Lichocka: Pech Tuska (fronda)

avatar użytkownika Maryla

Donald Tusk jest politykiem, któremu – jak się wydaje – Opatrzność chce udowodnić jak kosztowne są błędy, zaniechania i lekceważenie w polityce.

To, co w innych przypadkach często uchodzi na sucho, w przypadku poczynań Donalda Tuska przybiera w ostatnich miesiącach niezwykle dramatyczne koleje losu. Myślę tu oczywiście o dwóch tragediach – katastrofie pod Smoleńskiem i powodzi, która już pochłonęła kilkanaście ofiar i przyniosła poważne zniszczenia. Do rozmiaru obu przyczyniły się działania Donalda Tuska i jego ekipy i choć zapewne ani on sam, ani nikt z PO głośno tego nie przyzna, to gdzieś w skrytości ducha zapewne taki głos – o współodpowiedzialności, za to co się stało – zapewne bardzo słabo, ale się odzywa.

Nie chodzi mi jednak o to, by powtarzać hasło o tym, że Donald Tusk „ma krew na rękach”. To brutalne i niesprawiedliwe stwierdzenie, które  zaczerpnięto z głosów z ulicy, chętnie jest używane przez propagandzistów pracujących dla Platformy, by zdyskredytować jakiekolwiek próby analizy odpowiedzialności rządzących za to co się wydarzyło 10 kwietnia. A odpowiedzialność ta, zarówno w wymiarze politycznym jak i moralnym spada właśnie na rządzących.

W oczywisty sposób premier nie odpowiada za katastrofę lotniczą, ale za to, że prezydent leciał przestarzałym samolotem, załoga samolotu nie miała od dwóch lat kosztownych szkoleń, prezydencka wizyta miała obniżoną rangę, a polskie państwo nie zadbało o bezpieczeństwo głowy państwa tak jak powinno – już tak. Szef rządu dawno temu mógł podjąć decyzję o kupnie lub dzierżawie nowych samolotów, to w końcu premier akceptował kolejne oszczędności w armii, także te radykalnie obniżające bezpieczeństwo polskiego lotnictwa wojskowego. Premier po katastrofie samolotu z prezydentem na pokładzie nie pociągnął do odpowiedzialności ani ministra obrony narodowej ani w ogóle – nikogo. Tak jakby wszystko było w porządku, tak jakby nic się nie stało.

To premier wreszcie – i tu jest wymiar odpowiedzialności nie tylko politycznej ale i moralnej – zdecydował się wziąć udział w scenariuszu napisanym przez premiera Rosji Władimira Putina i doprowadził do tego, że miały być dwie, a nie jedna uroczystość w Katyniu. Zrobił tym samym wszystko, by zdyskredytować uroczystości z udziałem Lecha Kaczyńskiego. To także w konsekwencji lekceważenia głowy państwa przez premiera, podważania jego pozycji i wagi urzędu mogło być tak, jak było – prezydent poleciał na lotnisko bez nowoczesnego systemu naprowadzania, a żadne zapasowe lotnisko nie było w istocie przygotowane na przyjęcie prezydenckiej delegacji. Myślę, że w chwili katastrofy i zaraz po niej Donald Tusk mógł to wszystko zrozumieć, nie widać niestety, by doświadczenie to jakoś wyraźnie lidera Platformy zmieniło.

Kolejne doświadczenie – powódź i jej rozmiary także spada w jakiejś części na barki szefa rządu. Oczywiście nie jego winą jest to, że spadł deszcz, jak usiłują przekręcić już same próby pytań o odpowiedzialność premiera za rozmiary kataklizmu rządowi klakierzy. Ale winą premiera jest na przykład to, że nie działa tak jak powinno Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, które jest powołane do tego, by analizować zagrożenia i im przeciwdziałać.

Kilka miesięcy temu premier podjął decyzje o odwołaniu kierującego Centrum Przemysława Gułę, dobrego fachowca, którego jednak wadą było to, że nie był ściśle związany z Platformą Obywatelską i powołał kogoś, kto miał rekomendację „swoich”. Na znak protestu z RCB odeszło dziesięciu urzędników i tajemnicą poliszynela jest, że od tamtej pory centrum nie odzyskało poprzedniej formy. O zagrożeniu powodzią miało wiedzieć już w sobotę, ale rządowy zespół kryzysowy zebrał się dopiero w środę, gdy południe Polski było już pod wodą.

Rządzący w pierwszych dniach powodzi nie zadziałali tak jak powinni, o czym może nam zapewne opowiedzieć wielu mieszkańców południa Polski, których domy topiła powódź, dokładnie w czasie, gdy MSWiA ogłaszało, że „sytuacja jest stabilna” i zagrożenia powodziowego ”nie ma”. Jedynym logicznym wyjaśnieniem, że tak się stało, może być chyba tylko to, że premier i jego ministrowie liczyli zapewne, że „jakoś to będzie” i nie wzięli poważnie pod uwagę ostrzeżeń płynących choćby od naszych południowych sąsiadów. Bo sugestia, że szef rządu po prostu średnio interesuje się rządzeniem, a weekendy ma zwyczaj spędzać w domu w Sopocie i grać w piłkę, zatem ostrzeżenia o powodzi mógł podjąć poważniej dopiero w tygodniu, jakoś nie chce mi przejść przez klawiaturę.

Rząd Tuska popełnił błędy i zaniechania, które kosztowały niejednokrotnie dorobek całego życia wielu mieszkańców Polski. Kontrast między tym jak wyglądała akcja przeciwpowodziowa w pierwszych dniach powodzi, z tym co mogliśmy obserwować gdy fala przechodziła przez Warszawę i dalej, gdy wdrożono i skoordynowano wreszcie działania, mówi sam za siebie. Pomoc oferowana przez rząd, niekoniecznie straty te będzie w stanie pokryć. Szef rządu odpowiada także za to, że  jego rząd wykreślił plany budowy zbiornika retencyjnego i poprawy wałów na Wisłoku i Wiśle przygotowane przez minister Grażynę Gęsicką. Projekty były w ramach wykorzystania funduszy europejskich, ale jak wiadomo rząd PO postanowił propozycje poprzedników unieważnić i wprowadzić własne. Niestety w tym wypadku nie podjęto tych projektów, a część z przewidzianych na poprawę zabezpieczeń przeciwpowodziowych środków przeznaczono na sztandarowe w polityce propagandowej rządu „schetynówki”.

Za te decyzje odpowiadają nie tylko poszczególni ministrowie, ale także kierującymi nimi premier. Donald Tusk między innymi dzięki parasolowi ochronnemu jakie rozpięła nad nim większość mediów i chroniące rząd elity, nie odczuwa jeszcze boleśnie ciężaru tej odpowiedzialności, bo większości pytań o nią po prostu nie słyszy. Nie sądzę też, by podobnie jak wielu innych polityków rządzących przed Tuskiem, lider PO poniósł jakąkolwiek karę za swe zaniechania lub błędy. Nie znaczy to jednak, że kiedyś, choćby historia o odpowiedzialność tę się nie upomni. Losy Tuska mogą być wówczas przestrogą dla kolejnych adeptów polityki, że lekkie kroki rządzącego polityka, mogą przybrać zupełnie nieoczekiwanie niezwykle dramatyczne konsekwencje.

Joanna Lichocka, publicystka TVP

http://fronda.pl/news/czytaj/lichocka_pech_tuska

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz