Kpiny "Gazety" z dolegliwości J. Gowina

avatar użytkownika chinaski

Moją ocenę J. Gowina czytelnicy mięli okazję już poznać: wielokrotnie pisałem, że poseł PO jest cynikiem. Gdyby nim nie był, nie ograniczałby się do pojedynczych wypowiedzi na temat swojego zniesmaczenia posłem Palikotem. Tylko głupiec mógłby wierzyć, że Gowin traktuję te sprawy (zasady, kwestie etyczne) niezwykle poważnie; w przeciwnym wypadku nie zniósłby kolejnych wybryków biłgorajczyka, wtórujących mu wypowiedzi S. Niesiołowskiego, wreszcie szemranych interesów tzw. partyjnych kolesi. Marek Jurek, inny polityk-moralizator, potrafił jednak zrezygnować z politycznych przywilejów w imię idei. Gowin tego zrobić nie umie. Możemy rozważać czy to przejaw pragmatyzmu, realizmu, politycznej skuteczności czy może zwykłe tchórzostwo. Pewnie "coś po środku".
Piszę o tym, ponieważ dzięki gowinowskiemu pozerstwu, Platfusy (ślepo zapatrzeni w Tuska wyborcy PO) mają szansę usłyszeć kilka słów prawdy o Polsce. Tak też było ostatnio, gdy poseł PO z Małopolski uderzył (nieopatrznie?) w kultową "Unię Wolności". Na reprymendę nie trzeba było długo czekać, zadane przydzielono nieocenionej "cynglicy" A. Nowakowskiej:

"Poseł Jarosław Gowin skarży się w "Polsce" na rozmaite dolegliwości. Zwykle poseł Gowin ma dylematy moralne, strofuje swoich kolegów z PO za odchylenia od etycznego pionu, dystansuje się, hamletyzuje. Tym razem posła bolą zęby oraz brzuch.Marek Belka, którego zaproponował na szefa NBP marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, jest dla Gowina za mało liberalny. Wołałby kogoś takiego jak Leszek Balcerowicz.(...)- Mnie akurat aż zęby bolą z tego, jak dalekim kompromisem jest Marek Belka - mówi Jarosław Gowin.
Dostaje się także sztabowi Komorowskiego za "elementy wizerunkowe", które przypominały mu nieboszczkę Unię Wolności. - A od takich wspomnień bolą mnie już nie tylko zęby, ale i brzuch - utyskuje poseł Gowin.
Pewnie chodzi o słynne spotkanie w warszawskich Łazienkach, gdy autorytety, w tym np. Andrzej Wajda, poparły kandydaturę Komorowskiego (według Gowina Komorowski był zawsze dobrze widziany na salonach, za to Tusk - był dla tego salonu, do 2005r. "chłopcem do bicia").
Wiele osób miało takie deja vu, ale żeby od razu brzuch?
Ciekawe zresztą, dlaczego prof. Balcerowicz nie powoduje u posła Gowina chociażby kolki, skoro był wicepremierem i ministrem finansów w rządach firmowanych przez Unię Wolności. Kurczę, przecież był także szefem tej partii!" (ŹRÓDŁO).

Zastanawiam się, czy to ze strony Gowina nie było jednak celowaezagranie, chytry chwyt mający przysporzyć platrormerskiemu kandydatowi na prezydenta poparcie ze strony tzw. umiarkowanej, naiwnej prawicy...Przeceniam posła PO? Być może. Choć gdy myślę o rozbudowanym aparacie Ministerstwa Prawdy, tęgich głowach PRowców mających pomyślnie dowieźć Komorowskiego do mety, zapala mi się czerwona lampka bezpieczeństwa...Z drugiej strony, na co zwraca, od czasu do czasu, jakiś poważny publicysta, wiele ruchów ze strony PO to "naturszczyzna", tzw. żywioł, który pokazany w przyjazny sposób zawsze wydaje się fajny, a przynajmniej jest do zaakceptowania.
Tak, czy owak, Gowin rozjuszył Czerską, która postanowiła mu przykładnie dać kopa i przypomnieć, dlaczego Michnik zamieścił go na słynnej liście. Żadnej interwencji u Tuska być rzecz jasna nie może. To Donek dziś rozdaje karty, a "Gazeta", musi się dostosować. Właściwie on jest jej ostatnią deską ratunku: cyngle muszą pilnować platfusowej łajby- w razie wywrotki oni pierwsi pójdą na dno. A Gowin po raz kolejny dowodzi, że jest Tuskowi niezwykle potrzebny...Zwłaszcza po mniej udanej "akcji" biłgorajczyka.

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz