Miała być notka o absurdalnej nawet jak na Gazetę Wyborczą reakcji na propozycję wicepremiera Pawlaka dotyczącą obniżenia składki na ZUS. Ale pomyślałem sobie, że to tylko temat zastępczy, wrzucony czy to przez Pawlaka, czy to przez GW, czy wreszcie przez kogoś całkiem innego, by zakryć wątpliwości związane ze śledztwem smoleńskim.
Miała być notka o przezroczystym p.o. Komorowskim, który rozczulił mnie swoim absolutnym brakiem umiejętności aktorskich, uśmiechając się podczas uroczystości pogrzebowych i chrzaniąc trzy-po-trzy o płomiennym uczuciu do braci zza wschodniej granicy. Potem jednak zauważyłem, że są sprawy dalece bardziej niepokojące.
Miała być notka o propozycjach blogerów dla PiS-u. Jak zadufani w sobie sami wysuwają kandydatury, jakby ich kto słuchał. Jak popisują się kompletnym niezrozumieniem realiów pozawarszawskich. Jak wreszcie całe to pisanie (i nie tylko ono) świadczy o tęsknocie za prawdziwym systemem prezydenckim. Ale to nie pora na podziały między ludźmi, którym jeszcze zależy.
Naraz to wszystko stało się nieważne. Bo naraz przestałem poznawać kraj, w którym żyję. Po tragedii smoleńskiej pisałem, że obudziłem się w innej Polsce niż ta, w której kładłem się spać. Teraz znów obudziłem się w innym kraju. Tyle że już nie jestem nawet pewien, czy jest to Polska. Jeśli tak, to może Polska sprzed 20 lat z okładem.
W PRL-u żyłem tylko 13 lat. Krótko. Nie mogę powiedzieć, bym miał zeń wiele wspomnień. Zapamiętałem jednak dobrze obowiązkową, duszącą atmosferę miłości do Związku Sowieckiego. Obowiązkowe lekcje rosyjskiego. Pisanie na komendę listów do rosyjskich "przyjaciół". A jednocześnie gryzmolenie "Go home, soviet imperialists" na obwolucie zeszytu, gdzie nikt nie dojrzy. Pamiętam uczucie ulgi, gdy w ogólniaku mogłem wybrać angielski i francuski. Byli tacy - i było ich sporo - którzy wybierali rosyjski, bo nie chcieli uczyć się od początku nowego języka. Woleli to, co znane, łatwiejsze. Dla mnie, piętnastoletniego szczeniaka wychowanego w domu, gdzie niektóre książki przechowywane były w zamkniętych szafkach, wcale nie będących biblioteczkami, by ich czasem nie dostrzegł nieproszony gość, chęć uwolnienia się od języka okupanta była sprawą oczywistą.
I oto w ostatnich dniach wróciła atmosfera tamtych dusznych dni. Pod koniec PRL-u też przecież wiele rzeczy wyglądało już normalnie. W sklepach bywał normalny towar. Dla przeciętnego człowieka - a już zwłaszcza nastolatka - mniej było powodów do strachu. Właściwie to już nie był totalitaryzm. No, może taki pluszowy. Teraz też właściwie można mówić - i pisać - wszystko. Byle nie krytykować Wielkiego Brata zza Buga. Można dociekać prawdy. Byle nie była to prawda, która ugodzi w przyjaźń polsko-ra... rosyjską. Można prowadzić śledztwo. O ile pozwolą na to nasi rosyjscy przyjaciele. Można analizować dowody. Te, które nam łaskawie dostarczą. I nie mamy się temu dziwić. Tak ma być. To normalne. Ten smrodliwy gaz, którym oddychamy, to powietrze, mówią nam. Powietrze, w którym unosi się zapach ponadnarodowej miłości. Właściwie to jeszcze nie jest totalitaryzm. No, może taki pluszowy.
Zaczynam się rozglądać, kiedy otworzą pierwsze lokalne koło TPR - oczywiście teraz będzie to Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej. Ale jeśli tak się stanie, złożę w nim wizytę. Zabiorę ze sobą butelką z benzyną.
http://morfeusz.salon24.pl/174679,plusz-i-butelka-z-benzyna
1 komentarz
1. Ja to rownież dojrzałem.
Pierwsze oznaki były, gdy ABW dwóch dziennikarzy Misji Specjalnej przetrzymywało w domu Piotra Bączka i dokonało nielegalnej rewizji. Pamiętam arogancję prokuratorów, komisarzy ABW i parlamentarzystów PO. To po tych zdarzeniach Pan Sakiewicz napisał w Niezależni.pl ( http://www.niezalezna.pl/article/show/id/26484 ): "Jeżeli czegoś szybko razem nie zrobimy, skończy się to wszystko wielkim nieszczęściem. Nie wiem, jak długo Donald Tusk zamierza rządzić, ale czas, by wylał sobie kubeł zimnej wody na głowę i zobaczył, jakie tworzy państwo. Za chwilę sam nie będzie w stanie już niczego zrobić. Stanie się bezwolnym zakładnikiem grupy smutnych panów, podobnie jak znaczna część świata politycznego i mediów." Też mam obecnie straszne myśli. Mam jednak nadzieję, że morderstwa nie dadzą korzyści zbrodniarzom.