Nadprezydent Donald Tusk, czyli „putinizacja” Polski… (Kurier z Munster)
Kto wygra wybory prezydenckie? Kaczyński, Komorowski, Sikorski, Olechowski, a może Cimoszewicz, jeżeli się zdecyduje wystartować. A może ktoś inny, kogo w tej chwili nie bierze się pod uwagę w prowadzonych kalkulacjach. Rezygnacja Tuska – bądź co bądź uważanego do tej pory w powszechnej opinii za faworyta – przewartościowała sytuację. Wszystko zaczyna się od nowa.
Tusk wybrał inny wymiar polityki. Woli być poza zasięgiem bieżącego sporu politycznego, gdyż to czyni go bardziej wiarygodnym. Ewidentnie ustawia się w roli arbitra. Chce rozstrzygać konflikty, ale (przynajmniej pozornie) się w nie, nie angażować. Sprawiać wrażenie niezależnego od wszelkiego rodzaju uwikłań, interesów, układów. Oddzielił się od doraźnej polityki; oddzielił się nawet od Platformy Obywatelskiej. Wyszedł poza horyzont spraw aktualnych. Wyznaczył sobie cele na przyszłość, zdeterminowane przez konieczność skutecznego rządzenia. Stanął ponad konkretną rzeczywistością polityczną.
Spora cześć tego projektu politycznego została zdominowana przez pr. Premier Tusk nie startując w wyborach prezydenckich zdeprecjonował rangę oraz prestiż formalnie wciąż najważniejszego urzędu w Polsce. To trochę tak, jakby uchodzący za faworyta biegacz zrezygnował z udziału w mityngu lekkoatletycznym, gdyż został on źle przygotowany lub zbyt słabo obstawiony. Albo, gdyby Brazylia wycofała się ze startu w piłkarskich mistrzostwach świata. Każdy zwycięzca przeprowadzonych w takiej konwencji zawodów nie mógłby się czuć do końca usatysfakcjonowany, ponieważ ciągle by mu przypominano, że na świecie jest ktoś ważniejszy i lepszy od niego.
Tusk chce być nadprezydentem. Rezygnując z ubiegania się o miano pierwszej osoby w państwie, w rzeczywistości ustawia się w roli pierwszej osoby… Treść komunikatu, która płynie do wyborców jest bardzo czytelna. Ukryte w nim znaczenie dość wymowne. Nie chcę kandydować na prezydenta, bo ta funkcja jest mało istotna. Przypisane do niej uprawnienia czysto symboliczne. Realna władza jest tam gdzie jest premier. To premier jest najważniejszy. Urząd prezydenta zaś faktycznie niepotrzebny. Następuje tu wyraźne zdeprecjonowanie instytucji prezydenta na rzecz funkcji premiera.
Stratedzy Platformy Obywatelskiej implementowali ten plan od dawna. Spektakularne odmawianie prezydentowi udostępnienia samolotu być może miało służyć właśnie temu celowi. „Zwalanie z krzesła” podczas obrad najważniejszych organów Unii Europejskiej. Pokazywanie, że premier, jak będzie chciał, to powoła szefa ABW-u bez wymaganej przez odpowiednią ustawę opinii prezydenta, bądź z drugiej strony odwoła kierującego CBA Mariusza Kamińskiego bez czekania na taką samą czynność prawną. Było to nic innego tylko budowanie w społeczeństwie świadomości, iż prezydent jest nikim, że nie ma żadnych poważnych uprawnień, że tak właściwie to nie wiadomo po co jest, a jego miejsce znajduje się na marginesie życia społeczno-politycznego. Socjotechniczny proces jaki w tym przypadku przeprowadzono jest z punktu widzenie interesów państwa szalenie niebezpieczny.
Tusk nie pozwalałby sobie na totalne obniżanie autorytetu prezydenta, gdyby nie było na to przyzwolenia z strony instytucji, które powinny stać na straży prawa i demokracji. Wszystkie te ambiwalentne wyroki Trybunału Konstytucyjnego. Naciąganie interpretacji. Relatywizowanie przepisów prawnych. Uciekanie się do prymitywnej kazuistyki, żeby tylko udowodnić, że to premier ma rację a nie prezydent. Wtórowanie ze strony najważniejszych kreatorów opinii publicznej. Zaklinanie rzeczywistości. Przedstawianie medialnego obrazu tylko według jedynego, decydującego kryterium, że prawdą nie może być to co mówi PiS i bracia Kaczyńscy. W efekcie w wielu przypadkach dopuszczono się afirmacji kłamstwa. Spór o wylot do Brukseli na szczyt Unii Europejskiej stanowił właśnie jedną z takich sytuacji.
Po drugie Tusk wycofując się ze startu w wyborach prezydenckich wysyła do społeczeństwa jeszcze inny ważny sygnał. Sugeruje ludziom, iż Ci, którzy będą ubiegać się o miejsce w Pałacu Namiestnikowskim nie są godni jego osoby. Nie są dla niego równorzędnymi partnerami. Rywalizowanie w takim towarzystwie to dyshonor. Nie sobie kandydują. Ja w tym nie będę brał udziału. Ja jestem ponad. Socjotechnicznie zostało to przygotowane perfekcyjnie.
Tusk chce być nadprezydentem. Kimś ważniejszym od najważniejszego w Konstytucji. Pierwszym od pierwszego. Nawet tego nie ukrywa. Mówi o tym wprost. Przyznaje, iż interesuje go tylko realna władza. W ten sposób jednak stawia się ponad Konstytucją, lekceważy jej regulacje, ignoruje zasadę podziału władzy, jedną z najbardziej fundamentalnych w demokracji.
Polska niebezpiecznie zbliżyła się do dyktatury. Sukcesywnie przeprowadzany jest proces „putinizacji” państwa. Rządząca naszym krajem partia (podobno liberalna) zarządzana jest jednoosobowo, autorytarnie. Stąd w dużej mierze i instytucje administracji centralnej poddawane są takim praktykom. Próbuje zawłaszczyć się opinię publiczną, wyłączyć społeczną kontrolę. Najważniejsze ośrodki masowego przekazu przejawiają tendencję do sprzyjania rządzącym i zwalczania opozycji. Obraz rzeczywistości politycznej przedstawiany jest społeczeństwu tendencyjnie, a nawet wybiórczo. W Rosji zaczynało się od tego samego.
Tusk dobrze czuje się w roli dyktatora. Jego wieloletnie współpracowniczka prof. Zyta Gilowska powiedziała niedawno, że ma skłonność do okrucieństwa. Ewidentnym na to przykładem było publiczne zlinczowanie rzecznika prasowego rządu Pawła Grasia. Na oczach kamer dokonano „chłosty” człowieka. Podobnych sytuacji znalazłoby się więcej. Platforma Obywatelska jawiła się w 2007 roku jako siła broniąca demokracji. Zagrożeniem dla niej miał być PiS. Dziś jednak to lider PO poszedł w tych zakusach dalej niż bracia Kaczyńscy. Zbliżył się niebezpiecznie do Putina, ale nie do standardów istniejących w zachodnich systemach władzy. Kreowanie wizerunku władcy „chłoszczącego” swoich współpracowników, lub ustalającego ceny w sklepach, a innym razem występującego w roli miłosiernego samarytanina jest dla procesów demokratycznych bardzo niebezpieczna.
A kto wygra wybory prezydenckie? W sytuacji kiedy nie bierze w nich udziału Donald Tusk odpowiedź na to pytanie jest mało istotna, chyba, że dojdzie do jakiegoś przełomu, że wytworzy się określona nowa jakość.
Romano Manka-Wlodarczyk
http://romano-manka-wlodarczyk.salon24.pl/153375,nadprezydent-donald-tusk-czyli-putinizacja-polski- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz