Dobrze się stało - tako rzecze niepoprawny pisowiec.

avatar użytkownika AdamDee

Czyli ja - pisowiec właściwie od zarania, nawet w czasach gdy PiS jeszcze nie istniało.

Liberały, nowaja partia własti

Aby stało się zadość kurtuazji, wypada powiedzieć na wstępie kilka słów na temat zwycięzcy zakończonych właśnie wyborów.

Są zwycięstwa, które można nazwać zwycięstwami hańbiącymi.

Odpowiednikiem w sporcie byłoby zwycięstwo drużyny A nad drużyną B spowodowane zamierzonym i brutalnym faulem dokonanym na kluczowym graczu drużyny B przez zawodnika drużyny C podczas meczu B kontra C. Sportem interesuję się średnio-mało (szczególnie piłkarzykami), zatem konkretnym przykładem nie służę.

Odpowiednikiem podczas wojny mógłby być znany wszystkim finał Powstania Warszawskiego, którego triumfator - Von dem Bach-Zelewski, nie mógł wypinać piersi pod Krzyż Żelazny bez choćby krzty gorzkiej refleksji nad rzeczywistą istotą "swojego" zwycięstwa.

Odpowiednikiem podczas pokoju niech będzie zatem wygrana Bronisława Komorowskiego - to modelowy przykład zwycięstwa hańbiącego.

Biorąc pod uwagę:

jakość kampanii wyborczej,

sojusze jakie podczas niej zawarto,

środowiska, z których garściami czerpano,

garnitur (czy raczej mundur) toastujących upragnione zwycięstwo,

zestaw stolic, z których płyną dziś najgorętsze gratulacje,

kończąc na subtelnym obrazie tego kto, gdzie i jak głosował poza granicami naszego kraju...

... można właściwe powiedzieć, że jeśli sam wygrany i jakaś część jego elektoratu nie czuje dziś tej krzty goryczy, to znaczy, że obok post-polityki króluje nam w obecnych czasach również post-przywoitość.

Lepszy wróbel w garści niż kanarek w złotej klatce

Wracając do tematu.

Jarosław Kaczyński przegrał wybory i dobrze się stało.

Te wybory to był w zasadzie plebiscyt o zabarwieniu wizerunkowym. Z jednej strony chodziło o uratowanie twarzy rządzącej formacji, z drugiej o odzyskanie twarzy opozycji. Paradoksalnie i jedno i drugie się powiodło. To pierwsze, jako się rzekło we wstępie, w stylu haniebnym ale jednak się powiodło. To drugie to w sumie sukces totalny.

Wypadałoby zadać sobie pytanie o co innego był ten bój ?

O władzę ?

Niezupełnie. Biorąc pod uwagę formalne umocowanie urzędu, z punktu widzenia PiS byłoby to ledwie zdobycie przyczółka, który pozwala na wprowadzanie lekkiej korekty, względnie hamowania - jak znamy to z nieodległych czasów, nie zawsze skutecznego. Nie byłoby to w żadnym wypadku zdobycie liczącego się wpływu na cokolwiek więcej.

Zabawa w chowanie się za kaczką

Wyobraźmy sobie co działoby się gdyby te wybory wygrał Jarosław Kaczyński ?

Pomijając bezpośrednią furię jaka musiałaby temu zwycięstwu towarzyszyć ze strony PO, zastanówmy się jak wyglądałaby prezydentura Jarosława ?

Po części to wiemy - wyglądałaby na pewno nie lepiej niż prezydentura Lecha. Można pokusić się o bliskie pewności stwierdzenie, że wyglądałaby dużo gorzej. O ile nad trumną Lecha Kaczyńskiego dało się zauważyć pewne stonowanie wcześniejszej krytyki totalnej - nowy Prezydent Kaczyński skupiłby na sobie nienawiść znacznie większego kalibru. Kombinacja porażki i strachu przed kolejnym Kaczyńskim moderującym i będącym świadkiem nieudolnego rządzenia - taki koktajl dałby upadkowi polskiej polityki zupełnie nową jakość.

I tak, mielibyśmy Jarosława Kaczyńskiego w roli Prezydenta, siłą rzeczy oderwanego formalnie od swojego politycznego zaplecza, jako aktora kolejnej opery mydlanej p.t. Demony 4RP. Oderwanie J.K. od PiS mogłoby poczynić nieodwracalne szkody w środowisku tej partii. Nie jest chyba problemem wyobrażenie sobie sytuacji, w której przy wydatnej pomocy z zewnątrz (np. przy udziale któregoś z byłych pisowców, obecnie totalnie skompromitowanych swoimi ocenami siły Jarosława), Prawu i Sprawiedliwości zagroziłby rozłam i w efekcie tego całkowita impotencja w chwili gdy należałoby naprężyć muskuły do walki o parlament.

Dużym plusem obecnej sytuacji jest to, że właśnie na naszych oczach skończyła się zabawa w chowanie się za kaczką. Prawdziwie symbolicznym obrazkiem będzie to co mogliśmy zobaczyć na własne oczy - premier Tusk mówiący o "kolejnym kredycie do spłacenia", w sensie iż należy go spłacić, jednocześnie kręcący przecząco głową. Mowa ciała nie kłamie, zaś ton przygnębienia jak u człowieka, który właśnie zaciągnął kredyt na kredyt mówi samo za siebie.

Ofiary klątwy

Czeka nas zatem bardzo ciekawe kilka, kilkanaście miesięcy, podczas których niewprawieni w codziennej, owocnej pracy będą musieli wziąć się w garść i coś wymyślić.

Z pewnością będzie sporo agresji - ta często rodzi się z poczucia frustracji i strachu. Pies, który ujada bez szczególnego powodu i rzuca się na wszystko co się rusza to  zwierzę tchórzliwe i nieobliczalne.

Jednym z pomysłów, które sugerowałbym w pierwszej kolejności byłoby stworzenie narracji wedle której na rządach AD2010 położył się, wzorem klątwy Tutenchamona, cień klątwy Kaczyńskiego. Myślę, że ekipa, która okazała się tak sprawna w niemożliwym, wydawałoby się, dziele sprzedania marszałka Komorowskiego jako męża stanu, podoła tak karkołomnej konstrukcji. Siłą rzeczy elektorat, który kupił już wielokrotnie zagrożenie ze strony 4RP, wyłoży dowolną kwotę na taki obraz niemocy w tym łez padole.

Będzie jeszcze czas kiedy Donald Tusk w zaciszu swego gabinetu zapłacze nad tymi pięknymi ale minionymi beztroskimi latami.

Dobrze się stało - teraz będzie czym cieszyć oczy.

Niestety.

Etykietowanie:

13 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. niech się cieszą , dostaną to, co wybrali



Nie czekając na oficjalne wyniki wyborów, prezydenci
Rosji Dmitrij Miedwiediew i Niemiec Christian Wulff,
pogratulowali marszałkowi Sejmu Bronisławowi Komorowskiemu, wygranej w
wyborach prezydenckich

Obie głowy państwa rozmawiały z Komorowskim przez telefon.
Miedwiediew podkreślił chęć "pogłębienia stosunków polsko-rosyjskich".
Komorowski ponowił wobec niego zaproszenie do złożenia wizyty w Polsce.

Wcześniej
zaprosił Miedwiediewa do złożenia wizyty w naszym kraju podczas
spotkania w Moskwie z okazji uroczystości 65. rocznicy zwycięstwa nad
faszyzmem. Mówił wówczas, że ktokolwiek będzie zwycięzcą wyborów
prezydenckich, powinien takie zaproszenie ponowić.

Marszałek
Sejmu, który według cząstkowych wyników zostanie prezydentem, rozmawiał
także z Christianem Wulffem, który w ostatni piątek został zaprzysiężony
na prezydenta Niemiec. Obaj politycy wzajemnie pogratulowali sobie
wyboru.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rebeliantka

2. Niedobrze się stało

PiS powinien wystawić innego kandydata na Prezydenta, jeśli Kaczyński nie był zainteresowany wygraną.

Należało wystawić któregoś z PiSowskich profesorów. I zdecydowanie go lansować. Ludzie by poparli.

Funkcja Prezydenta jest ważna i niedobrze, że objął ją Komorowski.

Znowu PiS przekombinował. Jak wówczas, gdy doprowadził do przedterminowych wyborów.

Powiem złośliwie, czy w PiS jest tylko Kaczyński i jego najbliżsi współpracownicy?

Wybory trzeba wygrywać, jeśli Polska jest najważniejsza.

Z żalem

Rebeliantka

avatar użytkownika Andrzej Wilczkowski

3. inny kandydat

Szanowna pani rebeliantko. Gdyby Pani byLa łaskawa podać trzy nazwiska takich ludzi, których w ciągu czterech tygodni poznałoby i poparło kilka milionów rodaków. Od pierwszego pytania - a kto to taki do poparcia droga bardzo daleka.

avatar użytkownika Mara

4. A ja wskażę taką osobę

Janusz Wojciechowski

avatar użytkownika Maryla

5. Mara

to dobra kandydatura, ale prawie zupełnie zapomniana, zepchnięta na margines , nie znana powszechnie, wypadł z mediów , czyli Go NIE MA.

Propaganda i byli koledzy z PSL zjedli by Go , dorobili taka gębę, że nie miał by szans.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rebeliantka

6. @Andrzej Wilczkowski

Na przykład Zyta Gilowska.

A jeśli nie ma - Pana zdaniem - takich trzech twarzy, to jest tragedia w PiS-ie. To znaczy, że PiS prowadzi beznadziejną politykę kadrową.

Przecież Jarosław Kaczyński o mało co też nie zginął. Gdyby hipotetycznie założyć takie nieszczęście - mam nadzieję, że do niego nigdy nie dojdzie - to co, PiS się rozsypie? Nie będziemy mieć żadnej politycznej reprezentacji?

Rebeliantka

avatar użytkownika roma anna

7. @ AdamDee - liczy się wynik wojny, a nie poszczególnych bitew.

Wiele osob ktore sa dobrze zorientowane w aktualnej sytuacji politycznej, mysli podobnie jak Pan. Wystawienie przez PiS innego kandydata, nie mialo zadnego sensu.

Jesli wygralby Pan Jaroslaw Kaczynski, to PO znowy mogloby swoja nieudolnosc zwalac na Prezydenta z PiS.

Obiektywnie ta kampanie ocenia np. Gen. Roman Polko (ktorego osobiscie bardzo cenie) - były dowódca GROM, b. zastępca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego:

To nie jest tak, że jedna partia ma monopol na mądrość. Polska to nie tylko ci, którym wiedzie się dobrze, ale też ci, którzy chcą poprawić swój los. W Polsce jest wiele rzeczy do poprawienia, wskazywał na to bardzo mocno w swojej kampanii prezes Jarosław Kaczyński. Bez względu na wynik wyborów, Jarosław Kaczyński może czuć się wygranym, ponieważ mimo sondaży, które wskazywały, że przegra z kretesem w pierwszej turze, okazało się ,że wynik jest zupełnie inny. Wizja Polski, jaką zarysował Jarosław Kaczyński, podoba się Polakom, i wierzę, że będzie ona realizowana. Słowa Józefa Piłsudskiego, jakie zacytował Jarosław Kaczyński, są tego najlepszą wykładnią: liczy się wynik wojny, a nie poszczególnych bitew.

http://www.wyszkowski.eu/index.php/component/content/article/27/1498-kom...

avatar użytkownika Selka

8. Dzielenie włosa na czworo...

Chcecie kandydata? Jedynym, który miał szansę, właśnie dlatego, ze "szeryf" - byłby Ziobro.
I w tym przypadku - tak jak na J.K. sypałyby sie gromy - które dodawałyby mu % głosujących. Tak jak wcześniej wybrano szeryfa L.Kaczyńskiego!


Jeżeli miałam jakiekolwiek zastrzeżenia do kandydowania J.K. w tych wyborach - to wyłącznie ze względu na Jego osobę: bo ileż można znieść?

A tak - mają sie kogo NADAL bać - co widać, słychać i czuć!!! Psy harcują spuszczone ze smyczy od wczoraj - od zamknięcia lokali wyborczych.


Bo do tych półgłówków - NADAL nie dotarło, że to co robili i robią, po 10.04. - robią przeciwskutecznie!

A nowe hasło dla Bronka brzmi: "ZGODA (na Palikota) BUDUJE"

Ostatnio zmieniony przez Selka o pon., 05/07/2010 - 23:49.

Selka

avatar użytkownika Mara

9. Marylko

Może faktycznie teraz go zbyt często nie widzimy,ale wcześniej często bywał u Jaworowiczowej.

avatar użytkownika Maryla

10. Mara

nawet na Salon24 udaja, ze nie jest politykiem, Europosłem i nie dali Mu przysługującego politykom "zielonego" koloru.

Dałam wpis z bloga JW u nas.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika AdamDee

11. To nie tak, moim zdaniem

Jestem jakoś dziwnie przekonany co do jednej rzeczy - Jarosław Kaczyński podjął się tego wyzwania z przekonaniem i pragnieniem zwycięstwa. Nie podejrzewałbym go o taktyczne zagranie przy braku zainteresowania prezydenturą.

Myślę, że PiS nie miał szans z innym kandydatem z innych powodów - zgadzam się z głosem Twoim, Mary i Selki - takich kandydatów do wystawienia jest co najmniej kilkoro. Problem polegał na czymś innym - gdyby nie wystartował, pochowano by go żywcem w szczątkach Tupolewa. Jakkolwiek makabrycznie i obrazoburczo to zabrzmi - już palikot zadbałby aby symbolicznie dołożyć Jarosława do trumny brata.
Wystawienie innego kandydata dałoby fatalny przekaz do opinii publicznej, także do wyborców - to koniec Jarosława. W swoim stylu wykorzystałaby to cała ta nagonkowa swołocz, a Bronkozaur dobrotliwie, po ojcowsku pochylałby się nad nim łapiąc punkt za punktem.

Zarazem jestem przekonany o tym, że Kaczyński wiedział, że nie wygra. Wiedział też, że on lepiej nie wygra niż ktokolwiek inny. Inni, nawet ci najlepsi nie wygrali by ze znacznie gorszym wynikiem.
Nie bez znaczenia też, a może raczej o znaczeniu kapitalnym była jeszcze jedna rzecz, możliwa do przeprowadzenia tylko i wyłącznie przez niego. Chodzi mi o motyw kontynuacji dzieła Lecha Kaczyńskiego, który był użyty jako najsilniejszy przekaz całej kampanii. Bez oglądania się na obieGoWą opinię o prezydenturze Lecha padły słowa o potrzebie kontynuacji - ktokolwiek inny by to zrobił nie byłby wystarczająco wiarygodny. I tak, praktycznie za jednym zamachem, odczarowano zaklęcie "złego prezydenta" i na powrót ciśnięto jego (ich obu) wizję jako atrakcyjną alternatywę.
Prosto w pysk Salonowi.
To był (a w zasadzie jest bo z tego co widzę wygląda to wszystko na początek ciekawych wydarzeń) majstersztyk. I to do tego zakończony sukcesem chyba większym niż ktokolwiek mógł marzyć.

Owszem, na dzień dzisiejszy ten podwójny sztych nie przebił wszystkich warstw na otłuszczonym mózgu statystycznego ćwierćinteligenta ale już dzisiaj nie będzie łatwo wrócić do opisu Lecha jako zakompleksionego i ponurego pijaczka, pchającego się między eleganckich ludzi ze swoją niewyjściową małżonką.
Spróbujcie tego sami - kiedy ktoś o salonowym przechyle strzeli "aaa ten Kaczor to awanturnik i nie chce zgody" odpowiedzcie - "tak, dokładnie ten sam, tak jak ten drugi co się nie uśmiechał i głupio wychodził na zdjęciach".
Efekt jest piorunujący.
Nawet do największych tępaków coś dotarło ponieważ wcześniej to było słowo przeciw słowu, a od niedawna jest słowo przeciw obrazowi.
Obraz ma to do siebie, że spływa.... wróć! - że pozostaje na dłużej niż słowo.

Wybory prezydenckie mogą się wydawać proste do uciągnięcia dla człowieka zaprawionego w polityce ale tak nie jest. Przypomnijcie sobie stan w jakim znalazł się Tusk po ich przegraniu, odświeżcie w pamięci tą szokującą "drugą twarz" Komorowskiego, kiedy z opanowanego i doświadczonego w "bojach" Marszałka Sejmu stał się nagle kompletnie "rozsypanym" amatorem, przemawiającym kabaretowo "wzwiedzionym" dyszkantem.

Przy obecności wielu całkiem niezłych polityków w szeregach PiS, mogłoby się okazać, że żaden z nich nie podoła temu zadaniu. To jest wyższa szkoła jazdy kawaleryjskiej.

Druga rzecz - to właśnie konfrontacja z Jarosławem, siłą poprzedzających wydarzeń wymuszająca trzymanie na wodzy nieskrępowanej erupcji "fantazji" peowskiego sortu, znokautowała Komorowskiego. Wygrał praktycznie na punkty, a miał zostawić przeciwnika na deskach po pierwszej rundzie. Ten facet był wewnętrznie tak zdemolowany, że w normalnych warunkach nie miał prawa doczołgać się do drugiej tury.

Tyle, że my nie znajdujemy się w warunkach normalnej demokracji...
I dlatego mamy takiego prezydenta.

Który moim zdaniem, będzie głównym czynnikiem katastrofy PO. Ale to już jakby opowieść na inną okazję ; )

AdamDee - Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
avatar użytkownika Andrzej Wilczkowski

12. Kandydat

Może ktoś z państwa ma lepsze narzędzia poznawcze, żeby być przekonany, że wskazany kandydat może poruszyć pozytywne emocje u ok. 8 milionów ludzi. Ja nie mam żadnych poza własnym wewnętrznym przekonaniem. I kierując się tym przekonaniem uznałem że J Kaczyński jest najlepszy i na niego głosowałem. I nie zawiodłem się.

AW

avatar użytkownika Rebeliantka

13. Andrzej Wilczkowski

Proszę Pana, nie o to chodzi, by licytować się, kto z większym przekonaniem głosował na Jarosława Kaczyńskiego.

Chodzi o to, by zwyciężać.

Poniżej parę cytatów z dzisiejszego Naszego Dziennika:

--------------------

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100706&typ=po&id=po01.txt

Zachowanie prezesa PiS pokazuje, jaki przede wszystkim cel przyświecał stającemu do wyborów Jarosławowi Kaczyńskiemu. Choć prezesowi trudno zarzucić, że nie walczył o zwycięstwo, to z drugiej strony można było wręcz usłyszeć: "Uff... nie wybrali mnie, nie będę musiał zostawiać swojej partii". Tak naprawdę nie chodziło o prezydenturę, lecz o kolejne wybory: jesienne samorządowe i przyszłoroczne - parlamentarne. A kampania prezydencka stała się okazją do zmobilizowania elektoratu, który skłonny byłby poprzeć Prawo i Sprawiedliwość.

Zdawał się to potwierdzać sam Jarosław Kaczyński, który akcentował, że zbliżają się kolejne wybory, a swoich wyborców i działaczy wzywał do pozostania w mobilizacji. Wyborcza próba była PiS tym bardziej potrzebna, iż sondaże poparcia dla partii politycznych regularnie przyznawały Platformie Obywatelskiej, jeśli nie 60-procentowe, to przynajmniej 50-procentowe poparcie. A notowania Prawa i Sprawiedliwości pikowały. Przy okazji mobilizacji wyborców PiS wybory pokazały działaczom tej partii, że ich ugrupowanie wciąż może się liczyć, a przy tym skompromitowały sondażownie, których wyniki badań przesadnie faworyzowały politycznych konkurentów. Po pierwszym rozczarowaniu, że to jednak nie Jarosław Kaczyński, lecz Bronisław Komorowski będzie nowym prezydentem - z niewielkiej różnicy głosów politycy PiS wydawali się zadowoleni i nie było to zadowolenie tylko na pokaz.

Jarosław Kaczyński, dziękując wyborcom za głosy, podkreślał, że jest ich bardzo dużo, "tak dużo, że możemy spokojnie powiedzieć, że Polska się zmieniła" - mówił prezes PiS.
Choć głosów na Jarosława Kaczyńskiego Polacy oddali bardzo dużo, to wystarczyło to jedynie do zajęcia drugiego miejsca, czyli do czwartej z rzędu wyborczej porażki Prawa i Sprawiedliwości i jego prezesa - po wyborach samorządowych w 2006 roku, parlamentarnych w 2007 roku i ubiegłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Z wyniku można się cieszyć, jeśli PiS zadowala drugie miejsce i wieczne bycie opozycją, a przy tym czerpanie profitów z funkcjonowania w życiu politycznym w wyniku pozostawania partią parlamentarną.

Otwarte jest też pytanie, w jaki sposób Prawo i Sprawiedliwość będzie utrzymywało w mobilizacji wyborców. Czy regularnie będą powtarzane zdania wychwalające Edwarda Gierka czy też te rehabilitujące postkomunizm? Co na to powiedzą wyborcy PiS, którym umizgi do wyborców postkomunistycznej lewicy nie odpowiadają? W wyborach notorycznie nie uczestniczy blisko połowa Polaków, których głosy mogłyby do góry nogami wywrócić naszą scenę polityczną. Grupa ta stanowi więc łakomy kąsek do zagospodarowania przez partie polityczne. Na pewno dużej części z nich w ogóle nie interesuje to, co w naszej polityce się dzieje, i nigdy głosować nie pójdą, inni z kolei nie widzą dla siebie żadnej opcji wyboru z grona podobnych do siebie jak dwie krople wody kandydatów, a wielu, obserwując nieustanną awanturę na scenie politycznej, zdążyło stracić zaufanie do demokracji.

W kontekście poszukiwania nowych wyborców warto zauważyć, że Jarosław Kaczyński wygrywał z Bronisławem Komorowskim na wsiach i w małych miasteczkach. Można zaobserwować prawidłowość w skali całego kraju, że im mniejsza miejscowość, tym większym odsetkiem głosów Kaczyński wygrywał z Komorowskim.

Paradoksalnie Jarosław Kaczyński przegrał tymi właśnie miejscami, w których wygrywał. Elektorat ze wsi i małych miasteczek, który mu zaufał, został wyraźnie zaniedbany i w większej części niż do wyborców z miast nie trafiała do niego retoryka żadnego z kandydatów. To właśnie wyborcy ze wsi i małych miejscowości, najbardziej skłonni zagłosować na Kaczyńskiego, w największym stopniu zaniżali wyborczą frekwencję, w ogóle nie pojawiając się w wyborczych lokalach. Przyglądając się frekwencji wyborczej, mamy bowiem inną w skali kraju prawidłowość: im większe miasto, tym wyższa frekwencja i zarazem większa przewaga Komorowskiego nad Kaczyńskim.

_______________________

A więc nie licytujmy sie, kto jest bardziej lojalny. Trzeba myśleć o tym, jak w końcu odnieść zwycięstwo.

Ostatnio zmieniony przez Rebeliantka o wt., 06/07/2010 - 09:08.

Rebeliantka