Co mam powiedzieć dzieciom? (mona)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Moje "zagraniczne" dziecko przyjeżdża na Święta. I chyba dojrzewa w nim decyzja powrotu do Polski.

Co mam mu powiedzieć, jeśli sama chyba nie chcę żyć już w tym kraju?...

Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy.


Przeżyłam tu wszystko, co przeżywali inni: cholerne kartki, z których nie mogłabym ani ubrać, ani  wyżywić moich maluchów, gdyby naprawdę przyszło mi traktować je jako jedyne źródło zaopatrzenia.

Przeżyłam tu, razem ze wszystkimi, stan wojenny, aresztowania przyjaciół zadomowionych u mnie na tyle, że byłam pewna "bycia na celowniku" - i nie bez racji.Przeżyłam - i przeklęłam - stanie, najczęściej w śniegowym błocie, za ohydnymi, zielonymi, kwaśnymi jak diabli pomarańczami z bratniej Kuby, jedynym produktem, który "nie dawał się załatwić": było ich zawsze za mało. Tak, jak kawy, mięsa, cukru, masła, butów, bielizny...

Nigdy, przenigdy nie miałam wątpliwości, mimo wszystko.


 


Mieszkałam na Śląsku, więc byłam już oswojona z wyjazdami do Vaterlandu, który takim znów "vaterem" się nie okazał, jednak pozwalał niewątpliwie żyć w obfitości wszystkiego, co tu zdobywałam w bólu głowy od myślenia, wymieniając żywe i martwe "produkty" z mojego sadu, "chlywika" i kurnika. Wcześniej znałam tę robotę z widzenia, z dalekiej perspektywy leżaka, uznana za osobę totalnie pozbawioną talentów gospodarczych.


 Jeden z moich pradziadów nosił jeszcze imiona niemieckich cesarzy, a choć jego syn, Polak w pierwszym pokoleniu, urodzony z matki - Polki, odmówił podpisania volkslisty i w efekcie wylądował w obozie pracy na cały okres wojny, nie przypuszczam, żeby stanowiło to jakąś przeszkodę dla niemieckiego państwa, które odcina się wszelkimi siłami od faszystowskiej przeszłości.


Nawet przez myśl mi nie przyszło, żeby spróbować tego fascynującego życia w swoistym "rogu obfitości".



No, dobra - gdzieś z tyłu głowy zawsze miałam w pamięci wróżdę - przekleństwo tego dziadka, który wrócił z obozu z ciężką gruźlicą i do śmierci nie pozwolił nikomu z nas spojrzeć w stronę tej części rodziny, która dała się złamać, kiedy podstawiono jej pod nos ewidentnie niemieckie dokumenty pradziada. Nie pozwalał nam spojrzeć nawet na ich trumny.



Tu była Ojczyzna moja i moich dzieci, lepsza czy gorsza - bez znaczenia .Byłam z niej dumna: z jej witalności, z niewątpliwej, nieprawdopodobnej żywotności, odbudowy zniszczeń wojennych, ale także z jej urody. Kiedy jechałam przez pół Polski do rodzinnego miasta, wczesnym czerwcowym świtem dzieci spały zasłużonym snem podróżników, a ja, chwilowo wolny człowiek, gapiłam się na krajobrazy za oknem i byłam zachłyśnięta niedocenianym pięknem tego kraju.



- Popatrz - łapałam męża za rękę na kierownicy, czego oczywiście nie znosił - gdyby tu, na tej łączce postawiono jakiś pensjonat, ludzie przysięgliby, że nigdzie nie widzieli nic piękniejszego! Że właśnie tu byli najszczęśliwsi!


 


A  tuż, za następnym laskiem była następna taka łączka...



Jest taki dialog w "Dewajtis", kiedy młodej, dopiero co przybyłej Amerykance nie bardzo podoba się biedny kraj przodków, a jej towarzysz ( Marek Czertwan, jeśli ktoś zapomniał)  odpowiada: "Na placówkach nie gracuje się ścieżek".


Moje pokolenie tak traktowało Polskę - jako placówkę, wyłonioną wiele razy z otchłani, gdzie powinno jej już braknąć sił. Ale nie brakło.


 Może mało było tych gracowanych ścieżek, ale to i tak był mój kraj.



A komuna? Mniej - więcej traktowaliśmy ją tak:



 Do drogerii wchodzi klient i zwraca się do kierownika:


- Towarzyszu, poproszę żyletki.


- Nie ma.


Po wyjściu klienta pracownica mówi:


- Ale przecież mamy żyletki!


- Jak on taki towarzysz, to niech się sierpem goli.



Oczywiście płakaliśmy nad grobami pomordowanych, ale do śmierci ten kraj już przywykł. Wystarczy raz w roku iść na Powązki Wojskowe...



Jednak od pewnego czasu zaczynam żałować, że niepotrzebnie naraziłam moje dzieci na życie w tym czymś, co miały kochać i szanować,  co dziś okazuje się niemożliwe. Moje dzieci są Europejczykami, mogą mieszkać i pracować wszędzie, zmywak nie musi być ich "powołaniem", ale nauczyłam je kochać Polskę. A teraz się jąkam - i brak mi argumentów.



Jak mam im wytłumaczyć, że każde słowo wygłoszone przez przedstwicieli rzadzących jest bluzgiem, cynizmem, oszustwem? Jak wytłumaczyć bezczelne uśmieszki ludzi, którzy dla doraźnych korzyści wyborczych oskarżyli niewinną minister Lubińską - i poczytuja to sobie za zasługę "partyjną"?


 


 


"Był tydzień wyborów i wiedzieliśmy, że


mamy jeden słaby punkt. Kontrowersję wokół mieszkania komunalnego,


które zostało Krzystkowi przyznane. Wyciągnął to PiS. Ich kandydatką


była Teresa Lubińska. Było tylko kilka godzin, żeby im "oddać".


Posadziłem kilka osób przed komputerem i kazałem szukać. No i


znaleźliśmy: sprawę umorzenia przez Ministerstwo Finansów długów


pewnego działacza Samoobrony. Gdy oskarżyłem o to Lubińską,


wiedziałem, że to nie ona podejmowała decyzję, i że potem pewnie


będę musiał przepraszać. Ale efekt został osiągnięty".



 Z całą pewnością. Ten cwaniak reprezentuje dziś nas w PE, a żadna telewizja nie ma oporów, aby uznać go za dyskutanta -"moralistę".



Jaka jest rola prokuratorów, jaka sprawiedliwość, usankcjonowana przez prawo, które wprost w oczy zdumionemu narodowi mówi, że kłamliwe zeznania wysokich urzędników państwowych, złapanych w końcu "na licu" na oczach całej Polski, niszczące prowadzone śledztwo - są uprawnione,  a kłamcy śmieją się nam w nos z ekranu telewizora?



Co mam powiedzieć, kiedy moje dzieci są już osobami rozumnymi, o sprawiedliwości dla wybranych? Bo przecież nie każdemu dana jest t a k a  "sprawiedliwość" prokuratury, która toleruje i usprawiedliwia łgarstwo oskarżonych w prowadzonym przeciw nim śledztwie?



Jaka to sprawiedliwość, ktora uznaje za dobry dowcip umieszczanie flagi państwowej, barw, pod którymi umierali Polacy na wszystkich frontach - w psim gównie? Co to za sąd, który uznał to za dobry kawał?



Co to za kraj, który niszczy przemysł, zbudowany w tragicznie ciężkim dwudziestoleciu międzywojennym, kosztem ofiary całego narodu, zniszczonego straszna wojną? Jak mam powiedzieć dzieciom, że nawet przez moment nie wierzę w totalną niemożność, natomiast głęboko wierzę, że stało się to w interesie kilku aferałów? I mam tylko cichutką nadzieję, że j e d n a k nie mam racji. Bardzo bym chciała jej nie mieć, ale doświadczenie mnie uczy niewiary w każde słowo aferałów, którzy potraktowali ten kraj jak szybki, natychmiastowy łup.  



Ta lista byłaby bardzo długa.Nie chcę jej kontynuować, ponieważ uderza we mnie, w moją decyzję o pozostaniu w Polsce, w głupią miłość, którą zaraziłam dzieci, w dodatku nie tylko moje - bo moje poniosły to dalej. Co mam powiedzieć dzieciakom, które - póki co - pracują i uczą się w całej Unii, ale ich marzeniem jest powrót "do domu", nawet jeśli nie będzie to dom , z którego wyjeżdżały "szczeniętami" ciekawymi świata, w którym ośrodkiem życia była jeszcze mama? Ta mama, która wrobiła ich w tę miłość i w tę tęsknotę, a teraz nie wie, jak im powiedzieć "nie wracajcie"?



Bo oni wierzą, że to właśnie tu jest ich dom. Wierzą, że ma być, jak w słowach poety, z którym czasem, dla zabawy, siadały na łódzkiej ławeczce. Wielkiego poety, który wcale nie musiał być Polakiem, ale nim był - do bólu.



 JULIAN   TUWIM


Modlitwa


(fragment poematu Kwiaty polskie)



Chmury nad nami rozpal w łunę,


Uderz nam w serca złotym dzwonem,


Otwórz nam Polskę, jak piorunem


Otwierasz niebo zachmurzone.


Daj nam uprzątnąć dom ojczysty


Tak z naszych zgliszcz i ruin świętych,


Jak z grzechów naszych, win przeklętych.


Nich będzie biedny, ale czysty


Nasz dom z cmentarza podźwignięty.


Ziemi, gdy z martwych się obudzi


I brzask wolności ją ozłoci,


Daj rządy mądrych, dobrych ludzi,


Mocnych w mądrości i dobroci.


Pysznych pokora nich uzbroi,


Pokornym gniewnej dumy przydaj,


Poucz nas, że pod słońcem Twoim


"Nie masz Greczyna ani Żyda".



Piorunem ruń, gdy w imię sławy


Pyszałek chwyci broń do ręki,


Nie dopuść, żeby miecz nieprawy


Miał za rękojeść krzyż Twej męki.


Niech się wypełni dobra wola


Szlachetnych serc, co w klęsce wzrosły,


Przywróć nam chleb z polskiego pola,


Przywróć nam trumny z polskiej sosny.


Lecz nade wszystko - słowom naszym


Zmienionym chytrze przez krętaczy


Jedyność przywróć i prawdziwość:


Niech prawo zawsze prawo znaczy,


A sprawiedliwość - sprawiedliwość

http://mona11.salon24.pl/
Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika joanna

1. Co mam powiedzieć dzieciom?

Czym chata bogata Tym rada...
joanna
avatar użytkownika eniac

2. @Mona

Niestety,ma Pani rację,(której by Pani wolała nie mieć). Przeżywam to samo co Pani, nasze doświadczenia są bardzo podobne. Pozdrawiam!
eniac