Unijny Spis Powszechny. UE chce wiedzieć o Tobie wszystko! (moraine)
W 2011 roku planowany jest kolejny spis powszechny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale jest to pierwszy powszechny spis od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Będzie więc on wykonywany zgodnie ze "standardami unijnymi." Oznacza to, że będzie to jeden z najbardziej wkraczających w naszą prywatność spisów jaki kiedykolwiek miał miejsce w III Rzeczypospolitej. Czy naprawdę potrzebny nam jest kolejny spis? Czy w ogóle rządowi jest potrzebny jakikolwiek spis? Jakie są granice prywatności które możemy bronić? Dlaczego Unia Europejska nakazuje nam przeprowadzenie spisu według "europejskich standardów", czy oznacza to łamanie naszych podstawowych praw? Jaką mamy pewność, że informacje które zostaną przekazane naszemu rządowi będą wykorzystane tylko przez Polskę? Czy Bruksela będzie miała dostęp do tych informacji? To pytania które warto zadać!
Otóż nie ma żadnych wątpliwości: Unia Europejska będzie miała dostęp do naszych informacji ze spisu ponieważ to właśnie UE organizuje ten spis! Unia nakłada na Polskę obowiązek dokonania spisu zgodnie rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego z dnia 9 lipca 2009 roku w sprawie spisów powszechnych ludności i mieszkań.
O co dokładnie będzie pytać nas UE?
Oto niektóre dane których Bruksela domaga się od Polaków oraz wszystkich pozostałych państw członkowskich:
- ile zarabiamy, jakie płacimy podatki, jakie płacimy alimenty, jakie płacimy rachunki, czy jesteśmy karani, jakie jest nasze wyznanie, jaka jest nasza orientacja seksualna, nasze związki partnerskie, nasze plany, prokreacyjne, nasze pochodzenie, narodowość, plany emigracyjne (wewnątrz kraju oraz poza nim), miejsce pracy, nauki, informacje dotyczące naszych sposobów dojazdu do pracy, remonty mieszkań, domów (lub plany), numery telefonów, adresy e-mail, REGION, NIP, PESEL... itd.
To nie koniec. Wszystkie dane będą zapisywane w wielkiej bazie danych prowadzonej przez rząd. Każdy obywatel będzie miał stworzone swoje własne konto pod swoim numerem PESEL. Wygląda więc na to, że UE będzie miała dostęp do informacji o każdym z nas. Wystarczy tylko wpisać w komputerach unijnych nasz numer PESEL. To koniec naszej prywatności. To koniec naszej wolności. Ale to nie wszystko. Jak donosił Dziennik.pl przed paroma miesiącami:
"Nie tylko my sami będziemy zmuszeni do podawania informacji o sobie, ale także ministerstwo finansów, sprawiedliwości, spraw wewnętrznych, ZUS, KRUS, NFZ będą dostarczać informacji do owej bazy danych. Do obowiązku ujawniania danych o obywatelach będą zmuszone również samorządy informujące o tym kto mieszka na danym terenie, jakie płaci zasiłki. Urzędy pracy kto poszukuje pracy, kto jej nie ma. Nawet dostawcy energii i usług telekomunikacyjnych mają dostarczyć informacji o swoich klientach."
Zwłaszcza to ostatnie zdanie mrozi krew w żyłach. Oznacza to że żyjemy w świecie kiedy firmy również prywatne będą zmuszane przez UE do przesyłania informacji o nas. Tylko Bóg raczy wiedzieć czy nie poproszą także o billingi rozmów telefonicznych, bo jak wiemy unijny biurokraci są zdolni do wszystkiego i jak pisałem w swojej notce o "Euronacjonalizmie" nie cofną się przed niczym. Jak zapewnia UE, dane mają być wykorzystane do "niezbędnego zapewnienia działania instytucji unijnych".
Będzie GPS?
W Stanach Zjednoczonych również odbywał się bardzo podejrzany spis ludności. Co prawda było mniej pytań, ale jakimś dziwnym trafem rząd amerykański nie umieścił w formularzu najważniejszej rubryki "Czy posiadasz amerykańskie obywatelstwo?". Jak widać nie było to dla rządu aż tak ważne jak to z kim sypiasz. Najbardziej jednak kontrowersyjna rzecz miała miejsce gdy rachmistrzowie chodzili po domach z urządzeniami GPS.Dokonywali oni zapisu współrzędnych geograficznych każdego domu w USA. Co oznacza, że obecnie rząd USA posiada nie tylko dane o wszystkich amerykanach ale dokładne współrzędne ich domów. Ciekawe czy UE również zafunduje polskim rachmistrzom urządzenia GPS?
Po co rządom informacje o nas?
W obecnych czasach dostarczamy wiele informacji rządowi świadomie lub nieświadomie. Zdajemy sobie jednak mniej więcej z tego sprawę, więc wydaje nam się, że oni wiedzą już o nas prawie wszystko. Więc po co spis i dlaczego pytania będą tak bardzo prywatne? Odpowiedź na to znajdziemy jak zwykle w historii. W 1942 roku w Stanach Zjednoczonych pare miesiecy świeżo po ataku japońskim na Pearl Harbor; prezydent USA zarządził skoncentrowanie wszystkich Japończyków znajdujących się w Ameryce, ale także obywateli amerykańskich pochodzenia japońskiego nawet jeżeli urodzili się oni na terenie Stanów Zjednoczonych, oraz nawet jeżeli nie władali językiem japońskim, wraz ze swoimi dziećmi. Wszyscy Ci obywatele byli przetransportowani do obozów koncentracyjnych na terenie USA. Poziom życia w tych obozach nie miał oczywiście porównania z niemieckimi obozami koncentracyjnymi. Żyło się tam w miarę dobrze, aczkolwiek "internowani" byli zmuszani do pracy dla armii amerykańskiej np. szyjąc mundury. Przebywali oni w niewoli przez 2 lata. Zamknięci i odizolowani przez własny demokratyczny rząd. Dopiero za czasów prezydentury Ronalda Reagana, USA wypłaciło odszkodowania tym obywatelom, a sam prezydent oficjalnie przeprosił. Dlaczego właściwie o tym pisze? Ponieważ w tej historii jest jeden bardzo interesujący szczegół. Skąd amerykański rząd wiedział ile jest obywateli pochodzenia japońskiego oraz gdzie ich szukać?
Pod koniec lat 30 w USA przeprowadzono spis powszechny. Obywatele również byli pytani o narodowość, pochodzenie swoje oraz członków rodziny. Wolny i demokratyczny rząd zapewniał, że nie ma najmniejszego powodu do paniki bowiem te dane będą całkowicie bezpieczne oraz skrzętnie skrywane, nikt inny poza rządem nie będzie miał do nich dostępu. Nie kłamali. Nikt inny poza rządem nie otrzymał dostępu do tych informacji. W 1942 roku wystarczył jeden podpis prezydenta USA, aby wykorzystać te dane i zlokalizować 110 tyś obywateli oraz zamknąć ich w obozach "odosobnienia" na dwa lata.
Oczywiście rząd w latach 30 kiedy przeprowadzano spis nie miał zielonego pojęcia w jaki sposób te dane będzie można wykorzystać, nie wybuchła wtedy nawet jeszcze wojna. Nadeszła jednak kiedyś odpowiednia chwila. Czy mamy się więc bać, że podczas wojny UE wykorzysta nasze dane przeciwko nam? Jest to bardzo prawdopodobne, ale na szczęście nie zanosi się na żadną wojnę. Jednak należy pamiętać, że rządy są zawsze "zaskakiwane" niespodziewanymi zwrotami akcji np. zamachy terrorystyczne (co doprowadziło do bardzo szerokich ograniczeniem naszych praw), ostatnio mówi się również o możliwościach cyber ataku. Głównie na sieć bankową, ale nie tylko. ABW utworzyła nawet specjalną komórkę zajmującą się monitorowaniem bezpieczeństwa w sieci pod nazwą CERT www.cert.gov.pl/ Nowe niebezpieczeństwa mogą pojawić się więc bardzo szybko i nigdy nie wiadomo kiedy nasze dane zostaną wykorzystane w imię wyższej konieczności. Nikt wtedy nie będzie pytał czy wykorzystanie tych danych jest zgodne z prawem. Proszę się nad tym zastanowić gdy w 2011 roku zapuka do was miła pani rachmistrz z formularzem pełnym pytań oraz urządzeniem GPS zapisującym współrzędne geograficzne waszego domu. Rząd i UE naprawdę nie muszą wiedzieć o nas wszystkiego. Nie dajmy się zniewolić!
Amerykańska rachmistrz dokonuje zapisu współrzędnych geograficznych prywatnego domu za pomocą urządzenia GPS
http://moraine.salon24.pl/160340,unijny-spis-powszechny-ue-chce-wiedziec-o-tobie-wszystko- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. będzie trzeba im coś nakłamac,
2. Orwell
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/