W TROSCE O ZACHOWANIE STANDARDÓW (Rolex)

avatar użytkownika Maryla

Nic nie zapowiadało sensacji. Obrady parlamentu toczyły się wolno, sennie, ot, kilka codziennych spraw związanych z funkcjonowaniem państwa. Omówiono skrótowo problem zastrzelenia na jednej z głównych ulic stolicy byłego prokuratora generalnego. Poseł Potwornii Ostentacyjnej Stefan Nienasienioski zwrócił uwagę, że zarejestrowane przez przypadkowego przechodnia nagranie z miejsca strzelaniny, z wyraźnie odcinającymi się od tła ulicznego szumu okrzykami „Job Twoju mat’ wor!” jest wyrazistym przykładem zdziczenia obyczajów, a już w szczególności powielanie tego nagrania świadczy o cywilizacyjnym upadku, skoro przypadkowy przechodzień zginął następnego dnia pod kołami białoruskiej ciężarówki, więc sprawa wydaje się być zamknięta.

Posłowie gładko przeszli nad sprawozdaniem w sprawie katastrofy, w której zginęło kolejnych 154 wyższych oficerów Wojska Polskiego; przez aklamację przyjęto rezolucję, że skoro zwierzchnikami rodzajów sił zbrojnych zostali z automatu sierżanci sztabowi, struktury wojska działają prężnie, zgodnie z najwyższymi standardami NATO i ISO-2010.

Ponadto uchwalono, że sejm jest oburzony stanem szkolenia pilotów, skoro nie potrafią nie zderzyć się z lecącą po właściwym kursie rosyjską rakietą ziemia-powietrze..

Poseł Budaruska rzucił z ław sejmowych, że dopóki mamy kaprali i drzwi od stodoły możemy spać spokojnie, co pan marszałek Skretyniał uznał za stosowne umieścić w stenogramach obrad sejmowych, ze względu na żart wysokich lotów, bo nikt nie powiedział, że parlament jest dla ponuraków.

Po przyjęciu rezolucji o głos poproszono Ministra Sprawiedliwości Wąchakwieckiego-Oddolniaka, który przedstawił parlamentarzystom problem masowych samobójstw w polskich więzieniach.

Liczba sześciu tysięcy czterystu osadzonych, którzy targnęli się na własne życie w ciągu sześćdziesięciu dni zrobiła wrażenie, ale głosy niedowierzania ucichły i zamieniły się w pomruk zadowolenia, kiedy poseł Butz rzucił, że: „tera to mamy wieczne alibi!”

Marszałek Skretyniał nie uznał za stosowne umieścić tej uwagi w stenogramie informując posła, że: „Za grypserę w świetle jupiterów obcinka, padaka i przypał”.

Sala ożywiła się na dobre dopiero wtedy, kiedy na sale obrad wtoczył się poseł opozycji plamiąc krwią wykładzinę, ale wkrótce szmer poruszenia przygasł wraz z ustaniem rzężenia.

Na mównicę wszedł wszedł kolega dopiero co zmarłego w oczywiście nie budzących podejrzeń okolicznościach posła i poprosił o uczczenie pamięci zamordowanego minutą ciszy, jednak nie znalazł uznania wśród posłów partii rządzących i koalicyjnych, którzy obrzucili go stekiem wyzwisk, a wśród nich: „mowa nienawiści!” należało do najgłodniejszych.

Posiedzenie skończyłoby się w popsutej atmosferze, gdyby zza stołu prezydialnego nie wyskoczył znienacka znany i ceniony poseł Wibragłup. Któż jak nie on?

Wijąc się konwulsyjnie zanosił się radosnym chichotem, a koledzy długo, długo, nie mogli go uspokoić.

„Ej, fletuńku, pedofilu, kochanie!, kurewieńku” wołali, by przywołać go do stanu, kiedy będzie mógł opowiedzieć im o swojej nowej akcji politycznej, ale on nie mógł przestać!

Puścili wzdłuż ław poselskich flaszeczkę, coby przeczekać napad jego niepohamowanego humoru, ale ta skończyła się na posłance Węgorzewskiej-Kalaborasińskiej, która zakręciła jak stary i wchłonęła płyn w swoje słynne już w Marcu 1968 trzewia.

„Wieta co?” zdołał wreszcie wydusić Wibragłup, a ledwo dyszał.

„No?” zwołała sala oczekując niezłego numeru.

„Pamiętata tego starego, co to jak się nie odezwał, to mówił o Polsce, historii, narodzie, godności i honorze?”

No?” zarżała sala.

„Narżnąłem...” poseł Wibragłup ponownie zwinął się w konwulsjach. „Narżnąłem mu na grób!” dokończył z trudem i zaniósł się udzielającym się wszystkim rechotem.

„Ale performens!” zakrzyknął marszałek Skretyniał i mało się mnie zmoczył.

„Wiesz, Heniek” powiedziała do męża oglądająca w telewizorze transmisję z obrad sejmu Renata Rowecko-Skudlinoska „Jak to dobrze, że w kraju mamy takich inteligentnych ludzi, jak ten Wibragłup!”

„Eeee...” żachnął się mąż Rowecko-Skudlinoskiej. „Narżnąć na grób to każdy by potrafił.”

„Ta?” uniosła wyskubane do gołej skóry brwi Skudlinoska „To idź i narżnij”

„Wiesz co...?” zastanowił się głęboko mąż. „Ty masz rację. Narżnąć to jednak nie każdy potrafi. Trzeba być artystą!”

 

Kolejny dzień w Polandii chylił się ku upadkowi, gospodarka wegetowała kwitnąco, a ludziom żyło się godniej. Coraz to godniej.

 

Pozdrawiam

http://hekatonchejres.salon24.pl/

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika elig

1. ALL

To świetna satyra. Przerażające jest, że różni się ona od rzeczywistości tylko stopniem nasilenia różnych zjawisk. Same te zjawiska są jak najbardziej realne. W gruncie rzeczy to prawie reportaż.