tyle teoria. Nie można jednak w tym absolutnie ponadprzeciętnym przypadku- abstrahować od całej reszty, od okoliczności wydarzenia, jego głębokiego uzasadnienia moralnego, społecznego, religijnego. Nie zapominajmy także o "tymczasowości" harcerskiego krzyża- nikt nie będzie się upierał jego przenosinom, jeśli zostaną podjęte prace nad instalacją pomnika/płyty z nazwiskami ofiar katastrofy. Brakuje tego "malego", szlachetnego gestu. To niebyłoby żadne ukorzenie się, porażka świeckiego państwa- to byłaby ręką wyciągnięta do zgody. Jakże jej dzisiaj brakuje...
Nie rozumiem także braku szerszego zainteresowania mediów środowiskami nawołującymi do siłowego rozprawienia się ze starcami koczującymi pod Pałacem Prezydenckim. To skandaliczny grzech zaniechania, swoista zachęta dla łobuzerii szukającej zadymy, konfrontacji, bijatyki. Ludzie umawiający się za pośrednictwem internetu na ustawki z "katolami" to margines, element godny zainteresowania ze strony policji i prokuratury.
W demokratycznym państwie prawa to odpowiednie służby państwowe (one i tylko one) mogą "przywracać stan zgodny z prawem", pilnować spokoju i porządku. To ich ustawowe obowiązki. Wydawało mi się, że to sprawa niewymagająca dyskusji.
Ostatnia, chyba najważniejsza sprawa. Media bardzo chętnie dzielą odpowiedzialność za sytuację z krzyżem harcerskim na poszczególne formacje polityczne. Niekwestionowanym liderem w tym zakresie jest-rzecz jasna- J. Kaczyński. Podobno wykorzystuje on tę sytuację do osobistej wendetty z rywalem wyborczym- B. Komorowskim, nie potrafi się pogodzić z porażką, próbuje zawieruchę wokół krzyża przekłuć na własne korzyści polityczne. Opinie te rażą olbrzymią prostotą, swoistą manią obwiniania lidera PIS za wszelkie bolączki młodej polskiej demokracji, młodej polskiej polityki.
Trudno oczekiwać od J. Kaczyńskiemu, by sprzeciwiał się szczytnej idei budowy tablicy pamiątkowej na część jego barta, bratowej, osobistych i politycznych przyjaciół. To nie lider PIS rozpoczął batalię o krzyż- atmosferę podgrzał B. Komorowski, obiecując dziennikarzom "Gazety Wyborczej" rychłe przeniesienie krzyża (, nie wspominając przy tym o potrzebie budowy jakiegokolwiek symbolu pamięci). Średnio inteligentny człowiek (nie mówiąc o polityku) domyśliłby się z łatwością, jaką reakcję wywoła tego rodzaju deklaracja.
Tak po ludzku dziwie się Komorowskiemu. Wygrał te wybory nieznaczną ilością głosów, został Prezydentem w wyniku narodowej tragedii, traumy. W takich warunkach powinien w sposób szczególnie intensywny poszukiwać porozumienia, budowy ogólnonarodowej wspólnoty, powinien być delikatny i wyważony, skory do kompromisu z przeciwnikami politycznymi i ich zwolennikami. Zachowuje się dokładnie odwrotnie.
Dlaczego ten fakt nie dziwi komentatorów, publicystów, dziennikarzy? Zupełnie ich nie interesuje? W przeciwieństwie do każdego słowa, gestu, myśli J. Kaczyńskiego, człowieka, który stracił rodzinę, przegrał prezydenturę, nie ma bezpośredniego wpływu na losy Polski w najbliższych latach...
- chinaski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz