Największe kłamstwo modernizmu - bezwarunkowa Boża miłość czyli detronizacja Chrystusa Króla

avatar użytkownika Jaacek2

Niestety, ale mit o bezwarunkowej miłości rozpowszechnił sie już szeroko, i każda wypowiedź podobna do tej – negująca ten mit – jest z góry osądzana bardzo zdecydowanie i niemiłosiernie – a więc niejako właśnie bez owej mitycznej bezwarunkowej miłości.

 

Dobre samopoczucie, które ogarnęło większość posoborowych entuzjastów bierze się z prosto-błędnego przekonania wypływającego z dwóch popularnych, lubianych i powszechnie akceptowanych prawd: że Bóg bezwarunkowo kocha wszystkich ludzi oraz, że Bóg chciałby zbawienia wszystkich ludzi.

 

Prawdę tą można wyrazić jeszcze ogólniej: Bóg kocha wszystkie stworzenia, które stworzył z miłości, również anioły, w tym i anioła upadłego – szatana; i co z tego, skoro szatan siedzi w piekle? w stosunku do ludzi moderna wywija „argumentem” że Kościół jeszcze o nikim oficjalnie nie stwierdził, że został potępiony; myślę, że w przypadku diabła-szatana sprawa jest prosta i jednoznaczna.

 

Naiwne przekonanie o bezwarunkowej Bożej miłości, jako środka wystarczającego do zbawienia bierze się z niezrozumienia czym jest miłość; pomocne będzie przypomnienie o miłości niespełnionej, którą wszyscy znają i rozumieją; z Miłością przez wielkie „M” jest podobnie; jest ona relacją pomiędzy osobami; warunkiem koniecznym jest zarówno miłość ze strony Boga (która bezapelacyjnie jest), jak również miłość ze strony człowieka (jako odpowiedź na Bożą miłość).

 

Bóg ze swej natury niezawodny i stały jest rzeczywistym dawcą bezwarunkowej miłości, ale aby zaistniała relacja, która jest istotą miłości musi być spełniony warunek ze strony człowieka; i o tym właśnie często się zapomina, bądź pomija.

 

Warunkiem który musi spełnić człowiek, aby relacja miłości zaistniała, jest pozytywna odpowiedź na tę miłość wyrażająca się w uczynkach miłości; w uczynkach miłości względem Boga i względem bliźniego; Boga należy kochać całym sobą, a bliźniego, jak samego siebie.

 

Miłość nie może być więc wyalienowana, ani samolubna; ze swej natury to relacja pomiędzy osobami, pomiędzy Bogiem a ludźmi i pomiędzy ludźmi – od rodziny i miłości rodzicielskiej i małżeńskiej, do społeczeństwa czyli kształtowania życia społecznego zgodnie z wymogami  miłości określonymi przez Boga.

 

Ogólnie uważamy, że władza pochodzi od Boga; nawet ateiści uważają, że władzy należy się posłuch i szacunek; w wielu stanach USA istnieje prawo dopuszczające tzw. późne aborcje, i cały czas są kolejne zgłoszenia i w zasadzie w miarę stałe zapotrzebowanie społeczeństwa na tego typu egzekucje; u nas również często argumentuje się podobnie – jeśli zlikwidujemy możliwość aborcji całkowicie, powstanie podziemie aborcyjne ze szkodą dla zdrowia kobiet (matek?).

 

Jeśli prześledzić zależność ilości wykonywanych aborcji w zależności od stopnia ich zalegalizowania, to okaże się, że im przepisy bardziej liberalne, to aborcji jest więcej, a im bardziej restrykcyjne, tym mniej; i tutaj wstawiany jest niemalże z automatu argument, że ilość ogólna jest podobna, a jedynie zmienia się (zmniejsza) ilość aborcji przeprowadzanych nielegalnie (szara strefa).

 

Nikt nie jest w stanie podać ile było wcześniej, a ile obecnie aborcji w szarej strefie – czyli w tajnym nielegalnym zakonspirowanym podziemiu aborcyjnym, ale i tak propaguje się taki pogląd w ramach „edukacji seksualnej” społeczeństwa.

 

Poglądy takie wpisują się w lewacko-demo-liberalną ideologię państwa neutralnego religijnie; wynikają z apriorycznie przyjętych aksjomatów o braku przełożenia stanowionego prawa na jakość etyczną życia społecznego, wynikającego z indywidualizmu etycznego (ubranego w wolnościowe prawa człowieka) oraz w realność tej całej utopii o neutralności światopoglądowej państwa.

 

Fakty zaś mówią coś przeciwnego; weźmy dla porównania prawo legalizujące tzw. miękkie narkotyki w Holandii; ilość ćpunów nie uważających się za ćpunów oraz dilerów nie uważających się za dilerów w sposób zauważalny wzrosła w porównaniu ze stanem sprzed wprowadzenia tego prawa, jak  i w stosunku do krajów sąsiednich, gdzie handel narkotykami jest nadal nielegalny; jeszcze i tutaj można próbować zakłamywać rzeczywistość „domyślając” się, że np. i w Polsce jest podobna liczba ćpającej młodzieży, ale ukrywają się w obawie przed złapaniem i karą.

 

W takim razie porównajmy ilość ludzi jeżdżących w pasach bezpieczeństwa przed stosowną ustawą i po wprowadzeniu nowego prawa; ewidentnie wzrosła, gdy zlikwidowano dowolność, pomimo że część ludzi głośno wyrażała swoje niezadowolenie z w prowadzonych regulacji; te i dziesiątki innych przykładów, każdorazowo dowodzą, że istnieje wpływ prawa stanowionego na jakość etyki życia społecznego; dlatego twierdzenie, że wpływ ten jest nieznaczny, pomijalny, nieistotny lub że go w ogóle nie ma – jest kłamstwem, bądź skrajną ignorancją.

 

Podobnie przekonanie o wyższości zasad etycznych panujących „w sercach” poszczególnych ludzi w oderwaniu od zasady kreowania zasad etycznych przez prawo państwowe jest opinią z gruntu fałszywą i naiwną; zawartość ludzkich serc to mieszanina naszych żądz i świadomych zachowań wprowadzanych tam przy pomocy rozumu.

 

To skrajnie indywidualistyczne przekonanie o tym, że większość lub wszystkie serca zaczną w sposób nie skoordynowany z zewnątrz, pozbawiony wskazówek i sugestii bić w jednym rytmie i to w rytmie katolickim, jest bzdetem do potęgi.

 

Tak jak rolą Kościoła jest uczyć ludzi etyki, tak rolą państwa tworzonego przez tych samych ludzi jest sankcjonować tę etykę w formie prawa; przeświadczenie o Boskim pochodzeniu władzy jest dodatkowym argumentem dla katolika, a dla ateisty jest również oczywistością, że władzy należy się szacunek i posłuch.

 

Z takich właśnie obserwacji i rozmyślań wyniknęła nauka o społecznym panowaniu Chrystusa; nie wiem jakim sposobem część katolików wprzęgnięto w propagowanie lewackich hasełek o szkodliwości takiego społecznego panowania, ale jest faktem, że część pozornie nawet dobrych pobożnych ludzi walczy z krzyżem – mówiąc w przenośni – walczą o to samo, co lewica i demo-liberałowie ateiści – o usunięcie Chrystusa z przestrzeni publicznej – czy to będzie krzyż na szkolnej ścianie, czy ustawa oparta o katolicką etykę.

 

Tak doszliśmy do ściany, która nie pozwala nam dalej się cofać; wszak warunkiem zbawienia nie jest leżenie do góry brzuchem, tylko pełnienie uczynków miłości – w wymiarze społecznym właściwa jest tylko jedna odpowiedź – zabieganie o społeczne panowanie Chrystusa Króla.

Christus vincit! Christus regnat! Christus imperat!

napisz pierwszy komentarz