Jak trafić do zakutych łbów Tradsów?

avatar użytkownika Jaacek2

Nawet skrupulatni tradycjonaliści przyznają, że około 80% dokumentów SV2 jest bardzo dobrych i pięknych; pozostałe 20% wymaga zaś doprecyzowania, w jaki sposób powinny być interpretowane aby ukrócić złą praktykę podpierania nieortodoksyjnych poglądów rzekomym ich źródłem w tychże dokumentach.

 

Z drugiej strony zarzuty do tradycjonalistów w skrajnych przypadkach sięgają sugestii o wykluczeniu ich z Kościoła, czyli niezgodności stu procentowej; jest to zapewne przesadne, ale mało kto dałby więcej niż 50% zgodności.

 

Czemu występuje taka kolosalna różnica w ocenach? wynosi ona aż 30%. w rzeczywistości jest jeszcze większa; już na pierwszy rzut oka widać, że po dodaniu owych 50% brakującej (w opinii posoborowych) katolickości do rzetelnie ocenionych, posiadanych 80%, wynik wyniesie 130%.

 

Tajemnicze 30% nadwyżki to tak zwany duch soboru; są to nadinterpretacje i wynikające z nich nadużycia dokumentów SV2; tak więc problem nie leży, żeby tradsi doszlusowali 50% do zrównania z posoborowymi katolikami, tylko na obopólnym ruchu obydwu grup w kierunku dośrodkowym; co ciekawe szacunki te wskazują, że odchylenie posoborowych katolików jest znacznie większe od odsądzanych od czci i wiary tradsów.

 

Jak wspomniane było na początku, wszystko wskazuje na to, że interpretacje spornych kwestii przybliżą punkt styczny w kierunku tradycji, co jeszcze bardziej wydłuży drogę do normalności zmanierowanemu katolicyzmowi posoborowemu.

 

Analiza przełożenia i przekładania zaleceń Soboru na konkretną praktykę życia Kościoła potwierdza, że ilość niezgodności i wynaturzeń sprzecznych z dokumentami Soboru jest olbrzymia; przy czym tradsi otwarcie i w duchu prawdy i miłości, usiłują opanować tę sytuację, a strona posoborowa długi czas w ogóle nie przyznawała, że jakikolwiek problem istnieje; postawa taka, nacechowana fałszem i zakłamaniem, nie dość, że opóźnia rozpoznanie problemu, to wyrządza olbrzymie szkody w religijności ludzi, którzy w dobrej wierze ulegają sugestiom płynącym z tak zatrutego źródła.

 

Z jednej strony mamy więc tradycjonalistów, z drugiej zaś modernistów; ta podwójna perspektywa zmienia całkowicie optykę problemu; nie ma już zacofanych, starych i niemodnych tradsów; są wierni tradycji katolicy oczerniani i sekowani przez modernę.

 

Obserwacje zdroworozsądkowe zdają się potwierdzać taki stan rzeczy; bo jak to możliwe, że do Kościoła powracają Anglikanie i prawosławni z Bułgarii, a nie mogą powrócić katolicy wierni tradycji? a ci ostatni z definicji są kwintesencją Kościoła; jeśli więc definicje i zdrowy rozsądek nie kłamią, wytłumaczeniem tej anomalii jest sztuczna manipulacja przy „rdzeniu głównym”, przy kręgosłupie Kościoła, którym jest doktryna.

 

Pojawia się problem techniczny, jak zaplanować powrót? zanim zakończone zostaną badania i dyskusje nad ostatecznym kształtem właściwej interpretacji dokumentów soborowych, mamy sytuację pewnej dezorientacji; ale pewne rzeczy już wiemy: odchylenia modernistyczne na pewno są złe; tradycja na pewno jest dobra i katolicka; więc nawet jeśli nie wiadomo, gdzie wypadnie ostatecznie ów punkt styczny, wiadomo, że należy przemieszczać się w kierunku Tradycji.

 

I tym optymistycznym akcentem kończę ten lekko żartobliwy wpis, życząc wszystkim miłego łykendu, jako i mnie się szykuje w gościnie u brata.

 

Acha, i rozwiązanie zagadki: trzeba zacząć myśleć jak tradsi.

napisz pierwszy komentarz