Ręce z żalu opadają... Gdzie jest Tusk? Gdzie jest Komorowski? Co to za jeba...a przyjaźń?
Artykuł z dzisiejszego faktu:
Szef kontrolerów wybiegł z wieży i miotając przekleństwami, krzyczał: „Job twoju mać, co teraz ze mną będzie?! Boże, będę mieć kłopoty, wielkie kłopoty!”. W oka mgnieniu pojawili się wojskowi, którzy zabrali kontrolera, a polską załogę zamknęli na kilka godzin w jaku. Mogli odlecieć dopiero, gdy Rosjanie przywieźli nową obsługę
wieży kontroli lotów.
– Cały czas jeszcze jestem w szoku i nie mogę dojść do siebie – relacjonuje nam osoba z załogi polskiego jaka-40, który 10 kwietnia lądował w Smoleńsku tuż przed maszyną z prezydencką delegacją. Nasz rozmówca był już przesłuchany przez polską prokuraturę. Opowiedział śledczym, co widział i słyszał na lotnisku w Smoleńsku. Prawo zakazuje mu ujawniania swych zeznań, bo śledztwo trwa, ale zdecydował się o tym opowiedzieć Faktowi, bo nie może pogodzić się ze zrzucaniem winy na załogę tupolewa.
– Ludzie muszą dowiedzieć się, jak to tam wyglądało. Bo teraz tylko wciąż słyszę, że winni są tylko polscy piloci. A tu, na lotnisku, z obsługą tego lotu, też działy się dziwne rzeczy, które trzeba wyjaśnić – tłumaczy nasz rozmówca.
– Po wylądowaniu cześć z nas stanęła przy pasie lotniska i czekała na tupolewa – opowiada świadek. Piloci wrócili do samolotu i przez radio
rozmawiali z załogą prezydenckiej maszyny. – Oni wiedzieli od nas, że jest mgła i bardzo złe warunki, ale nie byli spanikowani – wspomina. Po kilkunastu minutach usłyszeli dźwięk nadlatującego Tu–154. – Początkowo odgłos był całkowicie normalny, silnik pracował spokojnie. W pewnej chwili jednak dobiegł nas huk silnika, taki jak przy starcie, więc wiedzieliśmy od razu, że dzieje się coś złego. Po chwili usłyszeliśmy odgłos dwóch eksplozji, po nich jakieś głuche trzaski. I zapadła cisza. Byliśmy przerażeni, bo zdaliśmy sobie sprawę, że doszło do katastrofy.
Członkowie załogi Jaka ruszyli do stojących przy płycie Rosjan z obsługi lotniska. – Krzyczeliśmy do nich, że jest katastrofa, machaliśmy rekami, pokazywaliśmy, by tam natychmiast jechali. Że samolot się rozbił! Żeby nas zabrali, bo może trzeba ratować rannych, pomóc w ewakuacji – opowiada świadek.
– Rosjanie jakby niczego nie rozumieli. Dopiero gdy na nich nakrzyczeliśmy, wsiedli do samochodów
i ruszyli w stronę, gdzie rozbił się samolot. Ale po chwili zawracali, bo tam było coś zagrodzone. Musieli jechać inną stroną. Gdy nas mijali, pytaliśmy, czy coś wiedzą, co z tupolewem? Jeden z nich przez otwarte
drzwi auta rzucił nam: „Odlecieli”. Nic z tego nie rozumieliśmy.
Gdy auta rosyjskiej obsługi w końcu odjechały, z wieży wybiegł kontroler, głośno przeklinając. – Krzyczał, że będzie miał straszne kłopoty, wielkie problemy. Łapał się za głowę, zakrywał rękami twarz, biegał w kółko i powtarzał, co z nim będzie, że takie straszne kłopoty będzie miał – opowiada nam członek załogi jaka. Kontrolera dobrze zapamiętał, bo wyglądał na bardzo starego człowieka, ze zniszczoną, nalaną, mocno czerwoną twarzą.
– Boże, jacy ludzie tu pracują, pomyślałem – wspomina nasz rozmówca. – Po chwili przez okno wieży wyjrzał człowiek w zielonym mundurze. Wybiegł i zabrał tego kontrolera. Wojskowi zamknęli zaraz wieżę, a nam kazali wrócić do jaka. Nie było z nimi żadnej dyskusji. Kazali i już. Zamknęli nas na kilka godzin w samolocie – relacjonuje.
Załoga jaka musiała pozostać w zamkniętej maszynie. Nie pozwolono im wyjść, nikt nie chciał niczego im powiedzieć o losie załogi i pasażerów prezydenckiego samolotu. – Rosjanie powiedzieli nam, że czekamy na nowego kontrolera, którego ściągają, byśmy mogli odlecieć. Dopiero jak go sprowadzili, dostaliśmy pozwolenie na wylot – mówi nam świadek.
Polska prokuratura wystąpiła do Rosjan już dwukrotnie z wnioskami o pomoc prawną, bo nasi śledczy chcą przesłuchać kontrolerów ze Smoleńska i obsługę lotniska. Ale mimo ponagleń, na razie nie ma rosyjskiej odpowiedzi. Nie wiadomo też, gdzie jest szef zmiany kontrolerów, który zaledwie 3 dni po katastrofie oficjalnie odszedł na emeryturę. I zniknął...
http://jstudentka.salon24.pl/191813,co-to-ku-a-ma-znaczyc
3 komentarze
1. Dzieje kłamstwa po 10 kwietnia (Księgowy)
51 tysięcy osób podpisało wniosek do premiera o
powołanie międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy
smoleńskiej - podała dzisiaj "Rzeczpospolita" na stronie internetowej.
http://www.rp.pl/artykul/2,485043_Chca_miedzynarodowej_komisji.html
Byłem 9 maja przed Pałacem Prezydenckim, gdy rozpoczęła się ta akcja.
Po niespełna godzinie podpisy złożyło wówczas ponad 2600 osób. Gdy
jeden z organizatorów spotkania spytał następnie zgromadzonych, kto
jeszcze nie podpisał wniosku, a chce to uczynić, większość osób
podniosła ręce w górę. Wiem, bo byłem i widziałem.
Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia przeczytałem w
niewielkiej notce w "GW", że 9 maja przed Pałacem Prezydenckim ok. 300
osób zgromadził wiec, na którym zbierano podpisy pod wnioskiem do
premiera o powołanie międzynarodowej komisji. Byłem tam i sam widziałem,
że ludzi było nie mniej niż 5 tysięcy. Podłość czy cynizm? Nikczemność
czy bezradność? Co motywowało autora i redaktora, którzy posunęli sie do
tak obrzydliwego kłamstwa? Przecież to są wzorce z głębokiego PRL, gdy
wielotysięczne strajki i manifestacje "S" przeciw komunie reżimowa prasa
podsumowywała lapidarnymi notkami o ruchawkach wszczynanych przez grupy
wyrostków czy huliganów, którzy zakłócali ład i porządek na ulicach.
(Na szczęście, czujni funkcjonariusze MO i SB byli na miejscu. )
Zmierzam do tego, że po 10 kwietnia nie tylko nie skończyło
się fałszowanie rzeczywistości w mediach, jak naiwnie orzekli niektórzy,
ale wręcz rozpętało się zakłamywanie ze zdwojoną siłą.
Wymownym tego dowodem są manipulacje w sprawie przyczyn tragedii
smoleńskiej. Wrzutki do mediów, spekulacje, uchylanie rąbka tajemnicy,
jak w przypadku dodatkowych osób w kokpicie Tu-154M . To jest bez dwóch
zdań robione przez polityków, którym żałoba narodowa w sercach tysięcy
ludzi nie jest na rekę. Wiele w tej sprawie mówi osławiony już wywiad R.
Mazurka (Rz, 22-23 maja) z warszawską gwiazdą PO, posłanką Małgorzatą
Kidawą-Błońską. Oszukiwanie ludzi w kwestii skali zaangażowania
społecznego na rzecz wyjaśnienia okoliczności tragedii to już tylko
przysłowiowy pikuś. Tu kłania się manipulancka notka "GW".
Kolejny dowód to "rozjechane" wyniki sondaży przedwyborczych. Bo nie
przyjmuję do wiadomości, że 10-procentowe różnice w wynikach podawanych
przez różne ośrodki dla tych samych kandydatów wynikają z przyjęcia
odmiennej metody badawczej. Takie różnice nie mogą powstawać w wyniku
odmiennej metody badawczej, ale wyłącznie dzięki ordynarnej manipulacji.
Chyba, że nauce przypiszemy rolę fałszowania rzeczywistości, a nie jej
opisywania w stanie rzeczywistym (słowo "prawda" jest dlia wielu
wspólczesnych staroświeckie i unieważnione).
Zasadniczy wymiar kłamstwa po 10 kwietnia dotyczy jednak kwestii
fundamentalnej: otóż ekipa rządząca kłamie, że zależy jej na wyjaśnieniu
okoliczności śmierci prezydenta i 95 pozostałych osób. Wymownym
symbolem jest fakt, że żaden ze 160 muppetów z komitetu poparcia BK nie
jest znany z jakiejkolwiek czynności podjętej dla ustalenia przyczyn
klęski państwa polskiego pod Smoleńskiem. Za to A. Wajda wraz z
marszałkiem Sejmu i kandydatem na prezydenta, pełniącym obowązki tegoż,
poleciał do Moskwy "rozkręcać" przyjaźń z Rosją. Z Rosją, która jawnie -
wobec Zachodu - w trybunale w Strasburgu, kpi sobie z ludobójstwa,
redukując do zera swoją odpowiedzialność prawną i sugerując
pozostawienie tego tematu wyłącznie do dywagacji historyków, np. w
Grupie ds. Trudnych.
To wszystko jednoznacznie wskazuje, że osoba prezydenta L.
Kaczyńskiego była ostatnią przeszkodą dla realizacji planu skutkującego
uznaniem przez Warszawę hegemonicznej pozycji Moskwy w naszym regionie;
Rządzących paliła potrzeba jakiegoś "hołdu polskiego" - aktu lenniczego
wobec Rosji. Działaniem przygotowawczym było np. uśmiercenie polityki
wschodniej przez MSZ w latach 2008 i 2009 poprzez symulowanie działań w
fasadowym programie Partnerstwa Wschodniego Unii Europejskiej. Tandem D.
Tusk-R. Sikorski jednoznacznie dawał i daje Rosjanom do zrozumienia, że
władza nadwiślańska przyjmuje logikę Kremla, według której w wyłącznej
strefie wpływów Rosji nie ma miejsca na nieuzgodnione z nią działania
Polski. Dlatego też należało wypowiedzieć słowa: "Jaka wizyta, taki
zamach" (B. Komorowski po przygranicznym incydencie w Gruzji w grudniu
2008 r.). Dlatego przy okazji uroczystości na Westerplatte "wielkie nic"
od W. Putina, nawet w kwestii żeglugi po Zalewie Wiślanym, sprzedano w
Polsce jako jaskółkę zwiastującą rychły już przełom. Kolejnym elementem
tej układanki jest umowa gazowa na dziesięciolecia uzależniająca nas od
Gazpromu.
Faktycznym przełomem, ale w stronę katastrofy - dosłownie i w
przenośni, była decyzja D. Tuska, aby dać się rozegrać W. Putinowi przy
okazji ceremonii katyńskich. Stąd też 7 kwietnia D. Tusk znalazł się
przy W. Putinie w Katyniu, bo przyjął warunki Kremla. Premier pozwolił,
aby szef obcego rządu wyznaczył skład polskiej delegacji, mejsce, termin
i program spotkania. W zimnej logice politycznej PO wszystko było w
porządku: prezydent przecież został wyrolowany i musiał prosić rząd o
samolot na 10 kwietnia. A musiał, bo uroczystości katyńskie to
wspomnienie sowieckiego ludobójstwa na polskiej elicie, 55 proc. kadry
oficerskiej Drugiej Rzeczypospolitej. To nie jasełka przyjaźni
polsko-rosyjskiej, ale uczczenie symbolicznego kresu armii J.
Piłsudskiego, wyśnionej przez sztafetę polskich pokoleń pod zaborami.
Armii, która w 1920 r. oparła się Stalinowi i bolszewikom, a skończyła w
dołach śmierci i spoczywa tam do dzisiaj na niby cmentarzach, mimo 20
lat niepodległości Trzeciej Rzeczyspopolitej.
To co jest oczywiste dla przeciętnego Polaka, naszej władzy
uświadamia dopiero piątka rosyjskich dysydentów w liście otwartym:
interesy Rosji i Polski były i pozostają sprzeczne. Rosji chodzi o
podporządkowanie bliskiej zagranicy, zwasalizowanie sąsiadów. Polsce -
przynajmniej w teorii - powinno zależeć na czymś całkiem odmiennym -
utrwaleniu własnej suwerenności oraz niezależności państw
postsowieckich, które w latach 90. urwały się ze smyczy Kremla.
Chyba, że jest jakiś inny, nowy, dotąd skrywany paradygmat polskiej racji stanu?
http://kronikapanstwaupadlego.salon24.pl/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @Maryla
Blogu jstudentki...już nie ma :(
Selka
3. Blogu jstudentki...już nie ma :(
a to ciekawe, zamieszczała na nim piosenki patriotyczne, a ten tekst widać CENZURA Mysia24
na zlecenie telefoniczne wycięła.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl