HISTORIA – ŚWIADEK OSKARŻENIA (Aleksander Ścios)
Stara zasada rzymskiego prawa mówi, że „czego nie ma w aktach, nie istnieje na świecie” (quod non est in actis, non est in mundo). Ta zasada – obowiązująca również w polskim prawie - nie zwalnia jakoby sądu z obowiązku wyjaśnienia sprawy, czyli dotarcia do prawdy. Lecz ponieważ sąd to prawo – nie sprawiedliwość, zatem sąd III RP potrafi rozstrzygnąć sprawę, bez konieczności ustalenia prawdy materialnej (obiektywnej).
Orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie, jakie zapadło w sprawie Waldemar Chrostowski versus Wojciech Sumliński i WPROST powinno zwrócić uwagę głównie z tej przyczyny, że w kwestii ustalenia prawdy odsyła nas do niezwykłego świadka. Prowadząca rozprawy sędzia szczerze wyznała, iż „sąd nie ma możliwości przeprowadzenia dowodu: prawda czy fałsz”.A skoro nie ma takich możliwości – sąd odesłał nazbyt ciekawskich obywateli do jedynego arbitra - „historii” i uznał, że tylko ona ma prawo ocenić postępowanie Chrostowskiego. Tylko historia – zdaniem sądu III RP - jest władna rozstrzygnąć, czy Waldemar Chrostowski „był związany z SB”. Bez najmniejszej obawy narażenia się na poważny konflikt logiczny sąd przyznał, że nie wie, jaka jest prawda na temat Chrostowskiego, ale jednocześnie stwierdził, że „za wcześnie na sugerowanie, że miał on związki z SB”.
Kiedy zatem można takiej „sugestii” użyć? Tylko wówczas, gdy wypowie się na ten temat historia. Czemu – chciałoby się dociekać – sąd nie zadał owej „historii” fundamentalnego pytania, czemu nie wezwał jej na świadka, nie powołał jako eksperta? Dlaczego wydał wyrok, choć przyznał, że nie wie jak wygląda prawda?
Znamy odpowiedź na to pytanie.
Sąd III RP orzekł bowiem, że w procesie o ochronę dóbr osobistych należy oddzielić ocenę zdarzeń historycznych od stwierdzeń odnoszących się do postaw i zachowań ich uczestników. Te drugie – zdaniem sądu - muszą być poparte "wskazaniem rzetelnych i wiarygodnych źródeł".
W praktyce oznacza to, że jeśli z oceny zdarzeń historycznych wynika, iż ktoś zachował się jak zdrajca – w żaden sposób nie mogę nazwać go po imieniu, dopóki nie będę dysponował „rzetelnymi i wiarygodnymi źródłami”. Takim źródłem nie będą dokumenty archiwalne, bo zdaniem sądu – „to dokumenty szczątkowe, z których takich sugestii wywieść nie można”. Nie będą nim również zeznania biegłego i świadków – bo ten pierwszy okazał się „stronniczy” zamieszczając w prasie artykuły historyczne, a z listy kilkunastu świadków sąd wybrał jednego – byłego milicjanta, który mógł powiedzieć tylko tyle, że „nie został zwolniony z tajemnicy służbowej”.
Nie warto pytać sądu III RP – jaki werdykt wydała polska historia - bo jego odpowiedzialność za dotarcie do prawdy jest żadna, choć prawa o jej orzekaniu – ogromne. Nie warto również, dlatego, że sądom III RP nader często niezawisłość myli się z nieomylnością, co zamiast boskich przymiotów, przydaje tym ludziom pożałowania godny wymiar.
Dość zauważyć, że stosując zasady sądu III RP nie mógłbym nazwać Stalina mordercą, bo nie dysponuję żadnymi „rzetelnymi i wiarygodnymi źródłami”, by móc to wykazać. Nie mam dokumentu, w którym ów Stalin przyznał się, że jest mordercą, a w myśl logiki tego sądu - wszystkie relacje historyków i zeznania świadków będą „stronnicze”.
W tej jednak, konkretnej sprawie mamy do czynienia z szeregiem działań, których efekty pozwoliły sądowi wydać taki, a nie inny wyrok. Można nawet powiedzieć, że proces Chrostowski kontra Sumliński miał wielu współuczestników, którzy zadbali o końcowy werdykt. Oto fakty:
- 2 lutego 1984 r. Waldemar Chrostowski został zarejestrowany przez sekcję I Wydziału IV SUSW w Warszawie pod numerem 39785 - jako "zabezpieczenie operacyjne do sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Popiel" (to sprawa dotycząca ks.Jerzego). Na karcie ewidencyjnej dotyczącej Chrostowskiego zachowała się informacja o jego pseudonimie operacyjnym - "Desperat". „Zabezpieczenie operacyjne” - było taką konspiracją w ramach SB. Chodziło o to, by jeden funkcjonariusz nie wchodził w drogę drugiemu przy rozpracowywaniu kogoś” – wyjaśnia politolog i historyk z UJ Antoni Dudek.
-31 sierpnia 1987 r. mecenas Edward Wende w imieniu Waldemara Chrostowskiego, zawarł z MSW ugodę. Opatrzono ją klauzulą tajności. W najważniejszym fragmencie ugody zapisano: "Poszkodowany przyznaje, że wyłączną odpowiedzialność za wyrządzoną mu krzywdę ponoszą osoby skazane wyrokiem sądu Wojewódzkiego w Toruniu w dniu 7 lutego 1985 roku". W ugodzie czytamy ponadto: "Skarb Państwa - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (...) postanawia, kierując się pobudkami humanitarnymi, wynagrodzić powstałą szkodę ze środków budżetowych". Na podstawie tej ugody MSW wypłaciło Chrostowskiemu ogromną jak na ówczesne warunki kwotę 1 mln 800 tys. zł, co stanowiło odpowiednik kilkuletniej pensji. Nigdy wcześniej, ani później peerelowskie MSW nie zawarło podobnej ugody.
- W grudniu 1989 r. teczka z materiałami dotyczącymi Waldemara Chrostowskiego została zniszczona - rzekomo "z powodu braku jakiejkolwiek wartości operacyjnej".
- W 2006 roku prezes IPN Janusz Kurtyka w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w TVN stwierdził: „W świetle materiałów, jakie znajdują się w IPN można powiedzieć, że Waldemar Chrostowski był TW SB”
- W 2008 r. Wojciech Sumliński został pozwany przez Waldemara Chrostowskiego. Przedmiotem pozwu był artykuł w tygodniku „Wprost”,który zapowiadał książkę Sumlińskiego „Kto naprawdę go zabił?”. „Za samą książkę nigdy nie zostałem przez Chrostowskiego pozwany, chociaż zawierała więcej materiałów, także tych bezpośrednio dotyczących Chrostowskiego” – twierdzi Sumliński.
- W maju 2008 roku Wojciech Sumliński powołał na świadka dr. Leszka Pietrzaka, którego opinię cytował w artykule, będącym przedmiotem rozprawy sądowej. Historyk zeznał, że Chrostowski był tajnym współpracownikiem (TW) SB o ps. „Desperat”. To samo zeznał inny świadek Sumlińskiego, prokurator Andrzej Witkowski, który dwukrotnie prowadził śledztwo w sprawie funkcjonowania związku przestępczego wewnątrz MSW. Wszystko, co dziennikarz napisał o kierowcy ks. Jerzego jest prawdą - stwierdził Witkowski. Zeznał też, że jako prokurator, w sprawie zamachu na ks. Popiełuszkę miał postawić zarzuty Chrostowskiemu oraz gen. Czesławowi Kiszczakowi.
- 13 maja 2008 roku ABW dokonało przeszukania w domu Sumlińskiego. W trakcie rewizji skonfiskowano mu dokumenty z jego dziennikarskiej pracy. Również te ze śledztwa w sprawie zamachu na księdza Jerzego. Przeszukania dokonano również w mieszkaniu dr.Leszka Pietrzaka
- W październiku 2008 roku sąd odrzucił zeznania Leszka Pietrzaka, zarzucając im stronniczość. Jako powód podano fakt publikacji w dzienniku „Polska” trzech artykułów Pietrzaka, w których autor wspomniał m.in.o Chrostowskim.
- 28 października 2008 roku dr. Leszek Pietrzak napisał w komentarzu pod moim tekstem „GRA ZBRODNIĄ - FAŁSZERZE Z WSI”. : W swoim artykule w "Polsce" starałem się zrekonstruować w skondensowanej formie mniej więcej wszystko to, co działo sie w sprawie pomiędzy 19 października 1984r. a marcem 1990r.(do tego momentu formalnie prowadzone były sprawy TERESA, TRAWA i ROBOT). Zabrałem głos jako historyk. Z uwagi na fakt, ze w latach 2003-2004 byłem biegłym w śledztwie nie mogę wskazywać dowodów, jakie przemawiają za tezami zawartymi w artykule. Nie taka jest tez rola historyka. Mój tekst leżał w redakcji wiele miesięcy i to redakcja podjęła decyzję o jego opublikowaniu. Zabrałem głos również dlatego, ze wiele wyników mojej ciężkiej pracy było prezentowanych przez media, niejako poza mną. Zostałem już opluty przez wiele środowisk i redakcji oraz wiele znanych "autorytetów".”
- W październiku 2008 roku sąd zażądał od Wojciecha Sumlińskiego dokumentów, na podstawie których opublikował swój artykuł we WPROST i opisał związki Chrostowskiego z SB. „Ale jak mogłem je pokazać skoro zabrało je w maju ABW. Miałem tylko pokwitowanie z prokuratury z wykazem tego, co mi zabrano. Miałem dowody na istnienie dokumentów potwierdzających te związki. Np. pokwitowanie z wyszczególnionymi dokumentami zabranymi mi przez ABW, czy skany tych dokumentów, które umieściłem w książce „Kto naprawdę go zabił?”. Sąd jednak stwierdził, że rozpatruje artykuł, który zapowiadał książkę, a nie samą książkę” – wyjaśnia Sumliński.
5 listopada 2008 roku, po orzeczeniu sądu I instancji, nakazującym przeproszenie Chrostowskiego, Wojciech Sumliński w komentarzu opublikowanym pod moim tekstem „ZABIĆ RAZ JESZCZE...” napisał m.in. :
„Mimo wzburzenia i niezrozumienia werdyktu sądu pierwszej instancji, który - moim zdaniem - ma niewiele wspólnego z zasadami sprawiedliwości, milczałbym, czekając na werdykt sądu drugiej instancji. Jeżeli zabieram głos już teraz, to dlatego, że zostałem sprowokowany: po pierwsze szokującą informacją "Wprost" i po drugie - dzisiejszą publikacją Gazety Wyborczej atakującą Bogdana Rymanowskiego, który w swoim programie dociekał, kim naprawdę jest Waldemar Chrostowski. Znana dziennikarka Gazety Wyborczej uważa, że zna odpowiedź na to pytanie.
W pierwszym zdaniu dzisiejszego tekstu autorka pisze, że Chrostowski był przyjacielem Księdza Jerzego. I niestety już to pierwsze zdanie tekstu jest kłamstwem. Waldemar Chrostowski nie był przyjacielem księdza Jerzego i wie to każdy, kto rozmawiał z rodziną bądź prawdziwymi przyjaciółmi Kapelana Solidarności. To nie przypadek, że zarówno rodzice jak i bracia księdza Jerzego nie chcą znać Chrostowskiego i nie utrzymywali z nim kontaktu od jesieni 1984 roku. (Chrostowski doskonale wie o stosunku do niego bliskich Księdza Jerzego, co przyznał w procesie, nie wie tylko - jak zeznał - dlaczego bliscy zamordowanego Księdza nie chcą go znać). Wpływ na to miało wiele faktów. Najprzód Chrostowski wielokrotnie nadużył ich zaufania - przywłaszczył sobie samochód Księdza za który nigdy się z bliskimi Księdza Jerzego nie rozliczył (był tak małostkowy, że nawet podczas mojego procesu twierdził, że tak do końca nie wiadomo, czyj to był samochód, a następnie, przygwożdżony pytaniami, twierdził, że rozliczył się z rodziną Kapelana, bo ... przekazał samochód Muzeum Księdza Popiełuszki. A przecież to muzeum powstało trzy lata temu!) Chrostowski nadużył zaufanie krewnych zamordowanego Kapłana sprzedając unikatowe zdjęcia Księdza Jerzego spoczywającego w trumnie francuskiej prasie, popełnił też względem rodziny - do której po śmierci księdza odnosił się z wyższością i pogardą - szereg innych niegodziwości.
To także nie przypadek, że prawie wszyscy - przynajmniej wszyscy do których dotarłem w liczbie killkudziesięciu - przyjaciele księdza Jerzego po jesieni 1984 roku odsunęli się od Chrostowskiego i nie chcą go znać po dziś dzień. Przyjaciele bardzo różni - od Seweryna Jaworskiego, poprzez Romę Szczepkowską, zaprzyjaźnione z księdzem Jerzym siostry Loretanki i hutników z ochrony Księdza, aż po księży Przekazińskiego czy Małkowskiego. Ci ludzie nie zrazili się do Chrostowskiego ot tak sobie, bez przyczyny. Zszokowało ich szereg jego różnych zachowań, już po tragedii. A to, że zamiast w skupieniu odnieść się do tragedii, pił na plebanii, szarogęsił się tam i wszczynał awantury. A to, że wychodził nocami na tajemnicze spotkania. To znów, że dokonywał przeszukań rzeczy księdza Jerzego (właśnie na takim występku złapał go księdz Przekaziński, który od tamtej pory nie chce go znać). Sytuacji dziwnych, czy wręcz szokujących, o których mówili mi bliscy księdza było tak wiele, że pisząc tylko o nich możnaby napisać pokaźną książkę. Drugą kwestią jest "ucieczka" Chrostowskiego z samochodu, na której skupia się dzisiejsza Gazeta Wyborcza. Niemożliwość wykonania skoku, o którym opowiadał Chrostowski, to tylko jedna z kilkudziesięciu przesłanek wskazujących, że nie mówił prawdy o okoliczność "ucieczki". Nadpiłowane ząbki kajdanek, opinia dwóch biegłych, w tym profesora Włochowicza, zawierająca jednoznaczną informację, że NAJPIERW marynarka została przecięta ostrym narzędziem, a dopiero później zetknęła się z podłożem (nawiasem mówiąc sąd w sentencji uznał, że Chrostowski mógł najpierw wyskoczyć a dopiero później uciekając gdzieś marynarkę podrzeć - TYM SAMYM SĄD POLEMIZOWAŁ Z BIEGŁYMI), policyjny pies, który podważył wersję Chrostowskiego i dziesiątki innych tylko pozornie drobnych sprzeczności. Do tego dochodzi ocena zachowanych dokumentów. Biegły Leszek Pietrzak dociskany w sądzie powiedział nawet więcej, niż zawarł to w dokumentach. Powiedział wprost, że CHROSTOWSKI WSPÓŁPRACOWAŁ Z SB (i to znajduje się w dokumentach z procesu, a mimo to sąd orzekł jak orzekł), co wywołało furię strony przeciwnej, ugoda z MSW ( nikt, a rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami na ten temat, nie słyszał, by ktokolwiek inny zawarł ugodę z kiszczakowskim MSW nie wspominając już o horrendalnej kwocie - 1650000 zł - kilkuletnia ówczesna pensja) której istnienia nie negował nawet mecenas strony przeciwnej. Sugerował jedynie, że Chrostowski mógł nic o niej nie wiedzieć, że mogła ona zostać zawarta poza jego plecami (Innymi słowy, z tego toku rozumowania wynikałoby, że ... mecenas Wende zawarł tę ugodę sam i przywłaszczył sobie pieniądze bez wiedzy Chrostowskiego). Ugoda ta raz na zawsze miała "przyklepać" ustalenia Procesu Toruńskiego, ponieważ wynikało z niej, że wszyscy odpowiedzialni za tę zbrodnię zostali skazani. Wątpliwości - a nawet dużo więcej, niż wątpliwości - odnośnie postawy Waldemara Chrostowskiego jest multum. Mimo to w swoich tekstach posługiwałem się więcej, niż wyważonym językiem, mając świadomość, że w takiej sprawie niechybnie będzie proces. Dlatego prace nad tekstami trwały ponad rok, dlatego też "język tekstu" analizowało trzech prawników - "Wprost", Wydawnictwa Rosner i Wspólnicy oraz jeszcze jeden, zaprzyjaźniony -i wszyscy orzekli, że w odniesieniu do posiadanych dokumentów jest on bardzo wstrzemięźliwy, bo "mając to co mamy" - jak mówili- można było ująć rzecz całą dużo ostrzej. A jednak mimo tej ostrożnośći, mimo wydawałoby się posiadania wszystkich kart w ręku - w pierwszej instancji proces przegrałem. Sąd uznał, że nie wiadomo, czy ja rzeczywiście miałem dokumenty ze śledztwa, bo IPN nie zgłaszał ich zaginięcia (A PRZECIEŻ PROKURATURA PRAGA PÓŁNOC PROWADZIŁa ROCZNE ŚLEDZTWO W SPRAWIE WYCIEKU I ZAMIESZCZENIA W MOJEJ KSIĄŻCE DOKUMENTÓW ZE ŚLEDZTWA, CZYLI PROWADZIŁA POSTĘPOWANIE W SPRAWIE WYCIEKU, KTÓREGO - ZDANIEM SĄDU - NIE BYŁO), a ponadto zeznania jednego z moich dwóch głównych świadków, dr Leszka Pietrzaka, uznał za stosunkowo mało istotne, ponieważ publikował w tej sprawie teksty, a więc jest "publicystą" - nie biegłym. Żeby to dobrze wytłumaczyć: sąd oceniał rzetelność zbierania materiałów do tekstów i zawartych w tekstach informacji. Teksty - dla Wprost i do książki pt. "Kto naprawdę Go zabił?" powstały jesienią roku 2005 i wtedy też korzystałem z opinii i wiedzy biegłego. "Publicystą" według sądu biegły stał się w roku 2008, ponieważ wtedy zawarł swoje publikacje w dzienniku "Polska". A zatem ja byłem nierzetelny w zbieraniu informacji, bo w roku 2005 nie zauważyłem, że w roku 2008 biegły Leszek Pietrzak stanie się - jak to ocenił sąd - publicystą. Jeżeli ktoś jest w stanie mi to wytłumaczyć, to bardzo proszę, bo ja tego pojąć nie umiem. Po prostu nie umiem. W tekście Gazety Wyborczej autorka skupia się na "skoku" Chrostowskiego z samochodu, jakby chciała pokazać, że to jedyny powód wątpliwości. Nic bardziej mylnego. To tylko jeden z bardzo licznych powodów wątpliwości - i wcale nie najważniejszy. Można by na ten temat - tylko tych wątpliwości - napisać tomy, ale to być może temat na inny czas. Po poniedziałkowym wyroku sądu w "sprawie Chrostowski - Sumliński", w sprawie dotyczącej Księdza Jerzego nie zdziwi mnie już nic.[...]
Ja już zrozumiałem- wyjęcie z tego muru fałszu tak dużej "cegły", jaką stanowi Waldemar Chrostowski, to wyłom na tyle duży, że mógłby stanowić początek końca i "ustaleń" Procesu Toruńskiego i wielu innych kłamstw, które w sposób bezpośredni bądź pośredni wiążą się z zamordowaniem Kapelana Solidarności. Jak pokazał poniedziałkowy werdykt sądu, bardzo trudno będzie ten mur zburzyć. Okazuje się, że nie wystarczy dotrzeć do ponad stu świadków - prokuratorów, policjantów, biegłych, życzliwych i nieżyczliwych - nie wystarczy dotrzeć do akt śledztwa, nie wystarczy złapać Chrostowskiego na licznych kłamstwach i niejasnościach. Otwarte pozostaje pytanie, co jeszcze trzeba zrobić, by obronić prawdę? Mimo wszystko - nie tracę nadziei.”
Ja także nie tracę nadziei, że przyjdzie czas, gdy ten najważniejszy – przywoływany przez sąd III RP świadek – jakim jest polska historia, okaże się bezlitosnym sędzią dla wszystkich, którzy chcą z niej uczynić narzędzie skrywające prawdę.
Na tyle bezlitosnym, że skaże ich na zapomnienie.
Źródła:
http://www.wprost.pl/ar/?O=82059&pg=2
http://www.fronda.pl/news/czytaj/kim_byl_kierowca_ks_popieluszki
http://cogito.salon24.pl/77747,gra-zbrodnia-falszerze-z-wsi#comment_1144058
http://cogito.salon24.pl/77751,zabic-raz-jeszcze#comment_1144238
http://cogito.salon24.pl/142490,historia-swiadek-oskarzenia- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. w temacie
Ks. Małkowski: Kierowca ks. Jerzego jest zdrajcą (FRONDA)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. A tak w ogóle, skąd wziął się Chrostowski w otoczeniu ks.Jerzego
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
3. Ciąg pojedynczych drobnych faktów i poszlak dość wymowny
4. Jakim świadkiem będzie historia bez IPN?
5. W sprawie Chrostowski vs Sumliński zeznawał prok. Andrzej Witkow
@ autor
1. Sugerowałbym, aby nie nazywał Pan kłamcą red. Wojciecha Sumlińskiego. Może się nieszczęśliwie panu zdarzyć bowiem stanąć z tego tytułu (naruszenie dóbr osobistych) przed sądem. Niedajboże, Sądem Apelacyjnym w Warszawie, na którego orzeczenie się Pan powołuje. Wykluczył on domniemanie, że Sumliński skłamał w swojej publikacji. Jego rzekomą przewinę sąd ten określił jako "nieuprawnione sugestie" popełnione w sposób niezamierzony, które były wynikiem rzekomego "niedbalstwa", a nie umyślnego działania. Epitet o "kłamliwych sugestiach", za które miał przepraszać Sumliński zdaniem sądu I instancji, sąd odwoławczy usunął z treści przeprosin. Nazywanie zatem Sumlińskiego kłamcą, nawet opierając się na tak kontrowersyjnym orzeczeniu sądu (który w dodatku nie jest jeszcze prawomocny), jak pan to czyni, jest naruszeniem dóbr osobistych dziennikarza.
2009-12-06 16:13 Past News 10 52 njusy pasteryzowane past-news.salon24.pl2. Podobnie, przypisywanie mi kłamstwa, jak i jeszcze paru innym osobom, w tej sprawie jest nieprawdziwe. Obowiam się, że może to świadczyć niskiej kulturze autora takiej wypowiedzi albo o nieznajomości źródeł. Zanim zacznie Pan kontynuować swoją krucjatę przeciwko "oszczercom", proponowałbym na początek zapoznać się z kwestionowanym artykułem Wojciecha Sumlińskiego, którego - strzelam - prawdopodobnie Pan nie czytał w całości. Jeśli się mylę, proponowałbym porównać jego treść z opinią biegłego IPN, na którą powołuje się Sumliński, zarówno w kwestionowanym artykule, jak i książce. Tu należy zaznaczyć, że publikacja książkowa Sumlińskiego na ten sam temat nigdy nie została zakwestionowana przez Chrostowskiego.
O ewidentynych sprzecznościach wokół wspomnianego wyroku może Pan przeczytać, chociażby w ostatniej notce Aleksandra Ściosa lub na bieżąco aktualizowanym
serwisie ODSTRZELIĆ DZIENNIKARZA. Znajdzie Pan tam fakty i argumenty, które w bezpośredni sposób dotykają, wspomnianego przez Pana sporu sądowego, Chrostowski vs Sumliński.
Przypomnę tylko, trzy oceny.
1. Tuż po publikacji Sumlińskiego, w 2006 roku, w Magazynie 24 (tvn24), prowadzaćy program B. Rymanowski zapytał w studiu Prezesa IPN o Chrostowskiego. Kurtyka: " W świetle materiałów, jakie znajdują się w IPN można powiedzieć, że Waldemar Chrostowski był TW SB."
2. W sprawie Chrostowski vs Sumliński zeznawał prok. Andrzej Witkowski, który potwierdził, że zanim odebrano mu śledztwo, planował postawić byłem kierowcy ks. Popiełuszki zarzuty prokuratorskie
3. Biegły IPN, który na polecenie prokuratora dokonał kwerendy archiwalnych dokumentów MSW, poszedł dalej niż ww. opinii. Stwierdził jednoznacznie, że jego zdaniem Waldemar Chrostowski był tajnym współpracownikiem SB.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl