Eryk Mistewicz a Radiostacja w Gliwicach (Grudeq)

avatar użytkownika Maryla

Wczoraj śmignął mi przed oczyma film „Operacja Himmler” będący rekonstrukcją prowokacji w Gliwicach, która to miała stanowić usprawiedliwienie niemieckiej agresji na Polskę. Celem operacji miało być przekonanie opinii publicznych Francji i Zjednoczonego Królestwa, że wybuch wojny jest tylko i wyłącznie winą Polską, a Wehrmacht łamiący granicę Rzeczypospolitej nie wykonuje niczego innego jak samoobronę. Członkowie SS ucharakteryzowani na Powstańców Śląskich napadli na niemiecką radiostację. Nadali komunikat mający nawoływać do wybuchu kolejnego powstania Śląskiego. A potem najzwyczajniej w świecie radiostację opuścili, jeszcze w dniu 31 sierpnia 1939 roku. Następnego zaś dnia, w piątek 1 września, gdy od kilku godzin Niemcy były już w stanie wojny z Polska, do Gliwic przyjechali akredytowani w Rzeszy korespondenci zagraniczni i zobaczyli 15 trupów w Polskich mundurach, wcześniej spreparowanych przez miejscowe gestapo. Piękna narracja…

 
Właśnie, gdy tak patrzyłem na akcję w Gliwicach, jak jej szczegóły były ustalane w najwyższych gremiach aparatu władzy i propagandy III Rzeszy, jak nic skojarzyło mi się to z nam współczesnym p. Erykiem Mistewiczem i jego wielkopomną koncepcją narracji. Rzecz jasna nie jest moim celem porównywanie p. Mistewicza do jakiegokolwiek niemieckiego nazisty, ale jednak będę musiał mu zabrać tytuł kreatora „narracji”, bo te narracje to jednak wymysł znacznie wcześniejszy. A taka narracja jak w Gliwicach to pewnie jest marzeniem każdego specjalistę od marketingu politycznego czy public relations. Nie mamy tu bowiem historyjki pomagającej wygrać wybory na wójta, czy posła, czy nawet historyjki mającej poprawić pozycję premiera kosztem nielubianego prezydenta, ale jest to narracja mająca zmienić losy świata, decydująca o wojnie albo pokoju. Wreszcie dla urealnienie tej narracji zgodzono się nawet na najprawdziwsze trupy. Gdyby tak Mistewiczowi do jego narracji ktoś udostępnił prawdziwe Migi, i nawet zgodził się na to aby jeden z nich rozbić, a nawet może jakiś trup pilota? Cóż, mógł się Mistewicz urodzić ciut wcześniej i pójść terminować do ministerstwa Józefa Goebbelsa.
 
W tym miejscu wypada wprowadzić dwa pojęcia: odpowiedzialność i prawda. Czy Eryk Mistewicz bierze odpowiedzialność za swoje narracje? Na pytanie odpowiemy pytaniem. A czy można brać odpowiedzialność za coś co jest kłamstwem? To, że Eryk Mistewicz wciska ludziom „kit” sprawia, że ma później tarczę przed powzięciem jakiejkolwiek odpowiedzialności, bo może po prostu stwierdzić: przecież doskonale wiedzieliście, że to był taki pic, dla tego aby wasz kandydat wygrał, ja to zrobiłem, ale nie mogę brać odpowiedzialności, za to, że ta story zaczęła żyć swoim życiem. Tylko czy można łatwo oddzielić ten moment, kiedy narracja jest tylko bajeczką, od tego momentu kiedy zaczyna być traktowana poważnie?
 
Gdy nagle ktoś, powszechnie uznawany za leniwca i lekkoducha, staje się według narracji odpowiedzialnym mężem stanu, natchnionym „geniuszem Bożym”? Czy to jest wina Mistewicza, że ten ktoś zaczyna wierzyć w tą narrację? Co najgorsze bierze to na wiarę, przyjmuje jako pewnik, a nie poprzez pracę czy naukę starając się uwierzytelnić takie domniemanie. Mistewicz znów ma obronę, bo on kreuje narracje, nie kreuje polityków. Kreuje narrację, nie kreuje polityki. Ach, gdyby tak łatwo można postawić granicę miedzy realnością a wyobrażeniem. Ale to jest spór na miarę platońskich jaskiń i tam nie chcemy się zapuszczać. Niech stanie na tej odpowiedzialności.
 
Odpowiedzialności Eryka Mistewicza za kreowanie nie istniejącej rzeczywistości. To jest właśnie skutek oddzielenia politologii od prawa i historii. Patrzenie na politykę tylko poprzez pryzmat wizerunkowy i zapomnienie o całej historii polityki i także o tym, że nasza rzeczywistość jest o wiele częściej kreowana przez prawo – przez przepisy, normy pisane, niepisane – niż przez opowieści i wyobrażenia. To sprawia, że studia politologiczną mogą być doskonała pułapką imitującą znajomość realiów politycznych, podczas gdy taki politolog absolutnie nie zna i nie rozumie się na polityce. Bo się zna tylko na narracjach. Na jedne narracje ma swoje kontrnarracje.. i ten prawdziwy świat gdzieś ucieka. I tak samo odpowiedzialność. I do kogo później będziecie mogli powiedzieć: oszukałeś/oszukaliście nas?  
http://grudqowy.salon24.pl/155950,eryk-mistewicz-a-radiostacja-w-gliwicach
Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Krzysztofjaw

1. @Mój komentarza do autora w s24

Witam Sądzę, że o Panu Mistewiczu nie warto byłoby mówić, gdybyśmy mieli.... ukształtowane elity polityczne z prawdziwego zdarzenia... tzn.: światłe, wykształcone, mające określone poglądy polityczne i programy, wyznaczony państwowy/polski cel funkcjonowania w polityce i posiadały tzw: "klasę polityczną". Wtedy taki E. Mistewicz faktycznie potrzebny byłby jako ten, który ewentualnie może wskazać jak sprzedać i rozpropagować wśród gawiedzi ów ukształtowany już "tort". Ma Pan rację. Tego tortu nie mamy, bo tak naprawdę nie mamy rzeczywistej elity politycznej (w dobrym tego słowa znaczeniu). Jest to widoczne szczególnie u ludzi reprezentujących Platformę Obywatelską i tą stronę polskiego społeczeństwa. Kiedyś M. Kopernik powiedział, że "pieniądz gorszy wpiera pieniądz lepszy" (tak, tak to niejako podstawowe prawo finansowe On sformułował jako pierwszy). I w polityce jest podobnie: coraz mniej smaczny tort wypiera te smakowo lepsze... aż do sytuacji, kiedy zamiast tortu na jego miejscu tkwi już tylko jego nierzeczywisty opis a jego po prostu nie ma. Innymi słowy zamiast produktu odnaleźć możemy tylko opakowanie, dowolnie "koloryzowane", ale puste w środku (nawet nie zawierające lekko cuchnącej treści). W takiej sytuacji oczywiście taki Mistewicz jest potrzebny do kreacji owego opakowania a jako, że w środku jest ono puste więc taki delikwent ma wolną rękę w jego kreacji a prymitywni politycy "łykają" jego pomysły "jak zahipnotyzowani". Bo skoro sami nie wiedzą, co sobą reprezentują to jeżeli pojawia się bożek potrafiący w jakiś tam sposób jednak sprzedać ową PUSTKĘ, traktowany bywa jako "magic-cudotwórca-czarodziej". Oczywiście nie odmawiam inteligencji i przebiegłości E. Mistewiczowi, który zapewne w środku musi się zaśmiewać z "politycznego debilizmu" naszych polityków. On ich po prostu umiejętnie wykorzystuje dla kreacji wcale nie tych polityków, ale samego siebie. Można powiedzieć, że E. Mistewicz jest mistrzem autopromocji, bowiem tak naprawdę na niwie swojej dziedziczny nie odniósł do tej pory żadnego sukcesu, ale przecież PUSTKA (polscy politycy) tego nie rozumie, bo nie jest w stanie. Powracając do stwierdzenia M. Kopernika. W Polsce skutecznie pieniądz gorszy (PO) wyparł pieniądz lepszy (PiS a nawet SLD). Może się wytłumaczę dlaczego akurat SLD. Mimo wszystkich przywar i całkowicie mi obcej proweniencji tej partii jest ona jednak pewnym jednak "tortem". Nie chcę mieć z nim nic do czynienia ani go próbować... stanowi jednak pewna wartość. A PO? To bezwartościowa kupa "szumowin politycznych" przeplatana ludźmi światłymi... ale oni szybko stają się przykładem trafności powiedzenia: "z kim przystajesz takim się stajesz". Tak więc E. Mistewicz może tworzyć narracje i byc dumny (albo smiac sie w duchu do rozpuku), że JEST TAK ZNANY I CENIONY!

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)