Bracia Kaczyńscy w dobrej formie… (vantomas-galicja 1)
Redakcja BM24, ndz., 27/12/2009 - 12:22
Wywiad z prezydentem L. Kaczyńskim i Prezesem PIS Jarosławem, winni przeczytać wszyscy znawcy, uczeni w piśmie i inni salonowi zaganiacze postępu społecznego oraz światłości władztwa, obecnego premiera Donalda i jego mowy trawy. A jeszcze towarzystwo salonywch neopogan, znajdzie coś mało krzepiącego dla siebie, ale to dobrze bo byście się za dobrze czuli, a jak coś uwiera to się życie lepiej ceni…J Całość w świątecznym wydaniu tygodnika Wprost. Trzeba by iść do kiosku lub ….Linka nie podaję bo i tak was na wykupienie nie stać :)mentalnie …
(…)
Jak to się dzieje, że ktoś taki jak Marek Kondrat, człowiek znany wam osobiście, któremu nic nie zagrażało za rządów PiS, mówi dziś, podobnie jak miliony Polaków, ze IV RP to jakiś koszmar?
JK: To siła sugestii i propagandy. W IV RP Marek Kondrat mógł realizować wszystkie swoje życiowe plany. No, chyba że były niezgodne z prawem, ale sądzę, że nic takiego nie może być nawet brane pod uwagę. Nic mu nie groziło, jak i innym ludziom, którzy jednak uznają, ze IV RP im w czymś zagrażała. Tymczasem w okresie IV RP wzrosła konsumpcja, powstało 1,3 mln miejsc pracy, był duży wzrost gospodarczy, wzrost inwestycji, poprawa sytuacji w handlu zagranicznym i finansach publicznych.
LK: I znaczący spadek przestępczości...
JK: Tak. Podwyżki płac – w służbie zdrowia o 1/3, bardzo dobra sytuacja na wsi. W gruncie rzeczy były to dwa najlepsze lata, nie tylko po 1989 r., ale w ogóle trudno znaleźć w historii równie dobry okres.
I od tego dobrobytu ludziom pomieszało się w głowach?
JK: Karl Popper zauważył, ze przekaz medialny w epoce telewizji wypiera rzeczywistość. Tak jest wszędzie, ale u nas dochodzi do tego skrajny brak równowagi w mediach. Jedna opcja, ta proestablishmentowa, ma ogromną przewagę. Polskie społeczeństwo utożsamiło napięcie między sferą władzy a sferą medialną z napięciem społecznym. Pewna część społeczeństwa wyparła ze świadomości to, co było w mediach, odbierając to jako kłamstwo, i ci nas poparli.
Ale większa część potraktowała obraz medialny jako prawdziwy i zapamiętała okres rządów PiS jako straszny, fatalny, groźny itp. Okres, w którym dominowała aura strachu i represji...
JK: Ale na czym ta represja miała polegać? Może jest prawdą i ubodło to Marka Kondrata, że zlikwidowaliśmy system realnych, choć niezapisanych w prawie immunitetów. Dla establishmentu. Pewni ludzie nie podlegali wcześniej normalnym regułom odpowiedzialności karnej, media tez ich oszczędzały.
(…)
Czyli media i korporacje w czasach PiS wmówiły zwykłym Polakom, ze represje ich dotyczą? I oni to kupili?
JK: Sfery uprzywilejowane mogły dojść do wniosku, na przykład na podstawie sprawy doktora G., że immunitet dla nich się skończył. Niektórzy podjęli więc pewne kroki zabezpieczające – ludzie z samej góry, jeśli idzie o wielkość majątków, wyjechali za granice. Tak w razie czego, bo nie podejmowano wobec nich żadnych represyjnych działań. Nic się nie działo.
Mówiono, że każdy może być podsłuchiwany.
JK: Młodzi ludzie mówią dziś tak często, ale to obecnie jest więcej podsłuchów niż wtedy. To można sprawdzić.
A więc mamy do czynienia z triumfem kontrfaktyczności. To zdumiewające. A da się wskazać moment, kiedy zaczęła się ta dominacja?
JK: Kampania przeciw nam ma prawie 20-letnie dzieje. Kiedy jesienią 1989 r. zostałem naczelnym „Tygodnika Solidarność", padło pierwsze dostrzegalne zewnętrzne uderzenie.
(…)
Prezydent rząd ocenia surowiej niż były premier?
LK: Chyba tak.
JK: Prezydent więcej wie, więcej widział, a poza tym jest pewnie jeszcze bardziej prospołeczny niż ja, ale obydwaj dostrzegamy choroby.
To dlaczego społeczeństwo tak ochoczo zaraża się tą chorobą?
JK: Tu muszę się uderzyć w pierś. W 2007 r. nie byliśmy w stanie utrzymać władzy, ale wybory mogliśmy wygrać. I sytuacja byłaby lepsza dziś dla Polski i dla nas. Kto wie, czy koalicja PO-SLD-PSL już by nie runęła. Ale Platforma wyciągnęła wnioski z przegranej i bardzo się sprofesjonalizowała, m.in. miała pogłębione badania dotyczące społeczeństwa. My nie. To są specjalne badania, czteroetapowe, takie jakie się prowadzi dla agencji reklamowych. Trwają cały rok. My tego czasu nie mieliśmy. W czasie wyborów prowadziliśmy więc akcję wedle reguł z 2005 r., a Polska się zmieniła.
A jak wiadomo, tą samą metodą generałowie następnych bitew nie wygrywają. Po co było testować tę zasadę?
JK: Oni kampanię skierowali do społeczeństwa we wczesnej fazie zamożności, gdy rodzą się ambicje wejścia do klasy średniej: dobrego samochodu, zagranicznych wakacji. My odwoływaliśmy się do społeczeństwa z deficytem bezpieczeństwa.
Odpalenie sprawy Sawickiej tuż przed wyborami nie było błędem? Zamiast potępienia wzbudziła litość.
JK: Można żałować decyzji, na które się miało jakiś wpływ. To pewnie zaszkodziło, ale w momencie, gdy się to stało, wybory były już przegrane.
Decydująca była konfrontacja z Tuskiem. Niepotrzebna?
JK: Naciskali na to spin doktorzy. Namówili mnie na Kwaśniewskiego. A potem Ujazdowski, który mentalnie był już poza PiS, ogłosił publicznie, że powinienem się skonfrontować z Tuskiem.
I dał się pan namówić?
JK: Dałem. I bardzo dziś żałuję. Jestem zły na tych, co namawiali.
Przeklina ich pan?
JK: To była jednak moja decyzja, a więc i odpowiedzialność jest moja. Powinienem to inaczej rozegrać, ale czasu się nie cofnie.
Czyli zła diagnoza społeczna i przegrana debata były przyczynami klęski?
JK: Istotną rolę odegrała także akcja „Zmień kraj. Idź na wybory".
(…)
Za rządów PiS żyliśmy ponoć w Polsce solidarnej, a tymczasem ten solidarny rząd i solidarny prezydent obniżyli podatki. Solidarnościowa dusza prezydenta nie cierpiała?
LK: Przede wszystkim dusza profesora prawa pracy. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem tylko podatku liniowego, ale obniżanie podatku, jeśli jest możliwe, to proszę bardzo.
JK: Jeśli komuś dziś należy dziękować, a należy, to Zycie Gilowskiej. To był jej pomysł i jej zasługa. Ja jej tylko broniłem przed frondą w partii. Obniżka podatków pomogła później utrzymać wysoką konsumpcję w kryzysie.
Więc dlaczego jesienią 2008 r. PiS straszyło, że czeka nas gospodarczy Armagedon?
JK: Bo byliśmy i do dziś jesteśmy przekonani, że pakiet antykryzysowy byłby skuteczniejszy niż nicnierobienie i jazda na gapę, podczepianie się do akcji prowadzonych w Europie, szczególnie w Niemczech.
Chcieliście wtedy zwiększać deficyt. Po co?
JK: Chcieliśmy wspierać zatrudnienie, półzatrudnienie. Wziąć pieniądze z kilku funduszy, np. Funduszu Pracy. Zwiększylibyśmy deficyt o 10 mld zł, czyli niewiele. Można by wtedy stworzyć realny pakiet antykryzysowy, który pomagałby nie tylko realnie, ale też – i to jest może ważniejsze – psychologicznie. Zakładaliśmy, że może być znacznie gorzej, niż było.
LK: Chciałbym nieskromnie przypomnieć, że w tym budynku [Pałacu Prezydenckim] odbyła się cała seria narad uspokajających, m.in. z bankowcami. Gdyby wtedy któryś z banków miał duże kłopoty, zaczęłaby działać zasada domina. A jeden z banków był blisko krachu.
Bankowcy niezwykle wtedy chcieli narad, chcieli też pieniędzy, które stworzyłyby wysoką nadpłynność, bo z płynnością nie było problemów.
JK: Dziś mamy fiskalizację kryzysu i to jest zjawisko ogólnoświatowe. Przy naszej recepcie byłoby to w Polsce mniej odczuwalne. Mimo że zwiększylibyśmy deficyt, to realnie byłby on mniejszy. Gdyby finansami rządziła Zyta Gilowska, bylibyśmy dziś w lepszej sytuacji. Ale to Rostowski, a nie Gilowska odbiera dziś międzynarodowe nagrody. JK: Ani Zyta Gilowska, ani Grażyna Gęsicka nie opowiadały o swoich sukcesach. Tylko Zbigniew Ziobro umiał i chciał o tym mówić i robił to znakomicie. Społeczeństwo to zauważyło. Jego wynik w wyborach europejskich jest tego dowodem.
Czyli więcej Ziobry i będzie dobrze?
JK: Na pewno trzeba nam osób, które są elokwentne i potrafią opowiadać o swoich sukcesach. A Ziobro ma przed sobą wielką przyszłość, jeśli będzie miał tylko trochę szczęścia, bo to jest zawsze potrzebne.
(…)
Z tego, co panowie mówią, wynika, że polska suwerenność może być zagrożona. Czy dobrze to rozumiemy?
JK: Dziś zagrożone jest przede wszystkim nasze bezpieczeństwo i nasz status dużego, samodzielnego, tj. nieklienckiego państwa europejskiego. Państwa, które raz na zawsze wyszło z rosyjskiej strefy wpływów i nie przeszło do innej. Wobec Niemiec wrócił klientyzm, wobec Rosji prowadzona jest nierozumna gra, w której stawką jest rezygnacja z tego wszystkiego, co budowało nasze możliwości w polityce wschodniej, a więcej jeszcze – nasze bezpieczeństwo energetyczne (co dotyczy też Niemiec).
Oni nam przed nosem machają niczym, wizyty Putina to nie jest coś, co znaczy samo w sobie, zaś Moskwa zyskuje dużo.
JK: Rząd piórem Sikorskiego wprost zapowiedział rezygnację z jakiejkolwiek aktywnej polityki południowo-wschodniej. Następnie wśród obelg ze strony Moskwy pozwalamy Putinowi wygłosić na Westerplatte przemówienie, w którym rysuje nową wizję Europy opartą na osi Moskwa-Berlin. W Berlinie będziemy mieli „widoczny znak", a cokolwiek by mówić, to jest podważanie moralnego sensu II wojny światowej, a więc pośrednio także jej skutków politycznych i terytorialnych.
Ale Polakom podobały się uroczystości na Westerplatte z udziałem Putina.
JK: Analiza polskiej duszy przekracza nasze możliwości w tej rozmowie. Prawda jest taka, że Tusk zamienia Polskę w państwo klienckie. To bardzo poważnie obniża nasz status i nasze bezpieczeństwo.
Czyli wszystko, co robi rząd Tuska, jest obliczone tylko na poklask w kraju?
JK: No, tak to wygląda. Polityka zagraniczna Tuska to dążenie do uzyskiwania efektów często zupełnie pozornych, ale łatwych do propagandowego sprzedania w kraju.
LK: W trakcie spotkania z byłymi ministrami spraw zagranicznych, którzy sprawowali ten urząd po 1989 r., jeden z nich, całkiem nie z mojej opcji, zadał pytanie, jaka jest właściwie polityka zagraniczna obecnego rządu. Muszę z przykrością powiedzieć, że chętnie bym to pytanie powtórzył.
Minister Sikorski też nie rozumie polityki międzynarodowej?
JK: Sikorski prowadzi politykę, której celem jest Sikorski – i to nie jest moje zdanie, tylko cytat z wypowiedzi pewnego dyplomaty.
(…)
Jadwiga Staniszkis twierdzi, że traktat lizboński może być narzędziem do budowy silniejszej pozycji Polski w Europie, która jest teraz podzielona na tych ze strefy euro i tych spoza. Tyle że jeśli rząd z tej szansy nie skorzysta, to możemy zostać łatwo zmarginalizowani. Zgadzają się panowie z tym?
JK: Jadwiga Staniszkis to niezwykła uczona i osoba w najwyższym stopniu interesująca intelektualnie, ale zdarza się jej nazbyt szybkie wyciąganie wniosków. Traktatu jako ustalonej praktyki jeszcze nie ma, pierwsze doświadczenia nie są zachęcające. Na razie wygląda to tak, że dwa kraje o wszystkim decydują, trzeci też coś dostaje. Ktoś musi się zdecydować na postawienie spraw Polski i naszej części Europy. Nic nie zapowiada jednak, by obecny rząd to zaryzykował.
Czyli nie zgadzają się panowie z tym, że traktat może doprowadzić do zlikwidowania Europy dwóch prędkości?
LK: W praktyce do likwidacji tej sytuacji mogłaby doprowadzić skoordynowana polityka naszej części Europy i innych państw, które mają trudności, w połączeniu z pozytywną tendencją w samej Komisji Europejskiej. Rzecz w tym, że osiągnięcie takiej koordynacji prowadzi przez wskazaną wyżej potrzebę zakwestionowania hegemonii, a i po tym jest mnóstwo trudności w relacjach między zagrożonymi drugą prędkością państwami Unii. W Europie potrzebny jest wielki ruch solidarności ekonomicznej i jednocześnie obrony wartości – z naczelną, jaką jest wolność w różnych jej wymiarach. Bo wolność jest dziś w Unii bardzo zagrożona. Chodzi też o równość, bo na przykład równouprawnienie katolików w Unii to dziś fikcja. Jeśli Polska ma jakąś misję, to starać się budować w Unii taki ruch.
Rozmawiali : Katarzyna Kozłowska, Stanisław Janecki, Miachał Krzymowski
http://www.wprost.pl/ar/182296/W-Polsce-polowa-premierow-byla-z-czapki/?I=1405
http://vantomas.salon24.pl/146416,bracia-kaczynscy-w-dobrej-formie
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
3 komentarze
1. "No, chyba że były niezgodne
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
2. Tusk zamienia Polskę w państwo klienckie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'