Opozycja to nie dinozaury (Barbara Fedyszak-Radziejowska)
Sukces rozumiany jako skala poparcia społecznego dla Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, to nie jest „ciekawe zjawisko”, lecz sytuacja w demokracji normalna. To prawda, że była ona nieosiągalna przez ostatnie, powiedzmy, trzy lata. Zwolennikom i politykom Platformy udało się bowiem wytworzyć przekonanie, że istnieje tylko jedna partia, licząca się w kraju i za granicą, która jest zdolna do prowadzenie polityki w zgodzie z UE, Rosją, Niemcami i…. Tu stawiam kropkę. Odnoszę wrażenie, że PO lekceważy nasze relacje z NATO, z Wielką Brytanią oraz ze Stanami Zjednoczonymi. Ale na pewno naszych największych sąsiadów ma po swojej stronie.
Ten swoisty, sprzeczny z zasadami demokracji sukces udało się osiągnąć metodą, której symbolem jest dla mnie Janusz Palikot. Nie uważam go za polityka, który „łamie” dobre obyczaje, lecz sprawnego socjotechnicznie wykonawcę zadania, które najkrócej rzecz ujmując polega na systematycznym i ciągłym deprecjonowaniu ludzi, którzy ośmielają się myśleć, że jest rzeczą słuszną głosować na PiS. Ta metoda była – w wielu wymiarach – na tyle skuteczna, że PiS zdawał się być skazany na poparcie nie wyższe, niż 20 punktów procentowych.
Było to, moim zdaniem, testowanie możliwości wprowadzenia w Polsce wariantu demokracji skutecznie zainstalowanej w Rosji przez Władimira Putina, czyli demokracji fasadowej. Można o niej mówić, że jest demokracją, bo istnieją partie opozycyjne, ale przecież żadna z nich nie ma realnych szans na zdobycie władzy. Rządzi „Jedna Rosja” i nawet nie jest ważne w gruncie rzeczy, jak się nazywa. Ważne, że popiera Władimira Putina, i w drugiej kolejności – Dmitrija Miedwiediewa.
Demokracja fasadowa ma w III RP własne także korzenie, które sięgają „historycznego kompromisu” zawartego przy Okrągłym Stole. To wtedy zrodziła się koncepcja demokracji wprowadzanej bardzo ostrożnie, wolno i w sposób kontrolowany – na 35%, potem tylko w gminach, i dopiero po 2 latach i 4 miesiącach w sejmie (rok później, niż w Czechosłowacji i na Węgrzech). Elita Okrągłostołowa zdaje się do dzisiaj sądzić, że prawdziwa rywalizacja między partiami politycznymi i programami nie jest konieczna. To taka swoista ustrojowa mutacja PRL. Poprzednio jedną słuszną wizją świata był marksizm – leninizm- dzisiaj wiemy, jak prostacka była to wizja. Nowa wersja jest mniej jednoznaczna, nieco liberalna, na pewno dobrze dostosowana do „głównego nurtu” Unii Europejskiej, ale też jedyna, nie potrzebuje ani korekty, ani opozycji, ani sporu. Ma za sobą liczne grono ekspertów, instytucji i organizacji pozarządowych, które bardzo efektywnie pełnią rolę opiniotwórczą.
Waldemar Kuczyński szczerze kiedyś napisał w Rzeczpospolitej, że nie wolno naruszać „ustroju” III RP. Nie – demokracji – lecz właśnie „ustroju”, zupełnie jak w czasach PRL. Wtedy też mieliśmy ustrój najlepszy na świecie, broniony zresztą przez gen Jaruzelskiego bardziej, niż „niepodległość”.
Zwracam przy tym uwagę, że o ile „ustrój” III RP budowano przy Okrągłym Stole, to demokrację – 4 czerwca 1989 roku. Frekwencja w I turze pokazała, że Polaków interesuje tylko demokracja, bo tłumnie pojawili się wtedy, gdy naprawdę mogli wybierać, tylko na 35% , ale jednak. Gdy żadnego wyboru nie było miedzy kandydatami partyjno-rządowymi – w drugiej turze – pojawiło się tylko 25% uprawnionych do głosowania. To było symboliczne wywrócenie okrągłego stołu. Ale nasz establishment wciąż tęskni za „ustrojem” i denerwuje go rywalizacja z niemalowaną opozycją.
PO miała wielką szansę na takie rządzenie krajem. Ma solidne, solidarnościowe korzenie, dobrze dobrane wizerunkowo twarze (nie lekceważyłabym ani słusznego wzrostu, ani ponadprzeciętnej urody), poparcie elit opiniotwórczych i miłość komercyjnych mediów. Jej liderzy zdołali przekonać Polaków, że opozycja i demokratyczne mechanizmy kontroli nie są potrzebne, przy tak doskonałej partii i światłych przywódcach. Wszystko to bardzo osłabiło i tak kruchą demokrację. I z tego punktu widzenia, wynik wyborów prezydenckich przywraca ją do życia.
Po raz kolejny, jak w 1989 roku, obywatele powiedzieli: „chcemy demokracji naprawdę, a nie na niby!”. Powiedzieli tym samym, że widzą głęboki sens w rywalizacji partii politycznych i w przywróceniu wzajemnych mechanizmów kontroli.
Tu, jedna uwaga. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież SLD, mając kiedyś prezydenta i rząd, podobnie jak PiS, gdy miało prezydenta i rząd, znajdowało się w identycznej sytuacji. Otóż, niezupełnie. SLD liczyło się z opozycją solidarnościową i jej programem. Nie zakwestionowało planu wejścia do NATO i UE, a nawet to wejście sfinalizowało. Mało tego, proszę pamiętać, jak – wg reguł demokratycznych – skonstruowano komisję sejmową ds. afery Rywina, oraz to, że premier Leszek Miller zrehabilitował pułkownika Kuklińskiego. SLD, mając świadomość własnych korzeni, nie było aż tak pełne pychy, jak PO. Musiało się z opozycją postsolidarnościową liczyć.
Natomiast PiS w czasie swoich rządów nie miał innego wyjścia i musiał(!) liczyć z opozycją, bo za nią stały mass media. Takiej medialnej kontroli nie miały żadne wcześniejsze rządy. Żadna, nawet tylko wymyślona przez media lub PO afera nie uszła ich uwagi. Nic nie umknęło „niezależnym” dziennikarzom. Mariusz Kamiński będzie ścigany za „prowokację” w niebyłej aferze rolnej, co oznacza, (przez analogię do prowokacji wobec posłanki Sawickiej, czy do afery hazardowej, której przecież też nie było), że rząd J.Kaczyńskiego nie miał żadnego powodu, by rozpisywać wybory. A mimo to wybory się odbyły. Oto skuteczność działania establishmentu.
PO od 3 lat jest w praktyce wolna od kontroli opinii publicznej, czy od presji opozycji. Dziesiątki tematów jawi się jako nietykalne, bo to liderzy i sympatycy PO decydują, o czym wolno debatować. Jeśli ktoś podejmuje „nie zatwierdzone” tematy, to rychło okaże się, że posługuje się „mową nienawiści”. Genialne.
Paradoksalnie więc, wybory skończyły się zwycięstwem demokracji. Powiedział to zresztą sam Bronisław Komorowski i w tym się z nim zgadzam. Społeczeństwo pokazało, że nie widzi nic złego w podziale politycznym. Jesteśmy wspólnotą, ale różnimy się poglądami na państwo, patriotyzm, politykę gospodarczą naprawdę, a nie na niby. A opozycja to nie są dinozaury, które mają obowiązek współpracować z PO pod groźbą wyginięcia. Opozycja ma prawo mieć inne zdanie, niż rządzący, może też współpracować, gdy zostanie przekonana. Ale ma prawo odmówić tej współpracy, gdy rządowy projekt uważa za skrajnie zły. Poparcie udzielone 4 lipca J. Kaczyńskiemu wyrównuje równowagę sił. W tym sensie wybory wygrał Br. Komorowski oraz przede wszystkim demokracja. A więc także PiS.
* Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii.
http://kulturaliberalna.pl/#2
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Wspaniały esej, rozprawka nad polską demokracją w wykonaniu Pani doktor Fedyszak Radziejowskiej.
Zawsze z przyjemnością Jej słucham.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. Szanowny Panie Michale
Pani dr Fedyszak-Radziejowska jest bardzo mądrą i myślącą pro państwowo osobą.
Jaka szkoda, że musi funkcjonować ze względu na swoje poglądy, niebezpieczne dla "elity" III RP na marginesie polityki i mediów.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. To raczej mediokracja zwyciezyla
W panstwach o ugruntowanej demokracji, media nigdy nie atakuja opozycji, tak jak to ma miejsce w Polsce. W panstwach demokratycznych, opozycja kontroluje rzad i pomagaja w tym media.
W Polsce nie ma demokracji.