Dlaczego Donald Tusk nie podszedł do ciała prezydenta? (Gazeta Polska)
Ciało prezydenta leżało wciąż na niskich noszach położonych na błotnistej ziemi, 170 m od szczątków wraku, przykryte białym prześcieradłem. Obok stały trumny. Przy ciele prezydenta Lecha Kaczyńskiego nikt nie pełnił warty honorowej – nie pomyślała o tym ani strona polska, ani rosyjska. Nikt nie zadbał, w szczególności urzędnicy ambasady i konsulatu w Moskwie, by przykryto je biało-czerwoną flagą. Większość szczątków innych ofiar, ułożonych wcześniej na folii, wywieziono do Moskwy. Obok ciała prezydenta Kaczyńskiego leżały już tylko ciała byłego prezydenta Kaczorowskiego i wicemarszałka Putry. Aby do nich dojść, trzeba było pokonać grząski grunt.
Taką sytuację zastał Jarosław Kaczyński, gdy późnym wieczorem 10 kwietnia dotarł w końcu do Smoleńska.
Na co czekali pod bramą lotniska
Było to już po tym, jak miejsce katastrofy odwiedził polski premier. Z informacji osób będących wówczas na lotnisku wynika, że Donald Tusk nie podszedł do ciała prezydenta. Wraz z Władimirem Putinem modlił się przy ułożonym tuż obok rozbitego samolotu symbolicznym miejscu pamięci, do którego zdążono już usypać drogę z piachu. To tam Putin po bratersku objął Tuska, podnosząc go z klęczek. Następnie obaj udali się do namiotu ustawionego na betonowych płytach lotniska, gdzie przyjmowali raporty od rosyjskich służb uruchomionych w związku z katastrofą.
W tym samym czasie autokar z Jarosławem Kaczyńskim i kilkunastoma jego współpracownikami czekał pod bramą lotniska na zezwolenie na wjazd. Kierowca rozmawiał z funkcjonariuszami pilnującymi przejazdu.
– Rosjanie – i ci na bramie, i z konwoju – byli szczerzy, poinformowali nas otwarcie, że jest prośba ze strony polskiej, by jeszcze nie wjeżdżać na teren lotniska. I jak nadejdzie stosowna chwila, ktoś po nas przyjedzie. Czekaliśmy pod bramą blisko 30 minut. W tym czasie premierzy Putin i Tusk wymieniali gesty transmitowane przez telewizję – opowiada Karol Karski, towarzyszący Jarosławowi Kaczyńskiemu w drodze na miejsce tragedii.
Dlaczego spowalniali przejazd
Swoją drogę do Smoleńska i pobyt na miejscu katastrofy Jarosław Kaczyński opisał w zeszłotygodniowym wywiadzie dla „Gazety Polskiej”. Wywiad wywołał gwałtowne reakcje w rządzie i mediach. Dziś na podstawie rozmów z osobami, które towarzyszyły wówczas bratu zmarłego prezydenta bądź były obecne na lotnisku, podajemy kolejne szczegóły tego, co się działo po katastrofie 10 kwietnia 2010 r.
– Gdy tylko dowiedzieliśmy się o tragedii, przyjechaliśmy do biura PiS w Warszawie. Około godz. 11 zapadła decyzja o wyjeździe do Smoleńska. Skontaktowaliśmy się z przewoźnikiem i wynajęta przez nas firma zajęła się organizacją lotu. Równocześnie uruchomiliśmy kanały dyplomatyczne – opowiada Joachim Brudziński, poseł PiS. – Przed 15.00 byliśmy już na lotnisku na Okęciu, dwadzieścia minut później przyjechał Jarosław Kaczyński. Wtedy dowiedziałem się, iż wcześniej padła propozycja ze strony rządu, że może lecieć do Smoleńska z premierem Donaldem Tuskiem. Pan Kaczyński nie przyjął tej propozycji.
całośc tu :
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. dlaczego Tusk nie podszedł?
bo jest zwykłym chlopcem z boiska podworkowego,na dodatek
chamem i tchorzem
/odkąd cham z biłgoraja moze tak mowic,to ja tez/
jesli ktos uwaznie obserwował wtedy Tuska,
to STRACH aż
bił z jego wilczych oczu i wątłego ciała.
Wszak to nie miało byc tak
/moim zdaniem/
miał byc upokorzony,wyszydzony,"obśmiany"
znienawidzony przez niego i jego ferajne, człowiek,
a tymczasem
na katynskiej ziemi
lezał Martwy Prezydent.......niczym nie okryty,nie
otoczony przez wartę Honorową
SAMOTNY
ale jakze WYMOWNY
..........tam w bagienej ziemi
lezał BOHATER......
i to zrozumiał przerazony człek,ktory
10 Kwietnia przestał być dla mnie godnym
pełnienia stanowiska Polskiego premiera
Uscisk Putina,tylko to potwierdził
gość z drogi
2. Weto! dla opinii "gościa z drogi"
To bardzo naiwna wiara, że "Wszak to nie miało byc tak".
Właśnie tak miało być! Tusk z Komorowskim w noc poprzedzającą tragedię byli w Trójmieście(określenie ogólne) .
Komorowski miał być w tym czasie na urlopie na Mazurach(Buda Ruska) z synem, gdzie ma dom.
Tymczasem po tragedii, w dniu 10.04.2010 roku, Kancelaria Sejmu podała komunikat, że Marszałek powrócił z Trójmiasta do Warszawy o 10.25.
Tymczasem Komorowski w wywiadzie dla francuskiej gazety "Le Monde", opublikowanym w dniu 14.04.2010 roku opowiadał bajeczkę, że gdy zadzwonił do niego MSZ Radosław Sikorski z informacją o katastrofie, on przebywał na urlopie na Mazurach, z synem. Poprosił syna o wyprasowanie koszuli, ubrał ciemny garnitur i uda,l się w podróż do Warszawy.
Tę bajeczkę powtórzył "Onet kiosk", a także Jacek Żakowski w felietonie na łamach "Polityki".
Przejmowanie obowiązków p.o. prezydenta zaczął Komorowski od złamania przepisów Konstytucji(w skrócie; powinien zwrócić się z tym w tych konkretnych okolicznościach do TK o przekazanie władzy p.o.)i wielu standardów przyzwoitości.Wyglądało to tak, jakby startował jak sprinter, z wcześniej przygotowanych bloków startowych.Po co i do czego tak się spieszył?
Czy Tusk z Komorowskim przebywali wtedy razem w Trójmieście? Oficjalnie tego nie wiemy(takich to mamy "dziennikarzy śledczych", czekających co im tam bezpieka podrzuci), ale poszlaki wskazują na taką okoliczność. O czym rozmawiali, co ustalali, możemy się tylko domyślać "po owocach".
Ja wiem, że u ludzi etycznie myślących, podejrzewanie kogoś o zbrodnię, samo w sobie jest odrzucane, ale przy analizach działań politycznych ludzi i rządów, to musi być brane pod uwagę jako hipoteza, którą trzeba się starać weryfikować innymi poszlakami i faktami.